Neurozy nasze powszednie...
Od dłuższego czasu, przy różnych okazjach uderza mnie powszechna neurotyczność i wręcz patologiczny kult profesjonalizmu (w innej dyskusji zwrócił też na to okazję kol @Rafał) Czasami jest to tylko zabawne - jak obśmiane przez Cejrowskiego dociekania kąta pod jakim należy umieszczać bombillię do jerba mate. Podobne neurotyczne podejście staje się normą, na coraz większym obszarze. Parędziesiąt lat temu "wykład" Salonu Niezależnych "Jak być dowcipnym" bawił do łez. Dzisiaj na po wpisaniu w google "jak być zabawnym" dostaje się 620 000 wyników z czego część rzeczywiście na poważnie (np. taka krynica mądrości ). Ale na dłuższą metę to nie tylko irytujące (spróbujcie zjeść obiad albo upichcić coś z nowomodnym kucharzem-amatorem), ale wręcz niebezpieczne. Bo czymże innym jak nie patologią profesjonalizmu są różnego różnego rodzaju "reksje" (ano-, orto-, bigo-, tano-, eco- i jeszcze parę innych)? Można powiedzieć, że to patologia i margines. Na szczęście to prawda, przy czym nasuwa się pytanie: "Jak długo jeszcze?". Ale moim zdaniem od takiego marginesu dużo niebezpieczniejsze są mniej spektakularne zmiany w podejściu do problemów.
Pierwszym jest oddawanie pola "fachowcom" w sprawach, które normalnie powinno się rozwiązywać samemu. Już kiedyś pisałem o pani, która w szpitalu bała się karmić swojego obłożnie chorego ojca. I nie była to wymówka ani brak miłości - ale autentyczny strach przed zrobieniem czegoś źle. Znam co najmniej kilkoro młodych rodziców płci obojga, którzy zadręczają siebie (i przy okazji innych) roztrząsaniem dylematów, czy przypadkiem nie "zafundowali dziecku traumy" bo jak się wywaliło na rowerku to podeszli za szybko/za wolno/ za nerwowo/ za spokojnie itp itd. A także cwaniaków, za niemałe pieniądze uczących np. jak właściwie opiekować się dzieckiem w mieście ze smogiem.... Jeżeli to dalej pójdzie w tym kierunku, nasze prawnuki korzystania z nocnika będą uczyli certyfikowani "poo-coach'owie"....
Drugi, IMO jeszcze poważniejszy, to zanik współczucia i empatii. Jednym, z niejawnych fundamentów obecnego neurotyzmu jest założenie, że człowiek może wszystko, a ewentualne kłopoty to wynik jego niedogodności i zaniedbań. Św. Jan w swojej Ewangeli (J 9,1) przywołuje uczniów, którzy spotkawszy niewidomego pytają "Kto zgrzeszył on czy jego rodzice?". Dokładnie w tym samym mechanizmie teraz można spotkać się z dywagacjami czy udar czterdziestoparolatka to efekt złej diety, siedzącego trybu życia, przetrenowania, biernego palenia w dzieciństwie itp itd. Generalnie jak ktoś choruje to na własne życzenie. Jest nawet gorzej. Kilkukrotnie słyszałem psioczenia lekarzy-praktyków na określenie "walka z rakiem" (czy innymi chorobami). Bo zdarza się - nikt nie bada jak często - że pacjenci, którym kuracja idzie kiepsko dodatkowo wpędzają się - czasami z pomocą rodziny - w poczucie winy. Bo skoro "przegrywają walkę" to w sumie znaczy, że się nie starają. W domyśle nie zależy im na bliskich. Co najgorsze, zdarza się słyszeć opinie, że badania prenatalne i ewentualna eugeniczna aborcja to w zasadzie przejaw poważnego podejścia do rodzicielstwa. No bo po co komu "wybrakowane" potomstwo?
