Intermarium widziane z Niemiec
Za "wPolityce":
"Portal „Deutsche Wirtschafts Nachrichten” przedstawił interesującą analizę polskiej polityki, która - zdaniem autora analizy - niesie ze sobą „kontrolowane”, uzgodnione z Waszyngtonem, zagrożenie dla obecnej formy Unii Europejskiej. Wściekły atak mediów niemieckich, które zapewne publikują to, co myśli rząd Angeli Merkel - ale z przyczyn oczywistych nie może tego mówić - może być pośrednim dowodem, że analiza jest trafna.
Nowy polski rząd prowadzi zdumiewająco twardy kurs na konfrontację z Unią Europejską
— czytamy we wstępie analizy.
Następnie jej autor opisuje szybkie tempo zmian związanych z Trybunałem Konstytucyjnym oraz w mediach publicznych i reakcję na to polityków unijnych.
Potem jednak przechodzimy do najciekawszej części tekstu. Oto według autora plan Prawa i Sprawiedliwości jest dalekosiężnym planem rozluźnienia związków z Unią Europejską na rzecz zwiększenia nad Wisłą obecności NATO. Na dodatek plan ten cieszy się tak dużym poparciem w USA, że jakiekolwiek próby unijnych nacisków na Polskę, aby zmieniła kurs, nie mają szans, zwłaszcza w kwestiach związanych z bezpieczeństwem.
Jako przykład autor analizy podał Grecję, której Berlin niedawno groził wyrzuceniem ze strefy euro. Waszyngton powiedział „nie” i na dodatek przeforsował, aby wydatki zbrojeniowe (które w Grecji są największe w NATO po USA i Turcji), wyłączyć z pakietów oszczędnościowych, choć instytucje finansowe bardzo na to nalegały.
„DWN” pisze, że działania rządu PiS ma niepisaną zgodę potężnego lobby przemysłowo-wojskowego w USA oraz w Europie. Amerykanie - zdaniem autora analizy - w pełni aprobują tworzenie przez Warszawę antyrosyjskiego sojuszu obronnego krajów Europy środkowo-wschodniej, który to sojusz umownie nazywany jest Międzymorzem - w nawiązaniu do starych idei Józefa Piłsudskiego.
Myślę o tym, jako bloku państw partnerskich, rozciągających się od Bałtyku aż po Morze Czarne. Państwo jest silne, gdy otoczone jest przez sojuszników
— cytuje portal wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy.
Portal wylicza, że oprócz Polski w sojuszu miałyby być: Estonia, Łotwa, Litwa Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Oraz jako dodatkowe komponenty w przyszłości: Azerbejdżan, Gruzja, Turcja i Ukraina.
Polska to dziś najważniejszy przyczółek USA przeciw Rosji
— konkluduje autor.
Z tekstu wynika niezbicie, że zanurzenie się w ideę Międzymorza jest szansą dla Polski rozluźnienia związków z Brukselą, z którą nie tylko Polska ma coraz więcej na pieńku, co widać zwłaszcza teraz - w dobie kryzysu imigracyjnego wywołanego przez Niemcy. Pomysł rozluźnienia stosunków polsko-unijnych i kurs na Międzymorze, ma być klinem wbitym pomiędzy Berlin a Moskwę. I dlatego życzliwie patrzy na to Waszyngton.
Portal dodaje, że niektóre ośrodki amerykańskie są zaniepokojone tempem zmian i ich zasięgiem, ale obawy te mają jedynie takie podłoże, iż mogą utrudnić realizację dalekosiężnych zamysłów nowych polskich władz.
Analiza DWN” zapewne ma sporo mankamentów i uproszczeń. Ale jest poważny sygnał, że dość trafnie opisuje rzeczywistość geopolityczną: działania Polski wywołują wściekłość w Berlinie. Analiza została też przetłumaczona i opublikowana przez kremlowskie medium propagandowe „Sputnik”."
Czyli jednak Amerykanie ?
