Zazdrosc Macieju Szczepanski
Nie wiesz co to znaczy propaganda sukcesu.
Tak urocze, ze az z radosc wkleje.
Młodzi, zdolni, u progu kariery. Polscy studenci i absolwenci brytyjskich
uczelni
wyższych pokazują co znaczy 25 lat przemian. Wyzwaniem dla nich jest kolejne ćwierćwiecze.
Polscy studenci na Wyspach są bardziej zmotywowani do pracy niż jakakolwiek inna nacja. To fakt. Gdy ich niemieccy koledzy organizowali forum gospodarcze, na auli w London School of Economics świeciło pustkami. Ta sama impreza organizowana przez Polaków przyciągnęła Jacka Rostowskiego, Danutę Hubner oraz prezesów największych polskich
firm
. No i pełną salę.
Studenci wiedzą, że szefowie BZ WBK, PZU czy Maspeksu przyjechali do Londynu nie po to, by zwiedzać, ale właśnie po nich. Absolwenci LSE to gorący towar, nadal trudno dostępny na polskim rynku pracy. To oni wybierają pracodawcę, a nie pracodawca ich.
- W Polsce łatwiej zrobić karierę. Szybciej dostaje się bardziej odpowiedzialne zadania, rynek rośnie dynamiczniej, o awans też nie jest tak trudno jak w Londynie - mówi Maciej Lisik, absolwent LSE, który teraz doktoryzuje się na Oxfordzie.
25 lat po przemianach gospodarczych studiowanie w Londynie nie jest jednak już takim osiągnięciem. Na studia na Wyspy rok rocznie wyjeżdża kilkuset Polaków, którzy znają swoją wartość. Marek Przytuła, rocznik 1989 jest świeżo upieczonym absolwentem LSE. Pracę już ma. W polskim oddziale międzynarodowej firmy doradczej McKinsey. Przed ćwierćwieczem jego życiorys byłby praktycznie nie do zrealizowania.
- Choć urodziłem się już praktycznie w wolnej Polsce, bo w kwietniu 1989 roku, to moi rodzice wspominając tamte czasy, zawsze mówią, że problemem było zdobycie dla mnie mleka. Gdy w wakacje byłem w Republice Naddniestrzańskiej, to pomyślałem, że pewnie tak wtedy wyglądała Polska. Wcześniej trudno było mi to sobie wyobrazić - mówi Przytuła.
Po powrocie z tego para-państwa stwierdził, że Polska wykorzystała szansę. Przypomina, że dziś pukamy do grona 20 największych gospodarek świata. Jak mówi, nawet w Londynie postrzeganie nas, Polaków, przez ostatnie pięć lat jego studiów się zmieniło. Dlaczego więc wybrał brytyjską uczelnię, a nie polskie SGH?
- Pod względem gospodarczym dużo się u nas zmienia, ale edukacja stoi. Jest olbrzymia przepaść pomiędzy studiami na UW czy SGH, a nauką w LSE czy Stanfordzie. Niestety wątpię też czy moje dziecko, za kolejne ćwierćwiecze, wybierze polską uczelnię. Tradycja brytyjskich szkół ma kilkaset lat. Tego nie da się tak szybko nadrobić - mówi Przytuła.
Podobnie 25-latek myśli o swojej karierze. Choć zatrudniony jest oficjalnie w Warszawie, tamtejsze biuro płaci mu pensję, a on tam płaci
podatki
, to potrafi tylko trzy dni w miesiącu spędzić w Polsce.
- Nie mógłbym zamknąć się tylko w jednym kraju. Cieszę się, że praca umożliwia mi zwiedzanie świata - tłumaczy.
Poza tym oficjalne zatrudnienie w Warszawie ma jeszcze jeden plus - wyższe wynagrodzenie. Jego firma jako globalna korporacja wszędzie płaci tyle samo. A w Polsce wbrew pozorom podatki są niskie, więc zarabia więcej. Na dodatek koszty życia w porównaniu z Londynem są bliskie zera.
Miejsce zatrudnienia wybrał więc praktycznie, a nie ze względów patriotycznych. Zresztą to uczucie znaczy dla niego co innego niż praca w Polsce. Nie ma znaczenia, że firma ma siedzibę w Warszawie i polski kapitał. Równie dobrze może to być międzynarodowa korporacja, która chce u nas zainwestować.
- To jest największa różnica między mną a moimi rodzicami. Dla nich mentalnie istnieją jeszcze granice między państwami. Dla mnie jedynym pytaniem jest czy muszę brać dowód czy paszport wyjeżdżając z domu - tłumaczy.
