Skip to content

Stuletnia mama "Ludwika".

edytowano March 2015 w Forum ogólne
Pani Janinie Adamczyk, chemiczce, która stworzyła "Ludwika", płyn do mycia naczyń, stuknęło 100 lat.  Żyje w biedzie,  w domu pomocy społecznej w Krakowie. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie,  "Ludwik" przewyższa jakością wszystkie tego typu płyny na naszym rynku. To jeden z najlepszych polskich produktów.
Gdyby urodziła się na Zachodzie, byłaby milionerką. Się zastanawiam czy nie stać było wytwórni INCO, która zarabia na "Ludwiku" miliony,  na zafundowanie Pani Janinie małego domku z ogródkiem?

Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.

Komentarz

  • Chwała pani Janinie!
    Próbowałam czasem innych płynów, gdy akurat w sklepie nie było "Ludwika", ale żaden mu nie dorównywał. Tylko "Ludwik"!

    "A za to, co tu piszemy, odpowiemy przed Bogiem" (Gromit)
  • Sprostowanie: nie spojrzałam na datę tej informacji w Fakcie
    :(
    Pani Adamczyk zmarła 30 VII br. dożywszy 102 lat.
    Wiki podaje, że oprócz receptury "Ludwika" stworzyła też pasty do podłóg (w płynie) i do samochodowych karoserii.
    A na stronie INCO nie ma o niej ani słowa. Może dlatego, że miała "niedobry" życiorys?
    Wiki:
    Po wojnie pracowała do końca lat 1950-tych w Krakowskim Przedsiębiorstwie Aptek, przygotowując leki dla aptek i nadzorując ich produkcję w aptekach. Nie była prześladowana za działalność w ZWZ, nie była jedynie awansowana. W latach 1960-tych przeniosła się do
    Zjednoczonych Zakładów Chemii Gospodarczej Inco
    , do laboratorium kontroli jakości, gdzie jej zadaniem jest śledzenie mediów zachodnich i doskonalenie formuł produktów. W czasie pracy w Inco opracowała szereg nowych produktów, m.in. pastę do podłóg w emulsji, nie wymagającą ogrzewania w wodzie, w przeciwieństwie do past tradycyjnych. Jest także autorką pomysłu sprzedaży past do butów w tubkach. Adamczyk opracowała też pastę ścierną "Automax" do renowacji lakierów samochodowych i kleje w tubkach, na potrzeby produkcji których uruchomiono nowy zakład. Opracowała także tarcze do szlifowania i cięcia metali na szlifierkach, za co dostała
    Nagrodę Państwową
    I Stopnia
    [3]
    .
    W latach 1960-tych w Inco powstał też płyn do mycia naczyń "
    Ludwik
    ". Kwestia autorstwa formuły tego środka nie jest jasna. W powszechnej opinii autorką projektu jest Janina Adamczyk. "Ludwik" powstał wkrótce po rozpoczęciu przez nią pracy, ale zaczął powstawać nie w krakowskim zakładzie, a w Górze Kalwarii (1964).
    Patent
    na środek uzyskali inżynierowie z zakładu w Górze Kalwarii - Hanna Majchert i Zbigniew Korda
    [3]
    . Sama Adamczyk nigdy nie wypowiedziała się na temat autorstwa formuły "Ludwika"
    [4]
    .
    Nie uzyskała jednak żadnego patentu, gdyż wszystkie stały się własnością zatrudniających ją zakładów, Adamczyk za swoje wynalazki otrzymywała natomiast premie od pracodawcy
    [3]
    .
    I Super Express:
    " Przed wojną ukończyła chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po odzyskaniu niepodległości rozpoczęła pracę chemiczki. Właśnie wtedy
    stworzyła
    płyn
    do mycia naczyń ludwik. Skąd ta nazwa? Wtedy była kampania pod tytułem "Ludwiku do rondla", w której zachęcano mężów do
    pomocy
    w kuchni.
    -
    W laboratorium był fachowiec o imieniu Ludwik. Stąd ta inspiracje
    - mówi Jerzy Adamczyk (64 l.), syn wynalazczyni. Matka ludwika nigdy nie uważała, że płyn to jej największy wynalazek w życiu. Bardziej się szczyciła
    stworzeniem
    specjalistycznych tarcz do cięcia i szlifowania metali.
    http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/chemiczka-janina-adamczyk-to-ja-wynalazam-ludwika-powinnam-byc-milionerka_208745.html
    The author has edited this post (w 10.08.2013)

