Skip to content

wiara a wiedza

edytowano January 2021 w Forum ogólne
2:1 na razie dla opcji, że
WIARA jest (rodzajem) WIEDZY
Ja zacząłem przeglądać KKK, jednak do teraz nie miałem czasu się określić :)

przeklejam z wątku eschatologiczno - kowidowego

Komentarz

  • W_Nieszczególny napisal(a):
    W pewnym sensie, w szerokim rozumieniu, wiara też jest rodzajem wiedzy opartej na pewnych założeniach (systemem), a z kolei nawet najprymitywniejszy scjentyzm-materializm ma swoje aksjomaty wymagające wiary. Ponadto sam stopień zaawansowania nauki wymusza coraz większe zaufanie pokładane w jej "kapłanach". Nie da się być skrajnym sceptykiem: "hm.. ciekawe odkrycia w CERNie dzisiaj, pójdę do piwnicy i sprawdzę na swoim akceleratorze".
    Filioquist napisal(a):
    dla uporządkowania odróżniajmy różne rodzaje wiary i wierzenia - wiarę w coś od wierzenia komuś, wiarę religijną od wiary polegającej na przyjęciu założeń itd.
    W_Nieszczególny napisal(a):
    A z drugiej strony równania: dla uporządkowania trzeba sklasyfikowac wiedzę na wiedzę potoczną, wiedzę wynikającą z jednostkowego doświadczenia, wiedzę wynikająca z metody naukowej , w tym z metodologii nauk przyrodniczych, wiedzę z dociekań filozoficznych, spekulatywną, wiedzę z doświadczenia nadprzyrodzonego i jego analizy itd. itp
    Filioquist napisal(a):
    jednak się uprę, że wiara nie jest rodzajem wiedzy (choćby z doświadczenia nadprzyrodzonego)
    Mania napisal(a):
    Wiara JEST rodzajem wiedzy.
  • edytowano January 2021
    Z katechizmu kard. Gasparriego wynika, że wiara nie jest wiedzą, gdyż:

    "13. Czy oprócz przyrodzonego światła rozumu możemy jeszcze inną drogą poznać Boga?

    Oprócz przyrodzonego światła rozumu możemy Boga poznać również inną drogą, to jest przez
    wiarę
    , bo podobało się Jego mądrości i dobroci objawić rodzajowi ludzkiemu samego Siebie i
    odwieczne swej woli postanowienia przez nadprzyrodzone objawienie.

    14. Co rozumiesz przez objawienie nadprzyrodzone?

    Przez objawienie nadprzyrodzone rozumiem zarówno przemówienie, w którym Bóg sam, żeby
    nas objaśnić w nauce żywota wiecznego, ukazał ludziom pewne prawdy, jako też te właśnie
    prawdy razem wzięte."
  • edytowano December 2023

    Nobel z literatury, grudzień 2023

    za deonem.peel

    Literatura istnieje właśnie dlatego, że wiele jest rzeczy, które bardzo trudno jest wypowiedzieć słowami. Po cóż mielibyśmy pisać wiersze, powieści czy sztuki teatralne, gdyby wszystko dało się powiedzieć w sposób prosty i bezpośredni - mówi Jon Fosse, tegoroczny laureat Nagrody Nobla, dodając, że do tych rzeczywistości, które trudno ująć w słowa należy również jego chrześcijańska, a od 11 lat wiara katolicka.

    Norweski noblista pisze o niej otwarcie w swej ostatniej książce "Septologia". Stawiając swych bohaterów w bardzo trudnych, wręcz patologicznych sytuacjach, pokazuje, jak żyć w nich wiarą i znajdować w niej ocalenie, jak modlić się w takich sytuacjach, wypowiadając z ufnością proste słowa modlitwy. Nawiązując do tej książki, Fosse podkreśla, że w jego życiu to właśnie pośród najgorszych ciemności Bóg był najbliższej niego. (...)

