Skip to content

Niemcy się walą, nie da się już nawet samochodem jeździć ...

edytowano March 2015 w Forum ogólne
Przeczytajcie ten artykuł, poniżej link i całość:
http://biznes.pl/wiadomosci/unia-europejska/kolos-na-glinianych-nogach,5660040,1,news-detal.html
Kolos na glinianych nogach
Fasada niemieckiej gospodarki jeszcze błyszczy, ale fundamenty zaczynają się już kruszyć. Infrastruktura podupada, a firmy wolą inwestować za granicą. Niemiecki dobrobyt jest mocno zagrożony.
Marcel Fratzscher, wygłaszając w tych dniach wykład, lubi zadać swoim słuchaczom małą zagadkę. – Jaki to kraj? – pyta szef Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką. – Od przełomu tysiącleci rozwinął się w mniejszym stopniu, niż wynosi średnia krajów Unii Europejskiej. Produktywność jego firm wzrosła jedynie nieznacznie, a dwoje na trzech mieszkańców zarabia dziś mniej niż w 2000 roku.
Zwykle nie musi długo czekać, aż podniosą się ręce. – Portugalia – mówi ktoś. – Włochy – stwierdza inny. Francja – woła trzeci. Przez chwilę wykładowca pozwala im zgadywać, aż w końcu z triumfalnym uśmiechem obwieszcza rozwiązanie. Ów kraj o słabym bilansie gospodarczym to Niemcy.
Być może trzeba mieć taką biografię, jak Fratzscher, żeby móc poddać własny kraj tak ostrej krytyce, jak robi to on. Boński ekonomista w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy pracował jako  doradca rządu w Dżakarcie, widział, jak podczas azjatyckiego kryzysu bezdomni żebrali o chleb. Prowadził badania w renomowanym Instytucie Petersona w Waszyngtonie, kiedy pękła bańka dotcomów, pisał analizy dla Europejskiego Banku Centralnego w najczarniejszych godzinach kryzysu w Europie. Rozwój Republiki Federalnej Niemiec obserwował zawsze, jak mówi, „z pewnego dystansu”.
Od ponad roku kieruje Niemieckim Instytutem Badań nad Gospodarką w Berlinie (DIW) – i nie da się nie zauważyć, że bliskość ta, do jakiej nie przywykł, wyostrzyła jego spojrzenie na  czwartą największą potęgę ekonomiczną naszego globu. Niemiecki przemysł dostarcza wysokiej jakości samochody i maszyny na cały świat, lecz gdy w jakiejś szkole ze ścian zaczyna odpadać farba, rodzice muszą złożyć się na malowanie. Przedsiębiorstwa i prywatne gospodarstwa domowe siedzą na bilionowym majątku, ale co drugi wiadukt na autostradzie wymaga pilnie remontu. RFN ma zyski jak żaden inny kraj w Europie, lecz jego obywatele czuja się wykorzystywani przez Brukselę.
W swojej nowej książce Marcel Fratzscher mówi o „niemieckiej iluzji”. Opiera się ona na wynikach badań jego współpracowników z Instytutu, jednego z najbardziej znaczących niezależnych think-tanków w kraju, których zainteresował tym tematem.
To, co zgromadzili, posłużyło Fratzscherowi do dokonania bezlitosnego obrachunku z ekonomicznymi fikcjami RFN. Niemcy postrzegają swój kraj jako maszynę do zatrudniania i wzorzec reform dla całej Europy – dziwi się szef DIW. Tymczasem ich kraj dopiero co nadrobił załamanie ekonomiczne spowodowane kryzysem finansowym. Niemcy Fratzschera to kolos na glinianych nogach, tym mniejszy, im bliżej się mu przyjrzeć. Kraj stoi na „ścieżce prowadzącej w dół” – pisze ekonomista. – „Żyje z oszczędności”.
Jeszcze solidne dane z rynku pracy przysłaniają najbardziej niebezpieczne słabe punkty, na przykład fakt, że chyba żaden inny kraj przemysłowy nie traktuje tak beztrosko i z takim skąpstwem własnej przyszłości. Podczas gdy jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych państwo i gospodarka inwestowały 25 procent całego PKB w nowe drogi, sieci telekomunikacyjne, sale wykładowe i fabryki, w 2013 roku wskaźnik ten wyniósł zaledwie 19,7 procent.
Chodzi przy tym o cos więcej niż tylko drobiazg statystyczny. To, jak używa się euro, decyduje o przyszłości kraju i codziennym życiu jego mieszkańców. Można je natychmiast wydać, wtedy jest dla przyszłości stracone. Można zaoszczędzić, wówczas odkłada się je na późniejszą konsumpcję. Albo można zainwestować je w przedsiębiorstwo, kształcenie czy infrastrukturę, tworząc zeń podstawę przyszłego dobrobytu, postępu technicznego i nowych miejsc pracy.
