Skip to content

Kontrola dzielenia

edytowano March 2015 w Forum ogólne
W wojnie na gesty i słowa (wcale nie Gombrowiczowskie) wygra ten który pierwszy zawłaszczy kontrolę dzielenia. Niestety lewactwo w tej dziedzinie wymiata i bez większego wysiłku spycha prawicę do parteru. Cóż się dziwić? Prawica jest zawsze w tym temacie o krok za swoim przeciwnikiem. Zamiast dyktować sposoby dzielenia jedynie reaguje lub czasem zmuszona sytuacją stara się dostosować. A szkoda, bowiem ten kto rządzi dzieleniem rządzi duszami ludożerki.
Właśnie na naszych oczentach dokonuje się ostateczne dzielenie społeczeństwa wedle bardzo prostego wzoru:
bandyta=kibol=kibic=faszysta=antysemita=ciemnogród=katol # porządny człowiek=jeden z nas=kulturalny obywatel=popierający partię+rząd+kraj
Cysorz Walens przewiduje wojnę domową. Ten mendrzec i łałtorytet być moze ma rację. Jeśli dzielenie zostanie doprowadzone do końca nie da się inaczej scalić społeczeństwa jak nie przez wojnę w domu. Tak czy siak. Jedni albo drudzy po jakiejkolwiek stronie znaku # muszą zostać zniszczeni aby można było iść dalej.

“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”

“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”

Komentarz

  • Trochę znam ludzi, że tak peem, którzy stoją tam gdzie zomo.  Mogę pedzieć zatem, że oni wcale nie kontrolują tego podziału, wręcz przeciwnie, wyraźnie coraz więcej z nich zakłada do roboty brązowe spodnie.  Nie twierdzę z góry, że
    nikt
    tego podziału nie usiłuje kontrolować - au contraire, to był jeden z celów wiadomego zamachu - ale praca odbywa się na materiale, który istniał już wcześniej i miał się znakomicie.
    Jako żywo pamiętam np. podział "komuchy" v. "solidaruchy" - też się tak akurat składało, że znałem osoby stojące po obu stronach barykady - zwykłych ludzi, nie żadne prominentne osobistości z pierwszych, czy nawet siódmych stron prasy oficjalnej czy podziemnej.  Ten podział był już wówczas bardzo silny, a poziom emocji plasował się wysoko na skali.  To się oczywiście potem stało trochę płynne za sprawą tzw. autorytetów moralnych, ale gdzie ludzie są przyzwyczajeni do podziału, tam zaraz znajdzie się coś, co tę potrzebę zaspokoi.  I oczywiście się znalazło.
    Postępująca polaryzacja to nie jest problem wyłącznie polskiego życia politycznego, czy też życia w ogóle.  Wystarczy na przykład wgłębić się w rozwój dyskursu politycznego w dalekich Usiech, tam też publicyści coraz częściej zwracają uwagę na ryzyko, że to rozdarcie może się już nie skleić, z oczywistymi konsekwencjami dla państwa i narodu.

