Skip to content

Wątek o Łodzi

edytowano October 2018 w Forum ogólne
Kolega Expectans rzucił pomysł, że taki osobny wątek by się przydał. Okazją do tego jest odprysk dyskusji o wyniku wyborów samorządowych oraz o mieszczanach, Zdanogrodzie i narodzie.

Tak więc jest wiele pytań i spraw do omówienia, w tym:
- Czy i czym się Łódź wyróżnia i dlaczego?
- Dlaczego PiS i Dobra Zmiana tak sromotnie w Łodzi przegrała, a w sejmiku wojewódzkim wygrała, przełamując wieloletnią dominację lewicy i totalnych.?
- Czy Łódź jest mieszczańska, czy chłopska i czy bardziej niż inne duże miasta w Polsce?
- Czy Łódź była dobrym przykładem i wzorcem integracji wielu nacji i kultur? Czy coś z tego nadal trwa?
«1

Komentarz

  • O, bardzo dziękuję za założenie wątku :)
    Czy i czym się Łódź wyróżnia i dlaczego?
    W Łodzi spędziłem łącznie 14 lat (studia i praca) rozdzielonych roczną przerwą. Przyjechałem tam w 2003. Wtedy miasto nie wyglądało zachęcająco i było świeżo po aferze łowców skór. Zaraz po rozpoczęciu studiów zdarzyła się jeszcze sprawa zastrzelenia człowieka na juwenaliach. Po ulicach biegały bandy dresów, a niedaleko mojego akademika widać było fundamenty kiosku, który został spalony kilka miesięcy wcześniej. Mimo wszystko powoli zaczynało mi się tam podobać. Szczególnie zapadła mi w pamięć piękna procesja Bożego Ciała na moim osiedlu (parafia Chrystusa Odkupiciela).
    Potem miasto powoli zmieniało się na lepsze - przyspieszyło to zauważalnie po otwarciu Manufaktury. Za jakiś czas odwołano Kropiwnickiego i przyszła Zdanowska (pamiętam jeszcze z tego czasu wyjątkowo stronniczą audycję nt. Łodzi w Radiu Maryja - autentycznie mnie zdenerwowała). Pierwsze, co dało się zauważyć po tej zmianie, to poprawa działania komunikacji miejskiej - może nie jakaś gigantyczna, ale zaczął panować względny porządek. Następnie Mia100 Kamienic (OIDP) - centrum odzyskiwało kolory.
    I ma się wrażenie, że z każdym rokiem wszystko przyspiesza - Fabryczna, Brama Miasta. Niedługo Rynek Kobro, kompleks na rogu Narutowicza i Kilińskiego. Plus jeszcze drobne rzeczy, jak np. woonerfy - najładniejszy obok Akademii Muzycznej - 1. Maja i kawałek Wólczańskiej. Pamiętam tamto miejsce, jak wyglądało 15 lat temu, i nie dziwię się, że ludzie mają poczucie, że miasto się zmienia na lepsze.
    W zasadzie najbardziej zżyłem się z Łodzią przez ostatnie 4 lata, szczególnie odkąd zacząłem jeździć ścieżkami rowerowymi i poznałem masę nowych, pięknych miejsc. Gdybym jeszcze został rok dłużej, to już chyba nie miałbym siły się stamtąd przeprowadzać.
    Zaletą Łodzi jest pewna prowincjonalność. Mimo że jest to ogromne miasto, to jednak nie przytłacza tak, jak np. Warszawa. Zabudowa nie jest przesadnie wysoka (co niektórzy mogą uznać za wadę, szczególnie, że architekci miejscy tego mocno pilnują - vide narzekania na skyscrapercity w dziale łódzkim) i dość spójna w ramach poszczególnych dzielnic (np. w centrum mieszanka typowych dziewiętnastowiecznych kamienic, secesji i bardzo dobrego międzywojennego modernizmu, który się między poprzednie znakomicie wpasowuje). Ponadto dużo parków (jeśli spojrzeć na mapę, to można zauważyć niemal nieprzerwany pas zieleni przecinający miasto z zachodu na wschód, na wysokości Manufaktury), pałacyków w zupełnie niespodziewanych miejscach itd.
    Dlaczego PiS i Dobra Zmiana tak sromotnie w Łodzi przegrała, a w sejmiku wojewódzkim wygrała, przełamując wieloletnią dominację lewicy i totalnych
    PiS w Łodzi jest zupełnie niewidoczny. Jeśli robią jakąś akcję, to wygląda to zwykle na wymuszoną zadymę. Brakuje kogokolwiek, kto byłby kojarzony z "parlamentarnym" PiSem - nawet przy parlamentarnych jest z tym problem, a co dopiero przy lokalnych - praktycznie same no-name'y. Miasto się rozwija, co widać na co dzień, o aferach za bardzo się nie słyszy. Gdyby nie to, że platforma wuje, to sam pewnie bym zagłosiował na Zdanowską, gdybym głosiował w Łodzi. Tym bardziej, że Zdanowska na tle swojej partii wygląda dość przyzwoicie. Absolutnie mnie jej wynik nie dziwi.
    Czy Łódź jest mieszczańska, czy chłopska i czy bardziej niż inne duże miasta w Polsce?
    Tego nie wiem. Dowiedziałem się tylko, że na moim byłym osiedlu (osiedle Reja, przy Żubardzkiej) mieszka dużo byłych milicjantów z rodzinami - co ciekawe frekwencja na mszach była całkiem duża, z tym że z przewagą emerytów.
    Czy Łódź była dobrym przykładem i wzorcem integracji wielu nacji i kultur? Czy coś z tego nadal trwa?
    Nie zauważyłem wielokulturowości, poza tą historyczną.
  • Zaglądam do Łodzi nieczęsto ale od 28 lat. Z pobytów i kontaktów ze zwykłymi ludźmi jedyne co mi się nasuwa to porównanie do Detroit. Inne przyczyny inni ludzie ale skutki podobne, choć na różnym etapie zaawansowania. Dworzec, Manufaktura, remont Piotrkowskiej itd. nic nie zmieniają strukturalnie, Łódź powoli umiera, co widać wszędzie poza tymi kilkoma strategicznymi miejscami. Jeżeli coś się buduje, to najczęściej w rozpadającym się otoczeniu. Nie rozumiem fenomenu osiedla powstającego na Drewnowskiej z mało sympatycznym widokiem z każdej strony. Stare kamienice w większości nie są remontowane, prawdopodobnie pokutuje sprawa braku dawnych właścicieli. Już blokowiska w większości mają się lepiej.

