Premier chce kończyć śledztwo, które się w zasadzie nie zaczęło
Wpis mec. Janusza Wojciechowskiego opublikowany na blogAID
Z kilku odpowiedzi, jakich prokurator generalny udzielił w minionych miesiącach na pytania senatorów Prawa i Sprawiedliwości, wynika, że prokuratura niczego jeszcze nie ustaliła i w zasadzie to nie zebrała jeszcze żadnych dowodów. I czeka, może przyjdą...
Od 3 sierpnia 2011 roku, czyli prawie dwa i pół roku prokuratura czeka na kompleksowe opinie biegłych różnych dziedzin, którzy mają wypowiedzieć się na temat przyczyn katastrofy. Bez tej opinii prokuratura o przyczynach katastrofy nie wie nic, bo z czego i skąd miałaby wiedzieć? Na przykład czy samolot uderzył w brzozę, po czym poderwał się do góry, żeby zrobić beczkę? Żeby to stwierdzić, trzeba mieć opinie biegłych przecież...
Od 5 kwietnia 2012 r., a więc rok i trzy kwartały, prokuratura czeka na wyniki badań materiałów pobranych ze zwłok, z tych kilku sekcji zwłok przeprowadzonych w Polsce po ekshumacjach. Bez takiej opinii trudno powiedzieć cokolwiek o przyczynach katastrofy, na przykład - był wybuch na pokładzie czy go nie było.
Słynne próbki pobrane z foteli i zabezpieczone w Moskwie do badań, aż strach pytać, co się z nimi dzieje, był w końcu ten trotyl czy pasta do butów – odpowiedzi brak, a tu już rok i dwa miesiące mijają od wielkiej awantury po artykule Gmyza.
Polscy prokuratorzy nie dokonywali oględzin miejsca katastrofy bezpośrednio po jej zaistnieniu, jak bowiem wynika z odpowiedzi, dokonali tego za nich, w ramach pomocy prawnej, prokuratorzy rosyjscy.
Polscy prokuratorzy nie byli przy sekcjach zwłok, bo – co za pech – spóźnili się biedaczyska, jak się zgłosili do prosektorium, to rosyjscy lekarze już zdejmowali fartuchy, sekcje właśnie zostały skończone – spasiba, daswidanja...
Nie ma czarnych skrzynek i najprawdopodobniej nie będzie – to właściwie, na jakiej podstawie można twierdzić, jakie były parametry lotu, czy aparatura rzeczywiście ostrzegała „pull up!”. Na podstawie czego – zapisów ze skrzynek, których polskim prokuratorom i biegłym nawet nie pozwolono dotknąć, tylko kopie dostali?
Nie ma dokumentacji z wieży, no to jak stwierdzić, jak to było z tym „na kursie i na ścieżce”?
Zamiast roztrząsać, czego prokuratura nie ma do zakończenia śledztwa, łatwiej byłoby wymienić, co ma. Otóż nic nie ma!
Nie ma jeszcze nic albo prawie nic na podstawie czego mogłaby cokolwiek sensownego i wiarygodnego powiedzieć o przebiegu i przyczynach katastrofy. Prawie cztery lata śledztwa na razie nie przyniosły żadnych wyników. Nadal badane są wszystkie założone wersje śledcze, nadal żadna wersja nie została wykluczona.
Wrak – brak! Czarne skrzynki – brak! Opinie biegłych – brak. Dokumentacja medyczna – brak! Jak skończyć coś, co właściwie jeszcze się nie zaczęło?
Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Z kilku odpowiedzi, jakich prokurator generalny udzielił w minionych miesiącach na pytania senatorów Prawa i Sprawiedliwości, wynika, że prokuratura niczego jeszcze nie ustaliła i w zasadzie to nie zebrała jeszcze żadnych dowodów. I czeka, może przyjdą...
Od 3 sierpnia 2011 roku, czyli prawie dwa i pół roku prokuratura czeka na kompleksowe opinie biegłych różnych dziedzin, którzy mają wypowiedzieć się na temat przyczyn katastrofy. Bez tej opinii prokuratura o przyczynach katastrofy nie wie nic, bo z czego i skąd miałaby wiedzieć? Na przykład czy samolot uderzył w brzozę, po czym poderwał się do góry, żeby zrobić beczkę? Żeby to stwierdzić, trzeba mieć opinie biegłych przecież...
Od 5 kwietnia 2012 r., a więc rok i trzy kwartały, prokuratura czeka na wyniki badań materiałów pobranych ze zwłok, z tych kilku sekcji zwłok przeprowadzonych w Polsce po ekshumacjach. Bez takiej opinii trudno powiedzieć cokolwiek o przyczynach katastrofy, na przykład - był wybuch na pokładzie czy go nie było.
Słynne próbki pobrane z foteli i zabezpieczone w Moskwie do badań, aż strach pytać, co się z nimi dzieje, był w końcu ten trotyl czy pasta do butów – odpowiedzi brak, a tu już rok i dwa miesiące mijają od wielkiej awantury po artykule Gmyza.
Polscy prokuratorzy nie dokonywali oględzin miejsca katastrofy bezpośrednio po jej zaistnieniu, jak bowiem wynika z odpowiedzi, dokonali tego za nich, w ramach pomocy prawnej, prokuratorzy rosyjscy.
Polscy prokuratorzy nie byli przy sekcjach zwłok, bo – co za pech – spóźnili się biedaczyska, jak się zgłosili do prosektorium, to rosyjscy lekarze już zdejmowali fartuchy, sekcje właśnie zostały skończone – spasiba, daswidanja...
Nie ma czarnych skrzynek i najprawdopodobniej nie będzie – to właściwie, na jakiej podstawie można twierdzić, jakie były parametry lotu, czy aparatura rzeczywiście ostrzegała „pull up!”. Na podstawie czego – zapisów ze skrzynek, których polskim prokuratorom i biegłym nawet nie pozwolono dotknąć, tylko kopie dostali?
Nie ma dokumentacji z wieży, no to jak stwierdzić, jak to było z tym „na kursie i na ścieżce”?
Zamiast roztrząsać, czego prokuratura nie ma do zakończenia śledztwa, łatwiej byłoby wymienić, co ma. Otóż nic nie ma!
Nie ma jeszcze nic albo prawie nic na podstawie czego mogłaby cokolwiek sensownego i wiarygodnego powiedzieć o przebiegu i przyczynach katastrofy. Prawie cztery lata śledztwa na razie nie przyniosły żadnych wyników. Nadal badane są wszystkie założone wersje śledcze, nadal żadna wersja nie została wykluczona.
Wrak – brak! Czarne skrzynki – brak! Opinie biegłych – brak. Dokumentacja medyczna – brak! Jak skończyć coś, co właściwie jeszcze się nie zaczęło?
Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.