W Niemczech problem polega na tym, że pieniądze wykorzystuje się głównie na dwie pierwsze możliwości. Według wyliczeń Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką w latach 1999-2012 zabrakło inwestycji o wartości około trzech procent PKB – w żadnym innym kraju europejskim luka inwestycyjna nie była w tym okresie tak wielka. Jeśli wziąć pod uwagę tylko lata 2010-2012 deficyt wzrasta nawet do 3,7 procent. Aby utrzymać jedynie status quo i osiągnąć wymierny wzrost, państwo i przedsiębiorstwa musiałyby wydawać rocznie o 103 miliardy więcej niż dzisiaj.
Tak brzmi główna diagnoza Marcela Fratzschera, teraz musi zastosować odpowiednią terapię. Od czasu, gdy minister gospodarki Sigmar Gabriel powołał go na swego pełnomocnika do spraw inwestycji, stoi on w centrum debaty na temat reform. (…) Chodzi o to, by więcej środków przeznaczyć na myślenie o przyszłości.
Obecna słaba koniunktura sprawia, że problem ten staje się jeszcze bardziej palący. Od czasu, gdy przemysł ma mniej zamówień i jego produkcja spada, rząd staje przed nowym pytaniem: czy odpowiedzieć na regresję programem inwestycyjnym?
To, co jeszcze niedawno było jedynie teoretyczną możliwością, może wkrótce stać się głównym punktem spornym obecnej koalicji. Podczas gdy Angela Merkel i jej minister finansów Wolfgang Schäuble chcą przedstawić w przyszłym roku zrównoważony budżet, doradca ministra gospodarki, Marcel Fratzscher opowiada się za tym, by przygotować się na najgorsze. – W przypadku ponownego pogłębienia się kryzysu koniunktura musi zostać wsparta większymi wydatkami – twierdzi.
Przemysł – zanikająca wierność ojczyźnie
Rainer Hundsdörfer stoi przed najtrudniejszą być może decyzją w całym swoim życiu zawodowym. Jego przedsiębiorstwo  chce przeznaczyć 50 milionów euro na inwestycje – pytanie tylko, czy w Niemczech to się w ogóle jeszcze opłaca. Hundsdörfer jest dyrektorem zarządzającym w firmie Ebm-Papst, która produkuje wentylatory używane w systemach chłodzących w supermarketach, hotelowych klimatyzacjach i serwerowniach komputerowych. Już teraz 70 procent swoich obrotów generuje za granicą.
Od dawna prowadzi produkcję w Chinach i w Indiach, lecz w inwestycjach dokonywanych w innych krajach dotychczas chodziło jedynie o to, by być blisko klienta. Ale przy kolejnych decyzjach inwestycyjnych wierność ojczyźnie może znaleźć się na drugim planie. Byłby to wyraz frustracji.
W rodzimym Mulfingen firma chce powiększyć zakład i zbudować nowe centrum logistyczne. Mogłyby dzięki temu powstać setki nowych miejsc pracy, brakuje jednak „dobrze działającej drogi transportowej, by nasza inwestycja stała się opłacalna”, mówi menedżer. Ciężarówki muszą jeździć pełną dziur trasą, wymagającą pilnej renowacji, tak wąską, że dwa duże pojazdy nie mogą się wyminąć. Budowa nowej drogi kosztowałaby 3,48 miliona euro, land i gmina zwlekają z tym od lat ze względu na koszty. Hundsdörfer nie rozumie takiego rachunku. – Co roku płacimy więcej podatku od działalności przemysłowej, niż kosztowałaby nowa droga – stwierdza. Zaczął więc zastanawiać się nad czymś, co dotychczas było nie do pomyślenia: dlaczego by nie wybudować centrum logistyki za granicą? Byłaby to decyzja, jaką podejmuje ostatnio coraz więcej niemieckich przedsiębiorstw.
(…) Firmy są zaniepokojone – wynika z analiz wielu ekonomistów. Martwią się nie tylko o zniszczone drogi. Obawiają się braku fachowej siły roboczej, sytuacji w strefie euro i rosnących kosztów energii. A lęk ten paraliżuje zainteresowanie planowaniem przyszłości we własnym kraju.
Skutki tego są dramatyczne: jeśli mierzyć realnymi cenami, wyposażenie wielu firm w maszyny i komputery znacznie zmniejszyło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dotyczy to przede wszystkim przemysłu chemicznego, ale także budowy maszyn i przedsiębiorstw elektrotechnicznych.
