Marudzenie wieczorne....
Kilka pozornie niezwiązanych wydarzeń z ostatnich paru tygodni:
1. Jadę z dalekim znajomym, niestety ktoś zaparkował przed moją bramą. Zatrzymuję się trochę dalej i idę do domu. Znajomy pyta czemu nie dzwonię po Straż Miejską. Wyjaśniam, że auto jest obce to pewnie i tak najwyżej za godzinę - dwie odjedzie. Nie rozumie. Radzi zrobić zdjęcie i iść z nim do Straży. Teraz ja nie rozumiem....
2. Słucham w samochodzie Radia Kraków. Telefon od słuchacza, dławiącego się ze śmiechu: Na autostradzie [!] koło Pcimia jacyś Węgrzy pchają auto w stronę Budapesztu. Policja już zawiadomiona .
3. W od czerwca do sierpnia często chodzę, z siatką entomologiczną w pobliżu ruchliwych szlaków w jednym z parków narodowych. I w takich sytuacjach regularnie ktoś zwraca mi uwagę, że nie wolno. W tym roku jest inaczej. Wspominam o tym w luźnej rozmowie z pracownikiem parku. Wybucha śmiecham "Chłopie, my ty mamy całą kolekcję twoich zdjęć, przysłanych e-mailem z żądaniem interwencji. Zdjęć pokazywanych w telefonach i aparatach chodzącym po terenie strażnikom, nawet nie sposób policzyć".
Wspomniane 3 historyjki to moim zdanie przykłady rozwijającej się "kultury delatorskiej". Jako osoba wychowana w czasach komuny odruchowo się przed nią wzdragam. Ale może nie mam racji? Może, z punktu widzenia dobra wspólnego jest to zjawisko korzystne? No chyba jednak nie. Rozpowszechnienie się delatorstwa, moim zdaniem, wiąże się z dwoma bardzo niekorzystnymi postawami. Pierwszą narzucającą się rzeczą, jest zanik empatii na rzecz legalizmu. Sytuacja oceniana jest nie z punktu widzenia sytuacji ludzi, ale jej zgodności z prawem. Fajnie to widać w historii nr 2. Przecież dla mnie i większości znajomych, normalną reakcją na widok osób pchających auto jest zatrzymanie się i próba udzielenia pomocy (np. zholowania). Ten tym legalizmem wiąże się też cedowanie, normalnych ludzkich relacji, na działanie odpowiednich służb. Dlaczego. Częściowo pewnie ze strachu. Choćby przed werbalną konfrontacją. Na pewnym poziomie legalizm i mizantropia tworzą dodatnie sprzężenie zwrotne. Ale nie tylko to. Kolejnym problemem jest powszechna neurotyczność. Proszę zwrócić uwagę, że od pewnego czasu neurotyczna forma podejścia zadaniowego rozpełza sie po wszystkich aspektach życia. Sryliardy poradników, o rodzicielstwie, bieganiu, gotowaniu, jeździe na rowerze, diecie, tańcu itp. Do tego trenerzy osobiści i kursy od wszystkiego - znam osobę, która zajmuje się przygotowywaniem nowożeńców do pierwszego tańca na weselu. Żeby był perfekcyjny. Błąd jest porażką. "Jak nie potrafisz to się nie bierz". Na pierwszy rzut oka nic złego. Ale społeczne skutki już gorsze. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje strach przed podejmowaniem nieniezbędnych wyzwań - np rodzicielstwa, z obawy, że się nie podoła. No i w imię ochrony przed błędami wpieprzanie się urzędowych specjalistów w sprawy bardzo prywatne. Z odbieraniem dzieci z powodu unoszącego się w mieszkaniu zapachu chomika....
Drugą powodem rozpowszechnienia się "kultury donosu" jest moim zdaniem zwykłe tchórzostwo. Donoszą ludzie, którzy boją się zareagować wprost. To samo jest z histeryczną reakcją na wszelkie formy agresji. Tymczasem pewien jej poziom jest moim zdaniem zjawiskiem naturalnym lub wręcz pożytecznym. Bo uczy zarówno zdecydowania jak i podejmowania ryzyka, jak i panowania nad sobą.
Pozostaje pytanie czy te zmiany są nieodwracalne i jak daleko zajdą.
1. Jadę z dalekim znajomym, niestety ktoś zaparkował przed moją bramą. Zatrzymuję się trochę dalej i idę do domu. Znajomy pyta czemu nie dzwonię po Straż Miejską. Wyjaśniam, że auto jest obce to pewnie i tak najwyżej za godzinę - dwie odjedzie. Nie rozumie. Radzi zrobić zdjęcie i iść z nim do Straży. Teraz ja nie rozumiem....
2. Słucham w samochodzie Radia Kraków. Telefon od słuchacza, dławiącego się ze śmiechu: Na autostradzie [!] koło Pcimia jacyś Węgrzy pchają auto w stronę Budapesztu. Policja już zawiadomiona .
3. W od czerwca do sierpnia często chodzę, z siatką entomologiczną w pobliżu ruchliwych szlaków w jednym z parków narodowych. I w takich sytuacjach regularnie ktoś zwraca mi uwagę, że nie wolno. W tym roku jest inaczej. Wspominam o tym w luźnej rozmowie z pracownikiem parku. Wybucha śmiecham "Chłopie, my ty mamy całą kolekcję twoich zdjęć, przysłanych e-mailem z żądaniem interwencji. Zdjęć pokazywanych w telefonach i aparatach chodzącym po terenie strażnikom, nawet nie sposób policzyć".
Wspomniane 3 historyjki to moim zdanie przykłady rozwijającej się "kultury delatorskiej". Jako osoba wychowana w czasach komuny odruchowo się przed nią wzdragam. Ale może nie mam racji? Może, z punktu widzenia dobra wspólnego jest to zjawisko korzystne? No chyba jednak nie. Rozpowszechnienie się delatorstwa, moim zdaniem, wiąże się z dwoma bardzo niekorzystnymi postawami. Pierwszą narzucającą się rzeczą, jest zanik empatii na rzecz legalizmu. Sytuacja oceniana jest nie z punktu widzenia sytuacji ludzi, ale jej zgodności z prawem. Fajnie to widać w historii nr 2. Przecież dla mnie i większości znajomych, normalną reakcją na widok osób pchających auto jest zatrzymanie się i próba udzielenia pomocy (np. zholowania). Ten tym legalizmem wiąże się też cedowanie, normalnych ludzkich relacji, na działanie odpowiednich służb. Dlaczego. Częściowo pewnie ze strachu. Choćby przed werbalną konfrontacją. Na pewnym poziomie legalizm i mizantropia tworzą dodatnie sprzężenie zwrotne. Ale nie tylko to. Kolejnym problemem jest powszechna neurotyczność. Proszę zwrócić uwagę, że od pewnego czasu neurotyczna forma podejścia zadaniowego rozpełza sie po wszystkich aspektach życia. Sryliardy poradników, o rodzicielstwie, bieganiu, gotowaniu, jeździe na rowerze, diecie, tańcu itp. Do tego trenerzy osobiści i kursy od wszystkiego - znam osobę, która zajmuje się przygotowywaniem nowożeńców do pierwszego tańca na weselu. Żeby był perfekcyjny. Błąd jest porażką. "Jak nie potrafisz to się nie bierz". Na pierwszy rzut oka nic złego. Ale społeczne skutki już gorsze. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje strach przed podejmowaniem nieniezbędnych wyzwań - np rodzicielstwa, z obawy, że się nie podoła. No i w imię ochrony przed błędami wpieprzanie się urzędowych specjalistów w sprawy bardzo prywatne. Z odbieraniem dzieci z powodu unoszącego się w mieszkaniu zapachu chomika....
Drugą powodem rozpowszechnienia się "kultury donosu" jest moim zdaniem zwykłe tchórzostwo. Donoszą ludzie, którzy boją się zareagować wprost. To samo jest z histeryczną reakcją na wszelkie formy agresji. Tymczasem pewien jej poziom jest moim zdaniem zjawiskiem naturalnym lub wręcz pożytecznym. Bo uczy zarówno zdecydowania jak i podejmowania ryzyka, jak i panowania nad sobą.
Pozostaje pytanie czy te zmiany są nieodwracalne i jak daleko zajdą.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
JORGE>
Co więcej. Nie mylmy empatii i tumiwisizmem. Nie mylmy jej z bezradnością. I nie mylmy jej ze strachem. Te trzy czynniki skutecznie zabiły 99% jakiejkolwiek empatii. PO prostu lepiey się nie wtrącać. No chyba że od razu ma się przygotowane dół z wapnem i zwłoki można skutecznie zniknąć. Inaczej istnieje poważna szansa że zostaniemy jako wtrącacze skutecznie zmieleni przez patologiczny system PRL-bis.
A i nie uważajmy agresi za zjawisko OK. Wprost przeciwnie. Agresja jest objawem bezradności. Człowiek zaradny z zimną krwią, no może lekko zmieszany, potrafi użyć zarówno argumentów słownych jak i dać w mordę bucowi parkującemu na wjeździe.