Podobnie myśli Maciej Lisik. On akurat chce pracować w dużej polskiej firmie, a jeszcze lepiej gdyby to była jego własna firma. Dodaje jednocześnie, że nie ma znaczenia dziś miejsce pracy, podobnie jak miejsce życia. Podobnie jest z firmami. Nie ważna produkcja w Chinach, ważne że przedsiębiorstwo jest polskie, a w zarządzie zasiadają Polacy.
- Dla mnie patriotyzm to praca dla Polski poprzez realizację własnych celów życiowych. W ten sposób zrobimy więcej niż osoby, które na ustach mają same frazesy. To czego bym chciał przenieść z Wielkiej Brytanii do nas, to stosunek państwa do obywatela. Komunizm miał wiele wad, ale najgorsza to zniszczenie wzajemnego zaufania - tłumaczy.
Choć studenci są dumni z tego, co udało się załatwić przez ostatnie ćwierć wieku, to twierdzą, że to ciągle za mało. Tak jak od siebie wymagają sporo, tak tego samego chcą od swojego kraju. Dlatego ostatnie wzrosty
gospodarcze
, to dla nich raczej powód do smutku, niż chwalenia się. Ideałem byłby rozwój w stylu chińskim, gdzie o spowolnieniu gospodarczym mówi się, gdy rocznie PKB nie rośnie w tempie dwucyfrowym.
- Jeśli Niemcy rosną o 1 proc., to przy naszej obecnej dynamice będziemy ich gonić przez kolejne 100 lat. Ja chcę żebyśmy za kolejne 25 lat byli taką Belgią albo Włochami. Nas naprawdę na to stać - mówi Lisik.
- Musimy stawiać sobie jeszcze wyższe cele. Dlaczego za kolejne 25 lat mamy mieć PKB tylko na poziomie Hiszpanii czy Włoch? Ja chcę żeby to był poziom Niemiec! - odpowiada mu Marek Przytuła.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Tak urocze, ze az z radosc wkleje.
Młodzi, zdolni, u progu kariery. Polscy studenci i absolwenci brytyjskich
uczelni
wyższych pokazują co znaczy 25 lat przemian. Wyzwaniem dla nich jest kolejne ćwierćwiecze.
Polscy studenci na Wyspach są bardziej zmotywowani do pracy niż jakakolwiek inna nacja. To fakt. Gdy ich niemieccy koledzy organizowali forum gospodarcze, na auli w London School of Economics świeciło pustkami. Ta sama impreza organizowana przez Polaków przyciągnęła Jacka Rostowskiego, Danutę Hubner oraz prezesów największych polskich
firm
. No i pełną salę.
Studenci wiedzą, że szefowie BZ WBK, PZU czy Maspeksu przyjechali do Londynu nie po to, by zwiedzać, ale właśnie po nich. Absolwenci LSE to gorący towar, nadal trudno dostępny na polskim rynku pracy. To oni wybierają pracodawcę, a nie pracodawca ich.
- W Polsce łatwiej zrobić karierę. Szybciej dostaje się bardziej odpowiedzialne zadania, rynek rośnie dynamiczniej, o awans też nie jest tak trudno jak w Londynie - mówi Maciej Lisik, absolwent LSE, który teraz doktoryzuje się na Oxfordzie.
25 lat po przemianach gospodarczych studiowanie w Londynie nie jest jednak już takim osiągnięciem. Na studia na Wyspy rok rocznie wyjeżdża kilkuset Polaków, którzy znają swoją wartość. Marek Przytuła, rocznik 1989 jest świeżo upieczonym absolwentem LSE. Pracę już ma. W polskim oddziale międzynarodowej firmy doradczej McKinsey. Przed ćwierćwieczem jego życiorys byłby praktycznie nie do zrealizowania.
- Choć urodziłem się już praktycznie w wolnej Polsce, bo w kwietniu 1989 roku, to moi rodzice wspominając tamte czasy, zawsze mówią, że problemem było zdobycie dla mnie mleka. Gdy w wakacje byłem w Republice Naddniestrzańskiej, to pomyślałem, że pewnie tak wtedy wyglądała Polska. Wcześniej trudno było mi to sobie wyobrazić - mówi Przytuła.
Po powrocie z tego para-państwa stwierdził, że Polska wykorzystała szansę. Przypomina, że dziś pukamy do grona 20 największych gospodarek świata. Jak mówi, nawet w Londynie postrzeganie nas, Polaków, przez ostatnie pięć lat jego studiów się zmieniło. Dlaczego więc wybrał brytyjską uczelnię, a nie polskie SGH?
- Pod względem gospodarczym dużo się u nas zmienia, ale edukacja stoi. Jest olbrzymia przepaść pomiędzy studiami na UW czy SGH, a nauką w LSE czy Stanfordzie. Niestety wątpię też czy moje dziecko, za kolejne ćwierćwiecze, wybierze polską uczelnię. Tradycja brytyjskich szkół ma kilkaset lat. Tego nie da się tak szybko nadrobić - mówi Przytuła.
