Liderów nie ma. I liderów nie będzie ...
Najsmutnieszy mój wniosek dotyczący spraw ogólnożyciowych. Wygrywa się dyscypliną, konsekwencją i komunikatywnością. Ja wiem, banał. A dlaczego smutny ? Bo żadnej z tych cech nie posiadam. Ale nawet nie o to, całe życie uważałem, że świat należy do ludzi błyskotliwych, niekonwencjonalnych, pomysłowych, nieszablonowych, takich zawsze lubiłem, tacy mi imponowali na swój sposób, w takich wierzyłem. Właściwie już na studiach zaobserwowałem upadki wybitnie utalentowanych orłów, ale leniwych, rozpapranych, słabych psychicznie. A później to już następował dramat za dramatem.
Tajemnica sukcesu, właściwie we wszystkim, tkwi w sprawach pozornie prostych. Mam kolegę, który pracował u tatusia. Tatuś miał dużą firmę transportową, ale i w różne interesy wchodził, bardzo obrotny człowiek, typ despoty, nakręconego gościa, z potężną motywacją i konsekewncją. Syn mu się nie udał, bo pracował siedząc w biurze, rypiąc w gierki czy wysłając pocztą ciekawe linki z jutuba. Wysyłał tego mnóstwo. W łikendy chlał wódę. Ale do czasu. Tatuś kupił zakład meblarski od syndyka, z gotową umową dla IKEI. Zakład naprawił, kupił drugi, w innej części Polski. Nie da się rozdwoić, więc postawił sprawę jasno, syneczku mój popieprzony, masz tu cykający biznes, zajmij się nim i rozwiń, albo koniec z kaską. Wiara w potęgę genów ktoś powie, ale ryzyko podjął. W ciągu roku z rozpapranej jednostki synuś stał się wołem roboczym. Wyjeżdża na tydzień na Mazury (bo tam ten pierwszy zakład jest) i pracuje od 7 do 20. Kiedy ma okresy przebywania w Białymstoku, pobudka 5.30 i na siłownię chodzi, taki rozruch, żeby też nie wypaść z rytmu dnia. No człowiek nie do poznania, okazuje się, że taki był zawsze, tyle że jak to często bywa, ojciec go zdominował. Przytomny i logiczny był zawsze, miał też swego rodzaju charyzmę, dziś to wszystko wyszło, wykapany ojciec, wystarczyło go odpalić. Mało takich, no przynajmniej ja nie znam, a widziałem paru, którzy po tatusiu interesy rozpieprzali w ciągu paru lat. To niezwykle rzadkie zjawisko.
Kto to jest lider ? To ktoś taki kto ma wizję, misję, potrafili ludzi pociągnąć, plaplapla srutututu. Ja nie wiem jak to było kiedyś, dziś obserwuję zjawisko nastepujące - ludzie od liderów, szefów wymagają - konsekwencji, słowności, sprawiedliwości, jasnego postawienia zadań, celów (dlatego ta komunikatywność) i marzą, żeby ktoś ich rozliczał w sposób sensowny. Chcą być nagradzani kiedy coś zrobią dobrze i opieprzani kiedy dadzą ciała. Chcą jasności i przejrzystości. Chcą mieć pewność, że wypowiedziane słowa nie są rzucane na wiatr. Chcą, żeby osoba która ich prowadzi była obliczalna i przewidywalna, boją się i nie lubią szołmenów, obiecywaczy i propagandzistów. Chcą szefa z którego mogą brac przykład, wymagasz punktualności, sam bądź punktualny. Nie chcesz, żebyśmy kręcili, sam nie kręć. Chcesz żebyśmy mówili prawdę, mów i ty, jakby nie była trudna. Dziś nie ma autorytetów, bo tak, z nadania, dotyczy to chyba wszystkich stosunków ludzkich, gdzie ludzie mogą bezpośrednio zweryfikować jednostkę, która takim autorytetm ma być. Parę fałszywych nut i żegnamy reklamy, już nigdy ci nie uwierzą, ani nie będą szanować. Nie ma żadnych mrugnięć okiem, niedpowiedzeń, wszędzie musi być klarownie, tak tak, nie nie. Jeżeli spełnisz powyższe elementy i wytłumaczysz ludziom dokąd zmierzasz (z tą wizją i misją to jednak nie taka ściema), pójdą za tobą w ogień. Prawda jakie proste ?