Sam tego nie robię z dwu przyczyn, którego o mnie świadczą źle:
1. Nie chce mi się.
2. Nie mam krzty zaufania do państwowych organów.
Co z tą korupcją? Nie ma chętnych na dokumentowanie fotkami i przesył "odnośnym władzom"?
Jeśli nawet są, to w którymś punkcie rzeki jest tama/zapora.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Te problemy pozostają nienazwane,a wtedy zwykle ulewają się głupio i bez sensu. Stąd może takie dziadostwo relacji międzyludzkich. Czasem mam wrażenie,że niektórzy tylko czekają na możliwość gwałtownej reakcji.
Niezły przykład z tvn warszawa. Koleś wyskakuje z samochodu z pałą na rodzinę z dzieckiem. Pewnie spojrzeli krzywo gdy zablokował część przejscia dla pieszych.
Przykład nie jest jakoś bardzo ekstremalny w stołecznym Ciemnogrodzie
Ja rozumiem, że łamanie obowiązujących norm musi spotykać się z odporem. I zgłaszanie przypadków łamania tych norm jest jedną z form tego odporu. Uważam jednak, że od pewnego czasu w zbyt wielu przypadkach stała się ona oczywistą "reakcją pierwszego rzutu". Ze szkodą dla normalnych relacji społecznych. Kolega los pisze, że jest "wielbicielem wszelkiego donosicielstwa". Czy mam zatem rozumieć, że pochwala terapeutów, którzy donieśli do sądu, na rodzinę Bajkowskich? Pan fachowiec uznał, że m. in. wysyłanie pociągniem do babci jest dla małych dzieci zbyt dużym wyzwaniem? Poza tym, jak sam kolega zaznaczył w pkt 2. ważna jest kwestia zaufania do organów państwowych. Nie wydaje mi się abym w wątkowtwórczym tekście mylił te pojęcia. W sytuacji 1 po prostu wiem, że osoba spoza Wieliczki może mieć problemy ze znalezieniem miejsca do parkowania i uznać, że krótkotrwałe zastawienie bramy w środku dnia nie wywoła problemu. Podobnie w sytuacji 2. Dla mnie normalna reakcją jest próba udzielania pomocy, a nie donos i śmichy-chichy. Pomijam, już, że tam nie ma żadnej autostrady, a droga szybkiego ruchu z gęsto rozsianymi zjazdami.... No nie wiem. Ja tam się często wtrącam i jakoś żyję. Ale chyba słusznie połączył kolega obecne delatorstwo z tchórzostwem. Pośrednio popiera to, wpis koleżanki AnnyE: Bo donoszenie na łapówkarzy, ze wszech miar wskazane, wiąże się z ryzykiem. Dłuższego załatwiania spraw, utraty klientów czy współpracowników itd itp. Wiec ludzie robią to rzadko lub w ogóle. Za to podkablowanie faceta, który pije piwko na bulwarze, czy anonimowego kierowcy, który na pustej po horyzont drodze wyprzedzając furmankę przekroczył podwójną ciągłą ot już czysta satysfakcja bez ryzyka. Czasami tak, czasami nie. Sam kolega zresztą pisze: No i właśnie o takie podejście mi chodzi , tylko nieprecyzyjnie się wyraziłem. No i pewnie dlatego mimo, że się wtrącam to zwykle nie ma awantur a czasem jest nawet sympatycznie
Kolega fatus pisał jak porażki/błędy odbierają jego podopieczni z korpo których uczy angielskiego. No a reszta... cóż, tak działa III RP i państwo zarządzane przez PO, po prostu, mnie to nie dziwi nic a nic bo to wszystko jest logicznie powiązane, gołym okiem widać.
A ile to razy słyszymy że umowy trzeba czytać. I ile razy oszukano i oszukuje się ludzi, zgodnie ze cwaniacko napisaną umową i tym samym zgodnie z "prawem".
No więc skoro promuje się załatwianie spraw poprzez prawo, a nie poprzez nomalne stosunki międzyludzkie, to i milicję się wzywa do byle pierdoły.
POlactwo jest tak obywatelskie jak waadza, ktora wybralo: palcem w uczciwej pracy nie kiwnie ale orgazmu dostanie jak zrobi fotke i przesle policji. Mrozek juz takich kiedys w toaletowym kontekscie opisal.
Nie mam nic przeciwko temu by w przypadku łamania zasad poinformować odpowiednie instytucje. Niepokoi mnie natomiast, wspomniana w wątkotwórczym poście "mentalność delatorska", w której donos jest traktowany jako pierwsza reakcje na łamanie przepisów.
