@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Ok, jeśli przez aranżowanie małżeństw rozumiecie to, że ktoś zapozna z sobą 2 nieznające się wcześniej osoby (3 odpowiedzi na 3 udzielone) to chyba nie zrozumiecie na czym polegało w dawnych czasach (a sporadycznie współcześnie) aranżowanie.
Nie wiem czy to do mnie, ale na wszelki wypadek to słowo napisałem w cudzysłowie.
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
@Kuba_ powiedział(a):
Ja osobiście znam małżeństwo dobrane (na zasadzie "będą do siebie pasować") przez wspólnych znajomych obu stron, gdzie przyszły mąż i żona w ogóle się nie znali.
No i teraz:
mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać, oo jakimś czasie podjęli wspólnie decyzję "bierzemy ślub" czy może
poznali się na protokole przedślubnym zawczasu zorganizowanym przez tych znajomych, potem ze dwa spotkania na poznanie teściów, czwarte na ślubie i już razem do śmierci.
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
Odslucham w domu.
Tu też nie chodzi o "kryteria Rozuma" tylko żebyśmy wiedzieli o czym rozmawiamy.
Łooo kiedyś to były czasy, a małżeństwo aranżowanie, wróćmy do tego... a Wy sobie wyobrazacie, że ktoś mądrzejszy niż apka dobierał ludzi, a nie eliminujecie z wyobraźni randek, chodzenia z sobą, samodzielnej decyzji młodych itd.
Odsluchałem.
Tak, o takie mniej więcej aranżowanie chodzi. Jeśli czytacie o aranżowaniu w dawnych czasach czy w Indiach to tak wygląda.
Więc jeszcze raz: czy ktoś z Was zna osobiście taką parę?
@Brzost, proponuję włączyć automatyczne napisy, będzie sporo błędów, ale sens da się uchwycić.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
@Kuba_ powiedział(a):
Ja osobiście znam małżeństwo dobrane (na zasadzie "będą do siebie pasować") przez wspólnych znajomych obu stron, gdzie przyszły mąż i żona w ogóle się nie znali.
No i teraz:
mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać, oo jakimś czasie podjęli wspólnie decyzję "bierzemy ślub" czy może
poznali się na protokole przedślubnym zawczasu zorganizowanym przez tych znajomych, potem ze dwa spotkania na poznanie teściów, czwarte na ślubie i już razem do śmierci.
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
Nie było dziewosłębów, posagu i zrękowin. Nie było to "małżeństwo zaaranżowane", ale o takich mówi się że zostali "wyswatani" - pewnie dziś to słowo ma mniejszy ciężar niż kiedyś.
najważniejsze i najtrudniejsze dzieje się po ślubie. Co po wiotkiej długonogiej krasawicy w sukience, albo po najlepszym pod każdym względem chłopaku, gdy przyjdzie choroba, bieda, niefart? Wtedy chęć wspólnego wydobywania się z niedoli, albo chęć wspierania w niedoli jest tym ważnym. Ale gdy czeka się na księżniczkę albo księcia z góry wykazuje się brak hartu do wspólnego budowania życia. Taki tam zakłócony obraz świata.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
@Kuba_ powiedział(a):
Ja osobiście znam małżeństwo dobrane (na zasadzie "będą do siebie pasować") przez wspólnych znajomych obu stron, gdzie przyszły mąż i żona w ogóle się nie znali.
No i teraz:
mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać, oo jakimś czasie podjęli wspólnie decyzję "bierzemy ślub" czy może
poznali się na protokole przedślubnym zawczasu zorganizowanym przez tych znajomych, potem ze dwa spotkania na poznanie teściów, czwarte na ślubie i już razem do śmierci.
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
Nie było dziewosłębów, posagu i zrękowin. Nie było to "małżeństwo zaaranżowane", ale o takich mówi się że zostali "wyswatani" - pewnie dziś to słowo ma mniejszy ciężar niż kiedyś.
No więc małżeństwo swatane (aranżowane) jest - wydaje się - równie daleko od tego, co ja wkleiłem, co od tych trzech podanych przykładów. Może nawet ten przykład Brzosta jest bliżej swatów, niż opowieść prababki. U jej teściów nie było żadnego swatania, tylko decyzja rodziców pary młodej, której ci musieli się podporządkować. Swaty to jednak było co innego. Swat lub swatka miał rozeznanie w rynku matrymonialnym i robił za apkę - wiedział kto jest wolny, kto chce się ożenić a kto wyjść za mąż i za drobną opłatą informował o tym zainteresowanych, ale decyzja należała do nich.
