Brzost napisal(a): Bo potencjalni kontrmanifestanci nie wiedzą czy policja nie byłaby dla nich mniej wyrozumiała niż dla "obrońców demokracji"?
Etam. To nie ma żadnego znaczenia, nawet jeżeli by tak było. Jak się jest zdeterminowanym to policyjna pała niestraszna.
Cały czas krążymy nie tam gdzie jest odpowiedź. To nie jest strach to nie jest brak energii. Prawa strona nie utożsamia się z niczym. Są sobie partie, są w niej ludzie, jest też i elektorat. Jaki jest wspólny mianownik, co łączy partie, polityków i elektorat ? Nic. No, może strach przed PO i innymi złodziejami. Taka motywacja wystarczy na wrzucenie kartki wyborczej do urny.
Prawo i Sprawiedliwość nie jest moją partią. Jarosław Kaczyński nie jest moim przywódcą. Księża nie są moimi księżmi. Firma w której pracuje nie jest moja, nie utożsamiam się Itd.
Co jest moje ? Chata, stara, dziciuki, pięć świń, dwadzieścia kur i jeszcze był kuń, ale padł. Nic poza tym.
No bo nie ma tej motywacji. Raz - bo jesteśmy zdechlakami, które nie podniosą dupy w żadnej sprawie. Można spekulować, dlaczego tak jest, ale fakt jest fakt. Dwa - bo władza od pięciu lat bardzo wyraźnie nam mówi, że życzy sobie krzyżyka co cztery lata i broń Boże nic więcej. Być może jedno jest związane z drugim.
JORGE napisal(a): Etam. To nie ma żadnego znaczenia, nawet jeżeli by tak było. Jak się jest zdeterminowanym to policyjna pała nie straszna.
Cały czas krążymy nie tam gdzie jest odpowiedź. To nie jest strach to nie jest brak energii. Prawa strona nie utożsamia się z niczym. Są sobie partie, są w niej ludzie, jest też i elektorat. Jaki jest wspólny mianownik, co łączy partie, polityków i elektorat ? Nic. No, może strach przed PO i innymi złodziejami. Taka motywacja wystarczy na wrzucenie kartki wyborczej do urny.
Prawo i Sprawiedliwość nie jest moją partią. Jarosław Kaczyński nie jest moim przywódcą. Księża nie są moimi księżmi. Firma w której pracuje nie jest moja, nie utożsamiam się Itd.
Co jest moje ? Chata, stara, dziciuki, pięć świń, dwadzieścia kur i jeszcze był kuń, ale padł. Nic poza tym.
Niech na całym świecie wojna byle moja wieś spokojna.
A tymczasem ta "stara" to coraz częściej nie wiadomo, czy nie co najmniej sympatyzuje z czarnymi szmatami naznaczonymi błyskawicą rodem z nazistowskiego Sturmabteilung, dzieci też coraz silniej (wiem po swoich) są w szkole atakowane trockistowską propagandą neomarksistowską w ramach reimportu z Zachodu.
"Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma"
Nadzieję dają pojawiające się katolickie wspólnoty męskie, może to jest jakś rada na społeczna atomizację?
los napisal(a): No bo nie ma tej motywacji. Raz - bo jesteśmy zdechlakami, które nie podniosą dupy w żadnej sprawie. Można spekulować, dlaczego tak jest, ale fakt jest fakt. Dwa - bo władza od pięciu lat bardzo wyraźnie nam mówi, że życzy sobie krzyżyka co cztery lata i broń Boże nic więcej. Być może jedno jest związane z drugim.
Nie ma tak. Ludzie z natury nie są zdechlakami, ani leniami. Jeżeli im na czymś zależy to ZAWSZE wykazują się aktywnością. W zależności od osobników są jednak różne bodźce, różne rzeczy motywują, pobudzają do działania.
Pasywność naszej strony jest związana głównie z poczuciem braku zagrożenia. Zagrożony jest PiS, Kaczyński, no ci na świeczniku. My nie. Co jest oczywiście bardzo krótkowzroczne. To raz, a dwa to jest kompleks o którym pisałem wielokrotnie. Niewolniczo-wiejski kompleks władzy, wobec której trzeba zawsze być na nie. Nawet jeżeli jest nasza to i tak nie jest nasza.
MarianoX napisal(a): Nadzieję dają pojawiające się katolickie wspólnoty męskie, może to jest jakś rada na społeczna atomizację?