    Nie ma już Łodzi z czasów komuny ani Łodzi z dwudziestolecia, uwiecznionej w literaturze. Zostały artefakty i ludzie żyjący po prostu z pokolenia na pokolenie. Statystyki mówią, że duża część mieszkańców ucieka.

    Zaryzykuję hipotezę (choć ryzyko niewielkie), że różne wyniki wyborów miasto vs sejmik biorą się z konfrontacji stolicy województwa z prowincjąi. Tak jak w większości województw.
  • edytowano October 2018
    Myślę że Expectans dobrze uchwycił i wyjaśnił przyczynę zwycięstwa Zdanowskiej.

    Łódź powoli umierała to prawda. Czy umrze ? Być może te wieści są przesadzone. Taką mam nadzieję. Ludzie, my mamy tendencje do niedoceniania, a nawet niedostrzegania rzeczy oczywistych Pisałem o tym kilka razy. Streszczę argumenty za odżyciem Łodzi:
    - wreszcie wykorzystywane centralne położenie: skrzyżowanie autostrad już jest, a one wiodą z portów Trójmiasta na południe do Włoch i na Bałkany oraz z Niemiec do Wilna i w kierunku Rosji
    - wreszcie inwestycje w kolej i też skrzyżowanie szlaków - tunel pod miastem ściągnie tu większość ruchu pasażerskiego z zachodu na wschód, a może jednak też jakiś ruch towarowy z Chin
    - CPL jeśli powstanie doda się do tego
    - Łódź już jest dużym hubem Polski - tu ciągną centra logistyczne, produkcja wielkogabarytowa, back offisy i centra usług wspólnych
    - Łódź chyba wreszcie przestała głupio konkurować z Warszawą, a zaczęła ją uzupełniać - wspomniane centra biurowe, wreszcie zaplecze hotelarskie, ciekawe rozrywkowo, rekreacyjnie, architektonicznie i kulturalnie duże centrum, coraz lepsze usługi miejskie i infrastruktura medyczna, oświatowa i naukowa zaczynają tu ściągać kongresy, wystawy, imprezy sportowe i kulturalne, a nawet turystów. To wszystko jest w środku Polski niecałe 3 godziny od Krakowa, 2 od Wrocławia i Poznania, 3+ do Trójmiasta i 1 + do Warszawy i sporo taniej niż tam.
    - dużo studentów, niezłe uczelnie - pełen zakres kierunków - tu warto inwestować
    Tyle na razie
  • bardzo ciekawy watek.
  • Garść uwag o wielokulturowości Łodzi. rzeczywiście obecnie jest prawie jednoetniczna. To historia, której publicznym uzewnętrznieniem jest Festiwal Czterech Kultur.
    Tej rosyjskiej już od dawna nie ma. Wyprowadziła się po I WŚ, a po drugiej przyszła radziecka, symbolizowana przez TPPR i jego pofabrykancki pałacyk naprzeciw Dworca Fabrycznego. Ta się nie przyjęła zbytnio. No chyba żeby w głowie Jońskiego z SLD i paru jego kolegów. Poza ładną cerkwią też koło dworca nie wiem czy zostało cokolwiek.
    Co do Żydów to jednak jest ich trochę - pewnie z setka, maksimum kilka setek.Znacznie więcej jest rodzin z jakimiś związkami z Żydami łódzkimi. Na przykład brat mojej babci od strony mamy, z rodziny o pochodzeniu niemieckim, miał zone Żydówkę. Znałem babcię Lucynę jako dziecko, bo udało się ją w Łodzi zakamuflować przez cała wojnę chociaż jej mąż zmarł przed. Niestety byli bezdzietni.
    Niemcy wyjechali, ale spolonizowani zostali w części. To naprawdę kosztowało dużo zostać. Moja rodzina miała potworne problemy bo część w czasie wojny podpisała volkslistę i wyjechali przed frontem. Dlatego to był u mnie w domu temat przemilczany, może nie tabu ale nikt o tym nie rozmawiał. Też jako dziecko widywałem ich jeszcze kilka razy na cmentarzu. Zdawkowe ukłony i tyle. Nie wiem kim są, co robi młode pokolenie, gdzie mieszkają. Dostrzegam jednak czasem w sobie paskudny niemiecki charakter, a może to tylko cecha rodzinna. Od dziadka jesteśmy Polakami, a ze strony mamy chyba od pradziadków.
    Nowa wielokulturowość to liczni Ukraińcy, mniej liczni Kurdowie i przybysze z Kaukazu i coraz liczniejsi przybysze egzotyczni. W różnych centrach usług wspólnych i korporacjach pracują Hindusi, Włosi, Chińczycy, Portugalczycy i inni. Jest dużo studentów ze Wschodu, Azjii i Afryki. Jest trochę przybyszy z UE i USA głownie na staże, w programach pomocowych i do nauki języków.

