Powstanie listopadowe - powtórka z historii
Kilka dni temu, w niedzielę, minęła 190. rocznica wybuchu powstania listopadowego. To mnie zainspirowało do napisania czegoś, co od dawna chodzi mi po głowie, a mianowicie, że teraz przeżywamy powtórkę z historii. Przypomnę, że powstanie przegrało przez defetyzm, kapitulanctwo i zdradę elit, które nie chciały walczyć, marzyły tylko o pogodzeniu się z carem.
Teraz mamy to samo - znowu defetyzm, kapitulanctwo, niepodejmowanie ofensyw, a jeśli już - to tylko pod naciskiem opinii publicznej, skryte marzenia o byciu zaakceptowanym przez tamtą stronę. Po prostu powtórka z historii.
Niektórzy, których nazywam trzeciokataraktowcami (polecam swój wątek "Teoria trzech katarakt" upajają się tym, że jeszcze ostatecznie nie przegraliśmy. No i to też przypomina czas powstania listopadowego. Wtedy też przejściowo, przez rok, Polska była de facto niepodległa - było polskie wojsko, polski Sejm, polski rząd, polska administracja, dość duży obszar przez to wojsko i rząd kontrolowane, była nawet własna moneta, ceniona wśród numizmatyków. Były też niewykorzystywane zwycięstwa nad przeciwnikiem - pod Olszynką Grochowską (niektórzy nazywają tę bitwę nierozstrzygniętą, ale de facto było to zwycięstwo, bo zapobiegło oblężeniu Warszawy), pod Wawrem, pod Dębem Wielkim, pod Iganiami... Historia tego zrywu jest pouczająca.
Teraz mamy to samo - znowu defetyzm, kapitulanctwo, niepodejmowanie ofensyw, a jeśli już - to tylko pod naciskiem opinii publicznej, skryte marzenia o byciu zaakceptowanym przez tamtą stronę. Po prostu powtórka z historii.
Niektórzy, których nazywam trzeciokataraktowcami (polecam swój wątek "Teoria trzech katarakt" upajają się tym, że jeszcze ostatecznie nie przegraliśmy. No i to też przypomina czas powstania listopadowego. Wtedy też przejściowo, przez rok, Polska była de facto niepodległa - było polskie wojsko, polski Sejm, polski rząd, polska administracja, dość duży obszar przez to wojsko i rząd kontrolowane, była nawet własna moneta, ceniona wśród numizmatyków. Były też niewykorzystywane zwycięstwa nad przeciwnikiem - pod Olszynką Grochowską (niektórzy nazywają tę bitwę nierozstrzygniętą, ale de facto było to zwycięstwo, bo zapobiegło oblężeniu Warszawy), pod Wawrem, pod Dębem Wielkim, pod Iganiami... Historia tego zrywu jest pouczająca.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Ale w latach późniejszych wygrywaliśmy z Prusakami i ich państwem.
Więc wiadoma osoba była konsekwentna. Skoro można zjechać Chłopickiego i resztę, to czemu nie Becka ze Sławojem?
Przechodząc do meritum, tak, bitwa pod Olszynką była wygrana strategicznie (choć czysto taktycznie nierozstrzygnięta), tylko co to zmienia? Jakby powstańcy wygrali nawet pod Ostrołęką, co by to dalej zmieniło?
Węgrom też dobrze szło w 1848 r. i przez jakiś czas 1849 r. Z samą Austrią wygrywali. Nawet zakładając, że Polacy daliby radę samej Rosji, Polska na mapie to byłoby już dla ówczesnych rządów zdecydowanie za dużo.
Zbyt ugodową postawę możemy różnie oceniać w kategoriach głównie moralnych, oceny samych postaci. Losów państwa by ta postawa nie zmieniła.
Nawet gdyby rzeczywiście katastrofa była nieuchronna (co jest tezą mocno dyskusyjną), to chyba obowiązkiem polskiego patrioty co najmniej jej nie przyspieszać, a wręcz przeciwnie - opóźniać, bo a nuż pojawi się jakaś nowa okoliczność, wyskoczy jakiś "czarny łabędź" i wszystko się zmieni.