Ale niewykonalne. Dzisiejsza rodzina nie wykluwa ludzi zdyscyplinowanych, o szkole już nie mówiąc. Później to jest nie do nadrobienia, bo chodzi tu dyscyplnę wewnętrzną, wymuszoną charakterem i wolą, a nie pałą. Dalej, kanony dzisiejszych stosunków mędzyludzkich nie dopuszczają ocen konkrentych, mamy albo lizanie dupy i nastawienie na zachowanie relacji, albo jakieś maskryczne opieprzanie. Jak jesteście oceniani w pracy ? Tabelki, srelki, ankiety gówno dające. Czy ktoś z was usłyszał od przełożonego w rozmowie corocznej (jeżeli takie wogle są), chłopie robiłeś to i to dobrze, tu i tu nie poszło, dlaczego tak się dzieje ? Masz to poprawić w taki sposób ( i tu ustalamy), spotkamy się za rok, widzę to tak i tak. Mimo, że dzisiejsze kanony zarządzania ludźmi już dawno odeszły od durnot, które cały czas są praktykowane, takie konkretne rozmowy są rzadkością (a są bardzo zalecane) Bo ich nie potrafimy przeprowadzać. Bo nie potrafimy rozmawiać z ludźmi. Nie chcę już pisać o bardzo ważnym aspekcie świadomości celu. 95 % procent firm, nie tylko polskich, idzie w taką a nie inną stronę, bo idzie. Sam szef nie wie dokąd zmierza, a już ludzie którzy dla niego pracują zupełnie. Kto dziś potrafi planować ? Ba, kto potrafi jasno definiować cele ? Górnolotne pierdy za którymi nic konkretnego nie idzie. Ale to tak jest, jeżeli nie jesteś w stanie zaplanować własnego życia, nawet dnia codziennego to nigdy nie będziesz potrafić zrobić tego w skali szerszej. Żyjemy jakoś. Albo mamy sny o potędze niczym alkoholik w okresie trzeźwości. Rozum wrzucił swego czasu tytuł książki, którą polecał, to jest "Dziennik duszy" Jana XXIII. Przeczytałem 130 stron i przerwałem (z róźnych przyczyn), ale tam jest doskonale pokazana praca młodego człowieka nad sobą. Dzień po dniu stawiał sobie zadania, je spisywał, zmagał się z nimi i poźniej opisywał co mu wyszło, co nie, bardzo krytycznie podchodząc do siebie. I wyostrzał. Wymagał coraz więcej. Taka to była jego droga do świętości, jednym może to jest dane, droga Angela Giuseppe Roncallego była drogą nieustannej, metodycznej pracy nad sobą. Wielki to dar.
Dlaczego o tym piszę ? Mamy w dzisiejszym świecie chroniczny brak liderów. Ci co są, prawie zawsze są ułomni, gówno w złotym pepierku. Poza otoczką świecącą, wielka pustka. A właściwie wystarczy wrócić do spraw zasadniczych. Teoretycznie wystarczy spełnić wymogi, które opisałem, uwierzcie mi to zadziała. W moim przypadku jest to niewykonalne, a przynajmniej ze względu na to co robię, powinienem podążać w tym kierunku. Wiedza, którą posiadam nie będzie miała żadnego przełożenia. I takie jest właśnie moje pokolenie.
JORGE>
Tajemnica sukcesu, właściwie we wszystkim, tkwi w sprawach pozornie prostych. Mam kolegę, który pracował u tatusia. Tatuś miał dużą firmę transportową, ale i w różne interesy wchodził, bardzo obrotny człowiek, typ despoty, nakręconego gościa, z potężną motywacją i konsekewncją. Syn mu się nie udał, bo pracował siedząc w biurze, rypiąc w gierki czy wysłając pocztą ciekawe linki z jutuba. Wysyłał tego mnóstwo. W łikendy chlał wódę. Ale do czasu. Tatuś kupił zakład meblarski od syndyka, z gotową umową dla IKEI. Zakład naprawił, kupił drugi, w innej części Polski. Nie da się rozdwoić, więc postawił sprawę jasno, syneczku mój popieprzony, masz tu cykający biznes, zajmij się nim i rozwiń, albo koniec z kaską. Wiara w potęgę genów ktoś powie, ale ryzyko podjął. W ciągu roku z rozpapranej jednostki synuś stał się wołem roboczym. Wyjeżdża na tydzień na Mazury (bo tam ten pierwszy zakład jest) i pracuje od 7 do 20. Kiedy ma okresy przebywania w Białymstoku, pobudka 5.30 i na siłownię chodzi, taki rozruch, żeby też nie wypaść z rytmu dnia. No człowiek nie do poznania, okazuje się, że taki był zawsze, tyle że jak to często bywa, ojciec go zdominował. Przytomny i logiczny był zawsze, miał też swego rodzaju charyzmę, dziś to wszystko wyszło, wykapany ojciec, wystarczyło go odpalić. Mało takich, no przynajmniej ja nie znam, a widziałem paru, którzy po tatusiu interesy rozpieprzali w ciągu paru lat. To niezwykle rzadkie zjawisko.
