Egzamin grozy!!! Pytał o autorów i książki!
Piszę do Państwa, iż jestem studentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Może zainteresuje Państwa, a nawet napiszą Państwo artykuł na temat jednego z przeprowadzanych na tym wydziale egzaminów. Nie piszę tego, iż jestem sfrustrowaną osobą, która nie zdała, bo akurat mi się dziwnym cudem udało.
Chodzi konkretnie o egzamin z Teorii i filozofii prawa, który jest przeprowadzany przez dra Wojciecha Dziedziaka. Na domiar wszystkiego jest to egzamin, który odbywa się już na 5. roku w semestrze zimowym (tylko dotknąć i mamy upragnionego mgr). Rozumiem jeśli to byłby przedmiot, który pomógłby nam w późniejszej karierze zawodowej, aczkolwiek nauka o św. Tomaszu z Akwinu, szkole Platońskiej czy innych koncepcji już nieaktualnych jest po prostu bezsensowna. Niekiedy słychać nawet słowa krytyki innych nauczycieli akademickich, iż przedmiot nie należy do najpotrzebniejszych i robienie tak hardkorowego egzaminu jest wręcz niepotrzebne.
Na około 300 osób zdawalność to jedyne 50 osób, egzamin z Prawa Handlowego u Prof. Andrzeja Kidyby (gdzie tutaj naprawdę uczymy się rzeczy przydatnych) to pestka w porównaniu do przedmiotu wyżej wymienionego. Zdanie egzaminu to czysta loteria. Zależy z kim się wchodzi (wchodzimy po 3 osoby). Jeśli wejdą trzy osoby dobrze "wykute" dr wybiera maksymalnie 2 i to przy dobrych wiatrach. Ja miałam szczęście, gdyż osoby z którymi wchodziłam do pokoju doktora nie były wykute na "blache", a ja w porównaniu do innych osób zdających nie wyglądałam kolorowo byłam wręcz pewna, że nie zdam aczkolwiek osoby będące ze mną "zjadł stres" co dr skrzętnie wykorzystał i na samym początku je skreślił.
Mimo iż danej osobie wstawia 2 to i tak dalej daną osobę męczy swoimi pytaniami, miałam wrażenie, iż on się tym napawa pokazując nam, iż jesteśmy dosłownie zerem. Każda osoba dostaje teoretycznie trzy pytania co nie jest prawdą gdyż jeśli student odpowie to dostaje kilka pytań bonusowych za których niewiedza grozi 2. Wiadomo iż w dobie komputerów, punktów xero, drukarek dużo osób uczy się z już opracowanych zagadnień tudzież skryptów. A pytania znacząco odbiegają od wiedzy która jest tam zawarta. Padają pytania typu "Proszę podać autorów i nazwy książek z których kazałem się uczyć".
My zestresowani samym faktem, iż do upragnionego mgr stoi na drodze ciężki egzamin który nie przyda nam się w dalszej karierze zawodowej, na który poświęciliśmy dużo czasu to przed wejściem uczymy się imienia nazwiska oraz tytułu książki, z której doktor kazał się uczyć (gdyż i tutaj za nieznajomość grozi) zapominając przez to niekiedy bardzo ważne zagadnienia. Egzamin poprawkowy to także katorga. Wszystko zależy od humoru i "widzi mi się" doktora. Masa osób przez ten egzamin powtarza rok przenosząc się na inne uczelnie. Najgorzej mają studenci studiów niestacjonarnych, iż muszą płacić drugi raz za 5 rok przez przedmiot, który wcale im się nie przydaje w życiu codziennym. Jednostki tylko zostają na naszym wydziale mając nadzieję iż teraz będzie lepiej. Życie jednak jest brutalne doktor nie ma dla nikogo litości i jeśli zechce to taką osobę drugi raz zostawi, iż na piątym roku w grę wchodzi tylko powtarzanie roku tutaj już nie ma czegoś takiego jak warunek.
Bardzo dziękuje za przeczytanie mojego e-maila. Chce po prostu pomóc innym iż władze naszego wydziału mają nas serdecznie gdzieś i żadne prośby ani skargi nie są wcale brane pod uwagę, wręcz mam wrażenie że trafiają bezpośrednio do kosza bez czytania. (...)
Chodzi konkretnie o egzamin z Teorii i filozofii prawa, który jest przeprowadzany przez dra Wojciecha Dziedziaka. Na domiar wszystkiego jest to egzamin, który odbywa się już na 5. roku w semestrze zimowym (tylko dotknąć i mamy upragnionego mgr). Rozumiem jeśli to byłby przedmiot, który pomógłby nam w późniejszej karierze zawodowej, aczkolwiek nauka o św. Tomaszu z Akwinu, szkole Platońskiej czy innych koncepcji już nieaktualnych jest po prostu bezsensowna. Niekiedy słychać nawet słowa krytyki innych nauczycieli akademickich, iż przedmiot nie należy do najpotrzebniejszych i robienie tak hardkorowego egzaminu jest wręcz niepotrzebne.