    "Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
  • Nnnno co Wy! przecież to Kaczor dzieli Polaków!
    Zmieniając konwencję: tu nie chodzi o dzielenie, lecz o stygmatyzowanie, fałszywe podczepianie nas - nielubianych bytów pod skojarzenia negatywne. Ponieważ teraz estetyka jest ważniejsza od etyki, reżim lubował i lubuje się w podczepianiu nas pod kategorię "obciachu". Brzydkie krawaty i niemodne fryzury to dla bardzo wielu były i są podstawowe grzechy PISu. To samo jest z wpychaniem nas w szufladę przemoc, agresja nietolerancja czy właśnie mityczne "dzielenie Polaków". Na siłę, bez związku z faktami. Takie tam kłamliwe obsmarowywanie. Jest to zajęcie szatańskie sensu stricto i niestety jako chrześcijanie nie możemy rywalizować z lewackimi sataniuchami w tym bezbożnym dziele bez podpadnięcie pod paragraf z ósmego przykazania.
    w tym sporcie nie wygramy, ale na szczęście mamy inne przewagi, m.in taką, że prawda zawsze wyjdzie na jaw, prędzej czy później. I tym mężnym obnażaniem kłamstw musimy sie zajmować. Skuteczne obnażenie kłamstwa jest silniejszą bronią niż fałszywe świadectwo. Czasami kłamstwo jest tak potężne, że zostaje obanżone dopiero przez męczeństwo, co stało się w pierwszym tygodniu po 10 kwietnia. Zasypali to objawienie na kilka lat ale z tym większym hukiem to kłamstwo sie rozleci. Nie koniecznie będziemy mieli domową wojnę, prędzej nowy stan wojenny.
    The author has edited this post (w 21.08.2013)
  • A ja myślę, zę to wszystko jest jakąś zwulgaryzowaną formą sporu o powszechniki.
    Gdybym był starszy i mądrzejszy, to bym ten spór rozpisał na jakieś proste tabelki i by wyszło, kto stoi tam gdzie święty Tomasz, a kto stoi tam gdzie ZOMO, tj. przepraszam ojciec William z Ockham.
  • A mnie się wydaje, że od "generowania podziałów" ważniejsza rolę odgrywa zarządzanie strachem.
    Większość ludzi nie lubi podejmowania ryzyka. To znaczy chętnie sobie podniosą adrenalinę, jakimś pojedynczym "epizodem ryzyka" ale generalnie ceni sobie spokój stabilność i przewidywalność.
    Także, a może "zwłaszcza" w sferze, że się tak wyrażę "społecznej". Wydaje mi się, ze przeciętny człowiek
    mający poczucie, ze jemu i jego bliskim nic specjalnie nie grozi - zarówno w kwestii bezpieczeństwa osobistego jak i ekonomicznego będzie dążył do zachowania tego stanu. Ryzykowne działania będzie zaś skłonny podjąć albo sytuacji zagrożenia albo wtedy, gdy będzie się w ich rezultacie spodziewał jakichś zysków. Przy czym pisząc o "sytuacji zagrożenia" mam na myśli zarówno bezpośrednie zagrożenie fizyczne czy finansowe ale także 'zamach" na wartości uznawane przez daną osobę za fundamentalne.
    Z punktu widzenia "technologii rządzenia" w długoplanowym kierowaniu większymi grupami ludzi opłaca się podejmować działania w dwu głównych kierunkach: kontrolowania wartości oraz zarządzania strachem.
    Przy kontrolowaniu wartości, stanem idealnym jest sytuacja, w której rządzeni i rządzący uznają za nadrzędne te same wartości - wtedy odwołanie się do nich powoduje skuteczne działanie. W historii takich przykładów można wykazać bez liku -od wypraw krzyżowych do zbiórki na FON.
    Co jednak kiedy systemy wartości rządzących i rządzonych się nie pokrywają?
    Wtedy w interesie władzy jest przekształcenie systemu wartości "poddanych". Tyle, że do tego trzeba mieć naprawdę atrakcyjną "ofertę aksjologiczną". W przypadku jej braku - lub sytuacji w której władza nie ma w zasadzie żadnej oferty - najbardziej opłaca się rozbić i skompromitować wartości uznawane przez rządzonych, sprowadzając w ten sposób ich aspiracje jedynie do utrzymania lub poprawy bezpieczeństwa fizycznego i ekonomicznego. "Poddani" muszą uwierzyć, że nic nie jest warte ryzykowania zdrowia czy pieniędzy, o życiu nawet nie wspominając.