A praźródłem tego wszystkiego jest moim zdaniem pycha, zarówno w wymiarze osobistym - "poradzę sobie ze wszystkim" - jak i ogólnoludzkim - "możemy wszystko"
A na koniec,dla rozluźnienia, copypasta, która przyszło do mnie w wieczornym mailu i natchnęła do tego tekstu
Pierwszym jest oddawanie pola "fachowcom" w sprawach, które normalnie powinno się rozwiązywać samemu. Już kiedyś pisałem o pani, która w szpitalu bała się karmić swojego obłożnie chorego ojca. I nie była to wymówka ani brak miłości - ale autentyczny strach przed zrobieniem czegoś źle. Znam co najmniej kilkoro młodych rodziców płci obojga, którzy zadręczają siebie (i przy okazji innych) roztrząsaniem dylematów, czy przypadkiem nie "zafundowali dziecku traumy" bo jak się wywaliło na rowerku to podeszli za szybko/za wolno/ za nerwowo/ za spokojnie itp itd. A także cwaniaków, za niemałe pieniądze uczących np. jak właściwie opiekować się dzieckiem w mieście ze smogiem.... Jeżeli to dalej pójdzie w tym kierunku, nasze prawnuki korzystania z nocnika będą uczyli certyfikowani "poo-coach'owie"....
Drugi, IMO jeszcze poważniejszy, to zanik współczucia i empatii. Jednym, z niejawnych fundamentów obecnego neurotyzmu jest założenie, że człowiek może wszystko, a ewentualne kłopoty to wynik jego niedogodności i zaniedbań. Św. Jan w swojej Ewangeli (J 9,1) przywołuje uczniów, którzy spotkawszy niewidomego pytają "Kto zgrzeszył on czy jego rodzice?". Dokładnie w tym samym mechanizmie teraz można spotkać się z dywagacjami czy udar czterdziestoparolatka to efekt złej diety, siedzącego trybu życia, przetrenowania, biernego palenia w dzieciństwie itp itd. Generalnie jak ktoś choruje to na własne życzenie. Jest nawet gorzej. Kilkukrotnie słyszałem psioczenia lekarzy-praktyków na określenie "walka z rakiem" (czy innymi chorobami). Bo zdarza się - nikt nie bada jak często - że pacjenci, którym kuracja idzie kiepsko dodatkowo wpędzają się - czasami z pomocą rodziny - w poczucie winy. Bo skoro "przegrywają walkę" to w sumie znaczy, że się nie starają. W domyśle nie zależy im na bliskich. Co najgorsze, zdarza się słyszeć opinie, że badania prenatalne i ewentualna eugeniczna aborcja to w zasadzie przejaw poważnego podejścia do rodzicielstwa. No bo po co komu "wybrakowane" potomstwo?
A praźródłem tego wszystkiego jest moim zdaniem pycha, zarówno w wymiarze osobistym - "poradzę sobie ze wszystkim" - jak i ogólnoludzkim - "możemy wszystko"
A na koniec,dla rozluźnienia, copypasta, która przyszło do mnie w wieczornym mailu i natchnęła do tego tekstu
nieznany mi internauta napisal(a):
Ale mnie wk***iają wszelkiej maści internetowi hobbyści w tym kraju, kopałbym ich jak kurczaki. Chcesz zacząć coś robić, nie wiem, łowić ryby, sklejać samoloty, srać psa jak sra, cokolwiek i zadasz na forum pytanie:
"Witam, chcę zacząć chodzić po bułki. Czy lepiej do Biedronki czy do Lidla? Pozdrawiam"
To po 10 sekundach masz:
" Chcesz zacząć chodzić po bułki? Super! Tylko pewnie masz nogi te same od urodzenia, które niestety po 2-3 pójściach do biedry ci się rozpie*dolą, więc musisz upie*dolić nogi i zamontować tytanowe protezy za 9000 dolarów, do tego buty z aerożelem za 5000 zł (dostępne w naszym sklepie internetowym), no i urządzenie mierzące pokonany dystans, tętno oraz poziom ch*ja starego w twojej dupie, bo inaczej jest ryzyko zawału. Przeczytaj też koniecznie poradnik Sebastiana Gałeckiego (niestety niedostępny w PDF, ale możesz kupić w naszym sklepie internetowym za 99,99 zł) o przechodzeniu przez ulicę, bo z samochodami nie ma żartów i głównym błędem większości początkujących jest wpie*dolenie się pod TIR-a. Jeżeli chcesz kupować do 6-8 bułek, to wystarczy taka torba sportowa za 500 zł, ale jeżeli 10 bułek i więcej, to potrzebujesz już torby COMBAT z uranu i pajęczej sieci, czasami się pojawiają na allegro. Amerykański żołnierz w Iraku nosi w takiej granaty jak szczela, więc to solidny sprzęt, będzie służył latami. Mam nadzieję, że pomogłem, pozdrawiam! "
" EH PANOWIE CORAZ WIĘCEJ AMATORÓW SIĘ PCHA DO ZABAWY HEHE MAM NADZIEJĘ, ŻE PRZEJDZIE TA NOWELIZACJA USTAWY I PO BUŁKI BĘDZIE MOŻNA CHODZIĆ TYLKO Z LICENCJĄ BO SERIO NIEKTÓRZY NIE MAJĄ ANI DOŚWIADCZENIA ANI WYOBRAŹNI I NA PRZYKŁAD UPUSZCZĄ BUŁKĘ NA PODŁOGĘ"
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Ten niby "kult profesjonalizmu" to normalna reakcja kardiochirurga, kiedy nieuki łapią go za skalpel.
Jednym z paradoksów współczesnych czasów jest współwystępowanie "kultu profesjonalizmu" i przeświadczenia o "wszechwiedzy każdego". I dlatego jest główny element patologi.
W praktyce wygląda to tak, że człowiek potrafiący godzinami rozwodzić się nad tym, czy do GPS-a lepiej włożyć paluszki "Duracela" czy "Energizera" analizując przy tym najprzedziwniejsze niuanse techniczne, jednocześnie w oparciu o zaledwie rudymentalną wiedzę na temat fizjologii i anatomii zakwestionuje diagnozę specjalistów....
Ta schizofreniczna postawa, wynika, moim zdaniem, z powszechnego nierozróżniania wiedzy od jej pozoru wytwarzanego przez używanie "naukowego sztafażu językowego". Powszechność tego zjawiska - także wśród ludzi utytułowanych naukowo - ładnie obnażył to Sokal w swoim słynnym hoaxie a potem "Modnych bzdurach".
Jeżeli chodzi o mnie to mogę sparafrazować klasyka: "Profesjonalizm tak - neurotyczność nie"
Jeśli w kategorii C istnieją ekwalizatory dla dowolnej pary morfizmów (odp. koekwalizatory) oraz produkty (odp. koprodukty) dowolnej (skończonej) rodziny obiektów, to istnieją w niej granice (odp. kogranice) dowolnych skończonych diagramów.
Brzmi imponująco ale istnieją te granice czy nie? A może granice istnieją ale kogranice już nie?
:-??
Kamil Zaradkiewicz podał/a dalej Wojciech Kussowski
Z cyklu: "każdy jest konstytucjonalistą bo ma Google"
Co do równości to ta idea sięga nieco wcześniej niż do Rewolucji Francuskiej. Zgoda że ta doprowadziła ją do zbrodniczego absurdu. Tak mi świta, że może ta sama Rewolucja doprowadziła zwykłych fachowców - uczonych, rzemieślników, artystów itd do absurdu czyli zrobiła z nich profesjonalistów. Zrobiła jeszcze większe spustoszenie w tej materii - przekonała laików o absolutnej wyższości i niezbędności profesjonalistów w każdej sprawie.
Są np. specjaliści od 5. śrubki w 10. trybiku jakiegoś sprzętu - i w tym zakresie mają rzeczywistą techniczną sprawność, pełną znajomość rzeczy. Ale całości tego urządzenia już nie ogarniają - i dlatego uważają, że ten właśnie ich 5. trybik jest najważniejszy.