W 1920 r. sytuacja międzynarodowa też była niekorzystna, praktycznie wszyscy byli przeciw nam, militarna sytuacja w pewnym momencie była bardzo zła, ale kapitulanctwa nie było. Elity wojskowe i polityczne stanęły na wysokości zadania.
W 1830 r. nikt nie miał interesu w istnieniu Polski. Rosja, Prusy, Austria - to oczywiste. Dla Anglii było to wywrócenie równowagi na kontynencie, a w interesie Francji było niewychylanie się, żeby i jej nie wypominano utrato legitymistycznego rządu.
W 1830 r. główną przyczyną porażki była ogromna przewaga potencjału militarnego Rosji oraz brak jakiegokolwiek wsparcia zachodu. Problemem elit było to, że zdawali sobie z tego sprawę, a jednocześnie co bardziej bystrzy widzieli, że nie było już powrotu do sytuacji sprzed listopada. Czyli że dobrego wyjścia nie było w ogóle. Trudno mi też obwiniać tych ludzi, że myśleli realistycznie.
A że na emigracji pełno było "potępieńczych swarów" to niewiele zmienia, i w tych przyczynach, i w ocenie.
- Nie jesteśmy po utracie niepodległości i rozbiorach. Wręcz przeciwnie. Po 1989 stajemy się stopniowo państwem niepodległym po trwającej dekady faktycznej zależności, a nawet okupacji. Armia Czerwona w Polsce była głownie aby nas pionować, a nie aby napadać na Zachód.
- Mamy nieco sojuszników, w których interesie leży niepodległość Polski: małych sąsiadów w UE i oraz, Brytanię, całą Europę Środkową. W zasadzie leży to tez w interesie krajów Południa i Francji chociaż słabo sobie z tego zdają sprawę. No i leży w interesie USA niezależnie od tego kto tam rządzi. Niemcy z Beneluxem plus Austria to trochę mało jak na złamanie nas nawet jeśli dołączy się Skandynawia.
- Nie mamy generalicji i kadry oficerskiej lojalnej bardziej wobec armii europejskiej niż wobec Polski. Nie mamy głównie dlatego że nie ma armii europejskiej i rządu europejskiego. Jest rząd niemiecki z wielki wpływie na quasi rząd europejski, ale nawet Niemcy nie mają zbyt silnej armii i wpływów w polskim korpusie oficerskim. Stare trepy kształcone w Moskwie to już dinozaury bez decydującego wpływu na armię.
Prawdziwy problem w tym że armia słaba, a jeszcze większy w tym ze mało chętnych na podchorążych i mało woli do wieszania zdrajców.
Walka dawała przynajmniej jakąś pozycję negocjacyjną. Jeśli nie było szans na pełną niepodległość, to przynajmniej na poprawę sytuacji. Walki u boku Napoleona nie odtworzyły Rzeczypospolitej, ale sprawiły, że pojawiło się Księstwo Warszawskie, a po jego upadku 3 powiedeńskie twory państwowe. Gdyby Polacy w 1806 r. "realistycznie" leżeli plackiem, nic by nie zyskali, tak jak nic nie zyskali na bierności podczas wojny krymskiej.
Tak samo rewolucja 1905 r. nie przyniosła jeszcze niepodległości, ale wymusiła na zaborcy różne ustępstwa.
Nieprawdą jest też twierdzenie o "korzystnej" sytuacji w 1920 roku - Anglia była wroga, Francja niby umiarkowanie życzliwa, ale bez przesady, a realnej pomocy nie udzieliła.Niemcy tylko pozornie były neutralne.
Swoją drogą stosunek Niemców do wojny 1920 to ciekawe i mało znane zagadnienie. Tak naprawdę oni wspierali bolszewików w sposób łamiący formalną neutralność: handlowali z nimi, sprzedając broń, żywność, ubrania i obuwie, wielu walczyło w bolszewickich szeregach (nie tylko komuniści!). W ataku na Rypin uczestniczył atak niemieckiej kawalerii walczącej po stronie bolszewików. Potem Niemcy wypuszczali z internowania żołnierzy Gaj-Chana. Przeczytałem niedawno ciekawy artykuł i ciekawy wywiad z historykiem na ten temat.