Nie jest tak, ze przedsiębiorstwa przestały inwestować. Robią to, tyle że nie w Niemczech. Bawarski koncern samochodowy BMW za miliard dolarów rozbudował swój zakład w amerykańskim Spartanburg, czyniąc zeń swoja największą siedzibę na świecie. Daimler skręca swoje samochody klasy C, przeznaczone na rynek USA, w amerykańskim miasteczku Tuscaloosa. A Dürr, producent lakierów, poszerzył w zeszłym roku budynek fabryczny w Szanghaju do rozmiarów swojej siedziby w Bietigheim-Bissingen.
Od kiedy szczelinowanie hydrauliczne obniżyło ceny energii, ulubionym miejscem niemieckich przedsiębiorców stały się zwłaszcza Stany Zjednoczone. W maju Kurt Bock, szef zarządu firmy BASF zapowiedział  największą, wartą miliard euro inwestycję w historii przedsiębiorstwa  - nie w ojczystych Niemczech, lecz nad Zatoką Meksykańską w USA. Gaz ziemny kosztuje tam zaledwie jedną trzecią tego, co w kraju – wyjaśnił menedżer. Jeszcze dalej poszedł koncern Siemens, który ogłosił, że w przyszłości całym swoim biznesem energetycznym będzie kierował z USA.
Infrastruktura – zadanie dla Herkulesa
Linia Sauerland między Dortmundem a Gießen nie bez powodu nazywana jest „królową autostrad“. Ciągnie się przez malowniczy krajobraz pełen pagórków i przełęczy i jest jedna z najpiękniejszych dróg w Niemczech. W najbliższych latach będzie również jedną z najbardziej kosztownych. Po samej tylko stronie Hesji nad dolinami wznoszą się 22 duże mosty, wybudowane jeszcze w latach sześćdziesiątych i wymagające obecnie remontu.
(…) To jedynie najbardziej widoczna oznaka faktu, że duża część infrastruktury w Niemczech jest już mocno zniszczona. Autostrady i drogi federalne, mosty i śluzy, sieci szynowe i linie żeglugi – wiele z nich już ma swoje lata. Państwo, landy i gminy w ostatnich dwudziestu latach zaniedbały ich utrzymanie, od początku lat dziewięćdziesiątych zmniejszyła się kwota przeznaczana na nowe inwestycje.
Na liście krajów o najlepszej infrastrukturze, przedstawianej na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos Niemcy w 2008 zajęły jeszcze trzecie miejsce, teraz zaś spadły na siódmą pozycję.
Ten trend można zatrzymać, a nawet odwrócić. Kraj musiałby jednak inwestować dodatkowo co najmniej 10 miliardów euro rocznie, jak wyliczył  Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką. Kolejne 2,65 miliarda byłyby potrzebne, aby nadrobić zaniedbaną w przeszłości renowację. A 3,5 miliarda trzeba byłoby dodatkowo przeznaczyć na rozbudowę. Rząd federalny planuje jednak wydawać rocznie  jedynie 1,25 miliarda euro więcej – jedna ósma kwoty uznanej przez ekonomistów za niezbędną.
Tam, gdzie nie wystarcza państwowych pieniędzy, jest jeszcze druga droga zapłacenia za tunele i mosty: w ramach tak zwanego partnerstwa publiczno-prywatnego buduje je inwestor dysponujący kapitałem własnym lub pożyczonym od banków. W zamian pobiera opłaty od użytkowników lub od państwa. Umowa opiewa zwykle na trzydzieści lat.
W taki właśnie sposób konsorcjum, do którego należy między innymi koncern usługowy Bilfinger, rozbudowało autostradę A1 między Bremą a Hamburgiem. Co miesiąc dostaje od państwa zwrot części wydanej kwoty, umowa zakończy się w 2038 roku. Pieniądze pochodzą z opłat za wjazd ciężarówek, podnoszonych od 2005 roku. To, ile otrzyma konsorcjum, zależy więc od frekwencji owych pojazdów na trasie.
Logika ta brzmi przekonująco. Szybciej i łatwiej jest utrzymać i ulepszyć infrastrukturę za pomocą tego rodzaju projektów – argumentują zwolennicy. Federalny Trybunał Obrachunkowy w swoich badaniach wyliczył jednak, że  koszta nie są tu wcale niższe niż przy tradycyjnym finansowaniu. Wręcz przeciwnie.
Kontrolerzy sprawdzili siedem wielkich, prywatnie finansowanych projektów dróg. Pięć z nich było wyraźnie tańszych od tych realizowanych w tradycyjny sposób, z podatków. Zaoszczędzono 1,9 miliarda euro. A na przykład przy rozbudowie autostrady A1 ministerstwo transportu zakładało, że oszczędności wyniosą 40 procent – na koniec koszta wyniosły jednak o jedną trzecią więcej, niż planowano. Stwierdzono więc, że ów sposób finansowania „nie osiągnął najważniejszych celów, a dotychczasowe przedsięwzięcia były „nieefektywne”.