    Dzieląc się na łamach katolickiego dziennika La Croix swą wiarą, przyznał, że dorastał w luteranizmie, który porzucił w wieku 16 lat, pozostając jednak nadal człowiekiem wierzącym. Skończyło się na tym, że znienawidziłem ten Kościół, w którym pastor sądzi, że może racjonalnie wpoić ci prawdę, która nie jest prawdą. - Dla mnie luteranizm wyklucza tajemnicę wiary - mówi norweski konwertyta i dodaje:

    "Wiary nie można osiągnąć rozumem. To doświadczenie, musi się wydarzyć". Fosse wskazuje, że na długiej drodze, która doprowadziła go do katolicyzmu, decydujące znaczenie miała lektura dzieł Mistrza Ekharta

    Hm, ja rozumowo chciałem zrozumieć i dowieść dlaczego "zostałem" katolikiem. I choć to było olśnienie, doświadczenie że nim jestem - i stąd nie potrafię nawracać - to jednak po lekturze kilkudziesięciu książek, a nie - jednej, kardynała Newmana (a może to ostatnia kropla drążąca skałę była?) - to mię olśniło,

    więc raczej bez rozumu to tej wiary by nie starczyło.

    Wieczny dylemat... fides ←→ratio pozostaje.

    •••
    →W każdym razie - noblista będzie przemilczany w Polsce totalnej (za chwilę i tvp i pr przejdą w ręce Grupy Trzymającej Władzę).

  • nawet najprymitywniejszy scjentyzm-materializm ma swoje aksjomaty wymagające wiary.

    Właśnie. W naszej ludzkiej kondycji poznanie zaczyna się, bo musi, od aktu wiary (co najmniej własnym władzom poznawczym, że mianowicie serwują nam prawdę, wtórnie zwykle również całemu mrowiu autorytetów). Otóż jeszcze nie rozmawiałem z "niewierzącym w Boga", który by to stwierdzenie zaakceptował. Każdy się naburmuszał, jakby imputowanie mu jakiejkolwiek wiary było obelgą. Chyba ułomne nawyki pojęciowe wbudowane w światopogląd.

    Wiedza, jeśli jest nią ogół tego, co poznaliśmy własnym sumptem, jest więc calutka utkana z wiary.

    ja rozumowo chciałem zrozumieć i dowieść dlaczego "zostałem" katolikiem.

    No człowiek by chciał. I potem serwować tak skomponowane rozumowanie jako gotowiec wszem wobec. Taki niezwodny klucz do nawracania. Ale myśl, że się taki klucz posiadło dowodzi błędu, bo to, do czego odnosi się nasza wiara z definicji przerasta ludzki rozum.

    My, ludzie, zwłaszcza nawykli polegać na intelekcie, chyba bardzo potrzebujemy, by nam te nasze rozumki upokarzać tajemnicami i to takimi, wobec których intelekt nie tylko rozkłada bezradnie neurony, ale wręcz aktywnie się buntuje i woła "nie!". Takie momenty obnażają idolatrię własnego rozumu, która najwyraźniej wcale nie dotyczy wyłącznie "niewierzących". Stawiają na ostrzu nieznośnego wyboru: wierność Bogu i prawdom wiary o Nim czy własnemu rozumowi.

    Dlaczego to tak nieznośne? Ano chyba właśnie dlatego, że lubię się utwierdzać w wierze katolickiej za pomocą rozumu. Że wierzę, bo wszystko mam ładnie poukładane w głowie. A tu guzik i figa. Rozum na fundament wiary nie nadaje się. Został najwyraźniej celowo stworzony za krótki w zwojach na to. Boli to słusznie, bo rodzi takie właśnie pytanie - jeśli nie dzięki swojemu rozumowi, to dlaczego jestem katolikiem? A skoro nie wiem dlaczego wierzę po katolicku, to czy aby na pewno tak wierzę? Skoro wiara katolicka nie sprowadza się do konstruktu intelektualnego, a ja mam tylko to? Żonglowanie pojęciami? Może warto przyznać, że nie, nie wierzę. Może i prowadzę w głowie eksperyment myślowy pod tytułem "wiara katolicka", może nawet podjąłem w życiu jakieś decyzje na tym bazując, ale czy mam faktyczne wewnętrzne przekonanie (wiarę właśnie), czy tylko trzymam sobie pewną abstrakcję w głowie? Może dopiero jestem przygotowany do wiary jako nieobejmowalnej rozumem, pokornie przyjętej łaski, bo trzeba sobie przypomnieć, że przecież wiara jest łaską. I to na niej bazując rozum będzie miał pożyteczną pracę do wykonania.