    Nie trzeba być specjalnie przenikliwym, żeby zauważyć, że właśnie w tym kierunku idzie promowanie "chrześcijaństwa otwartego" (w rozumieniu Szostkiewiczów, Bartosiów czy innych Obirków) czy "nowoczesnego patriotyzmu" którego kwintesencję wyśpiewuje Maria Peszkówna deklarując, że śmiecić nie będzie, abonament RTV zapłaci ale zaryzykowanie dla ojczyzny choćby kropli krwi to już jednak przesadna.
    Co do "zarządzania strachem" najprostszą jego formą nich jest wykorzystywanie realnego poczucia zagrożenia w celu uzyskania alibi albo dla wprowadzenia dodatkowych przepisów ubezwłasnowolniających rządzonych albo dla bezpośredniej rozprawy z niewygodnymi dla władzy ludźmi czy ich grupami. Najlepszym przykładem są przepisy bezpieczeństwa na lotniskach - w imię bezpiecznego lotu godzimy się na prześwietlanie naszego bagażu, zaglądania do butów, portfeli czy pozbywania drobiazgów uznanych przez obsługę za potencjalnie niebezpieczne...
    Na podobnej zasadzie działa straszenie kibicami. Bo nie ma się co oszukiwać - kibole w grupie specjalnie sympatyczni nie są. I dla przeciętnego człowieka - w tym dla mnie - obraz tego środowiska skuteczniej kształtują regularne burdy albo tylko mało sympatyczne wybryki niż
    udział w patriotycznych imprezach czy pomoc dla niepełnosprawnych. Znajomy, któremu w sklepie dwa razy zrobiono "promocję"
    o szalikowcach dobrego słowa powiedzieć nie pozwoli....
    Oprócz dęcia realnych, nawet niewielkich zagrożeń do gargantuicznych rozmiarów można poczucie zagrożenia wręcz kreować. Pamięta koleżeństwo doskonale co działo sie w latach 2005-2007? Każde krzywe spojrzenie mundurowego na przechodnia urastało w mediach do rangi działań "panstwa policyjnego". CBA miało zajmować się rujnowaniem życia normalnie pracującym ludziom i przedsiębiorcą a Giertych wprowadzając do szkół mundurki był przedstawiany niemal jako pogrobowiec pomysłów Mao Zedonga......
    Podobnie zresztą było wcześniej przy okazji lustracji czy dekomunizacji. Przeciwnikom rozliczenia, lub tylko ujawnienia komunistycznych kacyków i kapusiów udało się wmówić sporej części społeczeństwa, że będzie to początek jak nie krwawej jatki to przynajmniej wyrzucania z pracy za przynależność do TPPR, ZHP czy LOP. Osobiście znam ludzi, którzy naprawdę się obawiali się, że odbiorą im stopień magistra bo promotor należał do PZPR...
    Sądzę, że lemingi to właśnie końcowy produkt takiej obróbki - nie uznają żadnych wartości nieprzeliczalnych na pieniądze, a boją się wszystkiego co pachnie ryzykiem. Są jak narciarz jadący w kierunku przepaści, który jednak nie skręca i nie hamuje bo boi się, że przy tym manewrze upadnie i się potłucze.....
  • No ale przyzna Fatus, że i ten wątas jest reaktywny - takie tam grzebanie w ich czarnych duszach, gdy ważne jest żeby mieć swoje tuby nadawcze - i samemu dyktować mody/ton... bez "przeglądów (cudzej) prasy" - czyli bycia wyłącznie polemistami... a było tak, że kiedyś zwyczajnie, u zarania demokracji & dziennikarstwa - zabrakło wizjonera, który by przewidział, że dla demosu - nauka/książki to jest za dużo - gazeta/magazyn, w końcu TV - to jest TO!- lekkostrwana przyszłość.... może to i było wynikiem zadzierania nosa i elitaryzmu, nie pamiętam, hehe, ale hegemonii medialnej nigdzie Lud Pobożny i Prawy nie ma.... no i taka np. popkultura & nauka - z definicji jest trudna do uprawania dla konservatolika - bo zakłada bawienie tłuszczy (a nęci większość - zakazane) lub poszukiwanie/kwestionowanie wszystkiego. Światem zatem rządzą: mający muchy w nosie i mandat na szokowanie artyści, wraz z nimi - rektorzy uniwersytetów, otwierający wydziały, sprowadzający kadrę, na końcu red.naczelni - zarazę po ludożerce roznoszący.
    The author has edited this post (w 21.08.2013)

