Co nam mówi afera VW ?
Moim zdaniem mniej więcej to samo co kryzys imigrancki, tyle że afera VW mówi o wielkim biznesie, a kryzys imigrancki o wielkiej polityce. No może nie wielkich, ale europejskich, ściślej niemieckich, a szerzej zachodnich biznesie i polityce.
Orban nazwał to, w przytaczanym przez rdr przemówieniu, hipokryzją. Hipokryzją jako systemem, naczelną zasadą funkcjonowania. Nie wiem czy nie powiedział zbyt miękko i łagodnie. Czy to aby nie jest zwykłe kłamstwo jako naczelna zasada systemowa?
Oba przypadki to tzw przypadki kliniczne. Na nich można oprzeć analizę, jak na wzorcach zachowań. W obu przypadkach prawdziwe intencje stron, tu wielkiego koncernu i rządów, są ukryte oraz sprzeczne z oficjalnie głoszonymi tak intencjami jak i zasadami. To co jest głoszone jest traktowane czysto instrumentalnie i wyłącznie instrumentalnie. Oficjalnie głoszone zasady są zręcznie wykorzystywane przeciw pozostałym stronom - klientom, wyborcom, sojusznikom itd. Celem dzialania od początku jest uzyskanie korzyści wbrew głoszonym zasadom, ale z ich wykorzystaniem do blokowania działań, w tym obrony, przez pozostałe strony. Taki system może działać tak długo, jak długo ma przewagę, jest silny i jak długo jest na kim żerować. To się chyba kończy i będzie musiał jednak się zwrócić przeciw własnym społeczeństwom, które oczywiście w tym kłamstwie uczestniczą. One już nie w całości, nie według planu i nie w pełni świadomie, ale chyba jednak masowo.
Orban nazwał to, w przytaczanym przez rdr przemówieniu, hipokryzją. Hipokryzją jako systemem, naczelną zasadą funkcjonowania. Nie wiem czy nie powiedział zbyt miękko i łagodnie. Czy to aby nie jest zwykłe kłamstwo jako naczelna zasada systemowa?
Oba przypadki to tzw przypadki kliniczne. Na nich można oprzeć analizę, jak na wzorcach zachowań. W obu przypadkach prawdziwe intencje stron, tu wielkiego koncernu i rządów, są ukryte oraz sprzeczne z oficjalnie głoszonymi tak intencjami jak i zasadami. To co jest głoszone jest traktowane czysto instrumentalnie i wyłącznie instrumentalnie. Oficjalnie głoszone zasady są zręcznie wykorzystywane przeciw pozostałym stronom - klientom, wyborcom, sojusznikom itd. Celem dzialania od początku jest uzyskanie korzyści wbrew głoszonym zasadom, ale z ich wykorzystaniem do blokowania działań, w tym obrony, przez pozostałe strony. Taki system może działać tak długo, jak długo ma przewagę, jest silny i jak długo jest na kim żerować. To się chyba kończy i będzie musiał jednak się zwrócić przeciw własnym społeczeństwom, które oczywiście w tym kłamstwie uczestniczą. One już nie w całości, nie według planu i nie w pełni świadomie, ale chyba jednak masowo.
Otagowano:
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Inne kraje też powinny się zainteresować. Nie tylko USA.
Afera VW jest realna, ale jej wykrycie najpewniej wpisuje się w zasadę kłamstwa. Przeciez nie VW ją ujawnił. Ujawniono ją chyba właśnie w USA. Jest prawdopodobne, że dokonał tego ktoś z konkurentów. Czy nie miał prawa? Ależ miał, tylko to wcale nie znaczy, że sam nie ma na sumieniu podobnych afer. Bardziej bulwersujące jest to że wybuchła dopiero teraz. Przecież całe wielkie środowiska: dealerów samochodowych , serwisantów i mechaników, ekspertów od badania pojazdów i rankingów bepieczeństwa i przyjazności środowisku, instytuty badające parametry aut - one wszystkie wiedziały lub przynajmniej domyślały się, a przynajmniej powinny wiedzieć jak jest. I milczały. Czemu ? Bo im się to opłaciło. Jestem skłonny założyć, że i konsumenci - kierowcy i obywatele Niemiec i pracowwnicy VW domyślali się, a nawet jak nie to gdy się dowiedzieli to żałują głównie VW, a nie środowiska naturalnego. Jestem skłonny podejrzewać, że ochrona środowiska mało ich obchodzi, jeśli samochody sprzedają się dobrze, jeżdżą szybko i mało palą. Oczywiście miło jest im wszystkim prezentować się jako nowocześni i zacni ochroniarze środowiska i promotorzy postępu technicznego, byle bez kosztów własnych.
Ta afera mocno uderzy w VW. Może VW nawet upadnie. Pewnie będzie musiał zamknąć kilka fabryk i zmniejszy udział w rynku. Jakie fabryki zamknie : w Niemczech, Czechach czy w Polsce? Kto sie może cieszyć? Z pewnością inne koncerny jeśli nie dadzą się złapać na czymś podobnym. Być może Chińczycy bo komuś trzeba będzie VW sprzedać. Komuś kto ma pieniądze i zapłaci ekstra premię za wejście z biznesem do UE i za technologię, której nie ma na tym poziomie.
Może nie jest Państwu wiadomym, ale praktyka oszukiwania w testach spalania polegająca na badaniu samochodu niby seryjnego ale zmodyfikowanego tak bardzo jak pozwalają na to przepisy, jest dzis akceptowalną przez wszystkich producentów, żałosną normą.
