Zwierzęcy obyczaj moich psów.
Florek to żółty jamnik o wyjątkowo krótkich łapach i wyjątkowo długim nosie, z żółtymi ślepiami. Ktoś go przywiózł z daleka i wyrzucił na placu, w dniu targowym, po czym szybko zwiał. Był ciepły maj, więc psina nie marzła, bo znalazła sobie schronienie w trocinach u sąsiada, który produkuje parkiet. Ja już nie miałam żadnego psa, bo Tosia dostała udaru i paraliżu, przestała chodzić i stary doświadczony wet orzekł, że guza mózgu nie zoperuje w tym stanie. Uśpiliśmy.
A ja w tym czasie jeździłam co 3 tygodnie na chemię do W-wy - na cały dzień i nie bardzo mi podchodziło przyjmowanie psa pod swój dach, no ale sąsiad miał już psa, dla Florka nie miał budy, a ja miałam elegancką, więc mnie namówili i wzięłam Florka. W budzie nie miał zamiaru mieszkać, ulokował się w pierwszym dniu na fotelu i tam postanowił spać. Był bardzo chudy, więc go odrobaczyłam i zaczął wyglądać coraz lepiej. Chodzilismy na grzyby, nie trzymał się mnie, ale co kilka minut przybiegał, zeby zobaczyć gdzie jestem. Przestałam się nim przejmować, wiedziałam, że mi nie ucieknie i nie zginie. Przybiegał co kwadrans, co pół godziny, a jak gwizdnęłam - stawiał się natychmiast.
Kiedy jechałam na chemię oddawałam go na cały dzień do sąsiadki - psiary, a tam była suka, z którą uwielbiał się bawić.
Po trzech miesiącach, moi lokatorzy przywieźli mi z lasu malutkiego szczeniaka- kundelka wielkiej urody. Październikowe noce były już bardzo zimne i gdyby moi panowie nie dokarmiali go kiełbasą, i mlekiem - nie przeżyłby. Poza ty zafundowali mu duzy stress, bo go przez tydzień łapali i nie mogli złapać. W końcu złapali i do mnie przywieźli, a szczeniak bał się na nas patrzeć, siedział przyklejony do ściany, a łebek wciskał w róg pokoju, żeby nie było go widać. Wyścieliłam mu pudełko starym szlafrokiem i postawiłam na słoneczku - przy ścianie i stamtąd się nie ruszał. Wyszedł wypić ciepłe mleko, wdmuchnął jajecznicę z chlebkiem i poczuł się raźniej - odważył się wyjść z pudełka na siusiu i natychmiast do pudełka.
Pod wieczór zapuszczał dalej, zwiedzał ogród i naśladował Florka, chodził za nim jak za starszym bratem. Po południu przeniosłam go razem z pudełkiem do kuchni i ustawiłam w kąciku. przy mnie nie wychodził z legowiska, ale na jedzenie wyskakiwał - jadł pod stołem, w bezpiecznym miejscu. Pierwszej nocy usłyszałam tup tup - Tytusek zwiedzał mieszkanie. Wstałam z łóżka, zeby mu pokazać gdzie ma sikać, a on -myk! do pudełka. Rano już nie bał się chodzić po kuchni i po korytarzu, a wieczorem ... przyszedł za nami do pokoju telewizyjnego i... wskoczył na kanapę patrzeć co ja jem i co oglądam. Ponieważ było chłodno. przykryłam się kocem, a Tytus zaczął się gramolić pod mój koc i szukał miejsca do spania. Znalazł go na moim brzuszku. Zwinął się w rogalik i zasnął snem spokojnym. BYł jeszcze malutki, szukał ciepła, bo tym wymarznięciu w lesie. No i na drugi dzień zaanektował sobie kanapę na swoje legowisko. Ponieważ ma bardzo długie łapy - skok na kanapę nie był problemem. Teraz Tytus waży 16 kilo ,ma czarny płaszczyk, czarny puszysty ogon, biało żółty brzuszek duży, śnieżnobiały żabot pod szyją, dwie żółte kropki nad czarnymi oczami, białe wnętrza czarnych uszek i białe pantofelki. Elegant jakich mało, a przy tym piękny o mocnej, lśniącej sierści.W lesie ma ochotę biegać za Florkiem, ale ciągle przybiega do mnie, nawet nie muszę go wołać, a jak zawołam - zjawia się natychmiast. Takiego posłusznego psa jeszcze nie miałam.
Jutro c.d. bo muszę rano wstać.
A ja w tym czasie jeździłam co 3 tygodnie na chemię do W-wy - na cały dzień i nie bardzo mi podchodziło przyjmowanie psa pod swój dach, no ale sąsiad miał już psa, dla Florka nie miał budy, a ja miałam elegancką, więc mnie namówili i wzięłam Florka. W budzie nie miał zamiaru mieszkać, ulokował się w pierwszym dniu na fotelu i tam postanowił spać. Był bardzo chudy, więc go odrobaczyłam i zaczął wyglądać coraz lepiej. Chodzilismy na grzyby, nie trzymał się mnie, ale co kilka minut przybiegał, zeby zobaczyć gdzie jestem. Przestałam się nim przejmować, wiedziałam, że mi nie ucieknie i nie zginie. Przybiegał co kwadrans, co pół godziny, a jak gwizdnęłam - stawiał się natychmiast.