    Sam jestem ciekaw czy dawne doświadczenia współistnienia i współpracy będą kontynuowane. Czy to jest wartość trwała, która Łódź wyróżni? To współistnienie było trudne i wcale nie bezkonfliktowe, ale się nie mordowali i byli w stanie razem pracować i robić interesy.
  • Dodam małą cegiełkę.

    Moi czescy, głodujący w Sudetach, przodkowie przybyli do Łódźi jeszcze w czasach pre-fabrykanckich, tzn. kiedy tkactwo dopiero raczkowało chałupniczo. Przed 1830 r.

    Zanim się spolonizowali, (w moim przypadku przez mieszane małżeństwa - tylko pierwsze pokolenie żeniło się wewnątrz grupy etnicznej, potem już z Pol(a)kami), to najpierw się powierzchownie zgermanizowali. Poczynając od nazwiska. Nie potrafię zrozumieć tego mechanizmu inaczej jak to, że w pierwszej połowie XIX wieku (i) status społeczny Niemców był (w Łodzi) wyższy niż Polaków i (ii) lingua franca był niemiecki. Zarówno w fabryce, w kosciele jak i w życiu codziennym (poza domem).

    Starszy brat mojego dziadka rozmawiał ze swoim dziadkiem (urodzinym już w Polsce) po czesku. I znał czeski do końca życia.

    Mi zostało mi już tylko "ano".
  • Ano. Sprawdziłem na pomniku i rzeczywiście mi się coś poplątało. To nie był 1828. Może mi się pomyliło z datą urodzin mojej mamy sto lat później? W każdym razie ten mój przodek urodził się w 1816 w Czechach, a zmarł w 1881 w Łodzi. Wszystko ładnie po niemiecku gotykiem wypisane. Rodzina mamy też z Czech przyjechała ale nie znali się wtedy. Przed wojną rodzina ojca to byli rzemieślnicy, no minifabrykanci podupadli. Rodzina mamy to było o oczko wyżej - wykształceni, urzędnicy państwowi, międzywojenna inteligencja. Byli piłsudczykami.
    Zdałem sobie sprawę że zabieram się do tych niemieckich korzeni podświadomie niechętnie. Powody podałem wyżej. Dziadek od strony ojca był już zdeklarowanym Polakiem. Przed wojną endek i antysemita ale werbalny bo w wojnę uciekł z Generalnego Gubernatorstwa do Warszawy przed ową volkslistą właśnie i nagłym przypływem niemieckości u części rodziny. Pisałem już że wziął udział w Powstaniu po naszej stronie, przeżył, przeszedł Buchenwald, wyzwolenie przez Amerykanów, chyba 2 lub 3 lata w Anglii i wrócił. Zmarł rok po moim urodzeniu schorowany i zaszczuwany tym razem przez komuchów. Tata został wywieziony na roboty do Niemiec jako Polak i tam przepracował ponad rok w fabryce karabinów w Turyngii. Wyzwolony też przez Amerykanów wrócił do Łodzi.
    Nas polskość dużo kosztowała i ją cenimy. Nie wiem czy chcę wracać do tych korzeni. Zostaliśmy przesadzeni, a może zasiani tutaj. To jest moja Ojczyzna i moje miasto. Nazwisko też mamy polskie z wyboru. Na tamtym pomniku jest inne. Nie chcę szukać tamtych korzeni chyba. Jeśli tym się zainteresuję to może aby zrozumieć. Owszem zrozumieć jak stali się Polakami, ale to czuję i nie muszę znać szczegółów. Bardziej dlatego że moi rodacy, znaczna część,w tym ci rdzenni od dziesiątków pokoleń, tak są wobec Niemców służalczy, takie mają kompleksy, tak bardzo chcieliby być jak oni. Po co? Dlaczego?
  • Pewnie nic to nie wniesie do opisu miasta, ale Łódź kojarzy mi się z opowieścią jednego kolegi, którego nie przyjęto na studia trzeciego stopnia na UŁ z powodu niewłaściwej płci. Tak władze wydziału pojmowały dekadę temu walkę o równouprawnienie kobiet, że postanowiły (poza kilkoma wyjątkami) nie przyjmować chłopaków. Gdyby taki argument nie padł wprost w prywatnej rozmowie z kadrą wydziału trudno byłoby uwierzyć.
    Rok wcześniej podobna próba upadła, bo UŁ na dzień przed końcem składania dokumentów zdecydował o nieuruchomieniu tego kierunku studiów.
    Kolega ów pewnie do końca życia będzie omijał to miasto szerokim łukiem.
  • edytowano November 2018
    No lewactwo jest w Łodzi silne. Szczególnie na Uniwersytecie na kierunkach "humanistycznych". Córkę moich przyjaciół zaszczuli na kulturoznawstwie bo katoliczka z objawami wiary. Nękali ją, nie przyjmowali esejów itp. W końcu zrezygnowała. Jest w depresji, powoli wychodzi pracując w MOPS.
    UŁ to jest zjawisko w Łodzi nowe. Przed wojną nie było żadnej wyższej uczelni, jak nie liczyć handlówki bo to raczej zawodówka była. Tak więc tradycja uniwersytecka w Łodzi jest czerwona - komunistyczna. Po 89-tym oczywiście nie było dekomunizacji i lustracji więc złogi mają się dobrze - na prawie, częściowo ekonomii i socjologii, filozofii, różnych kulturo i innych znawstwach, chyba na ASP i częściowo w filmówce, nie wiem dokładnie jak na politechnice i Uniwersytecie Medycznym, ale chyba lepiej bo tam jednak merytoryka. . Częściowo to nie komunistyczne złogi tylko postępackie naśladownictwo i agresja pokolenia 68. No są rodzynki i na początku, jak Łódź była de facto stolicą, trochę przedwojennej profesury przyjechało. Coś tam z tego zostało.
  • W Łodzi bywam rzadko, ale zawsze z przyjemnością.

    Dwie ciekawe dorzucę rzeczy:

    Otóż był kiedyś w Rzepie duży tekst o Łodzi i Wrocławiu, gdzie redaktor pokazywał, że we Wrocławiu PPR bardzo łatwo i szybko się zainstalowała, a w Łodzi było znacznie trudniej. Dlaczego? Ano, tradycje robotnicze i mocna PPS.

    Z tymi tradycjami, to mi jeden znajomy opowiadał, że miał dziadka, który był niesamowicie stary i żywotny. Brał udział w rewolucji 1905 i jeszcze w latach 70. potrafił wpaść do urzędu, wszystkich obsobaczyć i postawić do pionu z okrzykiem: "Mnie, staremu rewolucjoniście z 1905 odmawiacie???"

    Innym razem zaprowadził wnuczka pod pomnik poległych w tamtych dniach i dostał ataku śmiechu, bo, powiada "Ci dwaj to za zabójstwo czapę dostali zanim się w ogóle zaczęło!"
  • Innym razem zaprowadził wnuczka pod pomnik poległych w tamtych dniach i dostał ataku śmiechu, bo, powiada "Ci dwaj to za zabójstwo czapę dostali zanim się w ogóle zaczęło!"
    =))
  • Łódź obumiera po raz kolejny, z przedwojennej wielokulturowej Łodzi nie zostało nic, poza kulturą materialną. Obecni mieszkańcy są jak Włosi w Rzymie, czy Turcy w Berlinie.
    Rewitalizacja Piotrkowskiej to skandal, który pokazuje sztuczność i fasadowość całości obecnych działań, czyli odnawiano kamienice frontowe (bo Piotrkowska to reprezentacyjna ulica, wizytówka bla bla), a oficyny pozostawały w stanie hm.. nienaruszonym ( =)) ) no chyba że zębem czasu i lokatorów.
    Stan Łodzi dobrze oddaje obszar Księży Młynu i okolice Tymienieckiego (rozwalające się hale pofabryczne z miejscami powstawianymi nowymi blokami na zamkniętych osiedlach.
    Obecną Łódź dotknęło przekleństwo Warszawy, czyli chciwi i zdemoralizowani prowincjusze usiłują nadawać ton miastu. (Ponura analogia, to włoskie kurorty z informacjami że do deseru nie podajemy czerwonych wytrawnych win, tylko dla tego że są najdroższe, a wszystko grażdanką).
    Pomimo wielu wyższych uczelni (w tym unikalnych) życie akademickie w latach dziewięćdziesiątych zostało mocno zredukowane do ... melanżu (co nie jest takie złe, o ile nie jest jedyne).
    To co się dzieje obecnie z Łodzią dobrze oddaje 'stajnia jednorożców' i zakończenie wykopu przed Kilińskiego oraz brak wiaduktu nad marszałkami.
    Czy miasto umiera? struktura ludności nie napawa optymizmem, część pomysłów jest dość udana, część udana ale beznadziejnie zrealizowana, część beznadziejna.
    Czy z tego kryzysu wyjdzie? Na razie wychodzi jak Detroit, co nie jest zbyt optymistyczne, choć wcześniej opisywanych atutów jest całkiem sporo.
  • Mędzi i judzi Kolega.

    Piotrkowska nie jest głównym, ani jedynym, ani reprezentatywnym przykładem rewitalizacji. Rzeczywiście zaczęto od fasad i wciąż większość, czy znaczna część podwórzy czy oficyn jest zrujnowana. Tych zrewitalizowanych jest jednak dużo, coraz więcej i są w większości dobrze zrobione i zagospodarowane. Dla porządku - najbardziej reprezentacyjnymi ulicami były obecna Gdańska i Aleja Kościuszki/Zachodnia. To tam były największe i najpiękniejsze gmachy publiczne i palace oraz kamienice. Aleje są nieco popsute z jednej strony i juź nieźle odnowione, a Gdańska w trakcie. Piotrkowska zamarła na wiele lat chyba z uwagi na błedna koncepcję zagospodarowania i potem odpływ ludzi za atrakcjami najpierw do centrów handlowych, a potem do Manufaktury i na Księży Młyn. To jest naprawiane i się zmienia.

    Trzeba sporo złej woli aby się czepiać Księżego Młyna i Tymienieckiego. Sensowna koncepcja, już w dużej części wykonana. Jasne że trzeba burzyć starą zabudowę - tę gierkowska i różne inne socjalistyczne potworki aby zrobić miejsce. Trzeba wypruwać bebechy z XIX to wiecznych fabryk bo są zdewastowane i wszystko poza murem zewnętrznym i niektórymi detalami maja do wymiany.

    Chciwi i zdemoralizowani prowincjusze? No może, ale chyba ich natężenie na setkę ludności tak ze cztery razy mniejsze niż w Warszawie i metropoliach Ziem odzyskanych, w szczególności Wrocławiu i Gdańsku oraz ze dwa razy mniejsze niż w Poznaniu.

    Uczelnie podupadają wszędzie w Polsce, a przynajmniej podupadały. Masówa, system boloński, szalejące lewactwo, kretyńskie granty unijne itp.

    Jednorożce to dość debilna postępacka prowokacja, a na wykop i wiadukt zabrakło kasy. Mam nadzieję że zostaną w przyszłości zbudowane.

    Łódź nie jest, moim zdaniem, Detroit. Tu można próbować coś odbudować, ale są już nowe czynniki wzrostu. Ja bym chętnie widział jednak nieco włókiennictwa i szczególnie przemysłu maszynowego w tym maszyn włókienniczych, maszyn dla przemysłu spożywczego, aparatury medycznej i farmaceutyków itd.
  • Jednorożce to dość debilna postępacka prowokacja
    Ale jaka prowokacja? Chyba mnie coś ominęło. Jak dla mnie ta stacja przesiadkowa jest całkiem ok, na pewno funkcjonalnie. Wiata ma przyzwoitą formę. Kolorowy dach też byłby w porządku, gdyby zrobili prawdziwe barwione szkło, a nie jakieś naklejki (przynajmniej tak wygląda jak naklejone).
    Łódź nie jest, moim zdaniem, Detroit.
    Też tak myślę. Wydaje mi się, że okres wyludniania powoli się zakończy. Może miasto musiało się przestawić z profilu przemysłowego na inny. Na pewno NCŁ, które chyba w końcu ruszyło na dobre, przyciągnie sporo biznesów. Sporo firm mogłoby się - w ramach cięcia kosztów - przenieść z Warszawy.
  • No sam przystanek jest ok. Ja o jednorożcach. To kwestia estetyki i gustów. Tak samo nie lubię Tuwimów w stu kolorach i w kropki.
  • W Łodzi Podoba mi się Łódzka Kolej Aglomeracyjna, dzięki, której ze Zgierza można dojechać do Pabianic.
  • W sam raz dla Tomaszewskiego