JORGE>
"Portal „Deutsche Wirtschafts Nachrichten” przedstawił interesującą analizę polskiej polityki, która - zdaniem autora analizy - niesie ze sobą „kontrolowane”, uzgodnione z Waszyngtonem, zagrożenie dla obecnej formy Unii Europejskiej. Wściekły atak mediów niemieckich, które zapewne publikują to, co myśli rząd Angeli Merkel - ale z przyczyn oczywistych nie może tego mówić - może być pośrednim dowodem, że analiza jest trafna.
Nowy polski rząd prowadzi zdumiewająco twardy kurs na konfrontację z Unią Europejską
— czytamy we wstępie analizy.
Następnie jej autor opisuje szybkie tempo zmian związanych z Trybunałem Konstytucyjnym oraz w mediach publicznych i reakcję na to polityków unijnych.
Potem jednak przechodzimy do najciekawszej części tekstu. Oto według autora plan Prawa i Sprawiedliwości jest dalekosiężnym planem rozluźnienia związków z Unią Europejską na rzecz zwiększenia nad Wisłą obecności NATO. Na dodatek plan ten cieszy się tak dużym poparciem w USA, że jakiekolwiek próby unijnych nacisków na Polskę, aby zmieniła kurs, nie mają szans, zwłaszcza w kwestiach związanych z bezpieczeństwem.
Jako przykład autor analizy podał Grecję, której Berlin niedawno groził wyrzuceniem ze strefy euro. Waszyngton powiedział „nie” i na dodatek przeforsował, aby wydatki zbrojeniowe (które w Grecji są największe w NATO po USA i Turcji), wyłączyć z pakietów oszczędnościowych, choć instytucje finansowe bardzo na to nalegały.
„DWN” pisze, że działania rządu PiS ma niepisaną zgodę potężnego lobby przemysłowo-wojskowego w USA oraz w Europie. Amerykanie - zdaniem autora analizy - w pełni aprobują tworzenie przez Warszawę antyrosyjskiego sojuszu obronnego krajów Europy środkowo-wschodniej, który to sojusz umownie nazywany jest Międzymorzem - w nawiązaniu do starych idei Józefa Piłsudskiego.
Myślę o tym, jako bloku państw partnerskich, rozciągających się od Bałtyku aż po Morze Czarne. Państwo jest silne, gdy otoczone jest przez sojuszników
— cytuje portal wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy.
Portal wylicza, że oprócz Polski w sojuszu miałyby być: Estonia, Łotwa, Litwa Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Oraz jako dodatkowe komponenty w przyszłości: Azerbejdżan, Gruzja, Turcja i Ukraina.
Polska to dziś najważniejszy przyczółek USA przeciw Rosji
— konkluduje autor.
Z tekstu wynika niezbicie, że zanurzenie się w ideę Międzymorza jest szansą dla Polski rozluźnienia związków z Brukselą, z którą nie tylko Polska ma coraz więcej na pieńku, co widać zwłaszcza teraz - w dobie kryzysu imigracyjnego wywołanego przez Niemcy. Pomysł rozluźnienia stosunków polsko-unijnych i kurs na Międzymorze, ma być klinem wbitym pomiędzy Berlin a Moskwę. I dlatego życzliwie patrzy na to Waszyngton.
Portal dodaje, że niektóre ośrodki amerykańskie są zaniepokojone tempem zmian i ich zasięgiem, ale obawy te mają jedynie takie podłoże, iż mogą utrudnić realizację dalekosiężnych zamysłów nowych polskich władz.
Analiza DWN” zapewne ma sporo mankamentów i uproszczeń. Ale jest poważny sygnał, że dość trafnie opisuje rzeczywistość geopolityczną: działania Polski wywołują wściekłość w Berlinie. Analiza została też przetłumaczona i opublikowana przez kremlowskie medium propagandowe „Sputnik”."
Czyli jednak Amerykanie ?
JORGE>
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Czy gdyby Agora przejęła jakąś białoruską czy litewską gazetę, to przejęty tytuł stałby się tubą polskiej racji stanu?
