Skip to content

Na drogach w Polsce przegrali wszyscy

edytowano March 2015 w Forum ogólne
To jest ewenement na skalę światową. Jeden z większych projektów wspólfinansowania w historii UE, ogromne pieniądze i nikt na tym nie skorzystał, nie zarobił, ba okazauje się, że upadły z tego powodu nie tylko firmy polskie, również chwieją się niektórzy zachodni giganci. Jak to się stało ? Bardzo dobry tekst z WP, tak właśnie było:
Kiedy Polska pięć lat temu zaczęła rozdawać warte miliardy dolarów kontrakty na budowę dróg, skorzystać mieli wszyscy.
Polska miała przenieść swój zacofany system transportowy w XXI wiek, europejskie
firmy
budowlane zdobyć kontrakty w czasach recesji, a Unia Europejska, która pomagała sfinansować część prac, mogła wykazać się skutecznością.
Polska w większości dostała swoje drogi, ale pod wieloma względami jeden z największych projektów budowlanych w Europie okazał się porażką. Kilku wykonawców procesuje się w sądzie o miliardy
euro
, które ich zdaniem jest im winna Polska. Dziesiątki polskich firm zbankrutowało, a międzynarodowe koncerny tłumaczą swoje straty kontraktami w Polsce. Sześć europejskich rządów poskarżyło się na sposób, w jaki ich firmy zostały potraktowane w Polsce. Komisja Europejska bada, co poszło nie tak.
Na czym polega problem? Rzecz nie w korupcji, ale w pędzie do oszczędzania. Polska trzymała się swojego budżetu i cen uzgodnionych w kontraktach. W branży w której firmy rutynowo składają najniższe możliwe oferty, a potem przekraczają koszty, Polska często nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Chcąc obniżać koszty ignorowała również ostrzeżenia niezależnych ekspertów zatrudnianych przez państwo, że projekty i plany muszą zostać zmienione.
Pęd do oszczędności powtarzał się w dziesiątkach projektów, twierdzą przedstawiciele firm budowlanych i organizacji branżowych, przez co wiele zaangażowanych w nie podmiotów popadło w kłopoty. Jednym z największych przegranych jest
Alpine Holding GmbH
, austriacki oddział hiszpańskiej grupy FCC, który w czerwcu rozpoczął procedurę upadłościową. To największe korporacyjne bankructwo w powojennej historii Austrii.
Projekt który powinien stać się europejską bonanzą zamienił się w „rzeźnię dla polskich i europejskich firm”, napisał w czerwcu tego roku Jarosław Duszewski, były prezes Alpine w liście do polskiej agencji budowy dróg. Rzecznik FCC odmówił komentarza w tej sprawie.
Pięć innych firm poinformowało Reutera, że wciąż spierają się z agencją budowy dróg w sprawie płatności. Są to austriacki
Strabag
, polski oddział niemieckiego
Bilfinger
a, irlandzki SIAC, joint-venture stworzone przez irlandzką firmę Sisk i Roadbridge pod nazwą ARB, oraz Budmiex, polski oddział hiszpańskiego Ferrovialu. Wszystkie firmy za wyjątkiem jednej złożyły pozwy przeciwko agencji
budowy
dróg, które jak dotąd nie zostały rozpatrzone.
Spółka
zależna Bilfingera podała, że próbuje rozwiązać spór poza drogą sądową.
Premier Donald Tusk broni swoich urzędników i mówi, że Polska nie ugnie się pod zagraniczną presją. Jego kancelaria odsyła dziennikarzy do Ministerstwa Transportu, które twierdzi, że agencja działała w ramach warunków kontraktów uzgodnionych z wykonawcami.
„ROSYJSKA RULETKA”
Problemy związane są z kontraktami przyznanymi w 2008 roku, kiedy szefem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad został były audytor, Lech Witecki. Jego zadaniem było wynegocjowanie najlepszych możliwych warunków kontraktów w momencie, gdy wydatki Unii Europejskiej na polskie drogi miały sięgnąć najwyższego poziomu w historii. Drogi były częścią wartego 37,56 miliarda euro siedmioletniego programu infrastrukturalnego dla Polski – największego projektu rozwojowego Unii Europejskiej dla pojedynczego kraju w historii tej instytucji.