Na około 300 osób zdawalność to jedyne 50 osób, egzamin z Prawa Handlowego u Prof. Andrzeja Kidyby (gdzie tutaj naprawdę uczymy się rzeczy przydatnych) to pestka w porównaniu do przedmiotu wyżej wymienionego. Zdanie egzaminu to czysta loteria. Zależy z kim się wchodzi (wchodzimy po 3 osoby). Jeśli wejdą trzy osoby dobrze "wykute" dr wybiera maksymalnie 2 i to przy dobrych wiatrach. Ja miałam szczęście, gdyż osoby z którymi wchodziłam do pokoju doktora nie były wykute na "blache", a ja w porównaniu do innych osób zdających nie wyglądałam kolorowo byłam wręcz pewna, że nie zdam aczkolwiek osoby będące ze mną "zjadł stres" co dr skrzętnie wykorzystał i na samym początku je skreślił.
Mimo iż danej osobie wstawia 2 to i tak dalej daną osobę męczy swoimi pytaniami, miałam wrażenie, iż on się tym napawa pokazując nam, iż jesteśmy dosłownie zerem. Każda osoba dostaje teoretycznie trzy pytania co nie jest prawdą gdyż jeśli student odpowie to dostaje kilka pytań bonusowych za których niewiedza grozi 2. Wiadomo iż w dobie komputerów, punktów xero, drukarek dużo osób uczy się z już opracowanych zagadnień tudzież skryptów. A pytania znacząco odbiegają od wiedzy która jest tam zawarta. Padają pytania typu "Proszę podać autorów i nazwy książek z których kazałem się uczyć".
My zestresowani samym faktem, iż do upragnionego mgr stoi na drodze ciężki egzamin który nie przyda nam się w dalszej karierze zawodowej, na który poświęciliśmy dużo czasu to przed wejściem uczymy się imienia nazwiska oraz tytułu książki, z której doktor kazał się uczyć (gdyż i tutaj za nieznajomość grozi) zapominając przez to niekiedy bardzo ważne zagadnienia. Egzamin poprawkowy to także katorga. Wszystko zależy od humoru i "widzi mi się" doktora. Masa osób przez ten egzamin powtarza rok przenosząc się na inne uczelnie. Najgorzej mają studenci studiów niestacjonarnych, iż muszą płacić drugi raz za 5 rok przez przedmiot, który wcale im się nie przydaje w życiu codziennym. Jednostki tylko zostają na naszym wydziale mając nadzieję iż teraz będzie lepiej. Życie jednak jest brutalne doktor nie ma dla nikogo litości i jeśli zechce to taką osobę drugi raz zostawi, iż na piątym roku w grę wchodzi tylko powtarzanie roku tutaj już nie ma czegoś takiego jak warunek.
Bardzo dziękuje za przeczytanie mojego e-maila. Chce po prostu pomóc innym iż władze naszego wydziału mają nas serdecznie gdzieś i żadne prośby ani skargi nie są wcale brane pod uwagę, wręcz mam wrażenie że trafiają bezpośrednio do kosza bez czytania. (...)
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
(zamiast komentarza, bo to się do działu "humor" nadaje)
Bo np. zakuwanie różnych norm dla poszczególnych gatunków drobiu (w rodzaju "długość poidła") naprawdę wydawało mi się niepotrzebne.
"A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
Jedna nasza koleżanka z R. studiuje na SGGW, wiecie - miało być projektowanie ogrodów a okazało się że to jakiś horror rolniczo-politechniczny, wydajność z hektara i wytrzymałość materiałowa, budownictwo i chemia, fizyka i nasiennictwo. No, dobra szkoła po prostu. O taka praca domowa np. Czyż nie urocze?
Aż dziw że takie uczelne w III RP istnieją, naprawdę.
The author has edited this post (w 20.02.2014)
Akurat "horror rolniczo-politechniczny" mnie nie przerażał (po klasie mat-fiz zupełny luzik), no ale zakuwanie liczb, które za jakiś czas stracą rację bytu, bo normy się zmienią, uważałam za stratę czasu.
Tak samo później irytowało mnie uczenie się na pamięć wszystkich tytułów prasowych wychodzących w PRL. Większość już nie istnieje
"A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
"A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
Ale zaznaczam, że nie miało to wpływu na ocenę, po prostu zauważywszy w plecaku jednego ze studentów "Grę o Tron" wdałem się w dyskusję na temat prozy historycznej i pseudohistorycznej.