Skip to content

Deforma rolna

Dumałem ja ostatnio nad kwestią deformy rolnej, która miała iakoby ułatwić życie wiochmenom, zwłaszcza małorolnym a znaczną cyfrą dziatwy pobłogosławionym.

I wiecie, co mi wyjszło? Że problem był realny, ale rozwiązanie -- nietrafne.

Gdyż paczajcie, Siostry y Bracia! Jak tylko komuch odjął grunta klasie posiadającej, to zaraz poczon je z powrotem kolektywizować, ażeby utworzyć klucze dóbr, jak to drzewiey było. Jeden mój znajomek, co organizował PGR-y w Koszalińskiem wprost mówił o kluczach dóbr y folwarkach, bo przecie takaż była natura PGR. Ale kedy tylko komuna skączyła się, w 1989, zaraz zaczęło się ponowne końcentrowanie własności wiejskiej, tym razem pod szyldem agrobizniesu. 100 ha to mało, jakieś tam minimum to dziś zda się 200 ha, a i 1000 ha każden ogarnie.

Dziadzio Marx kazał paczeć w stosunki produkcji i bazę gospodarczą. Tak i proszę. Za krura Ćwieczka było tak, że obrobić kosą hektar pola to dzień pracy. A kombajnem godzina. Nie zapominajmy, że zboże trzeba było potem wymłócić i wysuszyć, co daje kolejne tęgie roboczogodziny (a przy okazji, jak słyszę, wdraża ludzi do muzyki ludowej w rytmie cepa łup-cup-cup). Kombajn ogarnia to sam w swoim trzewiu. Są też kombajny do kapusty, do kartofli, do marchewki. Pewną trudnością są owoce miękkie, ale i to się z czasem ogarnie. Więc, jakby, coraz mniej roboty dla chłopa zostało. A i dla baby, bo nikt już swetra nie nosi, tylko polar. Nadto, prząść nie trzeba, ba nawet nici się nie używa, tylko gotowe koszulki z dalekiego Bengalu płyną niepowstrzymanym strumieniem.

Drugi problem -- kapitał. Dla chłopa podstawowym kapitałem jest oczywiście ziemia; dla obszarnika też. A jaka jest ziemia? Nu, skączona, tylko do miedzy. Do tego, za czasów krura Ćwieczka, do lat sprawnych dożywało 1-3 dzieci, przyrost był niewielki, więc problem utrzymywał się na jakim-takim poziomie. Sytuacja zmieniła się w XIX w., kiedy to postępy postępu spowodowały, że z kilku(naściorda) dzieciąt chłopskich przeżywały (prawie) wszystkie. To spowodowało ogromny wzrost liczby ludzi na wsi i zwielokrotniło nędzę, bo ziemi nie przybywa, a gąb do wykarmienia owsem.

Sytuację uratowały oczywiście miasta, które z przyczyny tego samego postępu zaczęły zasysać ogromne rzesze ludzkie. Ludzie stali się potrzebni miastom do obsługi maszyn, które zaczęły wyrastać iako te grzyby. Wieś jest skończona, miasta są nieskończone; mogą rosnąć dowolnie. I tu jest też ciekawe, bo kapitał wiejski -- ziemia -- jest stały, a jak jedna maszyna pracuje na full, to można zawsze postawić drugą i jeszcze pięciu ludzi zatrudnić.

To chyba znany polski ekonomista Kalecki rozważał, że emigracja stąd się bierze, że za mało jest kapitału, przy którym da się pracować -- stąd miliony ludzi z Polski wyjechały tam, gdzie było go więcej, do USA, Niemiec, UK.

Dziś mamy jakby śmisznie, bo kapitał się pojawił, zagramaniczny, no ale cóż. Ludzi z emigracji raczej nie ściągniemy, bo już sobie gniazda uwili tam gdzie ich rzuciło. A za to przyjeżdżają Ukraińcy, żeby obsługiwać nasze potrzeby.

Czyli że wyszły mi dwie rzeczy:

a) deforma rolna była błędem; nie pomogło nawet to, żeśmy se hospodarstwa rodzinne wpisali do Konstytuty, a dzisiejsze szajbki PiS w sprawie obrotu ziemią to zawracanie kijem Wisły;

b) miasto jest nieskończone, a wieś jest skończona. Ergo miasto lepsze odwsi.

Komentarz

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.