U Horacego Safrina było sporo dowcipów o swatach, mnie najbardziej w pamięci utkwił ten.
-- Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież z nią spało pół miasta!
-- Też mi miasto! 10'000 mieszkańców.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
@Kuba_ powiedział(a):
Ja osobiście znam małżeństwo dobrane (na zasadzie "będą do siebie pasować") przez wspólnych znajomych obu stron, gdzie przyszły mąż i żona w ogóle się nie znali.
No i teraz:
mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać, oo jakimś czasie podjęli wspólnie decyzję "bierzemy ślub" czy może
poznali się na protokole przedślubnym zawczasu zorganizowanym przez tych znajomych, potem ze dwa spotkania na poznanie teściów, czwarte na ślubie i już razem do śmierci.
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
Nie było dziewosłębów, posagu i zrękowin. Nie było to "małżeństwo zaaranżowane", ale o takich mówi się że zostali "wyswatani" - pewnie dziś to słowo ma mniejszy ciężar niż kiedyś.
No więc małżeństwo swatane (aranżowane) jest - wydaje się - równie daleko od tego, co ja wkleiłem, co od tych trzech podanych przykładów. Może nawet ten przykład Brzosta jest bliżej swatów, niż opowieść prababki. U jej teściów nie było żadnego swatania, tylko decyzja rodziców pary młodej, której ci musieli się podporządkować. Swaty to jednak było co innego. Swat lub swatka miał rozeznanie w rynku matrymonialnym i robił za apkę - wiedział kto jest wolny, kto chce się ożenić a kto wyjść za mąż i za drobną opłatą informował o tym zainteresowanych, **ale decyzja należała do nich. **
U Horacego Safrina było sporo dowcipów o swatach, mnie najbardziej w pamięci utkwił ten.
-- Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież z nią spało pół miasta!
-- Też mi miasto! 10'000 mieszkańców.
Albo znowu do rodziny.
Swat mógł też robić za pośrednika, jak np. wiedziałeś że jest panna, ale nie znałeś tych ludzi.
Istota swatania i aranżowania:
decyzja innych,
brak poznania się przed ślubem.
Znów idziecie w teorię, nikt z Was nie zna osobiście takich ludzi.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
@Kuba_ powiedział(a):
Ja osobiście znam małżeństwo dobrane (na zasadzie "będą do siebie pasować") przez wspólnych znajomych obu stron, gdzie przyszły mąż i żona w ogóle się nie znali.
No i teraz:
mężczyzna i kobieta zaczęli się spotykać, oo jakimś czasie podjęli wspólnie decyzję "bierzemy ślub" czy może
poznali się na protokole przedślubnym zawczasu zorganizowanym przez tych znajomych, potem ze dwa spotkania na poznanie teściów, czwarte na ślubie i już razem do śmierci.
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
Nie było dziewosłębów, posagu i zrękowin. Nie było to "małżeństwo zaaranżowane", ale o takich mówi się że zostali "wyswatani" - pewnie dziś to słowo ma mniejszy ciężar niż kiedyś.
No więc małżeństwo swatane (aranżowane) jest - wydaje się - równie daleko od tego, co ja wkleiłem, co od tych trzech podanych przykładów. Może nawet ten przykład Brzosta jest bliżej swatów, niż opowieść prababki. U jej teściów nie było żadnego swatania, tylko decyzja rodziców pary młodej, której ci musieli się podporządkować. Swaty to jednak było co innego. Swat lub swatka miał rozeznanie w rynku matrymonialnym i robił za apkę - wiedział kto jest wolny, kto chce się ożenić a kto wyjść za mąż i za drobną opłatą informował o tym zainteresowanych, ale decyzja należała do nich.
U Horacego Safrina było sporo dowcipów o swatach, mnie najbardziej w pamięci utkwił ten.
-- Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież z nią spało pół miasta!
-- Też mi miasto! 10'000 mieszkańców.
Dobre!
Słyszałem tez taki:
Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież jeden jest łysy a drugi szczerbaty!
Jeśli pannie zależy na włosach i zębach to niech się za goryla albo krokodyla wyda!
Komentarz
Nie wiem czy to do mnie, ale na wszelki wypadek to słowo napisałem w cudzysłowie.
