Ruskie a,la Gość w Dom.
Jeju, goście! Znowu jadą, chyba zechcą obiad. Co tu, kurka wodna, ugotować, kiedy w domu puchy a do sklepu i z powrotem 1,5 km nogamy. Ale jest trochę twarogu, są kartofle, cebula, tłuszcz, mąka, jakieś resztki maślanki. Uf.
Kartolefe obieram, gotuję w osolonej, tłukę dokładnie, wlewam cebulku złoconą na maśle, pieprz, mieszam. Podstyga, walę twaróg. Mieszam.
Ciasto naleśnikowe: maślanka pomięszana z wodą, trochu słodkiej śmietanki(nie mam mleka, bo nie lubię ale można też mleko z wodą, choć wtedy jest inna - bardziej ciągutkowa - kruchość naleśnika). Solę, choć nie za dużo, ot, trzy szczypty (szczypta to je to co mieścisz między palcem wskazującym a kciukiem) - to dla kruchości wyrobu. Aha, przecież jeszcze jajko!!! a jak więcej tych żarłoków przyńdzie, to ze dwa, bo i ciasta trza wincej. Miącham dziarsko drewnianym mieszadłem zwanym różnie: na Podkarpaciu kołotuszka, w centrum - firlejka, dzie indziej mieszadełko). A jeśli zostały grudki co to fe!, nieładnie na patelni się garbacą, przelewam to wiotkie ciasto przez sitko do cienkiego makaronu i przecieram resztki.
Smażę naleśniki. Z jednej strony przypiekam ździebko mocniej - ta pójdzie do środka; z drugiej podsmażam ledwo, ledwo, bo i tak będzie jeszcze raz patelniowane. Potem na połówkę nalesiora kładę farsz i kryję go drugą połówką - na kształt półksiężyca. Znaczy zginam toto na pół. O, goście już się, cholery, tłuką do drzwi i od progu wrzeszczą, że cuś im pachnie. Nie dochodzę, jako kulturna gospodyni, czy to od nich jedzie, czy ode mnie. Buzi, buzi. Siadajcie proszę. Jeszcze moment. Obiad będzie. A bo co? Myśleli, że z pustym pyskiem was wypuszczę z zagrody?
Na tej samej smażalnej rozgrzanej patelni ( to jest duża patelnia, żeby się nie pieścić za długo z robotą) układam nalesiory i obsmażam z obu stron. Kto chce bardziej chrupkie, robię to dłużej.
To pieruńsko dobre i pieruńsko syte. Dwie sztuki - i jesteś gotów. Ale są typy co mogą wincej. Jeden z takich, wciskając ósmą sztukę, wrzasnął: - Już nie mogie, bo już na pierwszym siedzę! Ale samo w gębę włazi.
Popitkę też można do tegoż. Maślanka albo np. barszczyk koncentrat "Krakus". Nim go dodam, ile trzeba, do wrzącej wody, wrzucam do tejże wody ciutek kiełbasy. Po chwili barszcz nabiera super aromatu.
Jedzta i pasa popuszczajta drogie Panie i Drodzy Panowie. Dobre nie tuczy! Hau!
Czasokres przygotowań onegoż jadła to, zależnie od tłumności gościów, ok. 40 min. Nogi w d... wchodzą, ale warto. I tanio. Czterech ludzi nakarmisz za ok. 12 zł.
Kartolefe obieram, gotuję w osolonej, tłukę dokładnie, wlewam cebulku złoconą na maśle, pieprz, mieszam. Podstyga, walę twaróg. Mieszam.
Ciasto naleśnikowe: maślanka pomięszana z wodą, trochu słodkiej śmietanki(nie mam mleka, bo nie lubię ale można też mleko z wodą, choć wtedy jest inna - bardziej ciągutkowa - kruchość naleśnika). Solę, choć nie za dużo, ot, trzy szczypty (szczypta to je to co mieścisz między palcem wskazującym a kciukiem) - to dla kruchości wyrobu. Aha, przecież jeszcze jajko!!! a jak więcej tych żarłoków przyńdzie, to ze dwa, bo i ciasta trza wincej. Miącham dziarsko drewnianym mieszadłem zwanym różnie: na Podkarpaciu kołotuszka, w centrum - firlejka, dzie indziej mieszadełko). A jeśli zostały grudki co to fe!, nieładnie na patelni się garbacą, przelewam to wiotkie ciasto przez sitko do cienkiego makaronu i przecieram resztki.
Smażę naleśniki. Z jednej strony przypiekam ździebko mocniej - ta pójdzie do środka; z drugiej podsmażam ledwo, ledwo, bo i tak będzie jeszcze raz patelniowane. Potem na połówkę nalesiora kładę farsz i kryję go drugą połówką - na kształt półksiężyca. Znaczy zginam toto na pół. O, goście już się, cholery, tłuką do drzwi i od progu wrzeszczą, że cuś im pachnie. Nie dochodzę, jako kulturna gospodyni, czy to od nich jedzie, czy ode mnie. Buzi, buzi. Siadajcie proszę. Jeszcze moment. Obiad będzie. A bo co? Myśleli, że z pustym pyskiem was wypuszczę z zagrody?
Na tej samej smażalnej rozgrzanej patelni ( to jest duża patelnia, żeby się nie pieścić za długo z robotą) układam nalesiory i obsmażam z obu stron. Kto chce bardziej chrupkie, robię to dłużej.
To pieruńsko dobre i pieruńsko syte. Dwie sztuki - i jesteś gotów. Ale są typy co mogą wincej. Jeden z takich, wciskając ósmą sztukę, wrzasnął: - Już nie mogie, bo już na pierwszym siedzę! Ale samo w gębę włazi.
Popitkę też można do tegoż. Maślanka albo np. barszczyk koncentrat "Krakus". Nim go dodam, ile trzeba, do wrzącej wody, wrzucam do tejże wody ciutek kiełbasy. Po chwili barszcz nabiera super aromatu.
Jedzta i pasa popuszczajta drogie Panie i Drodzy Panowie. Dobre nie tuczy! Hau!
Czasokres przygotowań onegoż jadła to, zależnie od tłumności gościów, ok. 40 min. Nogi w d... wchodzą, ale warto. I tanio. Czterech ludzi nakarmisz za ok. 12 zł.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Nie miałam maślanki, dałam mleko. Ale pyszne, dzieciakom też smakowało. Jeszcze raz dzięki.