    Nie wiem, trochę to brzmi za radykalnie. Jeśli wiara to coś, co dojrzewa, to nawet jeszcze niedojrzała - już jakaś jest. Czyli też nie tak znowu 0/1 o tym należy myśleć zapewne.

  • loslos
    edytowano December 2023

    Jedynym prawdziwym ateistą był Emil Cioran. Jak kto siebie nazywa ateistą, najczęściej jest zwykłym panteistą.

  • @Rydygier:
    Rozum na fundament wiary nie nadaje się.

  • @romeck powiedział(a):

    @Rydygier:
    Rozum na fundament wiary nie nadaje się.

    od czegoś trzeba zacząć.

  • Jako punkt wyjścia jak najbardziej.

  • @romeck powiedział(a):
    Nobel z literatury, grudzień 2023

    za deonem.peel

    Literatura istnieje właśnie dlatego, że wiele jest rzeczy, które bardzo trudno jest wypowiedzieć słowami. Po cóż mielibyśmy pisać wiersze, powieści czy sztuki teatralne, gdyby wszystko dało się powiedzieć w sposób prosty i bezpośredni - mówi Jon Fosse, tegoroczny laureat Nagrody Nobla, dodając, że do tych rzeczywistości, które trudno ująć w słowa należy również jego chrześcijańska, a od 11 lat wiara katolicka.

    Norweski noblista pisze o niej otwarcie w swej ostatniej książce "Septologia". Stawiając swych bohaterów w bardzo trudnych, wręcz patologicznych sytuacjach, pokazuje, jak żyć w nich wiarą i znajdować w niej ocalenie, jak modlić się w takich sytuacjach, wypowiadając z ufnością proste słowa modlitwy. Nawiązując do tej książki, Fosse podkreśla, że w jego życiu to właśnie pośród najgorszych ciemności Bóg był najbliższej niego. (...)

    Dzieląc się na łamach katolickiego dziennika La Croix swą wiarą, przyznał, że dorastał w luteranizmie, który porzucił w wieku 16 lat, pozostając jednak nadal człowiekiem wierzącym. Skończyło się na tym, że znienawidziłem ten Kościół, w którym pastor sądzi, że może racjonalnie wpoić ci prawdę, która nie jest prawdą. - Dla mnie luteranizm wyklucza tajemnicę wiary - mówi norweski konwertyta i dodaje:

    "Wiary nie można osiągnąć rozumem. To doświadczenie, musi się wydarzyć". Fosse wskazuje, że na długiej drodze, która doprowadziła go do katolicyzmu, decydujące znaczenie miała lektura dzieł Mistrza Ekharta

    Hm, ja rozumowo chciałem zrozumieć i dowieść dlaczego "zostałem" katolikiem. I choć to było olśnienie, doświadczenie że nim jestem - i stąd nie potrafię nawracać - to jednak po lekturze kilkudziesięciu książek, a nie - jednej, kardynała Newmana (a może to ostatnia kropla drążąca skałę była?) - to mię olśniło,

    więc raczej bez rozumu to tej wiary by nie starczyło.

    Wieczny dylemat... fides ←→ratio pozostaje.

    Jestem w stanie się zgodzić z takim stwierdzeniem, że w praktyce zazwyczaj sam rozum nie wystarcza (ale czasami wystarcza). Ale wynika to z niedoskonałości ludzkiej, bo zasadniczo rozumem da się odkryć prawdziwość wiary.

  • Zostało to już napisane:

    • wiedza jest wiarą w prawdziwość założeń zwanych aksjomatami.
  • edytowano December 2023

    @ms.wygnaniec powiedział(a):
    Zostało to już napisane:

    • wiedza jest wiarą w prawdziwość założeń zwanych aksjomatami.

    E, tam, z takimi bąmotami!
    Cytat z opracowania w poście niżej.

    Nade wszystko wiara jest odpowiedzią na objawienie, a nie odkryciem nowej wiedzy⁴.

  • →Takie opracowanie znalazlem w .pdf Ze wstępu.

    „Ani Qumran, ani Jan Chrzciciel, ani żaden z ruchów zelockich nie sta­wiał żadnych wyraźnych wymagań w kwestii wiary”. W przeciwieństwie do nich, „chrześcijaństwo jest wyjątkowym wydarzeniem wiary”¹.

