Z Aborczej a moge sie podpisac
Polska jest bankrutem
Polski rząd, ustami ministrów finansów i
pracy
, przedstawił wyniki przeglądu systemu emerytalnego i propozycje wariantów "koniecznych" zmian, które należy wdrożyć, aby uniknąć finansowej katastrofy. To narracja, którą zaoferowali nam politycy. W rzeczywistości wdrożenie rządowych propozycji zachwieje stabilnością systemu emerytalnego, finansów publicznych i doprowadzi do pogłębienia kryzysu w zamian za chwilową i sztuczną poprawę wskaźników księgowych. Patrząc na propozycje ministra finansów, można powiedzieć, że polityka gospodarcza rządu zbankrutowała. Co gorsza, blamaż ten ma kształt faktycznego bankructwa naszego państwa, zawartego w propozycji umorzenia obligacji rządowych.
Dwa lata temu, przy okazji ostatnich "zmian" w systemie emerytalnym, ekonomiści w szerokiej debacie wykazywali, że rząd unika konieczności podjęcia bolesnych reform, uciekając się do sztuczek księgowych celem poprawienia wartości relacji długu publicznego do
PKB
. Pisaliśmy również i my o żenującej jakości komunikacji i prowadzenia przez rząd debaty publicznej. Musimy przyznać, dziś mamy deja vu. Podobnie jak wtedy chcemy, aby głos młodego pokolenia był słyszany. To dzisiejsi dwudziesto- i trzydziestolatkowie zapłacą bowiem rządowy rachunek za ciepłą wodę w kranie. Rachunek będzie wysoki, gdyż kanalizacja od wielu lat przecieka jak dziurawe sito. W ostatnich piętnastu latach nikt nie podjął próby jej gruntownej naprawy.
Alternatywny świat ministra
Propozycję umorzenia obligacji posiadanych przez Polaków w
OFE
uzasadnia się "wykreowaniem długu przez OFE" oraz niższym zwrotem z ich inwestycji niż w ZUS. Nie dajmy się zwieść tej argumentacji - dług wynika z polityki gospodarczej rządu, który jak ognia unika konfrontacji z przywilejami różnych grup społecznych. Długi zaciągane są przez dłużników, a nie wymuszane przez wierzycieli.
Na wdrożenie obiecywanych reform obecna ekipa miała sześć lat. Gdyby udało się zrealizować przedwyborcze obietnice, dziś sytuacja finansów publicznych byłaby nieporównywalnie lepsza. Pamiętajmy, że dług w systemie emerytalnym wynika głównie z demografii - coraz większa liczba Polaków nabywa uprawnienia do emerytury, które to świadczenia finansowane są przez kurczącą się liczbę pracujących ludzi młodych. Innymi słowy, obecne procesy demograficzne tworzą faktycznie istniejący dług - niezbilansowanie systemu. Częściowo dług ten ujawnia się poprzez konieczność zaciągania pożyczek na rynku finansowym. W innej części rząd pożycza po cichu od obywateli (np. poprzez przekazanie środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej do FUS), wreszcie rząd ma do dyspozycji ściąganie podatków. Jakkolwiek by go jednak nie finansować, dług zawsze pozostanie długiem. Minister Rostowski mówi, że gdyby nie było OFE, to relacja długu publicznego do PKB byłaby o kilkanaście punktów procentowych niższa. To jeden z przykładów kreowania alternatywnej rzeczywistości. Aby słowa ministra miały związek z prawdą, musiałby on, oraz wszyscy jego poprzednicy, narzucić sobie niespotykaną w świecie dyscyplinę i trzymać się niezmiennie na dystans trzydziestu punktów procentowych z dala od zapisanych w konstytucji progów ostrożnościowych. W prawdziwym świecie to ujawnienie części długu emerytalnego dyscyplinowało przez jakiś czas naszych polityków. Gdyby chcieli oni przestać spłacać obligacje, to następstwa wynikającego z tej decyzji krachu finansowego w kilka dni zaprowadziłyby Polaków na ulice. Nie zapominajmy, że politycy boją się tylko jednej rzeczy - utraty władzy.