Prywatne konsorcja są drogie, ponieważ płacą za swoje kredyty średnio o sześć procent wyższe odsetki niż państwo. Berliński ekonomista Thorsten Beckers w swoich obliczeniach doszedł do wniosku, że koszta kapitałowe takich projektów  to prawie 28 procent kwoty całej inwestycji.
Politycy przerzucają finansowanie zadań publicznych na barki prywatnych inwestorów nie z przyczyn racjonalnych, lecz z powodu braku pieniędzy. W najbliższych latach hamulec zadłużenia objawi swoje pełne działanie i nie pozwoli na nieograniczone branie kredytów.
Mogłoby to skłonić polityków do całkowitego przekazania budowy dróg i budynków ręce prywatne, choć tradycyjny sposób jest bardziej efektywny – ostrzega Federalny Trybunał Obrachunkowy. Inna obawa polega na tym, ze inwestorzy interesują się naturalnie takimi przedsięwzięciami, które dają największe zyski, i nie należałaby do nich zapewne renowacja starego mostu na prowincji. (…)
Dochodzi więc do tego, że Niemcy zostają w tyle nie tylko w budowie dróg komunikacyjnych, lecz również w ich finansowaniu.
Energia – nieudany przełom
Komin wznosi się na dobre 200 metrów w górę. Obok stoi 80-metrowa wieża chłodnicza, z której rozciąga się widok na kopalnie odkrywkowe aż po Wogezy.
Nowy blok elektrowni w Karlsruhe to najnowocześniejsza elektrownia węglowa w Niemczech. Ma rekordowy, 46-procentowy współczynnik sprawności. Zbudowano ją, bo może spełnić ważne zadanie w przełomie energetycznym: ma pracować, gdy będzie za mało wiatru lub zabraknie słońca dla urządzeń ekologicznych.
Kosztowała1,3 miliarda euro, ale te pieniądze prawdopodobnie nigdy się nie zwrócą. Jeszcze przed oddaniem do użytku latem tego roku przysporzyła obsługującej ją firmie EnBW wielu strat. Powodów tego należy szukać w innej, dużo większej inwestycji: niemieccy konsumenci płacą  w tym roku ponad 23 miliardy euro na energię ze źródeł odnawialnych. I ma to swoje skutki: ceny prądu na wielkich rynkach spadły tak, że konwencjonalne elektrownie najnowszej generacji już się nie liczą. W ten sposób elektrownia w Karlsruhe stała się symbolem nieudanego zwrotu energetycznego.
Marcel Fratzscher postrzega ten projekt jako „jedno z największych wyzwań naszego pokolenia“, również dla inwestycji w kraju. Jeśli zwrot się powiedzie, stworzy nową, bezatomowa infrastrukturę o wartości wielu setek milionów euro. Jeżeli zakończy się chaosem, może przysporzyć równie wielkich strat.
Problem zaostrza jeszcze fakt, że nie ma jednolitej opinii na temat właściwej drogi do energetycznego przełomu. Fratzscher na przykład opowiada się za możliwie radykalnym odwrotem od tradycyjnych surowców, takich jak węgiel i ropa. Zamiast tego chce jak najszybciej przestawić gospodarkę na erę wiatru i słońca. Inni eksperci zalecają  łagodniejsze działania, by nie przeciążyć gospodarki. Kłopot polega na tym, że dopóki nie ma jasno określonego kierunku, inwestorzy nie wiedzą, czy dobrze ulokowali swoje pieniądze.
Już dziś wielu z nich przełom energetyczny wydaje się przykładem rozrzutności i błędnego planowania. Powstały kosztujące wiele miliardów instalacje solarne i wiatrowe, choć brakuje niezbędnych sieci energetycznych. Planuje się nowe linie wysokiego napięcia, co do których nie wiadomo, czy sprostają zastrzeżeniom obywateli. Potrzebne są konwencjonalne elektrownie, które jednak na skutek polityki przełomu energetycznego już się nie liczą.
Odejście od energii atomowej stwarza ogromne szanse, ale również wielkie niebezpieczeństwa. Jeśli ów projekt nie zostanie odpowiednio pokierowany przez politykę, może skończyć się gigantyczną plajtą. Przełom energetyczny – przyznaje Fratzscher – to „eksperyment“, dla którego nie ma jeszcze „żadnych gospodarczo-politycznych doświadczeń“.
Kształcenie – jak przechytrzyć demografię
„Od małego do Einsteina“ – takie hasło ma BASF. Największy na świecie koncern chemiczny najchętniej wspierałby dzieci już od przedszkola, by potem zatrudnić je w swoich laboratoriach. Kalkulacja jest taka, by dzieci od małego stykały się ze zjawiskami nauk przyrodniczych i siłą rzeczy wybierały potem pracę w przemyśle.