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • Wklejam reportaż Polityki, bo warto pamiętać o pani Janinie, byc może największej wynalazczyni czasów powojennych:

    Skłodowska z PRL

    Janina Adamczyk to matka Ludwika. Ludwik to płyn do mycia naczyń. A ich wspólna historia to alegoria polskich transformacji.
    W 1964 r. Janina Adamczyk skutecznie wymieszała składniki pierwszego płynu do mycia naczyń.W 1964 r. Janina Adamczyk skutecznie wymieszała składniki pierwszego płynu do mycia naczyń.
    Dom Pomocy Społecznej przy ul. Łanowej w Krakowie – ostatni dożywotni adres dla 150 osób. W DPS pensjonariuszom kończącym 100 lat urządza się w świetlicy okolicznościowe dmuchanie tortu w obecności delegatów z urzędu miasta. A dziennikarze fotografujący jubilatów dla lokalnych mediów wyciągają notesiki, żeby zapisać, co dyrektorka Krystyna Doskocz ma do powiedzenia o pensjonariuszach.
    Zwykle wie tyle, że wrócili do dziecięctwa, że są troskliwie pielęgnowani przez oddany personel, sadzani do stołów podczas posiłków itp. Kiedy zbliżały się setne urodziny Janiny Adamczyk, dyrektorka, żeby powiedzieć coś więcej, poprosiła Jerzego Adamczyka o przygotowanie krótkiego CV matki. To – w skali tutejszych relacji – nad wyraz troskliwy syn. Regularnie przyjeżdża z bananami:
    – Co tam, mamuśku?
    – gładzi jej włosy.
    Personel, czytając życiorys, nie dawał wiary. Okazało się, że od 10 lat w pokoiku nr 108 mieszka powojenna Maria Skłodowska, wynalazczyni „tego” Ludwika.
    Zorganizowano oprawę bardziej uroczystą niż zazwyczaj. Przybyła wiceprezydent Krakowa i współwięźniarki z Ravensbrück. Gdy dyrektor chciała symboliczne życie Janiny nagłośnić ogólnopolsko, syn wahał się: a kogo ono dziś obchodzi? Dyrektor: Niech ludzie wspomną, choć podczas zwilżania gąbki Ludwikiem.

    Wspomnienie: Lata 20., lata 30.

    W 1911 r., gdy podłogi szorowano jeszcze gęstym woskiem w metalowych pudełeczkach (wkładanych do ciepłej wody dla zmiękczenia), rodzi się Janina. Jej matka umiera w połogu. Kiedy Jasia ma 5 lat i w krakowskiej kamienicy biega po wypastowanym parkiecie w papuciach z fizeliny, na pierwszej wojnie ginie ojciec. Janinę przygarniają kuzyni. Można przypuszczać, że w 1939 r. była jedną z niewielu dziewczyn odbierających magisterski dyplom na Wydziale Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

    Lata 40.

    Gdy w 1947 r. Polak jeszcze zmywa naczynia mydłem, mielonym proszkiem, piaskiem lub popiołem, Janina rodzi syna. Późno jak na tamte czasy, ma już 36 lat. Mąż umiera po dwóch latach pożycia. Ale to nie była romantyczność.
    Romantyczność była przed wojną. Z pewnym absolwentem medycyny mieli przyszłościowe plany. W 1939 r. ona, biegła w językach, została kurierem Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej w randze podporucznika. Specjalizacja – przerzuty broni i pieniędzy na terenie okupowanej Polski i poza granicami. Aresztowana w 1941 r. trafiła na cztery lata do obozu w Ravensbrück. On przestraszył się, kiedy mu doniesiono, że poddają tam Janinę eksperymentom medycznym: szukając antyszczepionki, wstrzykują jej wszy do nóg i czekają, jaka będzie reakcja. Zerwał zaręczyny. Bał się wiązać z potencjalną kaleką.
    Kiedy się dowiedział, że owdowiała, całe lata 50. o nią zabiegał. Ale ona wypraszała go z mieszkania w krakowskiej kamienicy. Nie sprawdził się raz. A ona była konsekwentna. Kiedy Jerzy miał 14 lat, zmiękła i zapytała syna, jak to widzi. Powiedział, że nie widzi sensu.
    Znalazła sens w chemii, choć tym razem to jej nie kochano ze względu na akowską przeszłość. W 1947 r. Polska Ludowa zdegradowała ją z kierowniczego stanowiska organizatora Laboratorium Galenowego Krakowskiego Przedsiębiorstwa Aptek (podwaliny późniejszych Zakładów Farmaceutycznych Polfa). I Janina zastygła tam na lata jako specjalista do spraw nadzoru leków.
    W 1959 r. Polska znów ją wzywa do służby. Przy Spółce Wydawniczej PAX powstają Zjednoczone Zakłady Chemii Gospodarczej Inco produkujące pasty do podłóg i butów. Jako szefowa laboratorium badawczego ma czytać zachodnią prasę, inspirować się, szukać nowych produktów. Ma być w świecie chemii kimś, kim dla dzisiejszej informatyki był Steve Jobs. Inspirującym menedżerem odkrywającym i narzucającym społeczeństwu nowe potrzeby.
    Ma swoje miejsce w Bibliotece Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie kartkuje najnowsze opracowania w zagranicznej branżowej prasie. Na Zachodzie trwa chemiczna rewolucja – właśnie weszły na rynek nowoczesne detergenty. Ma myśleć, jak to przełożyć na nasze wynalazki, eksperymentować.
    Syn, wykształcenie energetyczne, z dzieciństwa pamięta liczne pipety w kuchni. I matkę wiecznie coś nastawiającą w garnkach. Wiedział, że gdy rozwiązuje krzyżówki do godziny trzeciej nad ranem, tworzy coś nowego – czeka np., jak się zachowają eksperymentalne składniki preparatu przeciw czernieniu ozdobnych kryształów, które umajały polskie meblościanki. Wyczytał, że tak krótko w polskiej historii spali tylko Maria Skłodowska i Ojciec Święty.