"Zwrot w ZUS"
Zajmijmy się teraz drugim argumentem wspierającym projekt zmian - wysokim zwrotem w ZUS. Składka do ZUS jest z ekonomicznego punktu widzenia podatkiem. Państwo zabezpiecza pobór podatków przymusem, a w zamian oferuje pewne obietnice - sfinansowania opieki zdrowotnej, wykształcenia czy obrony przed przestępcami lub agresorem zewnętrznym. Składka do ZUS zawiera w sobie obietnicę przyszłej emerytury. Taka obietnica ma to do siebie, że nie ma niezawodnego sposobu, który mógłby zapewnić jej spełnienie. Szczególnie w przypadku, gdy obietnice ma spełniać zupełnie inny minister w zupełnie innym czasie niż ten, który ją składał. Przyszłe wypłaty z ZUS będą finansowane nie inaczej jak z poboru przyszłych podatków (składek). Tak więc, "wysoki zwrot w ZUS" dla nas jest jedynie obietnicą podniesienia podatków naszym dzieciom, jeśli obecne trendy demograficzne się utrzymają.
Wspomnijmy również o orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który nie zakwestionował ostatniego "manewru" ministra finansów dotyczącego zmiany zasady waloryzacji rent i emerytur. Uzasadnienie orzeczenia TK dobitnie pokazuje, że "zwrot w ZUS" jest jedynie obietnicą pozostającą w gestii ministra finansów, który może przedkładać interesy bieżące ponad złożone uprzednio deklaracje. Minister nie może, na szczęście, oszukiwać w podobny sposób w przypadku rentowności obligacji, gdyż ich wartość ustala rynek.
Argentyna, Grecja, Polska...
Sprawdźmy, czy następująca sytuacja brzmi znajomo: rząd obiecywał obniżyć i uprościć podatki, a zamiast tego je podwyższa, obiecywał sprawną i tanią administrację, a pompuje biurokrację, nie dba o dobre prawo i sprawne sądownictwo, przeznacza zastrzyki finansowe z funduszy europejskich na bieżącą konsumpcję zamiast na inwestycje, wreszcie funduje wysokie emerytury i dodatki, ale tylko wybranym grupom społecznym. To opis sytuacji Grecji z lat 2001-2010. Nieodpowiedzialność rządzących i wieloletni brak reform przykrywane sztuczkami księgowymi doprowadziły ten kraj do częściowego bankructwa ogłoszonego w maju 2010. W Polsce jedyną różnicą jest to, że bankructwo Rostowskiego będzie miało miejsce na rynku wewnętrznym, pozornie nie naruszając relacji rządu z zagranicznymi inwestorami.
Analiza dotychczasowych bankructw wyraźnie pokazuje, że nie sposób odnaleźć przypadku bankructwa z powodu "wyczerpania się możliwości działań naprawczych". Bankructwa przytrafiają się krajom, których rządy uparcie i systematycznie odmawiały reform. Co istotne, bankructwo w żadnej mierze nie jest substytutem reform, sprawia jedynie, że przez odłożenie ich w czasie stają się one bardziej bolesne dla społeczeństwa. Gdyby było inaczej, gdyby bankructwo było prostym i tanim sposobem na zastąpienie reform, obserwowalibyśmy cykliczne bankructwa rządów, pojawiające się raz na kilka lat w prawie każdym dołku cyklu koniunkturalnego, równolegle z wysokim
bezrobociem
czy spadkiem inwestycji. Nie dzieje się tak, ponieważ bankructwo wiąże się z szeregiem negatywnych konsekwencji dla gospodarki, podczas gdy korzyści z jego ogłoszenia nie są w pełni mierzalne. Bankrutujące kraje doświadczają zazwyczaj tymczasowego wykluczenia z rynków finansowych (w przypadku bankructwa Argentyny w 2001 było to pięć lat), które prowadzi do spadku PKB. Dodatkowo występuje również efekt stygmatyzacji -
stopy procentowe
, po których byli bankruci pożyczają środki na rynkach międzynarodowych, są systematycznie wyższe niż by to mogło wynikać z parametrów gospodarki. Korzyści, jakie wiążą się z ogłoszeniem bankructwa, to możliwość zatrzymania pożyczonych środków. Warto nadmienić, że korzyść ta występuje jedynie w przypadku bankructwa zewnętrznego - gdy rząd odmawia spłaty zobowiązań wobec zagranicznych inwestorów. W przypadku niewypłacalności wewnętrznej, czyli scenariusza, który przygotowuje Ministerstwo Finansów, przedmiotem bankructwa nie są środki pożyczone z zewnątrz, tylko krążące w ramach jednego organizmu gospodarczego. Skutki proponowanego przez rząd bankructwa wewnętrznego mogą być podobne do tych przedstawionych wyżej, zyski wydają się natomiast być iluzoryczne.
