Tomasz Wróblewski: KOD - pokolenie "niezatrudnialnych"
Tomasz Wróblewski dla wp.pl napisal(a):całość koniecznie
W 2007 roku, kiedy Donald Tusk obejmował rządy, eksperci grzmieli już, że polskie uczelnie ze swoją skostniałą strukturą, premiującą wysługę lat i konformistyczne postawy, a nie osiągnięcia naukowe, nie są w stanie zapewnić odpowiednich kadr rozwijającej się gospodarce. (..)
Zgromadzenia KOD bardziej przypominają dziś kolejki po nowy model IPhone'a niż marsz rycerzy utraconej wolności.(..)
Odsuńmy na chwilę całe to pretensjonalne zadęcie, brylujących polityków, aktorów, lewicowych dziennikarzy odgrywających swoje role, a w tle zobaczymy naprawdę wystraszonych i sfrustrowanych ludzi. Tracą coś, czego tak naprawdę nigdy nie mieli, ale szczerze w to wierzyli - przynależność do lepszej kasty. Miraż wyższego wykształcenia, przepustkę do życia na "europejskim" poziomie, gwarancję godnej pracy i płacy - podwyższonego standardu względem średniej krajowej.
(..)
W pośpiechu rozbudowuje administrację państwową i samorządową. Administracja publiczna puchnie w ciągu ośmiu lat z 382 tysięcy do 444 tysięcy urzędników. Zatrudnieni w całym sektorze publicznym to już blisko 4 mln osób na 16 mln wszystkich pracujących. Pokolenie miernie wykształconych, z rozbudzonymi aspiracjami a jednocześnie przyzwyczajone, że wszyscy mają dostosować się poziomem do nich, a nie odwrotnie, zalega nasze urzędy skarbowe, biura wydające wszelkiego rodzaju pozwolenia, koncesje, kontrolujące i zakazujące.
(..)
Doświadczenia innych państw pokazują, że nadprodukcja osób z wyższym wykształceniem, pozbawionych umiejętności pozwalających im znaleźć pracę adekwatną do aspiracji, prawie zawsze źle się kończy.(..)
Jeżeli Pan Tomasz Wróblewski się nie myli, to nasi realni wrogowie to ok 1 mln urzędników wszelakich. To jest realna siła, co oznacza że KOD ma realne szanse. Pytanie kogo im przeciwstawimy i jak ich najpierw zastraszymy a potem zewangelizujemy?
Otagowano:
1
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Tym samym pitanie jest: WykształciOOcha bać się czy olewać ciepłą cieczą?
Z tym, że PGRy nie generowały kosztów jako całość, natomiast tutaj jest inaczej, to realne 4 mld kosztów miesięcznych. Większość znanych mi tych ludzi mając do wyboru doskonalenie się zawodowe vs gnuśne marudzenie wybiera gnuśne marudzenie. Dodatkowo w artykule jest wyjaśnienie dlaczego ich takie a nie inne ulokowanie jest tak groźne dla gospodarki i społeczeństwa.
Ja nie postuluję rewolucji, ja jedynie dostrzegłem górę lodową, którą przeczuwałem ale jej nie widziałem, dlatego piszę choć nie mam pojęcia co zrobić z problemem.
A w tle parchate Polskie szkolnictwo wyższe. Jak słucham o 'autonomii uczelni' jako maskowaniu feudalnego lenistwa i tchórzostwa to mnie telepie
A problem jest niebanalny, bo oprócz załatwienia tematu parchatego szkolnictwa, trzeba mimo wszystko tę robotę ludziom *gdzieś* znaleźć. Wątpię, że lokomotywa naszej gospodarki jedzie teraz na tyle szybko, by była w stanie pochłonąć tyle paliwa, nawet wysokogatunkowego.
Oczywiście nie mam żadnej recepty na poradzenie sobie w skali kraju problemem teraz i wydaje mi się, że niestety musimy ponosić te miliardowe koszty, bardzo stopniowo i mądrze je redukując. Natomiast widzę różne szanse na przyszłość. Poza tworzeniem nowych miejsc pracy - bez tego DB, możemy zapomnieć o lepszej przyszłości - również korzystanie przez kobiety z długich urlopów macierzyńskich i generalnie jakiś ruch wokół programu okołorodzinnego.
Błędu z likwidacją PGR-ów nie wolno powtórzyć pod żadnym pozorem. Chciałam napisać, że nie wolno leczyć dżumy cholerą, ale boję się Ignaca, bo znów zapomniałam, jak jest naprawdę
Obecne są jawnie antyrodzinne:
Sytuacja międzynarodowa jest chyba dla nas korzystna.
Nowy management ma i doświadczenie i wizję.
Te wszystkie, nazwijmy to nieefektywności, przerosty zatrudnienia, to jest spory potencjał. Mimo beznadziejnej polityki lat ostatnich, jednak wzrost jakiś tam był.
Teraz pod światłym przewodnictwem Polska może wystrzelić. Podobnie jak daleki wschód kiedyś, z taniej siły roboczej i składania cudzych projektów, zaczęli trząść niektórymi branżami.
Dlaczego nam miałoby się nie udać?
Wróblewski dane do swoich tez zmyśla, czyli po prostu ordynarnie łże. Dowód?
http://www.ivrp.pl/viewtopic.php?t=14111&postdays=0&postorder=asc&start=0
Reszta jego wpisu to jednak oceny nie fakty?
Powiem tak - NIE CHCE mi się znowu przejeżdżać po jego tekście jak wtedy o tej broni. Wezmę jedno zdanie "Ale wtedy też pierwsi prawnicy dosiadają taksówek,"
Wtedy - rozumiem, że za czasów rządów Donalda Tuska, załóżmy, że wynika to z kontekstu, choć "wtedy" rzekomo też miało powstać określenie mohery, które jest starsze o dobre 2 lata, a w "Metrze" było jeszcze wcześniej. Ale mnie interesuje co innego - kto zna jakiegoś prawnika-taksówkarza?
_________________
Niech ten debil może przytoczy jakieś przepisy. Konkretnie, takie, których NIE BYŁO kiedyś i które się POJAWIŁY "w miarę przybywania urzędników". Chyba że chodzi o przepisy unijne - na to polski rząd (jakikolwiek) przed TL miał wpływ wielkości ok. 8%, teraz ok. 6%, czyli porównywalny do wpływu Nowoczesnej na ustawy w obecnym sejmie.
Prawda jest taka, że trend w krajowych regulacjach od 2004 r. jest taki, żeby przedsiębiorcom coraz bardziej wejść do dupy. Jedyne obciążenie, jakie wyraźnie wzrosło to podatkowe, ale do ustalenia stosownie wyższej stawki VAT nie trzeba ani jednego urzędnika.
Dobieranie się do dupy zaś to nękanie, utrudnianie komuś życia, prowadzenie postępowania mającego na celu ukaranie.
Mnie np. bawi zawsze ten przykład z ustawą Wilczka. Że tam niby było 11 koncesji, a teraz to tysiąc pińcet itd.
A jak było? Ano tak, że w ustawie Wilczka było 11 koncesji i oprócz tego odesłanie, że mogą być inne sposoby ograniczania dział. gosp. w ustawie albo uchwale samoistnej RM. A teraz jest 7 koncesji i oprócz tego inne ograniczenia, ale żeby było prościej wszystkie wpisano do ustawy.
Czyli mamy spadek liczby koncesji z 11 do 7, co zdaniem zwolenników "przywrócenia ustawy Wilczka" oznacza wzrost do 433, 657, 1024 lub innej liczby z kapelusza.
Ale może się czepiam z redaktorskiego nawyku.
Przynajmniej wykres jednoznaczny.
Idę spać.