    Wia­ra i wierzyć to słowa najczęściej powtarzane w listach św. Pawła. Apostoł bowiem używa rzeczownika pistis 142 razy, podczas gdy we wszystkich innych nowotestamentalnych tekstach wyraz ten pojawia się w sumie 101 razy. Św. Paweł 54 razy stosuje też czasownik pisteuo (wierzyć) oraz przy­miotnik pistos (wierny, godny zaufania), który występuje u niego 33 razy.

    Niniejsze opracowanie jest próbą ukazania roli i znaczenia wiary, u po­czątku chrześcijaństwa, znajdujących swe odbicie w pismach Aposto­ła Narodów. W sposób szczególny zaś analizie zostanie poddany obraz wiary wyłaniający się z listów pasterskich, gdzie

    wiara wydaje się być ro­zumiana nie tyle jako pełne ufności przylgniecie do Chrystusa, czy jako żywa więź z Chrystusem, ale jako doktryna— depozyt wspólnoty ucz­niów Chrystusa².

  • @los powiedział(a):
    Jedynym prawdziwym ateistą był Emil Cioran. Jak kto siebie nazywa ateistą, najczęściej jest zwykłym panteistą.

    ...chyba częściej zwykłym niedowiarkiem

  • loslos
    edytowano December 2023

    Od niedowiarka do katolika tylko jeden krok. Sam go wykonałem, więc wiem. Nie, problem z ateistami nie jest taki, że nie wierzą. Problem z nimi jest taki, że wierzą trochę za bardzo. I oczywiście w co wierzą.

  • edytowano December 2023

    @los powiedział(a):
    Rozumem to najwyżej istnienie Boga odkryjesz, takiego jak w neoplatoniźmie lub islamie, do czego wiele tego rozumu nie trzeba i wiele nie wyjaśnia. Istotny jest Chrystus a do Niego samym rozumem nie dojdziesz.

    Jednak nieskończona miłość wydaje się być koniecznym składnikiem bytu posiadającego wszystkie pozytywne atrybuty, w islamie i u starożytnych Greków tego brakuje. Sensownego kontrkandydata dla Chrześcijaństwa pod tym względem brakuje.

    Ale w praktyce to chyba trudno, żeby kogoś same teoretyczne rozważania o miłości miały przekonać. To by było tyle warte, co rozważania ślepego od urodzenia o kolorach.

    Ciekawie też wyglądają współczesne analizy „pustego grobu”. Jak ktoś już wierzy w Boga, to bardziej prawdopodobne powinno być dla niego takie wytłumaczenie, że Jezus jednak zmartwychwstał, niż jakiekolwiek inne.

  • edytowano December 2023

    To jest fajne - za muzyczkę w tle przepraszam, ale ktoś akurat wyciął relewantny fragment z całego wywiadu. Williama Lane Craiga bardzo lubię (uwaga - protestant), tutaj wszedł w debatę z żydem na temat zmartychestania Jezusa zamiast unikać tematu, jak 99,9% chrześcijan:

  • Jednak nieskończona miłość wydaje się być koniecznym składnikiem bytu posiadającego wszystkie pozytywne atrybuty, w islamie i u starożytnych Greków tego brakuje. Sensownego kontrkandydata dla Chrześcijaństwa pod tym względem brakuje.

    A niby dlaczego miara tego co ludzie uznają za pozytywne miałaby być koniecznym składnikiem Absolutu?
    To ma sens tylko - i też nie jest pewnego bo Upadek - gdy się już przyjmie katolickie założenie, że człowiek to imago dei, obraz Absolutu w materii. No to wtedy można dywagować z ludzkiej natury. Ale to znowu założenie. W ogóle to odważne założenie, że można jakiekolwiek atrybuty przez człowieka wyróżnialne Bogu przypisywać - zuchwałość to niesłychana.

    Natomiast idąc dalej oczywiście Islam również przypisuje Bogu miłość - mamy szeroką gamę imion Boga do tego się odnoszących przede wszystkim Al-Wadud https://pl.wikipedia.org/wiki/99_atrybutów_Allaha

    Ciekawie też wyglądają współczesne analizy „pustego grobu”. Jak ktoś już wierzy w Boga, to bardziej prawdopodobne powinno być dla niego takie wytłumaczenie, że Jezus jednak zmartwychwstał, niż jakiekolwiek inne.