Bankructwo wewnętrzne nie dotyka zagranicznych inwestorów bezpośrednio, dlatego wykluczenie kraju z międzynarodowych rynków finansowych z pewnością nie nastąpi. Jednak faktyczne ogłoszenie niewypłacalności jest bardzo mocnym sygnałem poważnych kłopotów finansów publicznych i gospodarki, dlatego należy oczekiwać pojawienia się efektu stygmatyzacji w wersji lokalnej. Można oczekiwać zwiększonej niepewności, spadku zaufania do instytucji państwa i wstrzymania decyzji inwestycyjnych, co składać się będzie na obniżenie tempa wzrostu gospodarki. W obecnej sytuacji oznaczać to będzie po prostu pogłębienie kryzysu.
Bankructwo czy nie wie, co robi?
Naturalnym porównaniem do planowanego ogłoszenia częściowej niewypłacalności przez rząd jest natomiast nacjonalizacja funduszy emerytalnych na Węgrzech w 2010 roku. Forint natychmiast stracił wobec euro, wzrósł spread węgierskich obligacji, a rząd nie znalazł nabywcy na jedną czwartą oferowanych obligacji. W dwa lata po tej operacji, którą polski minister finansów zdaje się brać za przykład, ani węgierska gospodarka, ani finanse publiczne wciąż nie wyszły na prostą. Co więcej, a jest to doprawdy zaskakujące, minister planuje operacje w skali sześciokrotnie większej niż na Węgrzech.
Przygotowanie do ogłoszenia przez ministra finansów częściowej niewypłacalności wewnętrznej kraju może oznaczać dwie rzeczy. Albo polskie finanse publiczne są w tak opłakanym stanie, że bankructwo jest jedynym dostępnym wyjściem, bez względu na negatywne skutki dla gospodarki. Wtedy warto sprawdzić, skąd wziął się mit o "zielonej wyspie". Możliwe jest też, że minister nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co właściwie proponuje. W jednym i drugim przypadku pracodawca ministra, polski podatnik, powinien poważnie rozważyć dokonanie przeglądu pracy i osiągnięć swojego pracownika.
* Autorzy:
Piotr Denderski (Tinbergen Institute, Vrije Universiteit Amsterdam)
Wojciech Paczos (European University Institute, Florencja)
The author has edited this post (w 05.09.2013)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Polski rząd, ustami ministrów finansów i
pracy
, przedstawił wyniki przeglądu systemu emerytalnego i propozycje wariantów "koniecznych" zmian, które należy wdrożyć, aby uniknąć finansowej katastrofy. To narracja, którą zaoferowali nam politycy. W rzeczywistości wdrożenie rządowych propozycji zachwieje stabilnością systemu emerytalnego, finansów publicznych i doprowadzi do pogłębienia kryzysu w zamian za chwilową i sztuczną poprawę wskaźników księgowych. Patrząc na propozycje ministra finansów, można powiedzieć, że polityka gospodarcza rządu zbankrutowała. Co gorsza, blamaż ten ma kształt faktycznego bankructwa naszego państwa, zawartego w propozycji umorzenia obligacji rządowych.
Dwa lata temu, przy okazji ostatnich "zmian" w systemie emerytalnym, ekonomiści w szerokiej debacie wykazywali, że rząd unika konieczności podjęcia bolesnych reform, uciekając się do sztuczek księgowych celem poprawienia wartości relacji długu publicznego do
PKB
. Pisaliśmy również i my o żenującej jakości komunikacji i prowadzenia przez rząd debaty publicznej. Musimy przyznać, dziś mamy deja vu. Podobnie jak wtedy chcemy, aby głos młodego pokolenia był słyszany. To dzisiejsi dwudziesto- i trzydziestolatkowie zapłacą bowiem rządowy rachunek za ciepłą wodę w kranie. Rachunek będzie wysoki, gdyż kanalizacja od wielu lat przecieka jak dziurawe sito. W ostatnich piętnastu latach nikt nie podjął próby jej gruntownej naprawy.
Alternatywny świat ministra
Propozycję umorzenia obligacji posiadanych przez Polaków w
OFE
uzasadnia się "wykreowaniem długu przez OFE" oraz niższym zwrotem z ich inwestycji niż w ZUS. Nie dajmy się zwieść tej argumentacji - dług wynika z polityki gospodarczej rządu, który jak ognia unika konfrontacji z przywilejami różnych grup społecznych. Długi zaciągane są przez dłużników, a nie wymuszane przez wierzycieli.