W tym celu BASF wraz z innymi firmami stworzył „fabrykę wiedzy”. Członkami zrzeszenia, które za pomocą kształcenia od małego zwalczać chce brak fachowej siły roboczej, są w tej chwili 122 firmy i fundacje. Zamierzają one przechytrzyć demografię i rozwiązać własne problemy z nowym narybkiem.
Gospodarka nie chce tu zdawać się na państwo. Brakuje mu bowiem zarówno pieniędzy, jak i woli politycznej. Niemcy zaledwie 5,3 procent swego PKB wydaja na przedszkola, szkoły i uniwersytety. Średnia w państwach OECD to 6,3 procent.
(...) Również organizacje gospodarcze, w których tradycyjnie kierunek nadają siwowłosi panowie, otworzyły swoje serca dla najmłodszych. Federalne Zrzeszenie Niemieckich Organizacji Pracodawców żąda, by wszystkie przedszkola przekształcić w ośrodki kształcenia i opracować jednolite standardy jakości. Nie jest działanie całkiem bezinteresowne – im bardziej bowiem matki zadowolone są z opieki nad ich dziećmi, tym chętnie przychodzą na wiele godzin do pracy. Tak więc miliardy wydane na przedszkola szybko się zwracają. Skłaniają wiele kobiet do powrotu do życia zawodowego.
O dalekosiężnych korzyściach nauka już dawno jest przekonana – zgodnie z wnioskiem noblisty Jamesa Heckmana, który stwierdził, że każde euro, jakie społeczeństwo przeznacza  kształcenie młodego pokolenia, przynosi tym większy zysk, im wcześniej zostało zainwestowane. Dzieci kształcone od małego rzadziej przerywają potem naukę w szkole i na studiach, zmniejsza się ryzyko biedy, a potomstwo rodzin imigranckich szybciej uczy się niemieckiego i wcześniej styka się z wiedzą.
Poziom placówek wczesnego kształcenia jest jednak w Niemczech w stanie „złym lub średnim” – krytykuje Yvonne Anders, profesorka z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Brakuje ustawy określającej minimalny standard owych ośrodków. (…) Gospodarka liczy więc na Unię Europejską. Bruksela opracowuje obecnie wytyczne, które maja  obowiązywać również w przedszkolach.
Rozwiązanie: wykorzystać kapitał prywatny
(…) Minister Gabriel chce przede wszystkim zachęcić wielkich inwestorów, by przeznaczyli swoje pieniądze na budowę dróg publicznych, mostów i domów również w Niemczech.   Śródków na to ma dostarczyć rynek kapitałowy – fundusze emerytalne i koncerny ubezpieczeniowe.
Jego branża jest na to gotowa – zapewnił niedawno  Alexander Erdland, prezes Stowarzyszenia Niemieckich Towarzystw Ubezpieczeniowych. Dotychczas inwestowała ona niecały procent łącznej kwoty 1,4 biliona euro w infrastrukturę i odnawialne energie.  Przedsiębiorstwa bardzo chętnie zaangażują się w to intensywniej, odsetki są w końcu niskie, a alternatywy nie ma.
(...) Cokolwiek zaproponuje na koniec zespół ministerialnych doradców, już teraz jasne jest, że ich praca ma decydujące znaczenie dla przyszłości gospodarczej Niemiec. Będą mogły one potwierdzić swoja pozycję w międzynarodowym wyścigu ekonomicznym jedynie wówczas, gdy kraj znowu zwróci się ku przyszłości – wyremontuje swoje fabryki, drogi i sieci informacyjne, zacznie lepiej kształcić młodzież i stworzy nowe drogi sensownego inwestowania kapitału oszczędnościowego obywateli. Bowiem „w sile niemieckiej gospodarki – brzmi wniosek szefa Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką – leży również klucz do długotrwałego sukcesu gospodarczego całej Europy”.
Ojejkujejku !!! Jak długo głodne dzieci niemieckie będą wożone amerykańskimi BMW po dziurawych niemieckich drogach ? Jak długo niemieckie pieniądze będą wydawane na Brukselę ? Dlaczego my Niemcy jesteśmy zmuszani prowadzić swoje interesy poza Niemcami ? Kiedy w końcu niemieckie władze zrozumieją, że prawdziwie niemieckiego Niemca trzeba wychowywać od przedszkola ? Dlaczego Polacy marnują niemiecki węgiel na Śląsku i nie wykorzystują potencjału niemieckich portów w Szczecinie, eeeee, znaczy te dwa ostatnie to jeszcze nie, zapędziłem się, za jakiś czas.
Ja pierdzielę, ale przyspiesza wszystko ...
JORGE>
The author has edited this post (w 11.10.2014)