W końcu rozum do głowy przyjdzie. W końcu zrozumiemy o co kaman. W końcu zniknie ta atomizacja z piekła rodem i zaczniemy myśleć wspólnotowo i się organizować. Ale to znowu może wystarczyć tylko na tyle żeby przeżyć. A okienko nowego rozdania jest otwarte właśnie teraz ...
los napisal(a): No bo nie ma tej motywacji. Raz - bo jesteśmy zdechlakami, które nie podniosą dupy w żadnej sprawie. Można spekulować, dlaczego tak jest, ale fakt jest fakt. Dwa - bo władza od pięciu lat bardzo wyraźnie nam mówi, że życzy sobie krzyżyka co cztery lata i broń Boże nic więcej. Być może jedno jest związane z drugim.
Nie ma tak. Ludzie z natury nie są zdechlakami, ani leniami. Jeżeli im na czymś zależy to ZAWSZE wykazują się aktywnością. W zależności od osobników są jednak różne bodźce, różne rzeczy motywują, pobudzają do działania.
Pasywność naszej strony jest związana głównie z poczuciem braku zagrożenia. Zagrożony jest PiS, Kaczyński, no ci na świeczniku. My nie.
No to pociągnijmy motyw, choć o ile cię znam, to nagle stracisz do tego wątku zainteresowanie. Dlaczego wyborcy PiS nie czują się zagrożeni, kiedy zagrożony jest PiS? A w przypadku CDU, SLD, Labour i Conservatives nie jest tak. Wiem to, lata w ich krajach mieszkałem. Bo zachodnie partie bardzo dbają o to, by wyborca się z nimi utożsamiał i regularnie wysyłają do niego zachęcające sygnały. PiS też wysyła sygnały: kreska co cztery lata a poza tym trzymać się z dala, Prezes wie lepiej. No to wyborca trzyma się z dala.
No to pociągnijmy motyw, choć o ile cię znam, to nagle stracisz do tego wątku zainteresowanie. Dlaczego wyborcy PiS nie czują się zagrożeni, kiedy zagrożony jest PiS? A w przypadku CDU, SLD, Labour i Conservatives nie jest tak. Wiem to, lata w ich krajach mieszkałem. Bo zachodnie partie bardzo dbają o to, by wyborca się z nimi utożsamiał i regularnie wysyłają do niego zachęcające sygnały. PiS też wysyła sygnały: kreska co cztery lata a poza tym trzymać się z dala, Prezes wie lepiej. No to wyborca trzyma się z dala.
Tak, to też jest jedna z przyczyn. Nieumiejętność wchodzenia w interakcje z elektoratem, pewnego uświadomienia.
No, utożsamianie się jest wbudowane w ludzki umysł bardzo głęboko. Zazwyczaj „ja” to moje ciało, ale jak jadę na koniu, to jest to koń + jeździec, jak samochodem to cały samochód, jak oglądam mecz to ja to moja drużyna. Logiczne więc jest że w przypadku partii też tak powinni być.
Jeżeli PiS po przejęciu władzy daje zarządzać zespołem 700 ludzi w mojej firmie osobie z partyjnego nadania i jest to osoba tak niezrównoważona psychicznie i tak wredna jak moja Dyrektorka - to uwierzcie mi - w mojej firmie wszyscy się modlą, żeby PiS przegrał wybory i wywalili tą wredną babę, która nienawidzi ludzi i z trudem ukrywa do nich pogardę, bo każdy będzie lepszy. Ale księdza na opłatek rok temu zaprosiła i święte obrazki ma na biurku. Koleżanka Beaty Szydło. Powiem wam, że tak jak potrafi pracowników publicznie zgnoić na zebraniach - to jeszcze nie widziałem - a widziałem sporo. A najbardziej lubi wyżywać się na cichych spokojnych paniach w wieku przedemerytalnym. I do mnie drzeć ryja, że moje pracownice są tępe. Rzygać mi się chce jak sobie przypomnę. OK - sorki za zmianę ogólnego tematu i wprowadzenie osobistego wątku.
@adaho, byłam w podobnej sytuacji w zeszłym roku. Na szczęście dla pracowników przełożony nabruździł tak bardzo, że w końcu ministerstwo samo go odwołało -- tylko szkoda straconego roku dla instytucji.