Witecki stosował standardowe praktyki w tej branży: Jego agencja ogłaszała przetarg na budowę drogi i wykonawcy mieli składać
oferty
. Zazwyczaj wygrywała firma, która przedstawiała najniższą cenę.
Jednak w dwóch kluczowych aspektach polski system różni się od tego, który obowiązuje w innych krajach Europy, powiedział
Frank
Kehlenbach, dyrektor branżowej organizacji lobbingowej European International Contractors. Po pierwsze, szefowie kilku firm budowlanych mówią, że polska agencja w wielu przypadkach nie uściśliła szczegółów projektu, mimo ponawianych próśb. Firmy miały więc wybór: podjąć ryzyko i złożyć ofertę mimo niekompletnej informacji, albo wycofać się.
- W Niemczech albo w innych krajach europejskich mówisz: „Potrzebuję doprecyzowania”. Potem odbywa się spotkanie i wszyscy uczestnicy przetargu dostają dodatkowe informacje – powiedział Kehlenbach, który pracuje w swojej organizacji do 1997 roku. – W Polsce (…) mówią: „Jeżeli masz problem z dokumentami przetargowymi, to nie składaj oferty. Ministerstwo Transportu podało, że firmy które uważają, że dostały niepełną informację, mogą odwołać się do niezależnego trybunału, ale nie ma sygnału, by jakakolwiek firma się na to zdecydowała.
Po drugie, kiedy wykonawcy zaczynali pracować, natykali się na nieprzewidziane problemy – bomby z II wojny światowej, albo nieprecyzyjne mapy – i musieli w związku z tym korygować koszty. Agencja konsekwentnie odrzucała wszelkie zmiany w kosztorysach, mówią menadżerowie firm, którzy mieli kontakt z GDDKiA. Zazwyczaj kiedy powstaje problem, powiedział Kehlenbach, wykonawca i klient siadają do stołu, by zweryfikować koszty. Ale polskie władze nie negocjowały w tej sprawie, odsyłając wykonawców do sądu.
„Nigdzie nie spotkałem się z takimi obyczajami jak w Polsce”.
Jan Biliszczuk, polski inżynier, który pracował jako konsultant dla Alpine przy jednym z
projektów
, powiedział, że spotkanie z maja 2013 roku pomiędzy agencją a wykonawcami w sprawie kosztów przypominało „grę w rosyjską ruletkę”. GDDKiA regularnie wstrzymywała płatności motywując to opóźnieniami w pracach i zmusiła kilka firm do zapłacenia kar umownych, wynika z danych agencji.
Witecki powiedział Reuterowi, że jego agencja wykazała się elastycznością przy kontraktach i w wielu przypadkach zgodziła się na modyfikacje, ale tylko wtedy, gdy były one uzasadnione. Dodał, że on i jego urzędnicy działali zgodnie z
prawem
i próbowali jedynie zmusić wykonawców do realizacji kontraktów, które ci podpisali. Zaznaczył, że za jego kadencji oddano do użytku tysiące kilometrów nowoczesnych dróg, dobrze wykorzystując pieniądze podatników.
JORGE>
The author has edited this post (w 26.10.2013)

Komentarz

  • Sorry ale niektóre argumenty do mnie nie trafiają.
    JORGE
    Na czym polega problem? Rzecz nie w korupcji, ale w pędzie do oszczędzania. Polska trzymała się swojego budżetu i cen uzgodnionych w kontraktach. W branży w której firmy rutynowo składają najniższe możliwe oferty, a potem przekraczają koszty, Polska często nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Chcąc obniżać koszty ignorowała również ostrzeżenia niezależnych ekspertów zatrudnianych przez państwo, że projekty i plany muszą zostać zmienione.
    Nie wiem jak w branży drogowej ale w innych rygorystyczna ustawa o zamówieniach publicznych obowiązuje na tyle długo, że nawet takie mąłe żuczki jak ja wiedzą, że jak się nidoszacuje kosztorysu to szanse na jakiekolwiek renegocjacje są pomijalnie małe. W innych branżach o "rutynowym przekraczaniu  kosztów" można było mówić przed 2004. Jeżeli w drogach było inaczej to jest to ciekawe1.....