Myślałby kto, że zwalczanie własnych mend jest kompetencją Państw Członkowskich, nieprawdaż! Tu zaś okazałło się, że jeśli dane one mendy są wystarczająco ustosunkowane z Adilandem, to podniesienie ręki np. na Lisa jest atakiem na der EU!!!!!!11
Rosję dotknął syndrom holenderski w fazie ostrej. To dwa.
Stany utrzymują Rosję przy życiu (do zeszłego roku) aby nie wzmacniać Chin skonsumowaną Syberią/ Tadżykistanem/ Kazachstanem. To trzy.
Co do merituma, to ukryte równanie EU= DE niesamowicie mi się podoba, ta legendarna niemiecka skromność.
2. Głowice są mocno leciwe, a próby nowego mocno nietenteges.
Jednostka niekiedy kieruje się rozsądkiem. Decyzjami wielkich organizacji rządzą bezmyślność i szaleństwo.
I jak wcześniej napisałem, że w Dojczlandzie największym grzechem jest żartowanie z wegetarian, abstynentów i rowerzystów.
No cóż, minister Waszczykowski nie wyczuwa Dojczlandii.
Słowo na niedzielę od naszego b. kolegi, Krzysia Wołłodźki:
W całości tekst z czerwcowego Nowe Państwo: Łagodna germanizacja? Wymowna lekcja „Mitteleuropy”
Wydana w 1915 roku „Mitteleuropa” Friedricha Naumanna była bestsellerem swoich czasów. Liberalny polityk i ewangelicki teolog przedstawił na jej kartach wizję dominacji Niemiec w Europie Środkowej i Wschodniej. Pojęcie Mitteleuropy okazało się żywotne – nie wszyscy i nie zawsze uświadamiają sobie, że kryje się za nim wizja hegemonii Niemiec na ziemiach, które długo przed rozbiorami znajdowały się w strefie wpływów Rzeczypospolitej.
Instytut Pileckiego ma wiele zasług. Czas jakiś temu zdecydował się na kolejny ambitny krok – wydał po polsku głośną książkę Friedricha Naumanna „Mitteleuropa – nowy porządek w sercu Europy”. Tytuł szybko okazał się bestsellerem w wilhelmiańskiej Rzeszy Niemieckiej. Autor przedstawił projekt schlebiający imperialnym nastrojom niemieckich elit i społeczeństwa: koncepcję politycznej, gospodarczej i kulturowej dominacji Niemiec między Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem. Koncepcja Mitteleuropy cieszyła się niemałą sympatią w kręgach niemieckich przemysłowców, którzy uważali metapolityczną ekspansję na tereny południowej i wschodniej Europy za o wiele bardziej realistyczną niż Weltpolitik, czyli efektywną politykę podobnego rodzaju, tyle że skierowaną na zachód naszego kontynentu. 1915 rok sprzyjał w Niemczech optymizmowi. Losy I wojny światowej dalekie były jeszcze od przesądzenia. Jak zauważa we wstępie do polskiego wydania pracy prof. Grzegorz Kucharczyk: „na froncie wschodnim przeprowadzona wiosną i latem 1915 roku ofensywa państw centralnych doprowadziła do wypchnięcia wojsk rosyjskich niemal z całości ziem dawnej Rzeczypospolitej. Jesienią 1915 roku front zatrzymał się na linii ciągnącej się od Dźwiny poprzez Polesie do Wołynia. W naturalny sposób postawiło to przed niemieckimi elitami politycznymi oraz intelektualnymi zadanie wypracowania nowej strategii w obliczu faktu, że przekreślone zostało status quo, które zapanowało w Europie Środkowej i Wschodniej po trzecim rozbiorze Polski”.