    "Pisior? Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem" -- Donald Tusk
  • A za to zestawienie bandyta...katol to i "nasi" odpowiadają, taki np. Lisiewicz na łamy wrzucający, baczność, Patriotę!, co Hitlera polubił.... cały ten parasol i ujmowanie się za kolejnymi grupami prześladowanymi przez reżim... redaktor Bociek i Ziemkievitch popularyzujący Chur Narodowy, no potem nie ma przebacz - sie za nich opowiada, taka to cena za brand "prawica" - pod który każdy upycha co chce. Pójdzie taki jeden z 2 kolegami na pielgrzymkę - i już jest materiał - "Nacjonaliści na Jasnej Górze".
    Dla mnie to wszystko to kwestia formy i estetyki. Ryki, plucie, seplenienie, szarpanie kamery, kult siły, umundurowani cywile, pryszczaty ogolony łeb - nigdy nie będą dobrze w tiwi wyglądały. Dostał w papę Mieczugoff? dostał. Od platformersa dostał? - nie, i już jest gotowe pole do popisów. Pamiętajmy, że wśród aspirującegu ludu miast i wsi (inaczej niz u liminarzy 3RP) - Jarosław obrywał przede wszystkim za koalicjantów.
    The author has edited this post (w 21.08.2013)

    "Pisior? Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem" -- Donald Tusk
  • Może i spór o powszechniki, może i zarządzanie strachem - to wszystko na pewno jest ważne, ale nie lekceważmy najzwyklejszego dzielenia ludzi na innych płaszczyznach.  To działa znakomicie, nawet na osoby bezrefleksyjne i niespecjalnie przewidujące.
    Jako wierny czytelnik gazowni (w wersji internetowej wprawdzie), zauważyłem jak od pewnego czasu gazeta ta próbuje generować napieprzanki pomiędzy samymi lemingami na rozmaite trzeciorzędne tematy.  Ot pozornie dla samych napieprzanek, ale może być w tym coś głębszego.  Zobaczcie.  Motocykliści v. kierowcy było chyba najpierw.  Potem cała wielka akcja rowerzyści v. piesi.  Ostatnio zauważyli, że dobre efekty dają nawalanki psiarze v. niepsiarze.  Suchejcie, jakie kocopały tam się wypisuje.  A jak wstyd nawet stażyście podpisać jakiejś szczególnie uderzającej bzdury to się wali "list do redakcji" i ma się gwarantowaną dyskusję na pińcet wpisów, w której słoje z miasteczka wilanów (bo tylko czy prawie tylko tacy tam jeszcze pisują) wyzywają się od najgorszych.
    Oczywiście niejaki Ockham najmniej oburza się na tezę, że po prostu chodzi o to, by słoje klikały jak głupie, bo za każdego klika jest grosik i p. Łonda Rapaczynski będzie redukować z innego działu.  Ale mam paskudne wrażenie że chodzi o coś więcej, mianowicie żeby zatomizować ludność tubylczą maksymalnie, tak żeby nie była w stanie zebrać się do kupy, jak już Starsi i Mądrzejsi oficjalnie ogłoszą, jaki los ją będzie czekać.

    "Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
  • @ Ombretta - obie hipotezy są prawdopodobne a jedna nie wyklucza drugiej.
  • Oczywiście, że nie wyklucza.  Jako zwolennik teorii spiskowych (a nawet spiskowych praktyk) uważam, że oba te procesy równolegle mają miejsce.

    "Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
  • ombretta
    Ot pozornie dla samych napieprzanek, ale może być w tym coś głębszego.  Zobaczcie.  Motocykliści v. kierowcy było chyba najpierw.  Potem cała wielka akcja rowerzyści v. piesi.
    Naparzanki zwiększają klikalność i wydłużają czas pomiędzy kliknięciami (reklamodawcy już nie płacą, za kliknięcie strony na dłużej niż bodajże 3 s).
    Poza tym naparzankom sprzyja prymitywizaja wymiany mysli. Mój kolega stwierdził, że powstaje pokolenie "tldr" - ludzi potrafiących skupić uwagę na tekście nie dłuższym niż twiterowe 150 znaków czy "newsowe" 30s. A to nie sprzyja analizom czy empati ale ferowaiu opinie "My to pany tamci chamy".....
    Tyle, że podziały są w interesie rzadzacych - tu pozwolę sobie przypomnieć swój stary tekst r Rebelyej:
    http://rebelya.pl/post/641/zarzadzanie-zazdroscia
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.