    Prawdziwą zmorą, są natomiast wspomniane w materiale luki w informacjach i brak reakcji na prośby o doprecyzowanie. Każdy robiący jakiekolwiek interesy z samorząami czy instytucjami państwowymi mógłby na ten temat napisać książkę - z tym że przy pisaniu mógłby go zabić atak wywołanej wspomnieniami apopleksji.
    Nie rozumien natomiast zupełnie kwesti "nieprecyzyjnych mam". W liniówkach (do których należą drogi) pierwszym etapem projektowania jest zawsze sporzadzenie albo przynajmniej uaktualnienie podkładów geodezyjno-kartograficznych. Jeżeli były projekty to mapy być musiały. Ten zarzut mogłyby stawiać firmy projektowe - ale u ustach wykonawców jest dla mnie zupełnie niewiarygodny.
  • Po prostu lobbing.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Rozmawiałem z kolegą który w branży siedzi, w mediach się nic o tym nie mówie ale drogi ekspresowe (co do autostrad to nie pamiętam) buduje się z uwzględnieniem pasa rezerwowego. Na dobudowanie kolejnego pasa ruchu, przeważnie po zewnętrznej stronie drogi. Co z tego wynika to to, że koszt budowy takiej drogi z uwzględnionym pasem rezerwowym jest sporo wyższy, bo np. wszystkie wiadukty muszą być od razu szersze.
  • No ale zagadnienie, gdzie ta kasa wypłynęła po drodze, jest fascynujące. Nie jest to sytuacja jak z drogą nad Rabką sprzed wielu lat, że co ubili piach i parę warstw, to szła powódź i spłukiwała.
    Gdzie ta niegospodarność miała wentyl?  Na pewno durne ekrany akustyczne w szczerym polu, ale to są setki milionów, a nie grube miliardy.  Drobni podwykonawcy, wiadomo- w najlepszym razie zarobili drobne, ale wielokrotnie i pobankrutowali. A może nie, może to ściema, może każdy kradł i kombinował na potęgę, mały mniej, duży więcej?  Może właśnie z każdej budowy znikał żwir, tłuczeń, piasek (była z tym głośna sprawa) i te syfy do robienia asfaltu?
    Może tak jak przy stadionach, nikt nie policzył dokładnie, ile betonu wylano a ile zapłacono, jaka przebitka na każdym m3 betonu?
    Tak to sobie wyobrażam i tłumaczę. Ogólny burdel, zła organizacja, więc straty większe (leży ubita warstwa pół roku, przestój, woda rozmywa, trzeba robić na nowo a zamawiający już nie płaci 2gi raz), a do tego kradzieże, małe, większe. Niech na niegospodarność idą straty ok.20%, na różne projektowe itp. zmiany 5-10%, na kradzieże następne 20%, i mamy już o 50% wyższe koszty. Da się?
  • Buduje się tak, jakby Polska miała składać się z Warszawy i jakiś tam mało ważnych peryferiów. No może dopuszcza się kilka dodatkowych punktów koncentracji ludności. Stąd, te wynalazki, które bedą musiały przyjąć zdecydowanie większy ruch samochodowy.
  • CobraVerde
    Buduje się tak, jakby Polska miała składać się z Warszawy i jakiś tam mało ważnych peryferiów.
    No, ja akurat ostatnio doświadczyłem najefektowniejszej (bo autostradowej) obwodnicy we Wrocławiu. Muszę przyznać, że znacznie ułatwiła mi powrót od znajomych do domu, z pominięciem centrum miasta.
    Nawiasem mówiąc, odkryłem chyba najkrótszy obecnie wariant przejazdu Warszawa-Wrocław i z powrotem, z wykorzystaniem części A2 i S8/A8. W jedną stronę prowadziłem ja, w drugą stronę syn i wyszło tyle samo - 4,5-godziny wraz z przerwą śniadaniową, bez drastycznego przekraczania prędkości.
    Tak więc, dobrze że się w ogóle buduje, szkoda że tak drogo.