    Nie wiem czemu. Wiar w Boga tyle co ziaren piasku na pustyni a każda inaksza.

  • A np. wszechwiedzę albo wszechmoc można przypisywać, czy to też zuchwałość?

  • Wszechwiedza i wszechmoc są obiektywne a miłość trudno zdefiniować bez odniesienia do człowieka.

  • edytowano December 2023

    @los powiedział(a):
    Wszechwiedza i wszechmoc są obiektywne a miłość trudno zdefiniować bez odniesienia do człowieka.

    Ja wpis Grozy zrozumiałem jako coś mocniejszego, gdzieś w okolicach teologii apofatycznej. Czyli że nie możemy mówić, jaki Bóg jest, a co najwyżej, jaki nie jest.

    Co do miłości: można odkryć różne ciekawe rzeczy grzebiąc introspekcją we własnym umyśle. Można np. odkryć pewne zasady rządzące rzeczywistością, które nie wynikają z logiki a jednak muszą być prawdziwe. Przykład: z niczego nie może powstać coś. Nie ma logicznej sprzeczności w tym, żeby znikąd (dosłownie bez żadnej przyczyny) pojawiła się na moim biurku cegła, a jednak skądś wiemy, że to jest niemożliwe.

    Grzebiąc w ten sposób możemy dokopać się do moralności albo poczucia wartości. W dzisiejszych czasach mało ludzi dopuszcza istnienie wartości samej w sobie, a jedynie uznaje wartość rzeczy przez to, do czego mogą być przydatne. Przykładowo, wodospad albo góra są albo nie są wartościowe, jeśli nikt akurat ich nie podziwia, zależnie od poglądu na temat wartości. Ale można "wartość samą w sobie" przetłumaczyć (po drodze trochę gubiąc znaczenie) tak: jest to cecha rzeczy, które pożądamy same w sobie. Na przykład, możemy pożądać mądrość samą w sobie, ale ból jest wartościowy jedynie wtedy, gdy prowadzi do rzeczy pożądanej samej w sobie.

    Zakładając, że odkryliśmy we własnym umyśle tak rozumianą wartość, możemy też odkryć, że bardziej wartościowa jest osoba moralna, niż nie. Albo osoba miłująca wszystkie osoby, niż nie miłująca.

    Argumenty ontologiczne (Anzel, Leibniz, Goedel) mówią nam, że Bóg jest możliwie najbardziej wartościową osobą. Ale Allah opisany w Koranie nie miłuje wszystkich osób, jest cała litania grup ludzi, których nie miłuje (niewiernych, grzeszników, i tak dalej).

  • @Groza-Symetrii powiedział(a):

    Ciekawie też wyglądają współczesne analizy „pustego grobu”. Jak ktoś już wierzy w Boga, to bardziej prawdopodobne powinno być dla niego takie wytłumaczenie, że Jezus jednak zmartwychwstał, niż jakiekolwiek inne.

    Nie wiem czemu. Wiar w Boga tyle co ziaren piasku na pustyni a każda inaksza.

    No ale jaką współczesną analizę kolega czytał/widział?

  • Muzułmanów też nie bardzo, muzułmańska relacja Boga z człowiekiem jest mocno jednostronna. Allah jest podobny do Jedni Plotyna tyle, że Plotyn skonstruował jeszcze drabinkę bytów, by człowiek jakoś na tego Boga mógł się zorientować, a w islamie tego nie ma, Bóg jest całkowicie oddzielony i niepoznawalny, mają oni tylko pięć filarów wiary, których nie da się traktować inaczej niż puste rytuały. Co do pewnego stopnia jest źródłem sukcesu islamu, religia ta od człowieka nic nie wymaga.

  • A np. wszechwiedzę albo wszechmoc można przypisywać, czy to też zuchwałość?