Są też specjaliści, którzy widzą szerzej, ogarniają większy horyzont, nie tylko własny warsztat, potrafią dostrzec, jak wiele jest dziedzin, o których nie mają pojęcia - i tu pojawia się pokora, a więc trzeźwe spojrzenie na ważność tego, co się robi, i umiejętność docenienia działań innych ludzi w zupełnie innych dziedzinach.
A przekonanie o równości wszystkich ludzi niekoniecznie należy wiązać z hasłami rewolucji. Może to być po prostu chrześcijańskie rozumienie równości dzieci Bożych.
W oczach Boga nie ma ważniejszych i mniej ważnych, każdy ma tylko inne zadanie do spełnienia, inny plan. Niektórzy np. będą biegać, osiągając rekordy świata, a niektórzy nigdy nie przekroczą jakiejś tam III ligi, ale nie znaczy to, że w końcowym rachunku są ogólnie gorsi.
Jedno z niedawnych czytań było ze Św Pawła - to o członkach i ciele. Idealnie się stosuje. Współczesny "profesjonalizm" to roszczenie każdego paznokcia i włosa na łydce do bycia najważniejszym i rządzenia całym ciałem lub przynajmniej do pełnej niezależności od ciała i samodzielności.
laski, ktore startowaly z niczego, rozwinely sie pieknie dzieki ciekawym przepisom, wymiano zdan z internautami, poszukiwaniami na drodze lektury fachowej i wlasnych doswiadczen, ladujo jako ekspertki od wszystkiego i kouczujo na kazdy "okolotemat". mowie "okolo" bo ma byc profesjonalnie a jest o niczym: okolojedzeniowy, okolodobrzeodzywieniowy, okolostosunkimdzyludzkie, na okolofilozoficznych a nawet okoloreligijnych, nie mowiaac juz o okolokoscielnych, konczonc.
zalosne.
Trzeba też pamiętać o pewnej specyficznej grupie ludzi, która przyjmuje mnóstwo powierzchownej wiedzy i dzięki niej podejmuje, w sumie intuicyjnie, bardzo sensowne decyzje czy wnioski. Są to ludzie niezdolni do wgłębienia się w detale i rzeczową analizę, a mimo to czują bluesa, ogarniają całość. To jest pewnego rodzaju dar. I uważam, że kiedyś takich ludzi było więcej, zostali wybici, zaszczuci, albo sami się ponaginali. Osobiście znam tego typu człowieka, na 10 decyzji/wyborów 3 są tragiczne, 5 prawidłowych i 2 genialne. A my pamiętamy, zauważamy tylko te 3. Bo ma być 100% cukru w cukrze, rozliczamy bliźnich nie z sukcesów a z porażek, nie wnikając w proporcje.
Perfekcjonizm. Choroba duszy polegające na widzeniu tylko złych, ułomnych stron rzeczywistości. Dbałość o szczegóły geniuszy to jest zupełnie co innego niż dzisiejsza obsesja wymuskania nic nie znaczących detali. A jak się nie wymuska to wszystko do dupy.
Zestawienie profesjonalizmu i perfekcjonizmu z totalnym zakłamaniem w naukach społecznych/humanistycznych to chyba znak naszych czasów.
Nie wiem jak to wygląda w naukach ścisłych - ale przykład Artymowicza też jest wiele mówiący.
Te pretensje maja bardzo mało wspólnego z profesjonalizmem i perfekcjonizmem chociaż część nieprzyzwoitości polega na orzekaniu i procedowaniu w sposób nieprofesjonalny i niechlujny.
Do tego, co koleżanka bardzo dobrze opisała. dodałbym jeszcze jedno - pomieszanie priorytetów.