  • A w ogóle to za cenę tych paru odcinków autostradowych można było zrobić ekspresówki po całym kraju. Idealnym przykładem jest dla mnie droga Lublin- Zamość i dalej do granicy.  Cały czas ma trzy pasy, z czego środkowy jest 2-3 km w jedną stronę, później w drugą.  Nieduża, tania droga, a co chwilę są dwa pasy żeby wyprzedzić.
    Albo drogi z b. szerokim poboczem, jak dodatkowe pasy. Grójec- Góra Kalwaria, Radom-Piotrków Tryb.
    Może nie największe miasta z kluczowym ruchem, ale duże powinny właśnie tak być połączone.
    wschód-zachód:
    Opole- Częstochowa- Kielce-Lublin,
    Wrocław-Warszawa-Białystok,
    Krosno-NSącz, B-Biała,
    Olsztyn- Ostr.,Iława- Grudziądz- Piła-Gorzów
    Głogów-Leszno-Kalisz,
    i chyba ważniejszy w rozwoju gosp. kraju kierunek N-S
    Wrocław-Poznań- Koszalin,
    Suwałki- Białystok-Lublin- Rzeszów.
    Straszne jest to, że dość spore, od kilkudziesięciu tys. po 200 tys. mieszkańców miasta mają tragiczną komunikację z resztą kraju. Biała Podlaska, Ostrołęka, Łomża, Ciechanów, Płock, Iława, Słupsk, Szczecinek, Wałcz, Piła, Sandomierz, Nowy Sącz, już nie sięgając podkarpacia. Długo by wymieniać.
    A że życie powinno się koncentrować w miastach, to właśnie te miasta są odcięte od wymiany towarów i ludzi. Kierunki rozwoju transportu to TYLKO tranzyt i obsługa metropolii.
  • qiz
    A w ogóle to za cenę tych paru odcinków autostradowych można było zrobić ekspresówki po całym kraju.
    +1
  • allium
    Nie wiem jak w branży drogowej ale w innych rygorystyczna ustawa o zamówieniach publicznych obowiązuje na tyle długo, że nawet takie mąłe żuczki jak ja wiedzą, że jak się nidoszacuje kosztorysu to szanse na jakiekolwiek renegocjacje są omijalnie małe.
    I to jest dobre i sprawiedliwe i tak -mam nadzieję - będzie nadal. Nie spotkałem w praktyce odmowy uzasadnionej zmiany umowy albo udzielenia zamówienia dodatkowego, a w przypadkach, w których zamawiajàcy przegrywal sprawę o kary czy mial zaplacic odszkodowanie po prostu zachodzil wymagający rozstrzygnięcia przez podmiot trzeci spór, normalka w obrocie.
    The author has edited this post (w 25.10.2013)

    Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
  • extraneus
    allium
    :
    Nie wiem jak w branży drogowej ale w innych rygorystyczna ustawa o zamówieniach publicznych obowiązuje na tyle długo, że nawet takie mąłe żuczki jak ja wiedzą, że jak się nidoszacuje kosztorysu to szanse na jakiekolwiek renegocjacje są omijalnie małe.
    I to jest dobre i sprawiefliwe i tak -mam nadzieję - będzie nadal. Nie spotkałem w praktyce odmowy uzasadnionej zmiany umowy albo udzielenia zamówienia dodatkowego, a w przypadkach, w których zamawiajàcy przegrywal sprawę o kary czy mial zaplacic odszkodowanie po prostu zachodzil wymagający rozstrzygnięcia przez podmiot trzeci spór, normalka w obrocie.
    No i właśnie dlatego tak zdziwiło mnie twierdzenie, że w drogówce przekraczanie kosztów miałoby być "rutynowe".
    Jutro będę się zresztą widział  z kolegą lepiej zorientowanym w drogach to już teraz podrzuce mu temat.
  • Tak jak wspominałem wczoraj, spotkałem się dziś z kolegą, który siedzi w drogach. Przede wszystkim potwierdził moją intuicję, że w drogówce - tak jak w innych branżach od lat nie ma mowy o "rutynowym" przekraczaniu kosztorysów. Poza tym rzucił trochę światła na parę innych kwestii:
    - "Najwyższe na świecie" ceny autostrad w Polsce to po pierwsze przesada po drugie artefakt wynikający z nieadekwatności porównań.