Imperializm w białych rękawiczkach
Przyjrzymy się krótko postaci autora „Mitteleuropy”, którego czytelnicy i czytelniczki słusznie skojarzą z działającą także w Polsce Fundacją Friedricha Naumanna, zajmującą się globalną promocją liberalizmu. Oficjalnie organizacja swoją działalnością „wspiera przemiany demokratyczne i budowę społeczeństwa obywatelskiego”. Zajmuje się również „wymianą doświadczeń między krajami członkowskimi Unii Europejskiej oraz jej sąsiadami”. Państwa ocenie zostawiam, czy – w kontekście ideowego dorobku Naumanna w żywotnych dla Rzeczypospolitej kwestiach – zasługuje to na mniej lub bardziej złośliwy chichot. Nie tylko nasz, ale i historii.
Naumann „przez jakiś czas był związany z ruchem chrześcijańsko-społecznym (i antysemickim) nadwornego pastora Adolfa Stöckera, a następnie z różnymi formacjami łączącymi postulaty odpowiadające zarówno »społecznemu« skrzydłu ruchu konserwatywnego (…), jak i lewicowemu odłamowi ruchu liberalnego”. Jego program „chrześcijańsko-narodowo-społeczny”, który mógł forsować jako parlamentarzysta, miał służyć wzmocnieniu wilhelmiańskiej Rzeszy. Szczytem kariery Naumanna był wybór na pierwszego przewodniczącego Niemieckiej Partii Demokratycznej. Pod koniec lat 50. XX wieku jego pamięć uczciła zachodnioniemiecka Wolna Partia Demokratyczna (FDP), najważniejsza wówczas niemiecka liberalna formacja – powołując do życia wspomnianą wyżej Fundację. Miejmy zatem świadomość, że liberalne i imperialne tendencje nie wykluczają się w historii – nawet jeśli jest to imperializm w białych rękawiczkach.
Potencjalnym czytelnikom i czytelniczkom należy się ostrzeżenie: książka Naumanna w swojej najbardziej czytelnej i oczywistej warstwie jest już w znacznej mierze mocno zdezaktualizowana. Znacznie więcej niż przedstawione fakty mówią o koncepcji Mitteleuropy zaproponowane przez autora interpretacje. Co poświadcza –wskazując na marginesie – że do zrozumienia dziejów nie wystarczy znajomość nazwisk i dat, ale też pewnego rodzaju intuicja dotycząca historii idei i procesów związanych z długim trwaniem oraz momentami rewolucyjnych zmian. Istotne i klarowne dla niemieckich czytelników sprzed stulecia rozdziały „Wspólna wojna i jej następstwa”, „Wspólne problemy gospodarki wojennej”, „W systemie gospodarki światowej”, „Środkowoeuropejski naród gospodarczy”, „Kwestie celne” mogą wydać się nieaktualne. Ale właśnie tam znajdziemy czytelne zasady, na jakich Naumann chciał przed ponad wiekiem budować niemiecką hegemonię w Europie Środkowej i Wschodniej w coraz bardziej globalizującym się świecie.
Zdecydowanie czytelniejsze będą rozdziały wprost dotyczące naumannowskiej filozofii dziejów i tożsamości „środkowowschodniego ludu”, którym rządzić i który eksploatować miała niemiecka Rzesza. To rozdziały „Korzenie Mitteleuropy”, „Wyznania i narodowości”, „Zagadnienia ustrojowe”. W obu przypadkach pewne jest jedno – skrupulatność Naumanna, niemal biurokratyczna tendencja do projektowania nowego niemieckiego ładu, który miały nadejść po wojennym triumfie nie powinna nas śmieszyć. Wbrew pewnemu utartemu stereotypowi Niemcy po II wojnie światowej znów zaczęły wygrywać politycznie i gospodarczo nie tylko dlatego, że byli beneficjentami zachodnich środków finansowych i pozostali przynajmniej jedną nogą w orbicie społecznej gospodarki rynkowej. Zaczęli wygrywać, bo potrafili myśleć strategicznie, a ich państwo, organizacje społeczne i biznesowe potrafiły przekuć koncepcje w czyn. To szczegółowe myślenie koncepcyjne, które w Polsce często uchodzi za zbędne, nieefektywne i wydumane, bardzo dobrze widać na kartach „Mitteleuropy”. Ono nie tylko wyraża niemieckie ambicje – potrafi je również uszczegóławiać. Uświadamia, jakie dźwignie pomagają zamieniać idee w rzeczywistość, w tym w struktury europejskiej i globalnej dominacji. Kładę to pod rozwagę również tym, którzy dzisiaj zbyt lekkomyślnie i nadto hurraoptymistycznie wieszczą koniec Europy poddanej niemczyźnie.