Na wdrożenie obiecywanych reform obecna ekipa miała sześć lat. Gdyby udało się zrealizować przedwyborcze obietnice, dziś sytuacja finansów publicznych byłaby nieporównywalnie lepsza. Pamiętajmy, że dług w systemie emerytalnym wynika głównie z demografii - coraz większa liczba Polaków nabywa uprawnienia do emerytury, które to świadczenia finansowane są przez kurczącą się liczbę pracujących ludzi młodych. Innymi słowy, obecne procesy demograficzne tworzą faktycznie istniejący dług - niezbilansowanie systemu. Częściowo dług ten ujawnia się poprzez konieczność zaciągania pożyczek na rynku finansowym. W innej części rząd pożycza po cichu od obywateli (np. poprzez przekazanie środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej do FUS), wreszcie rząd ma do dyspozycji ściąganie podatków. Jakkolwiek by go jednak nie finansować, dług zawsze pozostanie długiem. Minister Rostowski mówi, że gdyby nie było OFE, to relacja długu publicznego do PKB byłaby o kilkanaście punktów procentowych niższa. To jeden z przykładów kreowania alternatywnej rzeczywistości. Aby słowa ministra miały związek z prawdą, musiałby on, oraz wszyscy jego poprzednicy, narzucić sobie niespotykaną w świecie dyscyplinę i trzymać się niezmiennie na dystans trzydziestu punktów procentowych z dala od zapisanych w konstytucji progów ostrożnościowych. W prawdziwym świecie to ujawnienie części długu emerytalnego dyscyplinowało przez jakiś czas naszych polityków. Gdyby chcieli oni przestać spłacać obligacje, to następstwa wynikającego z tej decyzji krachu finansowego w kilka dni zaprowadziłyby Polaków na ulice. Nie zapominajmy, że politycy boją się tylko jednej rzeczy - utraty władzy.
"Zwrot w ZUS"
Zajmijmy się teraz drugim argumentem wspierającym projekt zmian - wysokim zwrotem w ZUS. Składka do ZUS jest z ekonomicznego punktu widzenia podatkiem. Państwo zabezpiecza pobór podatków przymusem, a w zamian oferuje pewne obietnice - sfinansowania opieki zdrowotnej, wykształcenia czy obrony przed przestępcami lub agresorem zewnętrznym. Składka do ZUS zawiera w sobie obietnicę przyszłej emerytury. Taka obietnica ma to do siebie, że nie ma niezawodnego sposobu, który mógłby zapewnić jej spełnienie. Szczególnie w przypadku, gdy obietnice ma spełniać zupełnie inny minister w zupełnie innym czasie niż ten, który ją składał. Przyszłe wypłaty z ZUS będą finansowane nie inaczej jak z poboru przyszłych podatków (składek). Tak więc, "wysoki zwrot w ZUS" dla nas jest jedynie obietnicą podniesienia podatków naszym dzieciom, jeśli obecne trendy demograficzne się utrzymają.
Wspomnijmy również o orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który nie zakwestionował ostatniego "manewru" ministra finansów dotyczącego zmiany zasady waloryzacji rent i emerytur. Uzasadnienie orzeczenia TK dobitnie pokazuje, że "zwrot w ZUS" jest jedynie obietnicą pozostającą w gestii ministra finansów, który może przedkładać interesy bieżące ponad złożone uprzednio deklaracje. Minister nie może, na szczęście, oszukiwać w podobny sposób w przypadku rentowności obligacji, gdyż ich wartość ustala rynek.
Argentyna, Grecja, Polska...
Sprawdźmy, czy następująca sytuacja brzmi znajomo: rząd obiecywał obniżyć i uprościć podatki, a zamiast tego je podwyższa, obiecywał sprawną i tanią administrację, a pompuje biurokrację, nie dba o dobre prawo i sprawne sądownictwo, przeznacza zastrzyki finansowe z funduszy europejskich na bieżącą konsumpcję zamiast na inwestycje, wreszcie funduje wysokie emerytury i dodatki, ale tylko wybranym grupom społecznym. To opis sytuacji Grecji z lat 2001-2010. Nieodpowiedzialność rządzących i wieloletni brak reform przykrywane sztuczkami księgowymi doprowadziły ten kraj do częściowego bankructwa ogłoszonego w maju 2010. W Polsce jedyną różnicą jest to, że bankructwo Rostowskiego będzie miało miejsce na rynku wewnętrznym, pozornie nie naruszając relacji rządu z zagranicznymi inwestorami.