    Otóż około 2006 weszły ponoć jakieś dyrektywy UE dotyczące dróg - obejmujące między innymi kwestie wiaduktów, przejść dla zwierząt
    i ekranów akustycznych itp. Nie dotyczyły one inwestycji na jakimś tam poziomie realizacji tak więc państwa, które autostrady budowały wcześniej niż my nie musiały sobie nimi zaprzątać głowy. Państwa z poza UE (np Szwajcaria czy Norwegia ) też. Ceny miało też, jego zdaniem, windować współfinansowanie ze środków UE, które obostrzone jest np wymogami wydawania niemałych sum na działania promujące unie......
    - Cichaczem pomijanym problemem jest kwestia braku kruszywa, które przy budowie dróg jest ponoć materiałem kluczowym. Ponoć w 2011 i 2012 ilość kruszywa jakie można było w Polsce legalnie pozyskać (zgodnie z wydanymi koncesjami) wystarczała zaledwie na zaspokojenie ciut powyżej 70% zapotrzebowania inwestycji drogowych (nie mówiąc już o innych branżach). To nie tylko wyśrubowało ceny, ale także spowodowało, że wykonawcy musieli albo kupować je nielegalnie
    albo sprowadzać zza granicy (Czechy, Słowacja Ukraina) a transport tego materiału jest ponoć koszmarnie drogi.
    - twierdzi też, że znany mu duży
    wykonawca ze "starej Uni" (nie podął nazwy) poważnie "poszedł w koszta" przez założenie, że Polska jest krajem tak skorumpowanym, że wszystko da się załatwić. Założył więc, że "w praniu" za stosunkowo małą kwotę ludzie GDDKiA przymkną oko na obniżenie parametrów. A kwestie środowiskowe, też załatwi się odpwiednio skierowanymi małymi kwotami.... Nie wzięto jednak pod uwagę, że nabożeństwo z jakim traktuje się w naszych instytucjach zalecenia Brukseli będzie silniejsze niż chciwość.
    -
    Wspomniany "Pęd do oszczędności" miał jego zdaniem przejawić się w zasadzie głównie w idiotycznym pomyśle projektowania i budowy nowych dróg wg parametrów dla pojazdów z naciskiem na oś do 8 ton. Tymczasem już za parę lat wejdzie w życie dyrektywa, która nie pozwoli w UE używać ciągników siodłowych na drogach o parametrach zezwalających na nacisk < 11t...
  • Caly ten artykuł to jakieś brednie; doprecyzowanie projektu nazywa się w Polszcze pytania wykonawców do siwz i odpowiedzi zamawiającego do tejże, do dużych kontraktów to jest cała literatura.

    Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
  • allium
    - Cichaczem pomijanym problemem jest kwestia braku kruszywa, które przy budowie dróg jest ponoć materiałem kluczowym. Ponoć w 2011 i 2012 ilość kruszywa jakie można było w Polsce legalnie pozyskać (zgodnie z wydanymi koncesjami) wystarczała zaledwie na zaspokojenie ciut powyżej 70% zapotrzebowania inwestycji drogowych (nie mówiąc już o innych branżach). To nie tylko wyśrubowało ceny, ale także spowodowało, że wykonawcy musieli albo kupować je nielegalnie
    albo sprowadzać zza granicy (Czechy, Słowacja Ukraina) a transport tego materiału jest ponoć koszmarnie drogi.
    Osobiście widziałam składy kolejowe z niemieckim kruszywem do budowy S3. Sprawdzałam (po sygnale od czytelnika), jak w pobliżu stacji są niszczone drogi przez ciężarówki je odbierające.

    "A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
  • PULS BIZNESU
    Mająca stuletnią tradycję irlandzka grupa SIAC czeka na sądową ochronę przed wierzycielami — napisał „Irish Times”. Od miesięcy skarży się, że pogrążyła ją budowa odcinka trasy A4 na Rzeszowszczyźnie. Razem z siostrzaną grupą SRB Irlandczycy zaalarmowali nawet Komisję Europejską, zarzucając Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) m.in. nierówne traktowanie firm budowlanych i wprowadzanie w błąd
    zagranicznych
    przedsiębiorców. Są przekonani, że z tego powodu stracimy część unijnych pieniędzy.