Podobnie 25-latek myśli o swojej karierze. Choć zatrudniony jest oficjalnie w Warszawie, tamtejsze biuro płaci mu pensję, a on tam płaci
podatki
, to potrafi tylko trzy dni w miesiącu spędzić w Polsce.
- Nie mógłbym zamknąć się tylko w jednym kraju. Cieszę się, że praca umożliwia mi zwiedzanie świata - tłumaczy.
Poza tym oficjalne zatrudnienie w Warszawie ma jeszcze jeden plus - wyższe wynagrodzenie. Jego firma jako globalna korporacja wszędzie płaci tyle samo. A w Polsce wbrew pozorom podatki są niskie, więc zarabia więcej. Na dodatek koszty życia w porównaniu z Londynem są bliskie zera.
Miejsce zatrudnienia wybrał więc praktycznie, a nie ze względów patriotycznych. Zresztą to uczucie znaczy dla niego co innego niż praca w Polsce. Nie ma znaczenia, że firma ma siedzibę w Warszawie i polski kapitał. Równie dobrze może to być międzynarodowa korporacja, która chce u nas zainwestować.
- To jest największa różnica między mną a moimi rodzicami. Dla nich mentalnie istnieją jeszcze granice między państwami. Dla mnie jedynym pytaniem jest czy muszę brać dowód czy paszport wyjeżdżając z domu - tłumaczy.
Podobnie myśli Maciej Lisik. On akurat chce pracować w dużej polskiej firmie, a jeszcze lepiej gdyby to była jego własna firma. Dodaje jednocześnie, że nie ma znaczenia dziś miejsce pracy, podobnie jak miejsce życia. Podobnie jest z firmami. Nie ważna produkcja w Chinach, ważne że przedsiębiorstwo jest polskie, a w zarządzie zasiadają Polacy.
- Dla mnie patriotyzm to praca dla Polski poprzez realizację własnych celów życiowych. W ten sposób zrobimy więcej niż osoby, które na ustach mają same frazesy. To czego bym chciał przenieść z Wielkiej Brytanii do nas, to stosunek państwa do obywatela. Komunizm miał wiele wad, ale najgorsza to zniszczenie wzajemnego zaufania - tłumaczy.
Choć studenci są dumni z tego, co udało się załatwić przez ostatnie ćwierć wieku, to twierdzą, że to ciągle za mało. Tak jak od siebie wymagają sporo, tak tego samego chcą od swojego kraju. Dlatego ostatnie wzrosty
gospodarcze
, to dla nich raczej powód do smutku, niż chwalenia się. Ideałem byłby rozwój w stylu chińskim, gdzie o spowolnieniu gospodarczym mówi się, gdy rocznie PKB nie rośnie w tempie dwucyfrowym.
- Jeśli Niemcy rosną o 1 proc., to przy naszej obecnej dynamice będziemy ich gonić przez kolejne 100 lat. Ja chcę żebyśmy za kolejne 25 lat byli taką Belgią albo Włochami. Nas naprawdę na to stać - mówi Lisik.
- Musimy stawiać sobie jeszcze wyższe cele. Dlaczego za kolejne 25 lat mamy mieć PKB tylko na poziomie Hiszpanii czy Włoch? Ja chcę żeby to był poziom Niemiec! - odpowiada mu Marek Przytuła.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Fogule to LSE jakies mizerne skoro ich absolwencji nie kumaja nic a nic z demografii. Nu ale niech pracujo dla tych polskich firm, w sumie dobrze.
The author has edited this post (w 07.05.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Olbrzymi wysilek idacy w lans, ktory skutkuje 50% udzialem zagranicznych studentow bulacych gruba kasie.
"- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
Wyklad Marx and Marxism
The author has edited this post (w 07.05.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Raj i kariera prosto do nieba, c'nie?
The author has edited this post (w 07.05.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
pogrzebac
nie dalej miz 10 metrow od Marksa. I tak sie stalo.
Ed Miliband junior probowal reanimowac (by Marksizm byl zywy) "
The Left Book Club
" (jestem szczesliwym posiadaczem circa 80 oryginalnych pozycji z lat 30tych XX wieku, trzymam ku przestrodze, ewentualnie by spieniezyc jako czerwone kruki. ten sam Ed , nazwal swojego syna Samuel naczesc dziadka z
Armii Czerwonej
LSE to smichy chichy, ale czerwony Ed moze kiedys bedzie premierem Wielkiej Brytfanny.
The author has edited this post (w 07.05.2014)
"- Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" Janusz Palikot, konwersatorium "Dialog i Przyszłość", 10 lutego 2012, Warszawa
"Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."