Mieliśmy zaakceptować niemiecką supremację w regionie
Wojna jest faktem. Ale Naumann patrzy szerzej. We wstępie do książki pisze: „Politykę zdominował duch wielkich struktur i organizacji ponadnarodowych”. Niemcy i Austro-Węgry to za mało w nadchodzącym globalnym świecie – stwierdza autor „Mitteleuropy”. „Wola utrzymania potęgi Niemiec” wymaga stworzenia projektu, który zarówno przekroczy partykularne możliwości Berlina i Wiednia, jak i w pełni je zintegruje, rozciągając niemieckie władztwo na wschód i południe naszego kontynentu. Warto uświadomić sobie, że mit Mitteleuropy Naumann buduje na historiozoficznym koncepcie, który pozwala mu uwierzytelnić niemieckie władztwo. Stwierdza, że „Europa Środkowa pozostawała w stanie dezintegracji i dezorganizacji najdłużej spośród wszystkich średniowiecznych państwowości”. To Rzesza miała być czynnikiem cywilizującym: „ekspansja żywiołu niemieckiego na ziemie Polski, Litwy, Czech, Moraw, Węgier oraz na południe, aż po ziemie Słowian południowych żyjących pod panowaniem tureckim”.
Otwarte pozostawiam pytanie, czy Naumann zdawał sobie sprawę, że tego rodzaju koncepcja jest możliwa tylko wówczas, gdy zbagatelizuje się dzieje suwerennej Rzeczypospolitej, która podważa wizję środkowej Europy jako przestrzeni, którą w kolejnych wiekach cywilizacyjnie zdominowała niemczyzna. Ale w 1915 roku miał prawo żywić przekonanie, że to sprawa ostatecznie rozwiązana, że Polska i Polacy zostali strąceni do rangi niewolnych. Co więcej: był wówczas w pełni przekonany, że w razie zwycięstwa wilhelmiańskiej Rzeszy Polacy ochoczo zaakceptują niemiecką supremację w regionie. Poświadcza to wymowny passus poświęcony narodowi polskiemu i polskiej państwowości. Z konieczności przytoczę dłuższy wywód Naumanna: „w czasie obecnej wojny wszystkie polskie stosunki i dotyczące Polski projekty są pełne tylu niewiadomych, że choć kwestia polska należy do katalogu najważniejszych »celów wojennych«, to nie może być jeszcze brana pod uwagę w rozważaniach dotyczących ostatecznego kształtu Mitteleuropy. Przy korzystnym wyniku walk i rokowań pokojowych obecna wojna może stać się dla Polaków dziejowym punktem zwrotnym. Sami Polacy domagają się – o ile dobrze rozumiem – najpierw zjednoczenia swoich ziem, a następnie, o ile to możliwe, przyznania im autonomii”.