Ok, skoro chcecie drążyć temat, to posłużę się trzecim przykładem:
No i teraz:
Więc pierwsza opcja jak dla mnie niczym istotnym nie różni się od innych małżeństw współczesnych, a czy państwo się poznali przez znajomych, aplikację, forum, w szkole czy na rekolekcjach to już nie aż tak istotne - jasne w jednych miejscach jest większa szansa na "wartościowe" osoby niż w innych, ale to tylko szansa.
(już to wklejałem, ale tutaj pasuje jak ulał)
Prababka Dejdusi opowiada, jak praprapradziadkowie Dejdusi aranżowali małżeństwo prapradziadka i praprababki Dejdusi - swoich teściów.
Takie aranżowanie może spełnia kryteria Rozuma?
No, te czasy minęły bezpowrotnie.
Odslucham w domu.
Tu też nie chodzi o "kryteria Rozuma" tylko żebyśmy wiedzieli o czym rozmawiamy.
Łooo kiedyś to były czasy, a małżeństwo aranżowanie, wróćmy do tego... a Wy sobie wyobrazacie, że ktoś mądrzejszy niż apka dobierał ludzi, a nie eliminujecie z wyobraźni randek, chodzenia z sobą, samodzielnej decyzji młodych itd.
Tylko 5 minut.
Nie mam zwyczaju umilać podróżnym w pociągu czasu nawet 5 minutami nagrania. Nie mam też przy sobie słuchawek
W ogóle forumek najczęściej czytam teraz w pociągu do pracy i z pracy.
...ale piękna gawęda! Jak z Reymonta!
Chyba mam słabe głośniki bo rozumiem co trzecie słowo ;-(
...ja na słuchawkach i prawie wszystko zrozumiałe, piękna dykcja
U mnie słychać wyraźnie, więc chyba tak.
Odsluchałem.
Tak, o takie mniej więcej aranżowanie chodzi. Jeśli czytacie o aranżowaniu w dawnych czasach czy w Indiach to tak wygląda.
Więc jeszcze raz: czy ktoś z Was zna osobiście taką parę?
@Brzost, proponuję włączyć automatyczne napisy, będzie sporo błędów, ale sens da się uchwycić.
OK, na laptopie brzmi wyraźniej.
Nie było dziewosłębów, posagu i zrękowin. Nie było to "małżeństwo zaaranżowane", ale o takich mówi się że zostali "wyswatani" - pewnie dziś to słowo ma mniejszy ciężar niż kiedyś.
najważniejsze i najtrudniejsze dzieje się po ślubie. Co po wiotkiej długonogiej krasawicy w sukience, albo po najlepszym pod każdym względem chłopaku, gdy przyjdzie choroba, bieda, niefart? Wtedy chęć wspólnego wydobywania się z niedoli, albo chęć wspierania w niedoli jest tym ważnym. Ale gdy czeka się na księżniczkę albo księcia z góry wykazuje się brak hartu do wspólnego budowania życia. Taki tam zakłócony obraz świata.
No więc małżeństwo swatane (aranżowane) jest - wydaje się - równie daleko od tego, co ja wkleiłem, co od tych trzech podanych przykładów. Może nawet ten przykład Brzosta jest bliżej swatów, niż opowieść prababki. U jej teściów nie było żadnego swatania, tylko decyzja rodziców pary młodej, której ci musieli się podporządkować. Swaty to jednak było co innego. Swat lub swatka miał rozeznanie w rynku matrymonialnym i robił za apkę - wiedział kto jest wolny, kto chce się ożenić a kto wyjść za mąż i za drobną opłatą informował o tym zainteresowanych, ale decyzja należała do nich.
U Horacego Safrina było sporo dowcipów o swatach, mnie najbardziej w pamięci utkwił ten.
-- Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież z nią spało pół miasta!
-- Też mi miasto! 10'000 mieszkańców.
Albo znowu do rodziny.
Swat mógł też robić za pośrednika, jak np. wiedziałeś że jest panna, ale nie znałeś tych ludzi.
Istota swatania i aranżowania:
Znów idziecie w teorię, nikt z Was nie zna osobiście takich ludzi.
Ja w nic nie idę, bo nie postawiłem ani nie poparłem żadnej tezy.
Powyższy > @trep powiedział(a):
Dobre!
Słyszałem tez taki:
Kogo wy mi tu chcecie wyswatać? Przecież jeden jest łysy a drugi szczerbaty!
Jeśli pannie zależy na włosach i zębach to niech się za goryla albo krokodyla wyda!
Swatowi (szadchenowi) zależało na dobiciu interesu, gdyż inkasował 2% posagu.