Wyprodukowanie tych wszystkich filtrów cząstek stałych i katalizatorów i innych pierdół układu oczyszczania lada moment będzie bardziej szkodliwe dla środowiska niż to co rzekomo one dają.
Doszło do chorej sytuacji, że samochód musi się popsuć jak najszybciej po gwarancji, bo producent nie zarabia już na sprzedanym aucie tylko na częściach wymiennych. Oczywiście stara się wymusić aby te części wymienne musiał być od niego kupowane.
Na pierwszym miejscu powinno być aby samochód palił jak najmniej. I tak było do EURO3, a potem to już zjazd w dół.
Zresztą to popieprzenie świetnie wpisuje się w obraz współczesnego świata. Wszystko musi być nowoczesne, bezpieczne, ekologiczne. Rzyg.
VW to absolutny dominator- w skali świata przegonił (przeganiał) GM i Toyotę, ma niezwykle potężną pozycję w Ameryce Południowej oraz jest numerem 1... w Chinach. Nie znam dokładnych statystyk, ale zaczęła być widoczna zmiana trendu- więcej europejskich samochodów w USA, niż amerykańskich w Europie.
Amerykanie dociskają Szkopów do ziemi, aby lizali im buty. Ciekawe111, kogo hitlery docisną.
http://www.auto-swiat.pl/wiadomosci/toyota-najlepsza-na-swiecie-ranking-2014/01t2c
Ale VW jako koncern (Vw+Audi+Skoda+Seat+...?(Porsche?)) to już baaardzo niekoniecznie.
@Kania - oczywiście że Niemcy to głównie propaganda i to popularna głównie w narodach z silnymi kompleksami. Fritzle to pikuś, gorzej z tym, że ta propaganda jest po prostu nieprawdziwa, a to co jest tam prawdziwego, wzięło się z zupełnie innych powodów niżby Niemcy chcieli (zatem skrzętnie to ukrywają). Pruski dryl - na tym wyrósł ów mityczny "ordnung", i stosowano go nie tylko w wojsku, ale w relacjach małżeńskich i wychowaniu dzieci, co pośrednio wyprodukowało fanatycznych zwolenników Hitlera w takiej ilości. Niemcy jak dla mnie to w dużej mierze psychopaci - a każdy psychopata przez długi czas, czasem nawet całe życie może być zupełnie normalny, spokojny, a nawet wyluzowany i sympatyczny. Ale niech się pojawią warunki...
NIemiecki ordnung to w dużej mierze propaganda.
Żaden Niemiec nigdy się nie przyznał, ale już inne nacje perygrynujące wewnątrz koncernu do gliwickiego Opla mówiły zawsze, że polska fabryka jest wzorem czystości i porządku. Zwłaszcza w porównaniu do zakładów w Russelsheim czy Bohum. Tak samo ilość nieruchomości (samochód po złożeniu do kupy nie odpalił lub ma wady i trzeba go odholowac na warsztat) wyprodukowanych na zmianę była w Niemczech przeciętnie trzy razy większa niż w Gliwicach.
Ano na tym, że aby sprostać wyśrubowanym normom ekologicznym fałszowano wyniki. Początkowo było to nieznaczne - samochody do testów spalania "na rolkach" dopasowywano tak by dobrze na nich wypadały, niezależnie od tego jak to w rzeczywistości wygląda w użytkowaniu. I wszyscy w branży o tym wiedzieli, ale nikomu nie opłacało się być pierwszym, który to przerwie . Takie sytuacje znane są z teorii gier - strategia stabilna krótkoterminowo, może być długoterminowo szkodliwa dla wszystkich graczy. Klasyczny przykład to "tragedia wspólnego pastwiska". No i w sprawach spalania było przyzwolenie na nierealne wyniki, skutecznie maskowane promocją "ekojazdy" przez co część winy za wecowanie danych o spalaniu zrzucano na "złe nawyki kierowców". Tyle, że robili to wszyscy, więc żeby zyskać przewagę marketingową (bo w zasadzie o to rzecz się rozbijała) pole cygaństwa było poszerzane, aż w końcu osiągnęło poziom, w którym dalej się nie da i trzeba balon przebić - problem w tym, że przy takich operacjach pierwszy, na którego padnie traci najwięcej. No i padło na VW - w czym niewątpliwie pomogła polityka gospodarcza USA.
Ale przecież bardzo podobnie wyglądały kryzysy finansowe: "bańka dotcomowa", czy kryzys z 2007 - kumulacja drobnego naciągania wyników, wyrosła w bańkę, którą strach było przebić. To, że "ecological footprint" nowoczesnych "ekologicznych" samochodów jest większy niż "starych śmierdzieli" to sprawa znana od dawna. Tyle, że w ich przypadku mamy do czynienia z geograficznym przesunięciem zanieczyszczeń - produkcja "ekologicznego samochodu" generuje zanieczyszczenia głównie w krajach niżej rozwiniętych, podczas gdy "stary smrodziak" dymi pod nosem końcowego użytkownika. Zatem z punktu widzenia komfortu życia mieszkańca pierwszego świata sytuacja jest jasna. I nie dotyczy to, bynajmniej, tylko samochodów - o przesuwaniu "ciężarów ekologicznych" na ubogie kraje i społeczności wspominał Papież Franciszek w ostatniej encyklice... Ale przecież podobnie było z Fiatem Panda - po niezbyt fortunnym debiucie i usunięciu paru drobnych wad produkcyjnych, niezawodność Pandy stała się wręcz legendarna. Do czasu przeniesienia produkcji z Tych do Pomigliano d'Arco...