Kiedy jechałam na chemię oddawałam go na cały dzień do sąsiadki - psiary, a tam była suka, z którą uwielbiał się bawić.
Po trzech miesiącach, moi lokatorzy przywieźli mi z lasu malutkiego szczeniaka- kundelka wielkiej urody. Październikowe noce były już bardzo zimne i gdyby moi panowie nie dokarmiali go kiełbasą, i mlekiem - nie przeżyłby. Poza ty zafundowali mu duzy stress, bo go przez tydzień łapali i nie mogli złapać. W końcu złapali i do mnie przywieźli, a szczeniak bał się na nas patrzeć, siedział przyklejony do ściany, a łebek wciskał w róg pokoju, żeby nie było go widać. Wyścieliłam mu pudełko starym szlafrokiem i postawiłam na słoneczku - przy ścianie i stamtąd się nie ruszał. Wyszedł wypić ciepłe mleko, wdmuchnął jajecznicę z chlebkiem i poczuł się raźniej - odważył się wyjść z pudełka na siusiu i natychmiast do pudełka.
Pod wieczór zapuszczał dalej, zwiedzał ogród i naśladował Florka, chodził za nim jak za starszym bratem. Po południu przeniosłam go razem z pudełkiem do kuchni i ustawiłam w kąciku. przy mnie nie wychodził z legowiska, ale na jedzenie wyskakiwał - jadł pod stołem, w bezpiecznym miejscu. Pierwszej nocy usłyszałam tup tup - Tytusek zwiedzał mieszkanie. Wstałam z łóżka, zeby mu pokazać gdzie ma sikać, a on -myk! do pudełka. Rano już nie bał się chodzić po kuchni i po korytarzu, a wieczorem ... przyszedł za nami do pokoju telewizyjnego i... wskoczył na kanapę patrzeć co ja jem i co oglądam. Ponieważ było chłodno. przykryłam się kocem, a Tytus zaczął się gramolić pod mój koc i szukał miejsca do spania. Znalazł go na moim brzuszku. Zwinął się w rogalik i zasnął snem spokojnym. BYł jeszcze malutki, szukał ciepła, bo tym wymarznięciu w lesie. No i na drugi dzień zaanektował sobie kanapę na swoje legowisko. Ponieważ ma bardzo długie łapy - skok na kanapę nie był problemem. Teraz Tytus waży 16 kilo ,ma czarny płaszczyk, czarny puszysty ogon, biało żółty brzuszek duży, śnieżnobiały żabot pod szyją, dwie żółte kropki nad czarnymi oczami, białe wnętrza czarnych uszek i białe pantofelki. Elegant jakich mało, a przy tym piękny o mocnej, lśniącej sierści.W lesie ma ochotę biegać za Florkiem, ale ciągle przybiega do mnie, nawet nie muszę go wołać, a jak zawołam - zjawia się natychmiast. Takiego posłusznego psa jeszcze nie miałam.
Jutro c.d. bo muszę rano wstać.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Przed mniej więcej 2 laty wracałam do domu późnym wieczorem (około 22) z kościoła, pieszo, przez ciemne i puste (brak żywej duszy) okolice, trochę pól, trochę domów. Właściwie nie było niebezpiecznie, ale czułam się trochę nieswojo. Kiedy weszłam w uliczkę pozbawioną na dłuższym odcinku latarni, zobaczyłam siedzącego na poboczu czarnego, średniej wielkości psiaka, który popatrzył mi wesoło w oczy i jakoś tak od razu raźniej mi się zrobiło. Pomyślałam sobie - szkoda, że zaraz cię minę i przez resztę drogi (ok. 40 min) nie będę miała takiego towarzystwa.
Tymczasem pies wyprzedził mnie kilka metrów, coś tam sobie wąchał przy drodze, a gdy poszłam dalej, to podbiegł znowu, chwilę szedł "łeb w łeb", niemal przy nodze, później pobiegł do przodu i odwrócił się, sprawdzając, czy idę, potem znowu coś go zajęło - i tak do samego domu.
Zastanawiałam się, czy nie chce się nająć "na służbę", bo co chwilę popatrywał mi w oczy - i nawet było mi żal, że nie mogę go wpuścić do siebie i wynagrodzić za przysługę dobrą psią kolacją ze względu na mojego własnego psa. Ale kiedy weszłam do domu i po chwili wyszłam znowu na zewnątrz, żadnego psa już nie było. Co ciekawe - psy pilnujące domów na trasie w ogóle nie szczekały, co się normalnie nie zdarza.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia