O wychowaniu pytań kilka
Na marginesie innego wątku mnie najszło, ale pytania do praktyków, bo mnie teoretycy skoku w dal na razie trochę mniej interesują :
- czy pozwalałeś dziecku przegrywać?
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
- czy pozwalałeś dziecku przegrywać?
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
(Czyli nie chcę nauczać, a rozmawiać jak z równymi)
2. Nie rozumiem pytania. Na to nie trzeba zgody.
3. jw.
4. Jak z nim grałem, to tak. Ale również w drugą stronę.
5. Tak, ale potem wyjaśniałem mu niewłaściwość żywienia takiego uczucia.
6. Nawet raz czy dwa zachęciłem. W słusznej sprawie.
Tak
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
Tak
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
Tak
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
Raczej nie
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
Zdarzało się
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
Córka nie miała takich ciągot jeśli nie liczyć jakiś szarpanin z młodszym bratem )
Córki trzy, najstarsza obecnie 14 lat, odmienne temperamenty pod względem introwersji, ugodowości, emocjonalności. Jako meta-zasada - wymagać dużo i dawać dużo miłości, inne kombinacje tych dwóch zachowań prowadzą na manowce.
Te stabilniejsze emocjonalnie są z natury bardziej odporne na ewentualne porażki, ale i im pomagałem zobaczyć, że nie zawsze się wygrywa, czy to ze względów losowych czy przewag przeciwnika. Zawsze jednak płynie z tego nauka - czego się nauczyłam, co poprawić, czy byłam przygotowana, czy w ogóle chciałam i próbowałam wygrać. Przegranie nie jest poniżeniem.
Przekraczanie strachu, Alleluja i do przodu. Najstarsza, wieziona na pierwszą zbiórkę, po modlitwie drżącym głosem poprosiła żeby włączyć jeszcze "Powiedz wdzięczna kobzo moja". Kontakty z nożem, ogniem, wodą, wysokością - przyrodą. Będę zanudzał, ale "Zawiszacy" robią to dobrze.
Bycie smutnym, złym - tak, ale z nazywaniem tego co się dzieje, dojściem do tego dlaczego tak się stało, co to znaczy że teraz emocje są silne, a za chwilę można być spokojnym. Uświadamianie, że rodzeństwo to więzi krwi na zawsze, a koleżanki z klasy przeminą. Doprowadzanie do złości - tak, jeśli trzeba.
Przemoc - nie pozwalanie na ustawianie siebie w roli ofiary. Cudzego nie rusz, swojego zabrać nie daj, słabszych broń. Z lekkim niedowierzaniem przyjmowane zapewnienia, że mogą oddać łobuzom (przecież PANI zabrania się bić). "Treningi" boksu i zapasów na dywanie. Treningi judo, gdzie okazywało się, że można rzucać chłopakami. Gdzie wredna koleżanka wyzywała i trzeba było jej przygadać, żeby się zamknęła (nagle zrobiła się milutka).
To co powyżej to moje dążenia, wychodziło różnie.
teraz 20 i 18 (prawie) lat:
- czy pozwalałeś dziecku przegrywać?
W jakim sensie? W grach czy zawodach? Tak. Tzn jak były małe to zwykle dawałem wygrywać, ale co jakiś czas jednak przegrywały. Traktowałem to jako normalną naukę, że nie wszystko w życiu się udaję.
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
Nie bardzo rozumiem na czym miałoby polegać "pozwalanie". Generalnie jak córki były smutne to starałem się jakoś je pocieszać, ale zakładałem, że to nie jest automat i czasami smutek musi jakiś czas trwać. Na pewno duża próbą dla wszystkich - w tym dziewczynek - był czas poważnych problemów zdrowotnych. Dla mnie to około 3 lat walki o powrót do jakiej-takiej sprawności i funkcjonowania. Rodzina też nie miała lekko.
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
Podobnie jak ze smutkiem - starałem się niwelować, ale różnie wychodziło. To czego najbardziej pilnowałem, to to, żeby nie dać złości zapanować nad sobą.
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
Znów w jaki sensie? W przypadku gier nie zawsze pozwalałem wygrywać - czy o to chodzi?
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
Zdarzało się. Zwykle to były sytuacje kiedy z jakichś powodów dziewczynki dostawały szlaban na coś co lubią lub nie zgadzałem się na jakieś pomysły.
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
"Przemoc" to bardzo pojemne określenie. Nie pozwalałem na agresję w sporach, ale uczyłem też, że są sytuacje, w których trzeba podjąć radykalne działania. Starsza córka chodziła na zajęcia z ju-jitsu i kick-boxingu. Młodsza też się zapisała ale szybko jej się znudziło.
- przegrywanie: nie tylko gry, np. Nina wspina się na 'pająka' który w mojej ocenie jest zbyt trudny dla niej, asekuruję ale nie pomagam przy wchodzeniu, osiąga kres swoich możliwości, przegrywa; Nina chce mnie prześcignąć, wie że nie da rady w biegu, więc wymyśla że zrobi to za pomocą hulajnogi, ale przegrywa ponownie. Czyli przegranie, to nie osiągnięcie zakładanego celu, bez względu na to, czy to dotyczy rywalizacji z kimś czy z własnymi ograniczeniami.