Ale problem jest szerszy. To znaczy w konkretnej sytuacji to może być przypadek albo przykład kumoterstwa, ale na większą skalę wynika z tego, że w wielu środowiskach PiS nadal jest "trędowaty" i osoby z dorobkiem, nawet przychylne, nie chcą współpracować z "pisowskim" ministrem itp. W efekcie powstaje pustka, chętnie zapełniana przez najróżniejsze postaci funkcjonujące na prawach zwariowanego wujka, którego lepiej nie denerwować. Myślałam, że da się to przeczekać i że w drugiej kadencji będzie inaczej -- może tak, ale na razie czarno to widzę.
PiS też nie chce współpracować z ludźmi, z którymi z sukcesem współpracował wcześniej. PiS to jest kilku koleżków, którzy dorwali się do cukierków i są przekonani, że taka gratka nie zdarzy im się więcej - więc swą bazę kadrową zawężają jak się tylko da, by podzielić łup między mniejszą gromadę.
Wcześniej było tak( znam z opowieści - bo sam pracuje tu niecały rok), że przy zmianie władzy wymieniano tylko naczelnego a to i nie zawsze. Czasami też jednego zastępce. Natomiast pracowników merytorycznych i kadry kierowniczej - nie tykano. A teraz od dwóch lat nikt nie zna dnia i godziny. Roszady kadrowe nie mające merytorycznego uzasadnienia, degradowanie starych zasłużonych kierowników i budowanie całej sieci donosicieli. Nosz k*wa normalnie jak za komuny. Liczyłem, że spokojnie wreszcie doczekam w jakiejś firmie do emerytury - a trafiłem do domu wariatów.
adaho napisal(a): Wcześniej było tak( znam z opowieści - bo sam pracuje tu niecały rok), że przy zmianie władzy wymieniano tylko naczelnego a to i nie zawsze. Czasami też jednego zastępce. Natomiast pracowników merytorycznych i kadry kierowniczej - nie tykano. A teraz od dwóch lat nikt nie zna dnia i godziny. Roszady kadrowe nie mające merytorycznego uzasadnienia, degradowanie starych zasłużonych kierowników i budowanie całej sieci donosicieli. Nosz k*wa normalnie jak za komuny. Liczyłem, że spokojnie wreszcie doczekam w jakiejś firmie do emerytury - a trafiłem do domu wariatów.
To, co kol. opisuje, wygląda jak toporne stosowanie porad z podręcznika dot. przeciwdziałania korupcji i wycieku informacji itp. Zagrania żywcem ze szkoleń (ale wdrażane bez wyczucia i doświadczenia) -- rotowanie pracownikami to podstawowy chwyt z tego zasobu. Tylko że od tego najczęściej siada morale i efektywność.
U nas problemem był brak doświadczenia w zarządzaniu, połączony z najprawdopodobniej zaburzeniami emocjonalnymi. Stały model postępowania wyglądał tak, że dyrektor wydawał jakiemuś działowi polecenie X, a następnie on sam oraz ludzie z jego najbliższego otoczenia wprowadzali milion przeszkód sabotujących wykonanie X. To był efekt niedoświadczenia (przybierającego rozmiary kompletnego oderwania od rzeczywistości) i jednocześnie krańcowej nieufności.
adaho napisal(a): Wcześniej było tak( znam z opowieści - bo sam pracuje tu niecały rok), że przy zmianie władzy wymieniano tylko naczelnego a to i nie zawsze. Czasami też jednego zastępce. Natomiast pracowników merytorycznych i kadry kierowniczej - nie tykano. A teraz od dwóch lat nikt nie zna dnia i godziny. Roszady kadrowe nie mające merytorycznego uzasadnienia, degradowanie starych zasłużonych kierowników i budowanie całej sieci donosicieli. Nosz k*wa normalnie jak za komuny. Liczyłem, że spokojnie wreszcie doczekam w jakiejś firmie do emerytury - a trafiłem do domu wariatów.
To, co kol. opisuje, wygląda jak toporne stosowanie porad z podręcznika dot. przeciwdziałania korupcji i wycieku informacji itp. Zagrania żywcem ze szkoleń (ale wdrażane bez wyczucia i doświadczenia) -- rotowanie pracownikami to podstawowy chwyt z tego zasobu. Tylko że od tego najczęściej siada morale i efektywność.