Komentarz

  • "A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy" (E.Stachura)
    "
    Rzeczy skrzypią i szemrzą, świat się toczy, czas płynie." (G.Turnau)
    Nic nie przyspiesza.
    Tylko jak nie widzę kilka lat siostrzeńca i zobaczę go od święta, to wydaje mi się że na tę chwilę świat "przyspieszył".
    =
    Ciekawy tekst.
  • Coś w tym jest. Od dawna mówię, że "niemiecki cud gospodarczy" ostatnich lat trochę przypomina polski cud gospodarczy z roku 2008 i generalnie opiera się na takiej alegorii - władowały się samochody na autostradzie a karambol, który chłop spokojnie objechał furmanką.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • z tym inwestowaniem w przyszlosc zamiast konsumpcji jest tak, ze ludzie, ktorzy nie maja dzieci, sila rzeczy mysla krotkodystansowo.
    z jednej strony kobieta w Niemczech jest chroniona wzorcowo: tatus po rozwodzie musi placic alimenty. nie jest ta jak w Szwajcarii, gdzie jak do jakiegos okresu nie spelni orzeczenia sadowego (nie pomne czy chodzi o kwartal czy pol roku, to idzie do wiezieia) ale i tak mu sie nieplacenie nie oplaca, bo potem musi placic wstecz i koszty procesu juz z automatu.
    z drugiej jednak strony, coraz mniej mezczyzn chce uprawomocniac zwiazki (mdz. innymi z w.w powodow). kobietom, rowniez z roznych powodow, coraz mniej chce sie dzieci. jesli maja je w wolnnych zwiazkach to nawet na alimenty raczej nie maja co liczyc i zyja z dnia na dzien. zas po rozwodzie, tatus plcacy alimenty uwaza, ze osiagnal szczyty Himalajow w szczodrosci.
    pieniadze,tak w przypadku kobiet jak mezczyzn wydawane wiec sa na biezaco.
    rosnie wiec generacja, ktora jest happy, ze ma na jutro.
    wbrew ogolnym przekonaniom, perspektywa bardzo sie skurczyla.

    "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
    Pan Jezus
  • Taka postawa zadowolonego idioty jest tu dość powszechna a w Polsce praktycznie się nie zdarza. Jest piwo, jest Bayern, są egzotyczne wakacje, z roboty nie wyrzucą, więc można wyłączyć umysł.
    Niemcy od środka wyglądają dużo gorzej niż z zewnątrz.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • tenteges. Korzystam z infrastruktury drogowej w Germanii, Francy, Wloszech, UK i pomniejszych. Peem tak poza Franca to wszyscy pozostali maja czego Niemcom zazdroscic.   A w "swietnie rozwijajacym sie" UK infrastruktura to porazka. Oczywiscie porownuje tutaj jedynie kraje z G20. Albania i Tenkraj sa daleko w tyle.

    "- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
  • Ale to już było i niewykluczone, że nie wróci więcej. Budowali to w latach 60-tych i 70-tych czyli były to zupełnie inne osoby niż Niemcy dziś.
    Jak korzystam z infrastruktury umysłowej Mieńców i mogę to tylko skomentować dwoma słowami: Mein Gott!

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Przeczytalem jakis czas temu "
    Homecomings
    ". Taka praca doktorska przerobina na ksiazke. Samych przypisow ze 100 stron. Opis powrotow niemieckich jencow wojennych z sowieckiej niewoli do domow, przesunietych o 200-700 km na zachod, do zon ktorych nie potrafili obronic przed gwaltem, do dzieci wychowanych bez ojcow, do narzuconej ideologii. Ich tez przecwelono. Fizycznie.
    The author has edited this post (w 11.10.2014)

    "- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
  • Co nas nie zabije, to nas wzmocni.
    Ta zgwałcona kobieta*, ten żołnierz, któremu Dolo zabrał pięć najlepszych lat życia a Soso kolejne pięć, to dziecko wojny wychowane bez ojca, ten były esesman, który bladł zawsze, kiedy jakiś cudzoziemiec przyjeżdżał do jego miasteczka, zbudowali najbardziej udane Niemcy w historii.
    Ja wiem, jaka myśl nimi kierowała - jeśli tym razem popełnimy błąd, to nas zajebią. Polacy też powinni tak myśleć.
    Inne pomysły na Niemcy to były państwa sezonowe, już nie mówię o Trzeciej Rzeszy ale Druga Rzesza przeżyła jej twórcę o dwadzieścia lat. Niedużo.
    *Strasznie wielu Niemców ma rosyjskie imiona. Zastanawiam się...

