Skip to content

Pytanie do Brzosta, czy w Polsce też to tak działa?

edytowano March 2015 w Forum ogólne
Znalazłem 50-stronicowego pdfa wytworzonego przez amerykańską administracje, we współpracy z ministerstwem srodowiska, ichnią główną dyrekcją dróg krajowych, leśnikami itd. Są tam wszystkie potrzebne informacje ażeby gmina, mająca potrzebę wybudowania niedużego mostu, mogła go sobie po kosztać wybudować z tego co ma pod ręką - czyli kamieni, cementu, stali jeśli potrzebna, no i przede wszystkim drewna. Podziwiajcie, tak działa poważne państwo. Superstructures należy traktować z przymrużeniem oka, tam chodzi o mosty do 25 metrów długości.
Pedeefik tutaj
http://www.woodcenter.org/docs/fplgtr125.pdf

Komentarz

  • przemk0
    Superstructures należy traktować z przymrużeniem oka, tam chodzi o mosty do 25 metrów długości.
    W moim słowniku superstructure to nabudówka
    ;)

    "A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
  • Marx po angielsku, fiufiu!
    Ach... padłem ofiarą kalki językowej, dziękuję za oświecenie. Pamiętam cykl dokumentalny pod takim tytułem i trakował on o... superkonstrukcjach, no, wieżowce, okręty podwodne, a teraz widzę że to wszystko po angielsku określa się właśnie tym mianem, zaś cykl dokumentalny wkrótce zmienił nazwę na "megakonstrucje".
  • Pytanie nie do mnie ale zgrubnie mogę coś napisać.
    Otóż generalnie rzecz biorąc wody pozostają w zarządzie RZGW - chyba, że zostały przekazane we władanie innym instytucjom (np Parki Narodowe, zespoły zbiorników wodnych itp). Zatem chcąc budować most czy nawet kładkę nad ciekiem należy uzyskać pozwolenie wodnoprawne.
    Jest ono wydawane w oparciu o projekt techniczny. I rzeczywiście istnieje zestaw typowych projektów. Przy czym przygotowując operat wodnoprawny projektant musi dokonać przeliczeń do konkretnej sytuacji.
    Nie wiem czy w USA trzeba zrobić tak samo, czy tylko po prostu bierze z katalogu most typu. Bo podlinkowany dokument wygląda mi jak katalog zawierający informacje zarówno dla projektantów jak i wykonawców - taki większy DiY. Takich rzeczy u nas nie ma - bo w projektach nie pisze się o pewnych praktycznych detalach wykonania o które zawarto w pdf-ie
  • Co do Polski - uporczywe regulowanie każdego aspektu ludzkiej działalności, jest chorobą przyniesioną z c.k. monarchii, a rozwleczoną po całej II RP przez galileuszy, niedawnych żółto-czarnych urzędników i jurystów.
    Wprawdzie to anglosasi byli światowymi prekursorami najróżnieszych normalizacji (na przykład obowiązujące po dziś dzień gwinty rurowe), ale nie było obligatoryjności, tylko wolność i precedensy. Anglosas mógł sobie zbudować most jaki chciał, jak chciał. Jeżeli nie trzymał się kanonów - zwiększał brzemię swojej odpowiedzialności i tyle.
    W zakaraluszonej (czyt: zaprusaczonej) części Europy, po zatwierdzeniu normy DIN lub jej faksymili w języku ościennotubylczym, kończyła się jakokolwiek swoboda twórcza.
    Moją ulubioną ilustracją skutków zderzenia tych dwóch podejść jest sytuacja w firmie Chrysler po wrogim przejęciu przez Daimlera. Kultura korporacyjna anglosaskiego Chryslera premiowała ludzi, którzy potrafili ulepszyć gotowy produkt. Stąd byle murzyn z taśmy mógł liczyć na premię i awans jeśli pokazał swojemu kierownikowi, że etap produkcji w którym on uczestniczy można ulepszyć, poprawić, potanić.
    Filozofia Daimlera była diametralnie odmienna. Każdy etap produkcji był najpierw dyskutowany i zatwierdzany. Po zatwierdzeniu papierek wędrował wyżej i po złożeniu do większej teczki, razem z innymi papierkami uzyskiwał kolejne zatwierdzenia. Na koniec, opasłe tomiska dokumentacji technologicznej miały taką ilość pieczęci, podpisów, zatwierdzeń, doktorskich i profesorskich nazwisk, że odporność na zmiany przewyższała parametry betonu z Gierłoży, pod którym sypiał Hitler. Żeby coś zmienić trzeba zacząć od zera. Tak wygląda każdy samochód marki Mercedes, wszystko jedno czy udany czy lepiej nie mówić.
    I teraz, robotnik fizyczny z taśmy, młody murzyn z przedmieść Detroit. dostrzega mały idiotyzm w składaniu detalu auta. Nie wie nic o Gierłoży, niemieckich zasadach działania, idzie do managera pokazać kretyństwo, zaproponować lepsze rozwiązanie, dostać pochwałę, harmonię dolarów i  awans. Zamiast spodziewanych pochwał oraz profitów, dostaje potężnie po łbie i odurniały musi wracać do roboty.
    Jeżeli dobrze pamiętam dane sprzed dwóch dekad, to ok. pięćdziesiąt tysięcy osób z kadry zarządzającej różnych szczebli zwolniło się z Chryslera po przejęciu firmy przez Niemców.
    P.S. - Francuzy to taka sama beznadzieja, co bardzo ładnie opisał Le Bon
    The author has edited this post (w 01.06.2015)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.