    image
  • Waski napisal(a):
    W Łodzi Podoba mi się Łódzka Kolej Aglomeracyjna, dzięki, której ze Zgierza można dojechać do Pabianic.
    No przystanki są stanowczo do poprawy - źle skomunikowane z resztą siec miejskiej, bez parkingów i ze złym dojściem dla pasażerów. Pomysł znakomity, ale źle wykonany. Jak będzie już tunel i przejazd pod miastem może stanowić substytut ringu metra.
  • Nie trzeba tuneli, wystarczy puścić kolej miejską nad ziemią po estakadzie, jak w Detroit.
  • edytowano November 2018
    znowu Ditroit
    a w Niu Jorku też idze górą, widziałem na filmie

    a jest tam rzeczka jaka? w tej Łodzi?
    w Wuppertalu zrobili nad rzeką
  • Wszędzie metro jeździ po estakadach, zwłaszcza w luźnym terenie takim jak większość Warszawy. Tylko Polacy mają jakąś krecią obsesję z kopaniem dziur.
  • Piosenka, nawet dobra.

  • Wsrod znanych mi kilku łódzkich przedsiębiorców panuje po dziś dzień swoiste poczucie tymczasowości, ktore mówi ze nie opłaca sie inwestować w budowę własnej siedziby, hali produkcyjnej, zaplecza warsztatowego, jeno lepiej gnieździć sie latami w którejś ze zdekapitalizowanych półruin, dostępnej z szerokiego katalogu podobnych miejskich obiektów, po przystępnej cenie. Za tym czesto idzie analogiczne podejście do wykorzystywanych maszyn i urządzeń. I nie mam na myśli warsztatu samochodowego, tylko np. zakład produkcyjno-usługowy zatrudniający w porywach koniunktury do stu osób.
    Albo hale wynajmowane dekadami przez syndyka, w których myszy buszujące pod stropem na bieżąco obierają izolację z przewodów zasilających oświetlenie i maszyny. Jest to wszystko tak wygryzione, że mysza stojąca tylnymi nogami na gołej miedzi odsłoniętej przez nieżyjącą poprzedniczkę, gryzie sąsiednią żyłę i w pewnym momencie zostaje usmażona prądem jak wszystkie przed nią. Najemca któremu zgasło światło lub stanęła maszyna, ogranicza się do wymiany bezpieczników. Taki, który ma obrabiarki numeryczne pracujące kilkadziesiąt minut na jeden skomplikowany detal, kupuje agregat prądotwórczy. Ani syndyk ani najemcy nie wydadzą jednej złotówki ponad niezbędne minimum umożliwiające trwanie tej prowizorki na granicy rozpadu. W całej Polsce, jedna skarga do nadzoru budowlanego skończyłaby się natychmiastowym zamknięciem hali. To nie działa w Łodzi wraz z przyległościami.

    Kol. Rafał pisał o pomyśle rewitalizacji branży włókienniczej w Łodzi. O ile wiem, branża nigdy nie zaniknęła, cały czas nienajgorzej funkcjonuje, tylko że w rozmaitych niszach i na niewielka skalę w porównaniu ze stanem sprzed 1989.

    Ze sweatshopami w Bangladeszu Lodz nie jest w stanie konkurować i tej Wisły kijem zawracać nie ma sensu.

