Skip to content

Kieszonkowi Michnikowie

edytowano March 2015 w Forum ogólne
Głupstwo, jakie zrobił ostatnio prof. Nowak, dało mi do pomyślenia. Wpadłem na coś, choć już od dłuższego czasu taka myśl się formowała. Otóż należy uważać na kieszonkowych Michników.
Kimże są kieszonkowi Michnikowie? Przykład, jaki podałem powyżej, nie do końca jest trafny. Przytoczyłem go właściwie tylko dlatego, że rozmyślania nad tym przypadkiem pomogły wpaść na właściwy trop w odniesieniu do innych. Profesor ma za sobą dopiero pierwszy taki wyskok, poza tym on przynajmniej chciał kandydować, a więc brać odpowiedzialność, tymczasem istotą bycia kieszonkowym Michnikiem jest co innego.
Kieszonkowy Michnik chce władzy, ale nie chce żadnej odpowiedzialności. Chce być guru, mentorem, więcej - chce podejmować konkretne decyzje, chce wydawać rozkazy, ale winę za błędność tych rozkazów ma ponosić kto inny. Dlatego kieszonkowi Michnikowie gnieżdżą się w redakcjach i blogosferze, ale nie w polityce. Oryginalny Michnik też szybko odsunął się od czynnej polityki, bo to nie pomagało mu w pełnieniu wyznaczonej sobie roli, tylko przeszkadzało.
Chyba najlepszym przykładem jest Ziemkiewicz. W sumie, z uwagi na z jednej strony stopień rozwinięcia się syndromu, a z drugiej strony na znaczenie osoby (poziom czytelnictwa), waham się , czy w odniesieniu do niego w ogóle można używać słowa "kieszonkowy". To jest ktoś, kto naprawdę chciałby być prawicowym Michnikiem. Zresztą, w jego krytyce oryginalnego Michnika (chociażby w "Michnikowszczyźnie") daje się wychwycić niepokojący rys fascynacji krytykowanym bohaterem. RAZ chciałby naprawdę być kimś takim. Doszło do tego, że namaścił nawet swojego wice-Michnika ds. historycznych - Zychowitza, tak jak Michnik namaszczał pomniejszych "proroków". Styl działania, radzenia sobie z krytyką jest zbliżony do michnikowego.
RAZ to przykład skrajny, u innych nie jest to tak wyraziste, ale też występuje. Innym takim przykładem jest Warzecha. On też autorytatywnie wydaje rozkazy, chce jednych wynosić, innych strącać.
Inny taki przypadek to Lisicki.
Mazurek to niby lżejszy przypadek, on niby nie kreuje się na guru, ale pod maską błazeństwa też kryje się ktoś, kto uważa siebie może nie za guru, ale z pewnością za samozwańczego arbitra elegancji, którego wszystko wolno i który jednym zdaniem może strącić kogoś się w czeluść z błahego powodu lub bez powodu. To, jak potraktował Ryszarda Makowskiego, Marysię Sokołowską albo autorów "Resortowych dzieci" jest kompromitujące.
Podobny syndrom występuje też u wielu blogerów, którzy puszą się, i wydają autorytatywne orzeczenie, uważając się za nie wiadomo kogo.
Z tymi pretensjami nie wiąże się jednak chęć brania za cokolwiek odpowiedzialności. Historia PJN jest wysoce pouczająca. Marzyli o takiej formacji, kibicowali jej, ale gdy tylko zaczęło wychodzić na jaw jakość tego projektu, błyskawicznie zaczęli udawać, że nie mają z tym nic wspólnego. Inny przykład - gdy niedawno Ruch Narodowy zaproponował Ziemkiewiczowi start w wyborach prezydenckich, ten odmówił. Ciekawe, zważywszy, że chodzi o kogoś, kto nieraz powtarzał, że PiS ponosi porażki, bo nie przejął się do głębi jakimś jednym zdaniem z jego książki.
;)
Czy zgadzacie się z powyższymi przemyśleniami?

Komentarz

  • Rzchanym
    Głupstwo, jakie zrobił ostatnio prof. Nowak, dało mi do pomyślenia. Wpadłem na coś, choć już od dłuższego czasu taka myśl się formowała. Otóż należy uważać na kieszonkowych Michników.
    Kimże są kieszonkowi Michnikowie? Przykład, jaki podałem powyżej, nie do końca jest trafny. Przytoczyłem go właściwie tylko dlatego, że rozmyślania nad tym przypadkiem pomogły wpaść na właściwy trop w odniesieniu do innych. Profesor ma za sobą dopiero pierwszy taki wyskok, poza tym on przynajmniej chciał kandydować, a więc brać odpowiedzialność, tymczasem istotą bycia kieszonkowym Michnikiem jest co innego.
    Kieszonkowy Michnik chce władzy, ale nie chce żadnej odpowiedzialności. Chce być guru, mentorem, więcej - chce podejmować konkretne decyzje, chce wydawać rozkazy, ale winę za błędność tych rozkazów ma ponosić kto inny. Dlatego kieszonkowi Michnikowie gnieżdżą się w redakcjach i blogosferze, ale nie w polityce. Oryginalny Michnik też szybko odsunął się od czynnej polityki, bo to nie pomagało mu w pełnieniu wyznaczonej sobie roli, tylko przeszkadzało.
    Chyba najlepszym przykładem jest Ziemkiewicz.
    Jak to było? Michnik i Ziemniak to orzeł i reszka, awers i rewers. To ta sama moneta. Możemy ją obracać, ale nie możemy za nią nic kupić, bo ta waluta jest niewymienialna.
    Do kieszonkowych michników (z małej litery bo rzeczownik pospolity) należy doliczyć też ciocię Jadzię i Zyberta sprzed kocówy.
    Jeszcze jedną cechę mają te kieszonkowe michniki - są zabójcze dla popieranej przez siebie organizacji. UD/UW miała w Polsce rząd dusz i ciał a dziś nie jest do wypatrzenia przez najlepszy mikroskop.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Ale to jest zjawisko stare i powszechne w wielu dziedzinach - nie widzieliście państwo nigdy np otyłych kibiców zawzięcie dyskutujących o błędach Stocha, Kowalczyk czy Szmala? W sprawach społeczno-politycznych mniej więcej tak zachowuje się większość blogosfery.
    Ktoś powie, że to jednak co innego,
    bo "syndrom Michnika" dotyczy nie tylko popierdułek ale realnego wpływu.
    Ale to tylko kwestia możliwości - o filmach, książkach i teatrze dyskutują wszyscy, ale tylko popularni krytycy mogą swoimi uwagami zniechęcić do dobrych dzieł lub lansować chałę... Co oczywiście nie znaczy, że sami są w stanie zrobić cokolwiek wartego uwagi - bodajże "Boy" napisał kiedyś, że "
    krytyk to wałach pouczający ogiera".
    Nie zmienia to jednak faktu, że odpowiednio "napompowany" krytyk może być skrajnie szkodliwy i niebezpieczny.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.