Naumann wywodzi, co dalej, wprost wskazując, że jego projekt to synonim hegemonii niemczyzny: „W powstanie nowego, całkowicie niepodległego państwa polskiego pomiędzy Rosją a Mitteleuropą wierzy chyba tylko niewielu doświadczonych politycznie przedstawicieli tego narodu. Większa ich liczba ma nadzieję na istnienie Polski związanej z Austrią, która obejmie większość żywiołu polskiego i uzyska zbliżony do Węgrów stopień samodzielności w obrębie monarchii naddunajskiej. (…) Jest w każdym razie pewne, że trudno sobie wyobrazić nową Polskę bez uprzedniego podpisania traktatu o powstaniu Mitteleuropy”. Naumann był równocześnie przekonany, że nawet jeśli powstanie buforowe państwo polskie, to Prusy zachowają swój stan posiadania na wschodzie sprzed 1914 roku – skwapliwie przy tym podkreślał, że w 1915 roku niemieckie wojska „wyrwały Polskę ze stuletniego rosyjskiego uścisku”. Choć ze względów pragmatycznych (korzyści dla wyobrażonej Mitteleuropy) był przeciwnikiem radykalnej germanizacji Polaków, to równocześnie dbał wyłącznie o niemieckie interesy w regionie. W naszych czasach poznaliśmy sporo tego rodzaju niemieckich „przyjaciół i dobrodziejów” Polski. I doskonale wiemy, kim są ich nadwiślańscy totumfaccy.
Duch Bismarcka unosi się nad "liberalną" koncepcją Naumanna
Prof. Kucharczyk przypomina, że Naumann odwoływał się do tradycyjnego modelu imperialnego, „w którym najważniejszymi instrumentami sprawowania władzy są wpływ i kontrola, a nie terror i eksterminacja”. Dla hitlerowskich Niemiec jego program był zbyt łagodny – doskonale jednak pasuje do czasów kulturowo-gospodarczo-politycznej dominacji w białych rękawiczkach. Przywołany przez prof. Kucharczyka niemiecki politolog Herfried Münkler, znawca imperialnych modeli rządzenia, trafnie zauważa, że „imperialne granice nie oddzielają od siebie równoprawnych politycznie bytów, przedstawiają one raczej stopniowanie potęgi i wpływu. (…) Graniczące z imperium polityczne wspólnoty nie mają takiej samej godności, co imperium”. Wynika to z prostej reguły: „imperia nie znają sąsiadów, których uznają za równych sobie, to znaczy dysponujących takimi samymi co one prawami”. Stąd fundamentalne pytanie, które podnosi prof. Kucharczyk: „czy program, w który wpisane jest dążenie do nałożenia również na Polskę trwałej bariery rozwojowej i ustanowienie niemieckiego wpływu i kontroli nad całą Europą Środkową za pomocą wytworzonego w Niemczech kodu kulturowego, odszedł rzeczywiście do przeszłości?”.
We współczesnych polskich realiach jestem w stanie wyobrazić sobie następujące pytania: „W czym nam może przeszkadzać łagodny niemiecki dyktat, skoro materialnie na nim korzystamy? Czy koncepcja Mitteleuropy, którą na początku XX wieku opracował szanowany przez niemieckich liberałów polityk, rzeczywiście jest dla Polski groźna?”. Zostawmy na boku odwołania Naumanna do rzekomych średniowiecznych korzeni Mitteleuropy. Znamienne jest to, że jako swój autorytet, który dzieli z wieloma współczesnymi sobie Niemcami, Naumann wskazuje kanclerza Niemiec Otto von Bismarcka, pod którego jawnym protektoratem działała skrajnie antypolska Hakata. Nie tylko z emfazą pyta, co Niemcy zrobiły z jego dziedzictwem, ale wprost stwierdza, że „nasz kanclerz był inicjatorem Mitteleuropy”.
Germanizacja nie przestaje być germanizacją, wciąż dotyczy gospodarki, kultury, polityki. Duch Bismarcka unosi się na „liberalną” koncepcją Naumanna. Zapewne jego duch orędował też międzynarodowym poczynaniom Angeli Merkel. I nie jest też obcy Olafowi Scholzowi. Wiemy też dziś, że prorosyjska opcja Helmuta Kohla nosiła na sobie piętno bismarckowskiej geopolityki.