  • edytowano November 2018
    los napisal(a):
    Wszędzie metro jeździ po estakadach, zwłaszcza w luźnym terenie takim jak większość Warszawy. Tylko Polacy mają jakąś krecią obsesję z kopaniem dziur.
    Drobny off, w Warszawie metro też głownie jeździ nad ziemią, tyle że dla niepoznaki nazywa się SKM, przystanki są całkiem dobrze ulokowane. Pomysł aby przez centrum metro jechało pod ziemią, a potem nad ziemią jest całkiem skutecznie realizowany, za wyjątkiem odcinka Kabaty-Służew ale to był pomysł komuchów, więc to inna bajka.
    Co do Łodzi, @randolph ładnie opisał sytuację, zapominając tylko dodać, że tak jak maszyny i budynki traktuje się też pracowników. Było w zeszłym roku ładne poskładanie się firmy technologicznej, bo ludzi da się zastąpić, a szkolić ich nie ma sensu.
    Kolej Aglomeracyjna (szkoda, że nie intergalaktyczna) to przykład tego, o czym pisałem a co @Rafał zgrabnie ujął.
    Wykop- jak nie było kasy na poprowadzenie inwestycji, to nie trzeba było jej zaczynać, bo teraz nie ma jak uzupełnić brakującego odcinka bez kolejnego paraliżu miasta.
    Stajnia jednorożców to przykład kretynizmu przez który odcinek Wólczańska-Kilińskiego górą pokonuje się w godzinach szczytu w kilkadziesiąt minut (mój rekord to prawie 30), o estetyce się nie wypowiadam.
    Przemysł włókienniczy miał szanse przetrwać ale podjęto inne polityczne decyzje. Suma po historii jest kontrowersyjna, bo z jednej strony ogromne zniszczenia w tkance miejskiej i społecznej ale z drugiej strony przestało śmierdzieć oraz znacząco poprawiła się jakość powietrza.
    Nawet z tej dyskusji wynika, że Łódź to miasto paradoksów balansujące na krawędzi.

  • randolph napisal(a):
    Jest to wszystko tak wygryzione, że mysza stojąca tylnymi nogami na gołej miedzi odsłoniętej przez nieżyjącą poprzedniczkę, gryzie sąsiednią żyłę i w pewnym momencie zostaje usmażona prądem jak wszystkie przed nią.
    Jestto dowód na fałszywość teorii ewolucji. Jakby była taka ewolucja, to by wytworzyła myszy w butach gumowych.

  • Nic podobnego.

    Ewolucja istnieje, trzeba tylko poczekać pare miliardów lat. Jeśli kto nie ma tyle czasu, moze alternatywnie zanosić suplikacje o przyspieszenie do Matki Natury, jowialnej pomarszczonej starszej pani, chodzącej w długiej spłowiałej sukni i dziurawym letnim kapeluszu.
  • ms.wygnaniec napisal(a):Drobny off, w Warszawie metro też głownie jeździ nad ziemią, tyle że dla niepoznaki nazywa się SKM, przystanki są całkiem dobrze ulokowane.
    Dodam, że zawdzięczamy je śp. Lechowi Kaczyńskiemu - w czasie krótkiej prezydentury w stolicy znacząco poprawiła się komunikacja również dzięki poszerzeniu Wału Miedzeszyńskiego.

    Z Łodzią, poza związkiem sentymentalnym (ukochana śp. matka chrzestna) łączy mnie obecnie Fundacja Nadzieja, którą od wielu lat wspieram i podziwiam prężne działanie.
    Zaczęło się od Domu Samotnej Matki imienia Stanisławy Leszczyńskiej. Jego początki są związane z powstaniem i działalnością Zgromadzenia Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla. Odsyłam do http://www.csr.org.pl/dom-samotnej-matki/o-domu-samotnej-matki#page

    Obecnie działalność rozszerzono na biedne dzieci, bezdomnych, uzależnionych. Powstał potężny ośrodek. Warto im pomagać.
  • randolph napisal(a):
    Nie trzeba tuneli, wystarczy puścić kolej miejską nad ziemią po estakadzie, jak w Detroit.
    No ale tunel jest już zdecydowany. Tam pójdzie kolej z Fabrycznego i przy okazji też ruch lokalny. Maja zacząć drążyć w przyszłym roku. Zakończa chyba za 4 lata.
  • randolph napisal(a):
    Wsrod znanych mi kilku łódzkich przedsiębiorców panuje po dziś dzień swoiste poczucie tymczasowości, ktore mówi ze nie opłaca sie inwestować w budowę własnej siedziby, hali produkcyjnej, zaplecza warsztatowego, jeno lepiej gnieździć sie latami w którejś ze zdekapitalizowanych półruin, dostępnej z szerokiego katalogu podobnych miejskich obiektów, po przystępnej cenie. Za tym czesto idzie analogiczne podejście do wykorzystywanych maszyn i urządzeń. I nie mam na myśli warsztatu samochodowego, tylko np. zakład produkcyjno-usługowy zatrudniający w porywach koniunktury do stu osób.
    Albo hale wynajmowane dekadami przez syndyka, w których myszy buszujące pod stropem na bieżąco obierają izolację z przewodów zasilających oświetlenie i maszyny. Jest to wszystko tak wygryzione, że mysza stojąca tylnymi nogami na gołej miedzi odsłoniętej przez nieżyjącą poprzedniczkę, gryzie sąsiednią żyłę i w pewnym momencie zostaje usmażona prądem jak wszystkie przed nią. Najemca któremu zgasło światło lub stanęła maszyna, ogranicza się do wymiany bezpieczników. Taki, który ma obrabiarki numeryczne pracujące kilkadziesiąt minut na jeden skomplikowany detal, kupuje agregat prądotwórczy. Ani syndyk ani najemcy nie wydadzą jednej złotówki ponad niezbędne minimum umożliwiające trwanie tej prowizorki na granicy rozpadu. W całej Polsce, jedna skarga do nadzoru budowlanego skończyłaby się natychmiastowym zamknięciem hali. To nie działa w Łodzi wraz z przyległościami.