Analiza dotychczasowych bankructw wyraźnie pokazuje, że nie sposób odnaleźć przypadku bankructwa z powodu "wyczerpania się możliwości działań naprawczych". Bankructwa przytrafiają się krajom, których rządy uparcie i systematycznie odmawiały reform. Co istotne, bankructwo w żadnej mierze nie jest substytutem reform, sprawia jedynie, że przez odłożenie ich w czasie stają się one bardziej bolesne dla społeczeństwa. Gdyby było inaczej, gdyby bankructwo było prostym i tanim sposobem na zastąpienie reform, obserwowalibyśmy cykliczne bankructwa rządów, pojawiające się raz na kilka lat w prawie każdym dołku cyklu koniunkturalnego, równolegle z wysokim
bezrobociem
czy spadkiem inwestycji. Nie dzieje się tak, ponieważ bankructwo wiąże się z szeregiem negatywnych konsekwencji dla gospodarki, podczas gdy korzyści z jego ogłoszenia nie są w pełni mierzalne. Bankrutujące kraje doświadczają zazwyczaj tymczasowego wykluczenia z rynków finansowych (w przypadku bankructwa Argentyny w 2001 było to pięć lat), które prowadzi do spadku PKB. Dodatkowo występuje również efekt stygmatyzacji -
stopy procentowe
, po których byli bankruci pożyczają środki na rynkach międzynarodowych, są systematycznie wyższe niż by to mogło wynikać z parametrów gospodarki. Korzyści, jakie wiążą się z ogłoszeniem bankructwa, to możliwość zatrzymania pożyczonych środków. Warto nadmienić, że korzyść ta występuje jedynie w przypadku bankructwa zewnętrznego - gdy rząd odmawia spłaty zobowiązań wobec zagranicznych inwestorów. W przypadku niewypłacalności wewnętrznej, czyli scenariusza, który przygotowuje Ministerstwo Finansów, przedmiotem bankructwa nie są środki pożyczone z zewnątrz, tylko krążące w ramach jednego organizmu gospodarczego. Skutki proponowanego przez rząd bankructwa wewnętrznego mogą być podobne do tych przedstawionych wyżej, zyski wydają się natomiast być iluzoryczne.
Bankructwo wewnętrzne nie dotyka zagranicznych inwestorów bezpośrednio, dlatego wykluczenie kraju z międzynarodowych rynków finansowych z pewnością nie nastąpi. Jednak faktyczne ogłoszenie niewypłacalności jest bardzo mocnym sygnałem poważnych kłopotów finansów publicznych i gospodarki, dlatego należy oczekiwać pojawienia się efektu stygmatyzacji w wersji lokalnej. Można oczekiwać zwiększonej niepewności, spadku zaufania do instytucji państwa i wstrzymania decyzji inwestycyjnych, co składać się będzie na obniżenie tempa wzrostu gospodarki. W obecnej sytuacji oznaczać to będzie po prostu pogłębienie kryzysu.
Bankructwo czy nie wie, co robi?
Naturalnym porównaniem do planowanego ogłoszenia częściowej niewypłacalności przez rząd jest natomiast nacjonalizacja funduszy emerytalnych na Węgrzech w 2010 roku. Forint natychmiast stracił wobec euro, wzrósł spread węgierskich obligacji, a rząd nie znalazł nabywcy na jedną czwartą oferowanych obligacji. W dwa lata po tej operacji, którą polski minister finansów zdaje się brać za przykład, ani węgierska gospodarka, ani finanse publiczne wciąż nie wyszły na prostą. Co więcej, a jest to doprawdy zaskakujące, minister planuje operacje w skali sześciokrotnie większej niż na Węgrzech.
Przygotowanie do ogłoszenia przez ministra finansów częściowej niewypłacalności wewnętrznej kraju może oznaczać dwie rzeczy. Albo polskie finanse publiczne są w tak opłakanym stanie, że bankructwo jest jedynym dostępnym wyjściem, bez względu na negatywne skutki dla gospodarki. Wtedy warto sprawdzić, skąd wziął się mit o "zielonej wyspie". Możliwe jest też, że minister nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co właściwie proponuje. W jednym i drugim przypadku pracodawca ministra, polski podatnik, powinien poważnie rozważyć dokonanie przeglądu pracy i osiągnięć swojego pracownika.
* Autorzy:
Piotr Denderski (Tinbergen Institute, Vrije Universiteit Amsterdam)
Wojciech Paczos (European University Institute, Florencja)
The author has edited this post (w 05.09.2013)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
NIE WDZIĘ CZNIKI PASKUDNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Drugie primo:
Gdzie une byli przez lat ostatnich siedem?
Trzecie primo:
Et tu Adasu Mychnyku contra Vynzenzo?
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Jednak to prawda że mucha siedząca na obrazie nic z niego nie zrozumie, a człowiek się oddali i być może
The author has edited this post (w 05.09.2013)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Może z daleka gorzej widać :->
MSPANC
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Siedem lat POpierali i nagle ich łolśliniło?
The author has edited this post (w 05.09.2013)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”