Najbardziej widać to tam, gdzie profesjonalizm rozumiany jest nie jako sposób działania ale przez wykorzystywane narzędzia, żeby nie powiedzieć "gadgety". To szczególnie karykaturalnie widać wśród maniaków sportu czy turystyki - np. do lekkiego kilkukilometrowego truchtu raz na tydzień, pulsometry, programy z rejestracją trasy, stroje z "kosmiczną technologią", żele energetyczne izotoniki i cały "profesjonalny" cyrk. @ JORGE @Rafał
Dokładnie w punkt
vesterr
To jest straszne jak ludzie idą w góry! Nie zdają sobie sprawy z zagrożenia! Ja wchodziłem w zeszłym roku na Giewont, lipiec, skwar, wszyscy w krótkich spodenkach, japonki, klapki, małe dzieci - koszmar! Ja jedyny byłem przygotowany: dwa czekany, raki, profesjonalna odzież, specjalistyczny mocno spłaszczony namiot (żeby opierał się wiatrom), butle z tlenem - najgorsze były te ich drwiące spojrzenia ignorantów. A przecież to GÓRY i wszystko może się zmienić w sekundę! Wejście podzieliłem na 4 dni, co paręset metrów obóz, aklimatyzacja, oczywiście poręczówki na każdym etapie i ostatniego dnia atak na szczyt. Co dzień rano znajdowałem w przedsionku mojego namiotu puszki po Coli i opakowania po chipsach! Przeklęci amatorzy! W końcu zdobyłem szczyt, zużyte butle zostawiłem w pod krzyżem w strefie śmierci, gdzie -o zgrozo! - spotkałem babcię z dwójką wnucząt! Schodziłem kolejne 4 dni, ale przeżyłem tę próbę umiejętności i charakteru. Pod koniec sierpnia planuję wejść na Kopiec Kościuszki, w stylu alpejskim - ale jak zobaczę turystów z dziećmi i watą cukrową, to dzwonię na policję.
~Prawdziwy człowiek gór, alpinista, profesjonalsta
Koleżeństwo zwróci uwagę na teksty ~Kaski
I jeszcze jeden aspekt profesjonalizmu. Zauważyłem, że ja przywiązuję uwagę do detali, albo staram się wykonać superdokładnie wtedy kiedy robię coś do czego nie mam kompletnie predyspozycji. Często, po czasie, stwierdzam, że koncentrowałem się na debilnych szczegółach nie rozumiejąc meritum. I chyba dużo ludzi tak ma. Po prostu żyjemy w czasach totalnego niedopasowania, albo może inaczej, mentalnie nie jesteśmy stworzeni do takich czasów. Chociażby ja, mam już 100 % pewności, że moja konstrukcja psychiczna jest stworzona po prostu do przeżycia. Problemy mają na mnie spadać, a ja mam je rozwiązywać, im bardziej problemy czysto ludzkie, naturalne tym dla mnie lepiej. Znakomicie też sobie radzę z deficytami, sytuacjami stresowymi itp. Żadne długofalowe planowanie, analiza, wizjonerstwo czy z drugiej mański - monotonne czynności, dokładność, powtarzalność. Pech chciał, że dzisiejszy świat nie ma dla mnie żadnej sensownej propozycji. A więc zmuszam się, właściwie odkąd sięgam pamięcią (bo już szkoły nienawidziłem), do wszystkiego w co mnie system pakuje. Nawet nauczyłem się być profesjonalistą udającym że coś łapie (bez predyspozycji), czy wykonywać czynności, których nie trawię. Ponaginałem się i porozciągałem okrutnie.
No kurcze ja mam podobnie ! Też, cholera, jestem profesjonalistą chociaż tego nie cierpię. Co więcej zdarza mi się bywać natrętnym perfekcjonistą co uważam wręcz za błąd, w zasadzie błąd kardynalny. To zawsze prowadzi do straty. Właściwie to podejrzewam, że świat jest tak skomplikowany że przetrwanie i sukcesy w nim wymagają znacznej dozy improwizacji, nawet niedbałości i nonszalancji oraz nieustannego próbowania łamania uznanych i powszechnie stosowanych sposobów postępowania czyli wręcz postępowania świadomie nieprofesjonalnego.