No dobrze, ale Koleżeństwu chodzi o Warzechę czy o Applebaum? Nie wiem co rozpoczęło tę cytowaną wymiane zdań. Czy skorzystanie z kilku noclegów z wiktem u kogoś ma skutkować powstrzymaniem się od krytyki gospodarza w sprawach publicznych ? Czy publiczne wypominanie gościny jest w dobrym guście ?
To jest super zasada. Ja wobec tego zupełnie nie rozumiem jak się mogło stać co się stało: dziennikarze śledczy przyczepili się do platformersów o jakieś tasmy z restauracji. A wystarczyło ich zapraszać do siebie na zakrapiane kolacyjki z noclegiem na kanapie w salonie i śniadaniem przed wyjściem do redakcji. I byłoby po sprawie ! To przecież prawicowi uczciwi dziennikarze i etos dziennikarski oraz kindersztuba nie pozwoliłyby im na małostkowe wywlekanie brudów na temat gościnnych gospodarzy.
Łarzecha robił z RadSikiem wywiad pt. "Strefa zdekomunizowana". Mz. jeden nocleg byłby usprawiedliwiony, zwłaszcza, że radsiki mieszkają na odludziu. Przypuszczam, ze sam gospodarz zaproponował ŁW-sze pracę nad wywiadem w Chobielinie, ale dla dziennikarza to już jest zaciągnięcie jakiegoś zobowiązania, czyli błąd. A "klasa" pani domu to osobny temat.
Nie wiem na ile tak jeszcze jest ale w dawnych dobrych czasach w poważnych redakcjach była specjalizacja redaktorska przejawiająca się m.in. tym, że dziennikarz od wywiadowania nie był komentatorem - właśnie by takich sytuacji uniknąć.
Zasada dot. oddzielenia komentarza od informacji nie obowiązuje w Tenkraju chyba od 1939 r. No niektórzy próbowali w 1989, ale ich szybko postawiono do pionu.
Tradycja wspólnego biesiadowania, goszczenia się ludzi obcych, nie spokrewnionych czy zaprzyjaźnionych, ale powiązanych jakimś wspólnym interesem czy zależnością, jest chyba wschodnia. To wciąż norma w Rosji, a nawet na Ukrainie. Zawsze mnie dziwiło po co przedstawiciele lokalnego biznesu tam pilnują świąt, urodzin i innych uroczystości rodzinnych jak chrzciny lokalnych oficjeli - wojtów, burmistrzów, sędziów, prokuratorów, komendantów policji itp. Obowiązkowo ich odwiedzają i obowiązkowo tamci organizują wystawne przyjęcia w swoich posiadłościach, w hotelach i restauracjach. Takie przyjęcie zwykle kosztuje fortunę - roczne oficjalne dochody oficjela.Ci ludzie często się nienawidza i bardzo sobie szkodzą, a jednak chodzą. Mało nawet z rodzinami na wakacje do Turcji jeżdżą, albo na narty do karpackiego kurortu Bukovel. I u nas tak było za komuny. Tak się zachowywali też postkomuniści - oficjele oczekiwali hołdów od petentów i podwładnych i też organizowali biesiady. Widywało się to jeszcze całkiem niedawno w ministerstwach czy dużych urzędach, w samorządach. Bizancjum postsowieckie. Czy mam rozumieć, że ród z Chobielina też wychowany w tej tradycji?
Chopin był kiedyś zaproszony do pewnej hłabiny na obiad. Po obiedzie hłabina poprosiła mistrza o koncert,. Na to Chopin: "ależ proszę pani, ja tak mało zjadłem".
A więc zasada - jeśli nie płacisz, jedz tylko symbolicznie. I żadnych długów. Inna rzecz, że z gościny czy jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej przysługi Radosława "trzy stówy" Sikorskiego żaden rozsądny człowiek nie skorzysta.
ombretta napisal(a): Zasada dot. oddzielenia komentarza od informacji nie obowiązuje w Tenkraju chyba od 1939 r. No niektórzy próbowali w 1989, ale ich szybko postawiono do pionu.
