Pytanie do Brzosta, czy w Polsce też to tak działa?
Znalazłem 50-stronicowego pdfa wytworzonego przez amerykańską administracje, we współpracy z ministerstwem srodowiska, ichnią główną dyrekcją dróg krajowych, leśnikami itd. Są tam wszystkie potrzebne informacje ażeby gmina, mająca potrzebę wybudowania niedużego mostu, mogła go sobie po kosztać wybudować z tego co ma pod ręką - czyli kamieni, cementu, stali jeśli potrzebna, no i przede wszystkim drewna. Podziwiajcie, tak działa poważne państwo. Superstructures należy traktować z przymrużeniem oka, tam chodzi o mosty do 25 metrów długości.
Pedeefik tutaj
http://www.woodcenter.org/docs/fplgtr125.pdf
Pedeefik tutaj
http://www.woodcenter.org/docs/fplgtr125.pdf
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
"A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
Ach... padłem ofiarą kalki językowej, dziękuję za oświecenie. Pamiętam cykl dokumentalny pod takim tytułem i trakował on o... superkonstrukcjach, no, wieżowce, okręty podwodne, a teraz widzę że to wszystko po angielsku określa się właśnie tym mianem, zaś cykl dokumentalny wkrótce zmienił nazwę na "megakonstrucje".
Otóż generalnie rzecz biorąc wody pozostają w zarządzie RZGW - chyba, że zostały przekazane we władanie innym instytucjom (np Parki Narodowe, zespoły zbiorników wodnych itp). Zatem chcąc budować most czy nawet kładkę nad ciekiem należy uzyskać pozwolenie wodnoprawne.
Jest ono wydawane w oparciu o projekt techniczny. I rzeczywiście istnieje zestaw typowych projektów. Przy czym przygotowując operat wodnoprawny projektant musi dokonać przeliczeń do konkretnej sytuacji.
Nie wiem czy w USA trzeba zrobić tak samo, czy tylko po prostu bierze z katalogu most typu. Bo podlinkowany dokument wygląda mi jak katalog zawierający informacje zarówno dla projektantów jak i wykonawców - taki większy DiY. Takich rzeczy u nas nie ma - bo w projektach nie pisze się o pewnych praktycznych detalach wykonania o które zawarto w pdf-ie
Wprawdzie to anglosasi byli światowymi prekursorami najróżnieszych normalizacji (na przykład obowiązujące po dziś dzień gwinty rurowe), ale nie było obligatoryjności, tylko wolność i precedensy. Anglosas mógł sobie zbudować most jaki chciał, jak chciał. Jeżeli nie trzymał się kanonów - zwiększał brzemię swojej odpowiedzialności i tyle.
W zakaraluszonej (czyt: zaprusaczonej) części Europy, po zatwierdzeniu normy DIN lub jej faksymili w języku ościennotubylczym, kończyła się jakokolwiek swoboda twórcza.
Moją ulubioną ilustracją skutków zderzenia tych dwóch podejść jest sytuacja w firmie Chrysler po wrogim przejęciu przez Daimlera. Kultura korporacyjna anglosaskiego Chryslera premiowała ludzi, którzy potrafili ulepszyć gotowy produkt. Stąd byle murzyn z taśmy mógł liczyć na premię i awans jeśli pokazał swojemu kierownikowi, że etap produkcji w którym on uczestniczy można ulepszyć, poprawić, potanić.
Filozofia Daimlera była diametralnie odmienna. Każdy etap produkcji był najpierw dyskutowany i zatwierdzany. Po zatwierdzeniu papierek wędrował wyżej i po złożeniu do większej teczki, razem z innymi papierkami uzyskiwał kolejne zatwierdzenia. Na koniec, opasłe tomiska dokumentacji technologicznej miały taką ilość pieczęci, podpisów, zatwierdzeń, doktorskich i profesorskich nazwisk, że odporność na zmiany przewyższała parametry betonu z Gierłoży, pod którym sypiał Hitler. Żeby coś zmienić trzeba zacząć od zera. Tak wygląda każdy samochód marki Mercedes, wszystko jedno czy udany czy lepiej nie mówić.
I teraz, robotnik fizyczny z taśmy, młody murzyn z przedmieść Detroit. dostrzega mały idiotyzm w składaniu detalu auta. Nie wie nic o Gierłoży, niemieckich zasadach działania, idzie do managera pokazać kretyństwo, zaproponować lepsze rozwiązanie, dostać pochwałę, harmonię dolarów i awans. Zamiast spodziewanych pochwał oraz profitów, dostaje potężnie po łbie i odurniały musi wracać do roboty.
Jeżeli dobrze pamiętam dane sprzed dwóch dekad, to ok. pięćdziesiąt tysięcy osób z kadry zarządzającej różnych szczebli zwolniło się z Chryslera po przejęciu firmy przez Niemców.
P.S. - Francuzy to taka sama beznadzieja, co bardzo ładnie opisał Le Bon
The author has edited this post (w 01.06.2015)