U nas problemem był brak doświadczenia w zarządzaniu, połączony z najprawdopodobniej zaburzeniami emocjonalnymi. Stały model postępowania wyglądał tak, że dyrektor wydawał jakiemuś działowi polecenie X, a następnie on sam oraz ludzie z jego najbliższego otoczenia wprowadzali milion przeszkód sabotujących wykonanie X. To był efekt niedoświadczenia (przybierającego rozmiary kompletnego oderwania od rzeczywistości) i jednocześnie krańcowej nieufności.
Nasza niestety, albo stety ma niesamowity łeb i jest przecwana. I niestety kompetentna w wielu aspektach działania firmy. Dlatego tutaj robienie piekła pracownikom idzie w parze z merytorycznymi decyzjami. Aczkolwiek są pierwsze symptomy kryzysu w kadrach. Nikt nie chce obsadzać sekretariatów. Nie mogą znaleźć kierownika wydziału, gdzie trzeba mieć konkretną wiedzę inżynierską. Młodsi pracownicy przebąkują o zmianie pracy. Z drugiej strony jest selekcja negatywna i zostają same "żmije".
Zacząłem. Ostatnio zajęło mi to 2 lata, gdzie z kierownika handlowego musiałem się przebranżowić na operatora wózka wysokiego składu ( praca na 3 zmiany). A i tak po wysłaniu pierdyliona ofert i odbyciu kilkudziesięciu rozmów o prace - załapałem się dopiero po znajomościach - do firmy, gdzie nikt nie chciał pracować - ze względu na pier*lniętą dyrektorkę naczelną.
Komentarz
Cały czas krążymy nie tam gdzie jest odpowiedź. To nie jest strach to nie jest brak energii. Prawa strona nie utożsamia się z niczym. Są sobie partie, są w niej ludzie, jest też i elektorat. Jaki jest wspólny mianownik, co łączy partie, polityków i elektorat ? Nic. No, może strach przed PO i innymi złodziejami. Taka motywacja wystarczy na wrzucenie kartki wyborczej do urny.
Prawo i Sprawiedliwość nie jest moją partią.
Jarosław Kaczyński nie jest moim przywódcą.
Księża nie są moimi księżmi.
Firma w której pracuje nie jest moja, nie utożsamiam się
Itd.
Co jest moje ? Chata, stara, dziciuki, pięć świń, dwadzieścia kur i jeszcze był kuń, ale padł. Nic poza tym.
Niech na całym świecie wojna byle moja wieś spokojna.
A tymczasem ta "stara" to coraz częściej nie wiadomo, czy nie co najmniej sympatyzuje z czarnymi szmatami naznaczonymi błyskawicą rodem z nazistowskiego Sturmabteilung, dzieci też coraz silniej (wiem po swoich) są w szkole atakowane trockistowską propagandą neomarksistowską w ramach reimportu z Zachodu.
"Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma"
Nadzieję dają pojawiające się katolickie wspólnoty męskie, może to jest jakś rada na społeczna atomizację?
Pasywność naszej strony jest związana głównie z poczuciem braku zagrożenia. Zagrożony jest PiS, Kaczyński, no ci na świeczniku. My nie. Co jest oczywiście bardzo krótkowzroczne. To raz, a dwa to jest kompleks o którym pisałem wielokrotnie. Niewolniczo-wiejski kompleks władzy, wobec której trzeba zawsze być na nie. Nawet jeżeli jest nasza to i tak nie jest nasza.
Ale problem jest szerszy. To znaczy w konkretnej sytuacji to może być przypadek albo przykład kumoterstwa, ale na większą skalę wynika z tego, że w wielu środowiskach PiS nadal jest "trędowaty" i osoby z dorobkiem, nawet przychylne, nie chcą współpracować z "pisowskim" ministrem itp. W efekcie powstaje pustka, chętnie zapełniana przez najróżniejsze postaci funkcjonujące na prawach zwariowanego wujka, którego lepiej nie denerwować. Myślałam, że da się to przeczekać i że w drugiej kadencji będzie inaczej -- może tak, ale na razie czarno to widzę.
U nas problemem był brak doświadczenia w zarządzaniu, połączony z najprawdopodobniej zaburzeniami emocjonalnymi. Stały model postępowania wyglądał tak, że dyrektor wydawał jakiemuś działowi polecenie X, a następnie on sam oraz ludzie z jego najbliższego otoczenia wprowadzali milion przeszkód sabotujących wykonanie X. To był efekt niedoświadczenia (przybierającego rozmiary kompletnego oderwania od rzeczywistości) i jednocześnie krańcowej nieufności.