Od kiedy kumpela z redakcji została w podróży służbowej do jakiegoś gostka o którym miała pisać, poczęstowana kawą a potem gostek donos złożył, że ją gościł a una taka sucz niewdzięczna wcale ładnie o nim nie pisała - unikało się przyjmowania poczęstunków nawet w postaci herbaty. Chyba że szklanka wody. Ech, o głodzie i chłodzie bywało...Ten donosiciel to był tzw. prosty cham ze wsi ( nie ubliżam wsi, mówię o chamach) i właśnie jego poziom ma ta pani ze dwora. Toto na talerzu jest jadalne? Ale g...Tfu.
KAnia napisal(a): Chopin był kiedyś zaproszony do pewnej hłabiny na obiad. Po obiedzie hłabina poprosiła mistrza o koncert,. Na to Chopin: "ależ proszę pani, ja tak mało zjadłem".
A więc zasada - jeśli nie płacisz, jedz tylko symbolicznie. I żadnych długów. Inna rzecz, że z gościny czy jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej przysługi Radosława "100 zł" Sikorskiego żaden rozsądny człowiek nie skorzysta.
Tak było - w październiku 2007:
Już ponad rok, od kiedy prezydent Lech Kaczyński pożyczył 100 zł "na tacę" od ówczesnego ministra obrony Radosława Sikorskiego. Ten twierdzi, że do dziś długu nie odzyskał. W imieniu prezydenta "stówę" oddaje obecny szef MON Aleksander Szczygło. Pieniądze trafiły na tacę, co zostało uwiecznione na zdjęciach, ale czy zostały zwrócone? Tego już nie wiadomo na pewno, bo obaj ministrowie przedstawiają odmienne wersje wydarzeń. Sikorski twierdzi, że pieniędzy nie dostał: - Wyjaśnienia są dwa: albo prezydent zapomniał, co się zdarza, albo pieniądze przekazał, ale gdzieś zaginęły - mówi były szef MON. I dodaje, że jeśli zaginęły to sprawa jest poważniejsza: - Dziś 100 złotych, a jutro jakaś tajemnica państwowa - wieszczy Sikorski. Aleksander Szczygło twierdzi jednak, że oddał dług w imieniu prezydenta podczas jednego z lunchów, które jadł z Sikorskim. Do dziennikarki Moniki Olejnik wysłał nawet sms o treści: "Radek Sikorski kłamie. Oddałem stówę." - Nie oddał - zaprzecza Sikorski. - To jest w ogóle tajemnicza sprawa, bo Aleksander Szczygło twierdzi, że pan prezydent oddał. Do mnie nie dotarły te pieniądze. Więc gdzieś się zapodziały po drodze. Ja myślę, że CBA powinno to zbadać - dodaje. Szczygło zaprezentował dziś przekaz pocztowy za pośrednictwem którego - jak powiedział - po raz kolejny oddał Sikorskiemu 100 zł. - Kolejny raz oddaję ci 100 złotych w imieniu pana prezydenta, o które ciągle się upominasz - zwrócił się do swojego poprzednika w MON. - Mam nadzieje, że to ostatni biznes, jaki Radek Sikorski zrobił z prezydentem, bo do tej pory był dzięki PiS był senatorem i ministrem, a za 100 zł dostał 200 - dodał Szczygło. (http://www.tvn24.pl)
Komentarz
Gociek się już też kamingałtował, że go Sikorski 20 lat temu karmił;)
jeden
nocleg byłby usprawiedliwiony, zwłaszcza, że radsiki mieszkają na odludziu. Przypuszczam, ze sam gospodarz zaproponował ŁW-sze pracę nad wywiadem w Chobielinie, ale dla dziennikarza to już jest zaciągnięcie jakiegoś zobowiązania, czyli błąd.A "klasa" pani domu to osobny temat.
Po obiedzie hłabina poprosiła mistrza o koncert,. Na to Chopin: "ależ proszę pani, ja tak mało zjadłem".
A więc zasada - jeśli nie płacisz, jedz tylko symbolicznie. I żadnych długów.
Inna rzecz, że z gościny czy jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej przysługi Radosława "trzy stówy" Sikorskiego żaden rozsądny człowiek nie skorzysta.
Wyciekły zdjęcia ze śniadania w Chobielinie.
Toto na talerzu jest jadalne? Ale g...Tfu.