Bo moim zdaniem, donos jest wyrazem troski o dobro wspólne przy spełnieniu dwu warunków: (i)dotyczy działania, które rzeczywiście w to dobro godzi, (ii) jest najdostępniejszą lub bezpieczną drogą reakcji.
Dlaczego?
Zacznę od warunku pierwszego. Otóż, nawyk reagowania donosem na wszelkie przejawy łamania przepisów, stępia zdolność oceny i empatię. Tymczasem, moim zdaniem, poważne społeczeństwo kieruje się nie tylko prawem ale i obyczajem. Uważam, też że podejście delatorskie, sprzyja zatarciu granicy między "niedozwolone", a "szkodliwe dla dobra wspólnego". Przykład? "Homofobiczna mowa nienawiści" - obawa przed podpadnięciem pod taki paragraf skutecznie blokuje wolność dyskusji.
Co do warunku, braku innych możliwości, to lekceważenie go ma szereg poważnych długofalowych konsekwencji. Przede wszystkim zabija normalne więzi społeczne - jeżeli sąsiad hałasuje późną nocą, a ja zamiast podejść i powiedzieć "Panie Tadku, weźże pan ścisz to radio, bo jutro mam robotę i wyspać się muszę" nasyłam na niego straż miejską, to trudno mi sobie wyobrazić potem normalne z nim relację - bo sobie ufać nie będziemy. Choćby dlatego, że ów hipotetyczny pan Tadek, może tylko patrzeć jakby by mi się tu zrewanżować. Druga sprawa to, załatwianie pierdół przez urzędy oducza człowieka brania sprawy w swoje ręce - od tego są "stosowne służby". A efekty takiego podejścia bywają naprawdę poważne: Tak się składa, że sporo czasu spędzałem w szpitalach no i odnoszę wrażenie, że coraz więcej ludzi po prostu boi się pomóc współpacjentom czy swoim bliskim. I nie mówię tu o sprawach poważnych. Widziałem np. córkę wzywającą salową, żeby pokarmiła łyżką niedołężnego ojca. Bo ona nie umie. To jest, jeden z przejawów neurotyczności. Inne? Proszę bardzo: Jak w 2010 zalało Prądnik Czerwony, to na mojej ulicy tylko dwie osoby próbowały powstrzymywać płynącą wodę workami i w ogóle coś robić. Najbardziej typową reakcję było robienie zdjęć, dzwonienie i narzekanie, że straż powoli dojeżdża. Szczytem był facet, który na moją propozycję by pomógł w zabezpieczaniu swojego własnego garażu odpowiedział, że nie ma odpowiednich butów...
A wracając do tematu: Uważam, że z donoszeniem jest jak z alkoholem. W rozsądnych dawkach i społecznie przyjętych sytuacjach jest czymś bardzo dobrym. Ale w nadmiarze rodzi poważne problemy.
1. Zasada pomocniczości. Coś, co może być załatwione we wspólnocie niższego rzędu (odrobina cierpliwości dla bliźniego, rozmowa sąsiedzka, pomoc rodzinna, spontaniczna pomoc drugiemu na drodze itd.) nie powinno być zwalane na wspólnotę rzędu wyższego (samorządy/straż miejska, państwo/policję itd.). Jak dla mnie to jest podstawowy argument przeciw "donosicielstwu".
2. Mamy do czynienia ze straszliwym upadkiem wspólnoty. Jak w 1997 wylała Odra i były zagrożone Słubice, to ludzie spontanicznie zorganizowali budowę muru z worków z piasku, na tyle skutecznie, że Słubice ocalały a Odra zalała niemieckie obszary pod Frankfurtem. Teoretycznie lepiej chronione wałem powodziowym 3 m wyższym, niż z polskiej strony...
A jak to wyglądałoby teraz?
3. Upadek wspólnoty zaczyna się od upadku wspólnoty rodzinnej. Tutaj widziałbym problem z nakarmieniem niedołężnego ojca.
Generalnie mam gdzieś co kto robi, przynajmniej jeśli chodzi o sprawy mniejszej wagi i chciałbym żeby takie samo podejście mieli inni do poczynań mojego autorstwa. Bo nie zawsze jestem wzorem cnót i obecnej "praworządności"...
Mentalnością delatorską byłoby dzwonienie po straż miejską na widok źle parkującego samochodu i tak mogą zrobić Niemcy lub Szwajcarzy ale nie Polacy, którzy zawsze najpierw rzucą życzliwy tekst: Gdzie parkujesz, kutasie?