    Lata 60.

    Gotowała źle i szybko. Z obozowych czasów pozostał jej smak na niemieckie jednodaniowe zupy breje, w których stawała łyżka. Typ męski. Nigdy nie ciumciała nad synem, chociaż był jedynakiem.
    W 1964 r. skutecznie wymieszała składniki pierwszego płynu do mycia naczyń – detergent, żeby mył, olej kokosowy, żeby nie niszczył rąk, olejek miętowy, żeby pachniał (uznawała tylko zapachy naturalne). Zainspirowana jedną z pierwszych feministycznych kampanii w „Przekroju” – „Ludwiku do rondla” – mającej zachęcić mężów do pomagania żonom w kuchni, nazwała go roboczo – Ludwik.
    Gdy na setne urodziny fotograf lokalnej gazety dał Janinie do ręki plastikową butelkę Ludwika, żeby ją z płynem uwiecznić, niespodziewanie obudziła się z letargu i obracając ją w rękach, zapytała:
    – A po co mi to dajecie?
    – Żeby zdjęcie zrobić.
    – Ale mnie to już nie interesuje. Sukcesem to była tarcza, nie mam najmniejszych wątpliwości.
    Ostatnim akordem przed przejściem na emeryturę (38 lat temu) było opracowanie i wdrożenie do produkcji tarcz korundowych do szlifowania i cięcia metali na szlifierkach wysokoobrotowych. To był skomplikowany proces – żeby materiał się nie rozpadł pod siłą obrotu. A ponieważ był to wynalazek na skalę światową, wpięto jej w klapę garsonki socjalistyczny medal – Nagrodę Państwową I Stopnia (dzięki medalowi ma co miesiąc złotówkę więcej do emerytury).
    O Ludwiku chyba zapomniała. I o tym, że po sześciu latach prób pierwsza na świecie przeniosła ze słoików i włożyła do tubek pasty do butów, za nimi poszły kleje biurowe, pasty polerskie do lakierów samochodowych, pasty do zębów. Potem tuby rozszerzyła o sztyfty. Potem opracowała pasty antykurzowe, lecz zostały negatywnie zaopiniowane przez sanepid z powodu kurzu, który choć nie osiada, to nie znika, tylko obraca się na wysokości 10 cm nad blatem, a potem zbija się w rogach pokojów w koty.

    Lata 90.

    Dama – klub brydżowy, herbata zawsze w filiżance. W 1996 r. skończyła 85 lat i zaczęła bawić się na giełdzie: włożyła 5 tys. zł, po półtora roku analiz i przemyśleń wyjęła 27 tys. Potem przerzuciła się na robótki ręczne na drutach, bo też miały coś wspólnego z wzorami. Potrafiła przeliczyć i odwzorować raz zobaczony u kogoś na sukience skomplikowany kwiat. Lewo, prawo.
    W Ameryce może byłaby milionerką. Ale w Polsce zajmowała stanowisko państwowe i pomysły nie były jej własnością.

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.