Teraz? Jak posprzątać to, co zostało nabałaganione w ostatnich 15 latach na Bliskim Wschodzie. Neokony od Busha, Rumsfelda i Wolfowitza kierowane jakimś mistycznym odlotem misjonarskim wprowadziły w tym regionie świata tylko chaos i anarchię, zdestabilizowały go politycznie uwalniając m.in. dżiny fanatyzmu islamistycznego. A od kilku lat lewacko-pacyfistyczna GTW od Husseina Baracka i Clinton swoją inercją i głupotą polityczną tylko pogłębia ten zamęt. Jeżeli Izrael nie zrobi tam porządku, a tylko to państwo jest obecnie do tego zdolne, to biada nam oj biada...
Niezbyt wiarygodne te spekulacje. Stany popelniaja błędy, są przeważnie aroganckie i mają słabe rozeznanie realiów lokalnych, szczególnie kulturowych, pomimo rzekomo znakomitego wywiadu. To prowadzi często do szkód i długotrwalych negatywnych skutków w otoczeniu. Te szkody potęguje typowa w polityce chciwość to jest dążenie do osiagnięcia celów jak najniższym kosztem, a najlepiej obciążenia nimi innych. Drugi destrukcyjny wpływ polityki to kadencyjność władz i ogromy wpływ mediów na wyniki wyborów. Efekty maja być szybko i przed wyborami, a najlepiej tylko optymistyczne zapowiedzi i zapoczatkowanie akcji. Po wyborach efekty są zbędne bo nie wpłyną na następne wybory, a zapowiedzi można odwołać lub przemilczeć jeśli są kosztowne. I tak w koło Macieju.Tak długo, jak długo przewaga ekonomiczna i militarna jest wystarczająco duża, aby nie robic nic i jak długo nie ma poważnego zagrozenia stabilności wewnętrznej.To produkuje słabych przywódców bez wizji i morale. Pozostaje nadzieja, że znajdą się lepsi na trudne czasy i bez problemów usuną bezproduktywnych karierowiczów.
To samo i w skondensowanej formie mamy teraz w tak zwanym kryzysie imigracyjnym. Byle do jutra tj następnych wyborów. W Polsce akurat są więc jest szansa na pogonienie szkodników daleko od rządów. Oczywiście dużo ważniejsze globalnie są wybory w Stanach. Wiadomości stamtąd nie nastrajają optymistycznie. Wybór między Trumphem a Clintonową nie wróży dobrze naszej części świata.
Nie wierzę w szybkie uzyskanie przewagi przez Kitajców nad Hamerykanami. Zarówno tej ekonomicznej (są już pierwsze syndromy zadyszki gospodarki kitajskiej), jak i militarnej (Hamerykanów dalej dzieli przepaść technologiczna i organizacyjna nad innymi, w tym i Kitajcami), a co za tym idzie także i politycznej oraz cywilizacyjnej (nadal tzw. American way of life stanowi wzorzec i aspirację dla milionów na świecie, szczególnie w tym tzw. III świecie, raczej nie słyszy się o inspiracji innych narodów chińszczyzną). Sądzę, że pomimo relatywnego osłabnięcia globalnej dominacji Hameryki nadal pozostanie ona jednak dominatorem w układzie strategicznych sojuszów na globie: euroatlantyckim w ramach NATO i bliskim partnerstwie z UE, z Izraelem na Bliskim Wschodzi, ze strategicznymi sojusznikami w strefie Pacyfiku z dawnych paktów ANZUS i SEATO. Wzrost potęgi Kitajców, co najwyżej może wytworzyć we wspomnianej w artykule strefie Morza Południowochińskiego, a także i Wschodniochińskiego bipolarność wpływów pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem, co właściwie już teraz mamy. Natomiast ekspansja Kitajców w głąb Azji będzie musiała w sposób naturalny wytworzyć napięcia i rywalizację zarówno z Kacapią kałmucko-astrachańską (kwestia dominacji nad Syberią jest dla Kacapii kwestą życia albo śmierci), a także z Indiami, które przeżywają obecnie chyba największy napęd w rozwoju demograficznym i technologicznym, co będzie musiało w krótkiej perspektywie przełożyć się także na wzrost znaczenia ekonomicznego i politycznego Indii.
Jeszcze Danka weźmy czytajmy i Gmurczyka. Też są oryginalni, udają albo nawet mają sporą wiedzę i pieprzą od rzeczy. Tylko w drugą stronę, ale co za różnica? Jednak jakaś jest, Danek ma przynajmniej oryginalny styl.
Komentarz
To samo i w skondensowanej formie mamy teraz w tak zwanym kryzysie imigracyjnym. Byle do jutra tj następnych wyborów. W Polsce akurat są więc jest szansa na pogonienie szkodników daleko od rządów. Oczywiście dużo ważniejsze globalnie są wybory w Stanach. Wiadomości stamtąd nie nastrajają optymistycznie. Wybór między Trumphem a Clintonową nie wróży dobrze naszej części świata.