    Kol. Rafał pisał o pomyśle rewitalizacji branży włókienniczej w Łodzi. O ile wiem, branża nigdy nie zaniknęła, cały czas nienajgorzej funkcjonuje, tylko że w rozmaitych niszach i na niewielka skalę w porównaniu ze stanem sprzed 1989.

    Ze sweatshopami w Bangladeszu Lodz nie jest w stanie konkurować i tej Wisły kijem zawracać nie ma sensu.

    No sporo prawdy, a przyczyny złożone. Mechanizmy upadłościowe, w szczególności model działania syndyka i stworzone w nim motywacje, są skrajnie nieefektywne. Syndykowi opłaca się ciągnąć upadłość jak najdłużej. Kończyc szybko będzie społecznik lub niecierpliwy. Tak więc jak jakiś zakład państwowy, czy przywłaszczony przez komuchów z esbecją w pierwszym etapie prywatyzacji i obrabowany wejdzie w upadłość to nie wyjdzie z niej póki z czynszów wystarczy na dozorcę, syndyka i jego sekretarkę. Wtedy już pozostaje tylko zdewastowane budynki do rozbiórki lub rewitalizacji. Te z XIX wieku są zwykle trwalsze to czasem się uda. Rzeczywiście irytująca jest ta wyrozumiałość dla popaprańców ryzykujących życie ludzi i blokujących rozwój miasta, a żyjących z wynajmu zdewastowanych i niebezpiecznych obiektów. Jednym z ostatnich, ale krzyczącym przykładem tego jest tak zwany "wieżowiec Dosko" przy Piłsudskiego. Wciąż straszy bez remontu i urągając normom bezpieczeństwa. Lata temu - polowa 90-tych XX wieku byłem zaangażowany w wykup i modernizacje tak zwanego "błękitnego wieżowca" na rogu Sinkiewicza i Piłsudskiego. Zrobiliśmy to jedni z pierwszych w łodzi już ponad 20 lat temu. To chyba ze 100-150 metrów od trupa Dosko.

    Dostępność takich obiektów pół darmo rzeczywiście zniechęca do inwestycji. Nie zauważam jednak aby ich ie było. Sam byłem kilka lat w Radzie Nadzorczej firmy która w takich obiektach funkcjonowała w centrum. Sprzedaliśmy tereny deweloperowi i za te pieniądze kupiliśmy i zmodernizowaliśmy inny, lepszy obiekt. Na dawnym terenie teraz stoi okazały apartamentowiec - to niedaleko Nowego Centrum Łodzi przy Wodnej. Nowe zakłady mają już zupełnie inne założenia niż stare - płaskie, obszerne, funkcjonalne pomieszczenia dopasowane do bezkolizyjnego przepływu operacji od przyjęcia surowca poprzez magazyny, cykl produkcyjny, magazyny produktu i ekspedycję.. Lekkie konstrukcje , znacznie tańsze niż żelbet, stalowe, ostatnio nawet drewno klejone, płyty warstwowe, łatwe w montażu i demontażu. To się najlepiej buduje na obrzeżach miasta w dzielnicach przemysłowych oraz różnych parkach technologicznych i strefach. Łódź ma takie dzielnice: Dąbrowa Przemysłowa, Józefów, Teofilów Przemysłowy, tereny pomiędzy Retkinią a Konstantynowem (SSE), okolice skrzyżowania autostrad na północy pod Strykowem i kilka innych. Stare tereny fabryczne w szerokim centrum zmieniają przeznaczenie.

    Z branżą włókiennicza to mi się marzyło cos bardziej wyrafinowanego. Konfekcję, czyli pracochłonne szycie rzeczywiście lepiej lokować daleko na Wschodzie. Jednak już nie krótkie serie 'butikowe' o wysokich cenach. Jednak przędzalnictwo, tkactwo, produkcja włókien to przemysły bardziej nasycone technika i technologia i mniej pracochłonne. Te zabrali nam w części Niemcy i inni z zachodu UE. Zabrali tez produkcje maszyn dla tych przemysłów, a była tu. Nie wiem co zostało z przemysłu aparatury medycznej czy aparatury projekcyjnej. To przemysł precyzyjny, specjalistyczne maszyny, krótkie serie, unikalne, drogie.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.