    — Gdyby wykonawcy byli w pełni świadomi wymagań GDDKiA oraz tego, jak w praktyce wygląda zarządzanie kontraktami, o czym zamawiający winien uprzedzić w trakcie postępowania przetargowego, po prostu nie złożyliby ofert — stwierdził Finn Lyden, dyrektor SIAC Construction na forum Związku Pracodawców Branży
    Usług
    Inżynierskich.
    Zarzucił GDDKiA m.in. błędy projektowe, które negatywnie wpłynęły na realizację kontraktu. Najmocniej jednak zabolało Irlandczyków żądanie wypłaty gwarancji, które uznali za niezgodne z kontraktem. Ich zdaniem, GDDKiA mogła zażądać jej tylko w momencie nieusunięcia wad w trakcie trwania gwarancji na zbudowaną drogę, a faktycznie poprosiła o wypłatę, kiedy Irlandczycy zażądali 675 mln zł dopłaty do, ich zdaniem, wadliwego kontraktu.
    — Nigdzie w dokumentacji przetargu na budowę autostrady A4 GDDKiA nie napisała: „będziemy ignorować postanowienia umowy i wykorzystamy egzekucję gwarancji wykonania umowy jako źródło łatwej gotówki” — sarkastycznie stwierdza Finn Lyden.
    Wartość roszczeń SIAC wynosi 380 mln zł. Problemem spółki, podobnie jak innych wykonawców, jest to, że na rozstrzygnięcie sądowej batalii trzeba czekać latami. Problemy z płynnością powodują, że wielu wykonawców nie jest w stanie dotrwać do finału. Kilka miesięcy temu, kiedy upadła austriacka Alpine Bau, jej przedstawiciele także upatrywali przyczyn w realizacji
    polskich
    zleceń, zwłaszcza na budowę odcinka autostrady A1 do granicy z Czechami i Stadionu Narodowego w Warszawie.
    Zupełnie inaczej widzi to GDDKiA. Jej przedstawiciele są przekonani, że firmy nie bankrutują z powodu
    polskich
    kontraktów drogowych, ale dlatego, że miały źle skonstruowane portfele zamówień i problemy ze zleceniami także w innych sektorach budowlanych czy na innych rynkach europejskich.
    — Nie róbmy nieudaczników z prezesów
    firm
    budowlanych, którzy w ciągu ostatnich 6 lat wybudowali ponad 2,5 tys. km dróg w średnich cenach europejskich, czyli o około 40 proc. niższych niż przed 2008 r. Większość profesjonalnych wykonawców budujących dla GDDKiA potrafi zarabiać na autostradowych kontraktach — przekonuje Lech Witecki, szef GDDKiA.
    Jego zdaniem, realizacja kontraktów drogowych w ostatnich latach to wspólny sukces dyrekcji i wykonawców, na na którym zyskają kierowcy. I podaje przykład
    Budimeksu
    , który niedawno ogłosił, że jego kontrakty autostradowe są rentowne.
  • extraneus
    Caly ten artykuł to jakieś brednie; doprecyzowanie projektu nazywa się w Polszcze pytania wykonawców do siwz i odpowiedzi zamawiającego do tejże, do dużych kontraktów to jest cała literatura.
    Tak tak, w ten sposób mnóstwo rzeczy doprecyzujesz. Szczególnie nijak nie przystające do rzeczywistości ilości materiałów ... Dokumentacje projektowe to patologia w Polsce jest i od tego zaczyna się całe zło. Inwestorzy czy to państwowi czy prywatni ugrywają na tym potężne pieniądze. Generalnie teraz jest taka moda, żeby dawać projekty tylko rysunkowe plus opis. O KNRach można zaopmnieć, ba, nawet nie ma chociażby zestawienia ilości urządzeń czu materiałów. Po prostu trzeba wszystko z rysunku zliczać. Zawsze się zrobi błędy i coś pominie. Co ciekawe, inwestorzy bardzo często kosztorysy KNRowe mają, ale nie pozwalają udostępniać ich składającym oferty. Ot mi kurwa jego mać partnerzy biznesowi, świadomie liczący, że ktoś na ich inwestycji utopi ...