    Te wszelkie wszechy kończą się albo kosmicznym horrorem Parmenidesa albo kiepskimi paradoksami po prawdzie, jeśli zaczyna się za bardzo gmerać. Powiedziałbym, że przede wszystkim Absolutowi należy przypisać jeden atrybut od którego nie da się uciec: a to jest Autoteliczność ergo Nieuprzyczynowanie. Tomizm powiada o Bogu że jest bytem koniecznym, i z perspektywy stworzenia tak jest, ale jednocześnie jest też bez powodu, bez przyczyny - nie ma żadnego powodu że jest Bóg a nie po prostu nic nie ma. No i od tego w sumie nie ma ucieczki, a przynajmniej ja takowej nie widzę i nie widzę by ludzki umysł był zdolny ją wykreować.

    Ale z drugiej strony pomijając objawienie itd - to właśnie nieuprzyczynowanie sprawia, że w sumie Bóg może mieć dowolne przymioty, bo nie istnieje żaden powód ale to żaden by miał takie a nie inne. Gdyby istniała logika Absolutu, logika Bytu Pierwotnego to oznaczałoby istnienie jakiegoś porządku logicznego poza nim - a to... c'est impossible.

    Wszechwiedza i wszechmoc są obiektywne a miłość trudno zdefiniować bez odniesienia do człowieka.

    Trynitaryzm w sumie definiuje miłość internalnie - człowiek nie jest Bożej Miłości do niczego potrzebny.
    Ale oczywiście zewnętrznie z ludzkiej perspektywy i moc i wiedza i miłość są jakoś tam konceptualizowane wedle ludzkiej miary. Stąd te wszystkie cinkie paradoksy o kamieniach.

    Ja wpis Grozy zrozumiałem jako coś mocniejszego, gdzieś w okolicach teologii apofatycznej. Czyli że nie możemy mówić, jaki Bóg jest, a co najwyżej, jaki nie jest.

    Tzn. w ramach wiary chrześcijańskiej tak nie rzeknę, bo Pan Bóg wiele jednak objawił, i byłbym sceptyczny by to całkiem apofatyzować.
    Ja się tu odnoszę do Absolutu Filozoficznego któremu chce kolega na mocy logiki czystej przypisać te czy inne właściwości.

    Co do miłości: można odkryć różne ciekawe rzeczy grzebiąc introspekcją we własnym umyśle. Można np. odkryć pewne zasady rządzące rzeczywistością, które nie wynikają z logiki a jednak muszą być prawdziwe. Przykład: z niczego nie może powstać coś. Nie ma logicznej sprzeczności w tym, żeby znikąd (dosłownie bez żadnej przyczyny) pojawiła się na moim biurku cegła, a jednak skądś wiemy, że to jest niemożliwe.

    Wiemy to zasadniczo z doświadczenia empirycznego, które jest pierwotne wobec logiki, wobec formułowania i rachunku zdań.
    W ogóle wszelkie zdania błędne i niemożliwe mogą być absolutnie logiczne - logika to organizowanie zdań a nie prawda o realiach.
    Tylko oczywiście znowu wracamy do kwestii tego ile warte jest to co siedzi głęboko w naszych umysłach i czy jest w ogóle miarą prawdy (i czy jest uniwersalne między ludźmi).

    Grzebiąc w ten sposób możemy dokopać się do moralności albo poczucia wartości. W dzisiejszych czasach mało ludzi dopuszcza istnienie wartości samej w sobie, a jedynie uznaje wartość rzeczy przez to, do czego mogą być przydatne. Przykładowo, wodospad albo góra są albo nie są wartościowe, jeśli nikt akurat ich nie podziwia, zależnie od poglądu na temat wartości. Ale można "wartość samą w sobie" przetłumaczyć (po drodze trochę gubiąc znaczenie) tak: jest to cecha rzeczy, które pożądamy same w sobie. Na przykład, możemy pożądać mądrość samą w sobie, ale ból jest wartościowy jedynie wtedy, gdy prowadzi do rzeczy pożądanej samej w sobie.

    No ale pacząc krześcijańsko jeno Boga należy pożądać samego w sobie, bez Boga mądrość to rozpacz, odwaga szaleństwo i generalnie daremna jest wszelka cnota ludzka.

    Ale Allah opisany w Koranie nie miłuje wszystkich osób, jest cała litania grup ludzi, których nie miłuje (niewiernych, grzeszników, i tak dalej).

    Tymczasem Święta Faustyna Kowalska cytując co objawił jej Pan: "Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili serce moje, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. "

    Oczywiście to prywatne objawienie no ale zwracam uwagę.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.