W czasach nam współczesnych, dzięki łagodnym środkom perswazji kultury masowej, żyjącej w symbiozie z reklamą i marketingiem, oraz neoliberalnym kamuflażom („kapitał nie ma narodowości”, „rynek ma zawsze rację”) wiele niemieckich interesów w Polsce udało przeprowadzić się znacznie łatwiej niż w czasach, gdy w wielkopolskim Śremie ksiądz Piotr Wawrzyniak skutecznie walczył z gospodarczo-kulturową germanizacją. To nie oznacza, że polskie i niemieckie firmy nie powinny dziś robić interesów. I nie oznacza to, że skazani jesteśmy na polsko-niemiecką zimną wojnę. Warto jednak mieć świadomość, że obecny polityczny kryzys w relacjach między Warszawą a Berlinem powinien służyć stronie polskiej do krytycznego przyjrzenia się sytuacji. I odpowiedzi na proste pytanie: „Czy III RP nie stała się państwem zależnym od niemieckiej wizji Mitteleuropy?”. Nie trzeba brać tego pytania dosłownie – istotniejszy niż litera głośnej koncepcji Naumanna wydaje się jej duch.
Lekcja geopolitycznego myślenia
I jeszcze jedna kwestia, której powinniśmy być świadomi również dziś, gdy myślimy o wojnie Rosji przeciw Ukrainie i możliwych scenariuszach zakończenia tego złowrogiego konfliktu. Dla Naumanna było jasne, że wojna nie oznacza tylko traktatu pokojowego. O wiele istotniejsze były dla niego jego możliwe warunki – i potencjalne korzyści dla wilhelmiańskiej Rzeszy i Austro-Węgier, jakie miałyby wyniknąć ze stworzenia niemieckiego federacyjnego superpaństwa: „pomyślmy też o Polsce, o sytuacji na Bałkanach, o Turcji, o Morzu Śródziemnym i o zawartych w traktacie pokojowym postanowieniach w sprawie handlu – wszystko zależy od decyzji, którą podejmiemy w sprawie Mitteleuropy”.
Niech nas nie zwiedzie fakt, że historia potoczyła się inaczej, niż marzył o tym niemiecki liberalny polityk. Jego koncepcja, jego pomysł na niemiecką supremację w Europie Środkowej i Wschodniej zapewne nigdy nie zostanie powtórzony dosłownie. Ale dalekosiężność tej wizji i gospodarcze i kulturowe korzyści dla niemczyzyny, jakie miałyby z niej wynikać, stanowią znaczący problem dla Rzeczypospolitej. I lekcję geopolitycznego, perspektywicznego myślenia. Chyba, że miałaby ona pozostać wyłącznie państwem buforowym i sezonowym. Tak jak chcieli tego nie tylko najwięksi dwudziestowieczni zbrodniarze z Berlina i Moskwy.
Friedrich Naumann, „Mitteleuropa”, tłum. Kamil Markiewicz, Instytut Pileckiego, Warszawa 2022
Hm, to może być prawdą, faktem. Prawda?
Jednak w 2015 roku, sto lat później dowiedzieliśmy się, jak wielu "doświadczonych politycznie przedstawicieli tego narodu" nie potrafi wyobrazić sobie bycia polskojęzycznymi wice-niemcami w guberni Unii (Mittel) Europy.
•••
Niesamowity tekst.
A ja dałem sobie wiele lat temu wcisnąć kit o prawie świętym Shumannie i dwunastu gwiazdach z korony MB Maryji.
Dwanaście gwiazd korony NMP jest faktem. Robert Schuman jest Sługą Bożym i jest wielbiony przez człowieka o wielkim wpływie na Pana Prezydenta, to też fakt. Ze świętymi to różnie bywa, świętym np. jest Henryk Masowy Morderca Chrześcijan, bo chyba taki przydomek jest najstosowniejszy.
Ja wiem.
Tylko nigdy innych sił ścierających się o wygląd Unii nie podawano. Teraz widać, dlaczego. Wychodziło, że początki są niemal ewangeliczne. A to zwykła polityka.
Przy okazji.
Byłby współcześnie z Polski któryś z polityków zostać Sługą Bożym?
Wydaje się "mózgotrzepowe" wręcz!
Chyba tylko dyr. Moskal.