    JORGE>
    The author has edited this post (w 26.10.2013)
  • Patrząc na to wszystko okiem laika i wierząc na słowo różnym oficjelom z gdaki, trudno nie zauwazyć niezwykłego nagromadzenia przypadków. Przypadek sprawił że zbankrutował austryjak, że ajrysz się skarży, że sześć państw drogą dyplomatyczną płacze ryżemu wujowi w podołek, że padły wszystkie większe polskie firmy (i plejady małych podwykonawców) zajmujące się budową dróg i mostów.
    Jak mawiał Władimir Rezun (aka Witia Suworow), dwa przypadki to już nie przypadek. A tu przypadków są dziesiątki.
  • Przypadek czy nie, z mojego punktu widzenia liczy się fakt, że przy okazji może uda się coś w Polsce uporządkować. Bo tak dalej na rynku budowlanym po prostu być nie może.
    JORGE>
  • JORGE
    extraneus
    :
    Caly ten artykuł to jakieś brednie; doprecyzowanie projektu nazywa się w Polszcze pytania wykonawców do siwz i odpowiedzi zamawiającego do tejże, do dużych kontraktów to jest cała literatura.
    Tak tak, w ten sposób mnóstwo rzeczy doprecyzujesz. Szczególnie nijak nie przystające do rzeczywistości ilości materiałów ... Dokumentacje projektowe to patologia w Polsce jest i od tego zaczyna się całe zło. Inwestorzy czy to państwowi czy prywatni ugrywają na tym potężne pieniądze. Generalnie teraz jest taka moda, żeby dawać projekty tylko rysunkowe plus opis. O KNRach można zaopmnieć, ba, nawet nie ma chociażby zestawienia ilości urządzeń czu materiałów. Po prostu trzeba wszystko z rysunku zliczać. Zawsze się zrobi błędy i coś pominie. Co ciekawe, inwestorzy bardzo często kosztorysy KNRowe mają, ale nie pozwalają udostępniać ich składającym oferty. Ot mi kurwa jego mać partnerzy biznesowi, świadomie liczący, że ktoś na ich inwestycji utopi ...
    JORGE>
    Ech, przypomniałam sobie, że kiedyś (jakieś ćwierć wieku temu) kupowałam znajomemu, który założył firmę remontowo-budowlaną, takie gotowe katalogi. Były dostępne w pewnym miejscu w Warszawie.

    "A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
  • @JORGE
    Ja tam nie mam powodu, żeby lubić GDDKiA-ę, ale też mam przykre doświadczenia z zachodnimi dużymi graczami działającymi w Polsce. Czasami naprawdę wydaje im się, ze to dziki kraj i jestem w stanie uwierzyć, że jak sobie coś zmaszczą to chętnie zwalą winę na tutejsze warunki.
    JORGE
    [quote="extraneus"] Szczególnie nijak nie przystające do rzeczywistości ilości materiałów ... Dokumentacje projektowe to patologia w Polsce jest i od tego zaczyna się całe zło. Inwestorzy czy to państwowi czy prywatni ugrywają na tym potężne pieniądze. Generalnie teraz jest taka moda, żeby dawać projekty tylko rysunkowe plus opis. O KNRach można zaopmnieć, ba, nawet nie ma chociażby zestawienia ilości urządzeń czu materiałów.
    Maniera rozdzielania projektu od przedmiaru to jedna z dziwniejszych rzeczy z jakimi się spotykam. Co do materiałów to przy liniówkach wod-kan, stałym punktem jest próba zmniejszenia ilości materiału przdstawionej w projekcie...
  • JORGE
    Przypadek czy nie, z mojego punktu widzenia liczy się fakt, że przy okazji może uda się coś w Polsce uporządkować. Bo tak dalej na rynku budowlanym po prostu być nie może.