- pozwalanie na uczucia: nadszedł kres zabawy na placu zabaw, Nina jest nieszczęśliwa i podczas powrotu płacze, nie rozpaczliwie ale tak nieszczęśliwie chlipie, pozwalam, choć część postronnych stara się interweniować (dobroludzie psia ich mać)
- przemoc: raczej chodziło mi o intencjonalne działanie mogące skutkować dyskomfortem u innej osoby, z naruszeniem nietykalności cielesnej włącznie niż o zachowania agresywne.
Ułomna natura, to pokazanie dziecku, że rodzic nie jest supermenem, to też jest ważne i też powinienem się o to zapytać (jak widać jestem ułomny w tym zakresie).
- czy pozwalałeś dziecku przegrywać?
Jednemu więcej, innemu mniej. Niektóre chłopaki bardzo źle znoszą przegrywanie, jeden w ogóle unika gier, gdzie nie jest wymiataczem. Więc dozujemy w małych dawkach
Za to na początku konieczne było dużo tłumaczenia. I chwilowa afirmacja gier oraz zabaw "bez przegrywania".
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
Co za pytanie. Nie, kuria, leję je wtedy pasem!
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
Pewnie, złość jest naturalna. Ale przez maksymalnie 15 minut
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
Czasem trzeba, ale bez okrucieństwa. Choć bywały takie okresy w życiu, że strzelenie przeze mnie gola (i zmiana wyniku z 1-5 na 2-5) powodowało płacz i obrażanie. Po prostu na pewien czas skończyły się zabawy rywalizacyjne z tatusiem. Piłka z kolegami, z tatą badminton albo ping-pong.
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
Ale że co?
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
W słusznej sprawie czasem trzeba przypier...
Ogólnie - córkę wychowywałam na twardą osóbkę. Miała sobie dawać radę w życiu, miała mieć jasno sprecyzowaną hierarchię wartości i od niej nie odstępować.
"Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie."
To było tzw. minimum i to osiągnęłam.
Natomiast z poruszonych przez Ciebie problemów, rozwiązanie niektórych zależy wprost od charakteru rodzica, a niektórych od charakteru dziecka.
I tak (przykład wnuków):
- w pewnym okresie życia u Hani trzeba było koniecznie wzmocnić poczucie wartości - musiała wygrywać (teraz już nie potrzebuje, ale nadal każda porażka jest ciężkim przeżyciem);
- Piotrek zawsze i wszędzie MUSI być pierwszy i jeśli nie jest dostaje ataku furii. No, dajemy mu solidarnie lekcje przegrywania. Nie jest to proste, bo skubany jest niemal we wszystkim bardzo sprawny.
Teraz mój przykład.
Nie trawię mazgajstwa, że o histerii albo złości bez powodu już nawet nie wspomnę. Moja córeczka (wnuki takoż) baaaaardzo szybko opanowała lekcję, że łzami niczego dobrego ze mną nie osiągnie.
W przykładzie z placem zabaw podejrzewam, że następnego dnia poszłabym z córką na spacer w inne miejsce, oczywiście tłumacząc jej przyczynę.
To ja. Sadystka.
No, może wcześniej próbowałabym ze dwa razy dać córce szansę.
Koleżanka mojej córki stosuje metodę zapowiadania "za 15 minut wychodzimy", "za 10 minut wychodzimy", "za 5 minut wychodzimy", "już wychodzimy" i jest w tym bardzo konsekwentna. Co nie przeszkadza, że i tak jej dzieci na owe "już" ryczą.
Na agresję tego typu, jaką opisujesz zdecydowanie nie pozwalałam.
Córka jest natomiast mistrzem negocjacji i niebywale umiejętnie rozwiązuje konflikty. Ale to już cecha jej charakteru, a nie moja zasługa.
Ze smuteczkami zawsze wędrowała do Babci. Nie do mnie. Ja byłam chyba zbyt zasadnicza i zbyt ostra. Wszelkie przytulantusy ze mną były tylko wtedy, gdy obydwie byłyśmy w dobrym nastroju.
Natomiast do mnie zawsze przychodziła rozwiązywać swoje problemy. Moja siostra twierdzi, że uwielbiała podsłuchiwać, w jaki sposób prowadziłam nawet z małą córeczką poważne rozmowy.
Zatem jeśli przyczyna złości czy też złego nastroju - wracam do problemu - była uzasadniona, to wspólnie tę bombę rozbrajałyśmy. Rozmawiając.
Tego nauczyłam się od mojej śp. Mamy, która z nieskończoną cierpliwością ze mną rozmawiała. Rozmawiała, rozmawiała i rozmawiała..., a reszta domowników z obiadem czekała, czekała i czekała...
To z grubsza. Jeśli chcesz, pytaj.
Jak ma się więcej niż jedno dziecko i jedno wygrywa, to drugie przegrywa. Praw fizyki pan nie zmienisz. Próbuję czasem gier kooperacyjnych, ale wszędzie dominują rywalizacyjne.