Kto to jest lider ? To ktoś taki kto ma wizję, misję, potrafili ludzi pociągnąć, plaplapla srutututu. Ja nie wiem jak to było kiedyś, dziś obserwuję zjawisko nastepujące - ludzie od liderów, szefów wymagają - konsekwencji, słowności, sprawiedliwości, jasnego postawienia zadań, celów (dlatego ta komunikatywność) i marzą, żeby ktoś ich rozliczał w sposób sensowny. Chcą być nagradzani kiedy coś zrobią dobrze i opieprzani kiedy dadzą ciała. Chcą jasności i przejrzystości. Chcą mieć pewność, że wypowiedziane słowa nie są rzucane na wiatr. Chcą, żeby osoba która ich prowadzi była obliczalna i przewidywalna, boją się i nie lubią szołmenów, obiecywaczy i propagandzistów. Chcą szefa z którego mogą brac przykład, wymagasz punktualności, sam bądź punktualny. Nie chcesz, żebyśmy kręcili, sam nie kręć. Chcesz żebyśmy mówili prawdę, mów i ty, jakby nie była trudna. Dziś nie ma autorytetów, bo tak, z nadania, dotyczy to chyba wszystkich stosunków ludzkich, gdzie ludzie mogą bezpośrednio zweryfikować jednostkę, która takim autorytetm ma być. Parę fałszywych nut i żegnamy reklamy, już nigdy ci nie uwierzą, ani nie będą szanować. Nie ma żadnych mrugnięć okiem, niedpowiedzeń, wszędzie musi być klarownie, tak tak, nie nie. Jeżeli spełnisz powyższe elementy i wytłumaczysz ludziom dokąd zmierzasz (z tą wizją i misją to jednak nie taka ściema), pójdą za tobą w ogień. Prawda jakie proste ?
Ale niewykonalne. Dzisiejsza rodzina nie wykluwa ludzi zdyscyplinowanych, o szkole już nie mówiąc. Później to jest nie do nadrobienia, bo chodzi tu dyscyplnę wewnętrzną, wymuszoną charakterem i wolą, a nie pałą. Dalej, kanony dzisiejszych stosunków mędzyludzkich nie dopuszczają ocen konkrentych, mamy albo lizanie dupy i nastawienie na zachowanie relacji, albo jakieś maskryczne opieprzanie. Jak jesteście oceniani w pracy ? Tabelki, srelki, ankiety gówno dające. Czy ktoś z was usłyszał od przełożonego w rozmowie corocznej (jeżeli takie wogle są), chłopie robiłeś to i to dobrze, tu i tu nie poszło, dlaczego tak się dzieje ? Masz to poprawić w taki sposób ( i tu ustalamy), spotkamy się za rok, widzę to tak i tak. Mimo, że dzisiejsze kanony zarządzania ludźmi już dawno odeszły od durnot, które cały czas są praktykowane, takie konkretne rozmowy są rzadkością (a są bardzo zalecane) Bo ich nie potrafimy przeprowadzać. Bo nie potrafimy rozmawiać z ludźmi. Nie chcę już pisać o bardzo ważnym aspekcie świadomości celu. 95 % procent firm, nie tylko polskich, idzie w taką a nie inną stronę, bo idzie. Sam szef nie wie dokąd zmierza, a już ludzie którzy dla niego pracują zupełnie. Kto dziś potrafi planować ? Ba, kto potrafi jasno definiować cele ? Górnolotne pierdy za którymi nic konkretnego nie idzie. Ale to tak jest, jeżeli nie jesteś w stanie zaplanować własnego życia, nawet dnia codziennego to nigdy nie będziesz potrafić zrobić tego w skali szerszej. Żyjemy jakoś. Albo mamy sny o potędze niczym alkoholik w okresie trzeźwości. Rozum wrzucił swego czasu tytuł książki, którą polecał, to jest "Dziennik duszy" Jana XXIII. Przeczytałem 130 stron i przerwałem (z róźnych przyczyn), ale tam jest doskonale pokazana praca młodego człowieka nad sobą. Dzień po dniu stawiał sobie zadania, je spisywał, zmagał się z nimi i poźniej opisywał co mu wyszło, co nie, bardzo krytycznie podchodząc do siebie. I wyostrzał. Wymagał coraz więcej. Taka to była jego droga do świętości, jednym może to jest dane, droga Angela Giuseppe Roncallego była drogą nieustannej, metodycznej pracy nad sobą. Wielki to dar.
Dlaczego o tym piszę ? Mamy w dzisiejszym świecie chroniczny brak liderów. Ci co są, prawie zawsze są ułomni, gówno w złotym pepierku. Poza otoczką świecącą, wielka pustka. A właściwie wystarczy wrócić do spraw zasadniczych. Teoretycznie wystarczy spełnić wymogi, które opisałem, uwierzcie mi to zadziała. W moim przypadku jest to niewykonalne, a przynajmniej ze względu na to co robię, powinienem podążać w tym kierunku. Wiedza, którą posiadam nie będzie miała żadnego przełożenia. I takie jest właśnie moje pokolenie.
JORGE>
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
tzn. od razu sie przyznaje, ze o gospodarce to ja sprzeczac sie nie bede bo sie nie znam.
z poziomu prywatnego powiem tylko, ze tak jak oni roztrzasaja problemy i planuja lösungi juz na etapie wywiadowek w gimnazjum, to u Tuska chyba by sie zachlali z rozpaczy - tela roboty i do przemyslunku.
a z ogolnego, to oprocz po wojnie w 1914, to kiedy sie Niemcom cos rozlecialo? a nawet jesli, to sie z tego szybciutko nie otrzasneli?
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
"Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
Pan Jezus