Nie poradzili sobie nawet ci "sprytni", na ktorych nagle runal deszcz ze wszystkich zebranych wstydow. Nie mozna nagle odciac sie od korzeni i stac sie kims calkiem innym, nie mozna tez zmienic zwrotu o 180 stopni. Nie rozumieja tego rzadzacy do tej pory tym krajem i ci, ktorzy nimi zarzadzaja. Stad to rozmemlanie, brak wiary w siebie (co dodatkowo poteguje rozszalala pedagogika wstydu), stad to zmuzulmanienie, mimo iz jeszcze nie nadeszli imigranci.
Upadek wszelkich norm widac nawet na ksiazeczkach dla dzieci - wspolczesne, w porownaniu do tych, ktore kurza sie na polce wypadaja niezwykle blado, plasko, brak w nich glebszych idei, pomyslow, polotu. To samo widac w porownaniu wspolczesnych kabaretow z dawnymi itp. Drzewo odciete od korzeni, wykorzenione usycha. Zielone listki tego powalonego drzewa jeszcze sie ciesza patrzec na te usychajace wypierajac prawdopodobnie mysli o tym, co sie stanie wkrotce.
EDIT: a co zrobic? zwiesic pokornie glowe, wrocic sie o kilka krokow, przemyslec postepowanie, czas na kontrreformacje, chocby dla nauki i porownania
i moze, taka cytata, bez skojarzen, ale mam wrazenie, oby mylne, ze zepsulo sie cos znacznie bardziej glebiej:
When things tend to that state and condition in which, in any country under the sun,
the management of its affairs and the customs of its people shall require men to
entertain a disbelief in the virtue and honor of those who make and those who are
charged to execute the laws; when there shall be everywhere a spirit of suspicion
and scorn of all who hold or seek office, or have amassed wealth; when falsehood
shall no longer dishonor a man, and oaths give no assurance of true testimony, and
one man hardly expect another to keep faith with him, or to utter his real
sentiments, or to be true to any party or to any cause when another approaches
him with a bribe; when no one shall expect what he says to be printed without
additions, perversions, and misrepresentations; when public misfortunes shall be
turned to private profit, the press pander to licentiousness, the pulpit ring with
political harangues, long prayers to God, eloquently delivered to admiring auditors,
be written out for publication, like poems and political speeches; when the
uprightness of judges shall be doubted, and the honesty of legislators be a standing
jest; then men may come to doubt whether the old days were not better than the
new, the Monastery than the Opera Bouffe, the little chapel than the drinking-saloon,
the Convents than the buildings as large as they, without their antiquity,
without their beauty, without their holiness, true Acherusian Temples, where the
passer-by hears from within the never-ceasing din and clang and clashing of
machinery, and where, when the bell rings, it is to call wretches to their work and
not to their prayers; where, says an animated writer, they keep up a perennial
laudation of the Devil, before furnaces which are never suffered to cool.
It has been well said, that whatever withdraws us from the power of our senses,
whatever makes the Past, the Distant, or the Future, predominate over the Present,
advances us in the dignity of thinking beings. The modern rivals of the German
Spa, with their flaunting pretences and cheap finery, their follies and frivolities, their
chronicles of dances and inelegant feasts, and their bulletins of women's names
and dresses, are poor substitutes for the Monastery and Church which our
ancestors would have built in the deep sequestered valleys, shut up between
rugged mountains and forests of sombre pine; and a man of meditative temper,
learned, and of poetic feeling, would be glad if he could exchange the showy hotel,
amid the roar and tumult of the city, or the pretentious tavern of the country-town,
for one old humble Monastery by the wayside, where he could refresh himself and
his horse without having to fear either pride, impertinence, or knavery to pay for
pomp, glitter, and gaudy ornamentation; then where he could make his orisons in a
church which resounded with divine harmony, and there were no pews for wealth to
isolate itself within; where he could behold the poor happy and edified and
strengthened with the thoughts of Heaven; where he could then converse with
learned and holy and gentle men, and before he took his departure could exalt and
calm his spirits by hearing the evening song.
Swoja droga dziwna ksiazka, oprocz odlotow numerologicznych i rytualow przypomina chrzescijanstwo wylozone modo geometrico ale jakos tak jakby bez ducha, jakby czytalo sie podrecznik do logiki.
Proszę przeczytać historyjkę 3 z wątkotwórczego postu - o donosach dowiedziałem się, bo zdziwiło mnie, że turyści przestali reagować...
15 Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.
16 Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa
17 Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!