    JORGE>
    A tak z grubsza to co chce kolega porządkować. Bo ja się trochę obawiam, że przy okazji może dojść do powtórki z lat 90-tych, kiedy to kolesie wygrywali przetargi dumpingowymi cenami, co rekompensowali sobie potem  anaksami do umów. Znam przypadek, w którym projekt na ok 30 km sieci kanalizacyjnej po anekcie zwiększył się do 40 km ale cena skoczyła niemal trzykrotnie.....
    Moim zdaniem jednym z kluczowych elementów byłoby uporządkowanie kwestii doprecyzowanie informcji. Bo teraz często jest tak, że odpowiedź na pytania dostaje się dosłownie w ostatniej chwili....
  • Alium, ale jakoś tak się składa, że argumenty firm zachodnich do mnie trafiają i im wierzę. A przede wszystkim mogę podać mnóstwo przykładów z pierwszej ręki, dotyczących patologii budowlanej w Polsce. Oczywiście firmy zachodnie do świętych nie należą, a w Polsce pogrywają czasami nieczysto, bo u nas można. U siebie tego nie zrobią. A tak na marginesie, ciekawe kiedy Hiszpanie uciekną z naszego rynku, bo pokupowali sporo dużych firm budowlanych w Polsce jakiś czas temu. Bo na podstawie chocisażby warszawskiego Mostostalu widzę, że nie ogarniają jak można być 30 mln w placy na budowie wartej 150 mln. A u nas tak się pieprznąć z wyceną da, nawet podczas przetargu, rażąco niska cena nie działa, to jest martwy przepis.
    JORGE>
  • JORGE
    Alium, ale jakoś tak się składa, że argumenty firm zachodnich do mnie trafiają i im wierzę. A
    Co do patologii w barnżym to też mógłbym na ten temat, ksiażkę albo broszurę napisać. Ale sorry. Jeżeli ktoś pisze, że "
    W branży w której firmy rutynowo składają najniższe możliwe oferty, a potem przekraczają koszty" albo, że do liniówki nie miał dobrych map to mu po prostu nie wierzę.
  • przemk0
    http://www.reuters.com/article/2013/10/24/us-poland-roads-specialreport-idUSBRE99N05920131024
    Przeczytałem ten tekst i dalej widzę bardzo dziwne zdanie:
    Reuters
    Poland stuck to its budget and the prices agreed in its contracts. That was the problem. In an industry where firms routinely bid as low as possible and costs routinely overrun,
    Kolega los, użył okreslenia "lobbying" i to chyba najlepiej pasuje do cześci tekstu odnoszącej się do tej kwestii. Bo przecież managerowie dużych firm nie przyznają się, że np przez absurdalnie krótki czas na przygotowanie oferty, niedoszacowali kosztów albo nie sprawdzili obowiązujących w Polsce przepisów lub cen towarów i usług. A już na pewno nie do tego, że planowiali ocyganić lokalnych podwykonawców, lub zakładali, że część wymogów da się - mówiąc eufemistycznie  "obejść"
    "Rutynowe przekraczanie zakontraktowanych kosztów"???! Wolne żarty. Chociaż niezupełnie. Rzeczywiście jest to rutyną - ale przy małych, prywatnych inwestycjach. Każdy, kto budował czy remontował cokolwiek zna wkurzający zwyczaj budowlańców, którym zawsze, ale to zawsze, wypadnie coś co podroży koszty. Normalnie, jak mówi mój kolega, [i]"Albo wiatr w oczy albo CHWD" [/i]. Przy czym towarzysy temu straszliwa niechęć do spisywania umów a'priori.  Nie wiem jak to jest przy dużych inwestycjach prywatnych, ale - przynajmnej w liniówkach finansowanych z pieniędzy państwowych lub samorządowych (wod-kan-gaz) od dawna takiej możliwości nie ma. A właściwie jest, tyle że wymaga naprawdę mocnego uzasadnienia. I w sumie dobrze. Bo "rutynowe przekraczanie kosztów" oznacza po prostu [i]"Nie umiemy albo nie chce nam się policzyć ile to będzie kosztować - ty masz zapłacić" [/i] co od razu nasuwa pytanie: [i] "A czego jescze koteczki nie umiecie lub wam się nie będzie chciało? [/i]". Ewentualnie [i]"Świadomie oszukujemy podając zaniżoną cenę"[/i].
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.