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • los
    *Strasznie wielu Niemców ma rosyjskie imiona. Zastanawiam się...
    W zach. Europie i w USA też sporo rosyjskich imion zwłaszcza żeńskich. Masze, Natasze... U nas ostatnio - Nikole, Brajanki, Alanki, Oliwki.  Taki antykonserwatyzm, narodowe kompleksy, postępowość dla ubogich czy cheć papugowania "lepszych"? Ile razy słyszę o dziecięcych tragediach wydarzających sie w patologicznych środowiskach - przewaznie chodzi o jakąs pobitą maleńką Nikolę, albo Oliwkę, zauważyliście?

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • Skoro nawet Miemcy sie wala, to juz jedyna nadzieja w carze!
    http://wpolityce.pl/swiat/217586-okolokremlowski-ideolog-podbijmy-europe-wskrzesmy-cesarstwo-bizantyjskie

    Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
  • Mania
    los
    :
    *Strasznie wielu Niemców ma rosyjskie imiona. Zastanawiam się...
    W zach. Europie i w USA też sporo rosyjskich imion zwłaszcza żeńskich.
    Nawet jedej dziesiątej tego co w Niemczech nie ma. A ruskie sołdaty nie przeszły przez Hamerykę.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • los
    Co nas nie zabije, to nas wzmocni.
    Ta zgwałcona kobieta*, ten żołnierz, któremu Dolo zabrał pięć najlepszych lat życia a Soso kolejne pięć, to dziecko wojny wychowane bez ojca, ten były esesman, który bladł zawsze, kiedy jakiś cudzoziemiec przyjeżdżał do jego miasteczka, zbudowali najbardziej udane Niemcy w historii.
    Ja wiem, jaka myśl nimi kierowała - jeśli tym razem popełnimy błąd, to nas zajebią. Polacy też powinni tak myśleć.
    Inne pomysły na Niemcy to były państwa sezonowe, już nie mówię o Trzeciej Rzeszy ale Druga Rzesza przeżyła jej twórcę o dwadzieścia lat. Niedużo.
    *Strasznie wielu Niemców ma rosyjskie imiona. Zastanawiam się...
    zgwalcona kobieta? blady Sesesman?
    a ja myslalam, ze to dolary z Usiech.
    czy Amerykance stacjonujace u bladych esesmanow rozparcelowaly im gospodarke? czyz wszyscy, poczawszy od Siemensa, skonczywszy na Maggi,  nie zarobili na obozach koncentracyjnych?
    co sie nakradli, to ich.

    "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
    Pan Jezus
  • Niemcy na pozwolili na to. A cała niedola Polski jest zrobiona polskimi rękami. Może i obcy zaplanowali ale całą robotę zrobili Polacy.
    Pomocy z UE Polska dostała kilka razy więcej niż Niemcy z Planu Marshalla.
    The author has edited this post (w 11.10.2014)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • extraneus
    Skoro nawet Miemcy sie wala, to juz jedyna nadzieja w carze!
    http://wpolityce.pl/swiat/217586-okolokremlowski-ideolog-podbijmy-europe-wskrzesmy-cesarstwo-bizantyjskie
    Dugin o tym już pisał jakiś czas temu.

    Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
  • 130 milionów ludzi z czego 25% to muzułmanie, średni czas życia mężczyny poniżej 60 lat głównie ze względu na powszechny alkoholizm, więcej aborcji niż żywych urodzin, PKB per capita kilka razy niższa niż w UE....
    Ja mam większe szanse podbić Księżyc.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Na dziś Ruskie nie potrafią dać sobie rady z Ukrainą, już ich kilka tysięcy wróciło jako gruz dwiesto.
    Bo jak wiadomo każdemu Rosjaninowi, który z bronią przekroczy ukraińską granicę, należy się działka ukraińskiej ziemi o wymiarach sześć stóp na dwie stopy.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Ja rozumiem, ze jak Niemcom luszczy sie farba w jednym miejscu na wiadukcie to jest juz "nie do uzycia". Armia w rozsypce, gospodarka upada. Teraz zostalo tylko wskazac winnego...

    Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
  • Hitlery rozpaczają bo:
    Jeszcze solidne dane z rynku pracy przysłaniają najbardziej niebezpieczne słabe punkty, na przykład fakt, że chyba żaden inny kraj przemysłowy nie traktuje tak beztrosko i z takim skąpstwem własnej przyszłości. Podczas gdy jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych państwo i gospodarka inwestowały 25 procent całego PKB w nowe drogi, sieci telekomunikacyjne, sale wykładowe i fabryki, w 2013 roku wskaźnik ten wyniósł zaledwie 19,7 procent.
    Ta, bo po 15 latach to się droga albo sala wykładowa rozpada... 20% pkb teraz to nominalnie pewnie i tak więcej niż 25% kiedyśtam...
    Demagogia w cwelu wzbudzenia teutońskiej dumy, Gott mit uns, Dojczwagen - das Auto i tym podobne szwabskie poszczekiwania.
  • Podsumowując - tekst w stylu Gabisia, tak? Czyli zasadniczo prawda ale tak podana jak Gabiś o euro - że spowolnił rozwój niemieckiej gospodarki (nie wspominając że zyskali na eksporcie).
  • przemk0
    Podsumowując - tekst w stylu Gabisia, tak? Czyli zasadniczo prawda ale tak podana jak Gabiś o euro - że spowolnił rozwój niemieckiej gospodarki (nie wspominając że zyskali na eksporcie).
    Tak, takie tam straszenie i zaszczuwanie, żeby lepiej skręcali te śrubki w fabrykach tych- nomen omen- gównianych samochodów. No i żeby bardziej gonili Palaczków i Jugoli na rozładunku w Kauflandzie...
  • nominalistyczne zaklęcia zamiast realizmu. Widać szwabskie świnie też potrzebują jakiejś silnej stymulacji.
  • Niemcy potrafią zbudować, co do tego nie mamy chyba wątpliwości. Niemniej VW są hcujowe, ja wiem że to auto dla mas itd. ale taki Passacik w tedeiku to jest po prostu ikona, zwłaszcza dla leminżerii (może analogicznie do "nowych ruskich" powinniśmy ich zwać "nowymi polakami"?). No i to jest gówniane auto, zwłaszcza silnik, bo całą reszta jest w normie. Nie wnikam czy to jest planowane czy nie - one się od pewnego czasu rozsypują po 5 latach/pewnym przebiegu i już. Audi czy Brot Mit Wurst na te przypadłości nie cierpią tak bardzo, ale tam z kolei jak silnik dobry to reszta do dupy (zwłaszcza w kontekście ceny). W pijarze Niemcy są bardzo dobrzy, te wszystkie historie o włoskich/francuskich autach trzymają się nadal znakomicie. A, zasłyszalem nową definicję HWDP - chcę w dizlu pasata.
  • Przemek, o samochodach to w ogóle nic nie mów- miałem kilkunastoletnią tojotę, nie do zajechania, przebieg grube dwieście kilkadziesiąt tys. km, nadal chodzi jak nówka (została w rodzinie). Prędzej jej te ocynkowane blachy przerdzewieją, niż będzie potrzebny remont silnika, olej syntetyk, nie bierze ani kropli.
    Tera mam tojotę z Ameryki, niedługo jej stuknie dziesięć lat i właśnie musiałem wymienić... żarówki, bo te fabryczne się już przepaliły.
    Jeżdżo ludzie tym urwodizlem, 1.9 TDI i się podniecają że im w trasie pali 6l ropy, a w mieście tylko 8, i co 2 lata muszą robić turbinę za 3 tysiaki. Propaganda, ot co. To dużo lepsze francuskie hdi od tego hitleroskiego badziewia... No ale legendarna niemiecka jakość, panie tego, folsfagen turbodizel, i  w ogóle... A Niemcy tu, a Niemcy tam, a Niemcy...
    ;)
  • qiz
    Przemek, o samochodach to w ogóle nic nie mów- miałem kilkunastoletnią tojotę, nie do zajechania, przebieg grube dwieście kilkadziesiąt tys. km, nadal chodzi jak nówka (została w rodzinie). Prędzej jej te ocynkowane blachy przerdzewieją, niż będzie potrzebny remont silnika, olej syntetyk, nie bierze ani kropli.
    Tera mam tojotę z Ameryki, niedługo jej stuknie dziesięć lat i właśnie musiałem wymienić... żarówki, bo te fabryczne się już przepaliły.
    Jeżdżo ludzie tym urwodizlem, 1.9 TDI i się podniecają że im w trasie pali 6l ropy, a w mieście tylko 8, i co 2 lata muszą robić turbinę za 3 tysiaki. Propaganda, ot co. To dużo lepsze francuskie hdi od tego hitleroskiego badziewia... No ale legendarna niemiecka jakość, panie tego, folsfagen turbodizel, i  w ogóle... A Niemcy tu, a Niemcy tam, a Niemcy...
    ;)
    w stetlu, w ktorym mieszkam, renowek jest chyba wiecej niz VW. nie bede sie zakladac, ale znam nawet kilku Niemcow, ktorzy twierdza, ze Renault jest b. innowacyjne niz niemieckie koncerny.

    "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
    Pan Jezus
  • Oczywiście sport to tylko sport, ale dużo ludzi przywiązuje do niego ogromną uwagę. W tym roku Niemcy przegrały z Polską w piłkę nożą, siatkówkę, piłkę ręczną i koszykówkę. I to w maczach o coś. Takiego roku nie było chyba nigdy. Jak to ksiądz Natanek mówi: jeżeli Polska wygrywa z Niemcami to wiedz, że coś się dzieje ...
    JORGE>
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.