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
Rzadko się pyta o pozwolenie. Staram się pocieszać w ramach dostępnych zasobów czasu i uwagi i w ramach rozsądku (jak jest smutne, że zabrałem kij, którym biło rodzeństwo, to słusznie jest smutne i kija nie oddam).
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
Też się rzadko pyta o pozwolenie. Staram się dać przekaz "to naturalne, że czasem jesteś zły/a, ale nie krzywdź i nie niszcz w złości).
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
Jak w coś gramy, staram się to robić możliwie dobrze. Czasem odpuszczam, czasem nie. Z resztą starsza część potrafi wygrać nawet jak się staram. Jak próbują coś osiągnąć, nie podstawiam nogi dla żartu.
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
Tak, Czasem celowo - odmawiając im czegoś, czego chcą a uważam że nie jest dla nich dobre. Czasem wbrew woli - przez własną ułomność.
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
Nie. Stosują ją wobec siebie bez mojego pozwolenia.
- czy pozwalałeś dziecku przegrywać?
Tak ale z zastrzeżeniami jak podanymi wcześniej, czyli w odpowiednich dawkach aby nie zniechęcić,
- czy pozwalałeś dziecku być smutnym?
Tak, smutek to stan naturalny, nienachalnie towarzyszę, nigdy wesołkowato nie unieważniam,
- czy pozwalałeś dziecku być złym? (uczucie)
Tak, choć staram się potem omówić sytuację,
- czy powodowałeś, że dziecko przegrywało?
Tak, ja poszedłem z Niną na ten plac zabaw,
- czy powodowałeś, że dziecko było złe? (uczucie)
Tak, bo umiejętność radzenia sobie z tym uczuciem jest bardzo ważna, a zwłaszcza na kierunek,
- czy pozwalałeś dziecku na przemoc?
Tak, Nina musi mieć świadomość że ja akceptuję przemoc ale zawsze z nią o tym rozmawiam.
Jeżeli odpowiadaliście 'Tak' to oznacza, że idziecie przeciwko presji społecznej, gdzie dobry rodzic to zawsze 'zadowolone' dziecko! Presja jest niesamowita, zobaczcie na reakcję otoczenia na smutne dziecko.
Podkreślę, że opisuję stany dla przedszkolaków, jak jest później na razie nie mam pojęcia.
Kiedy z nią rozmawiasz?
Jak już "dokopie" Jasiowi, zabierając mu łopatkę w piaskownicy? Czy jednak wkraczasz, wyjmujesz Ninie łopatkę z rączki (ew. namawiasz córkę, aby sama oddała) i tłumaczysz, że...
Jak się zachowasz w tej konkretnej sytuacji?
Może poza kościołem.
Ale w nim akurat jest dokładnie na odwrót. Płaczące dziecko to problem dla wielce pobożnych wiernych i złe spojrzenia rzucane w kierunku rodzica. Ale nie z powodu, o którym piszesz
A już zupełnie serio, skąd to przejmowanie się presją i liczenie się z innymi. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek wtrącał się między mnie a córkę, gdziekolwiek bym była. I nie przypominam sobie takiej sytuacji.
Jedynymi naturalnymi takimi sytuacjami były szkolne wywiadówki.
"Chłopiec bije dziec"i ciocia Łyżka poradziła lej tak żeby pani nie widziała to probem przemocy się skończył. Chłopiec szybko zorientował sie jak to działa.
To nie było wychowanie - to była szkoła życia.
Raz miałem sytuację, gdzie w trudnej sytuacji zareagowała odepchnięciem (czyli to ona zainicjowała fizyczną przemoc w bardzo niejednoznacznej sytuacji emocjonalnej), przerwaliśmy eskalację ale bez potępienia i później rozmawialiśmy.
Presja osób starszych i trzydziesto-czterdziesto letnich starych panien, rodzinna i pozarodzinna, brednie w stylu dr Spocka.
Pojechaliśmy na weekend go odwiedzić. Akurat był na basenie. Podpłynął do nas ze smutną miną.
- Co się stało?
- Tamten na mnie pluje.
- To mu powiedz, żeby przestał.
- Mówiłem, nie pomaga.
Co tu zrobić, co tu zrobić. Mogę tamtemu sam powiedzieć, ale zaraz wyjadę.
- Powiedz mu, że jak nie posłucha, to mu sypniesz.
- A jak nie posłucha?
- To mu sypnij.
Tego samego dnia po południu Gnój podchodzi do nas uśmiechnięty od ucha do ucha. Sypnął chłopakowi a tamten już więcej nań nie pluł. Podobno pod koniec byli już dobrymi kolegami - co może zdziałać dobry cios (-:
Podstaw boksu uczyłem go sam, choć sam się biłem w życiu ze dwa razy.
Garda, lewy prosty, prawy sierp, dobra praca nóg.
Potem słyszałem, że podobną taktykę stosował raz czy dwa w szkole podstawowej, za każdym razem z dobrym skutkiem, czyli uzdrowieniem koleżeńskich stosunków.
Dziewczynki są jakieś inne. Zapinają się na lewo i w ogóle.