Piotr Zaremba, trzymając się reguł laudacji, postanowił nie zarembizować (JK człowiek wolności)
Laudacje się czyta, nie mówi z głowy, więc i ja coś sobie napisałem. Zacznę od akcentu osobistego. Nasz dzisiejszy honorowy gość, laureat pięknego tytułu, jest człowiekiem, który poszerzył zakres mojej osobistej wolności. Bo wolność to również prawo dokonywania wyborów, rozstrzygania dylematów, podejmowania decyzji nie w takich warunkach, że możliwa jest tylko jedna wersja, jeden kierunek.
Premiera, prezesa Jarosława Kaczyńskiego poznałem na początku 1992 roku jako początkujący dziennikarz zajmujący się polityką. Wcześniej znałem go za pośrednictwem ówczesnych mediów, a patrzyłem też przez pryzmat swoich zapatrywań, które można określić, językiem dzisiejszym, jako do pewnego stopnia politycznie poprawne. Często ludzie tzw. drugiej strony opowiadając o swoich pierwszych spotkaniach z tym politykiem podkreślali swoje zaskoczenie: dowcipny, autoironiczny, sympatyczny – nawet Tomasz Lis przeszedł kiedyś takie krótkie olśnienie.
Ale ja powiem nie o tym. W moim przypadku to był przede wszystkim potężny kop w głowę, strumień myśli, informacji, diagnoz, pytań, analiz. Od tego, jak funkcjonuje na gruzach dopiero co odrzuconego komunizmu system bankowy po refleksję historyczną jak naprawdę, nie zgodnie ze stereotypem ale naprawdę funkcjonował w Polsce stalinizm. Uzbrojony w takie narzędzia mogłem dokonać wyboru, świadomego, z pełnym rozpoznaniem między czym i czym wybieram.
Wiele z tych myśli, jakie poznałem w ówczesnych rozmowach, w wywiadach, zostały we mnie na całe życie. Może nawet bardziej jako metoda oglądu rzeczywistości. Można powiedzieć, że przeszedłem seminarium u doktora Kaczyńskiego. Za to należy się wdzięczność, nawet jeśli czasem okazywałem się uczniem i wychowankiem krnąbrnym czy nieortodoksyjnym. I to się nazywa charyzma. Nie złożona ze sztuczek, gestów, socjotechniki, a utkana z potęgi myśli.
Jarosław Kaczyński sam sięgał po swoją wolność po wielekroć, co wiem jako współautor wywiadu-rzeki z nim i jego biograf. Doświadczał tej wolności, kiedy szukał z bratem jeszcze w czasach licealnych, dostępu do jakiejś opozycji. Albo gdy też z bratem biegł na demonstrację w marcu 68 – a nie były to takie demonstracje jak dzisiaj, tam się realnie ryzykowało. Czy kiedy w latach 70. z ramienia Biura Interwencji KOR jechał w najbardziej zakazane miejsca bronić ludzi. I kiedy w latach 80. całe lata pracował na rzecz opozycji solidarnościowej nie ulegając modnej od pewnego momentu atmosferze porzucania „Solidarności”.
A zarazem to było coś więcej niż tylko walka z niesprawiedliwością niedemokratycznego, niepolskiego państwa. To była odwaga pójścia pod prąd najbardziej utartym mniemaniom. Jak wtedy gdy na studiach – opowiadał mi to jeden z jego ówczesnych kolegów - mówił z wielką pewnością w głosie, że komunizm upadnie jeszcze za jego i tychże kolegów życia.
Ta niezależność do bólu była dobrym punktem wyjścia do zakwestionowania hierarchii autorytetów u schyłku lat 80., na początku III RP. Polskie życie polityczne zagrożone bezalternatywnością, zostało postawione wobec konfliktu. Oj jak Polacy konfliktu nie lubili, jak się go obawiali. A jednak sprawy zostały szybciej popchnięte do przodu, Polska zyskała realny pluralizm, stery zostały szybciej wyrwane z rąk postkomunistów. Jeżeli to nie jest droga do wolności, to co nią jest?
I tak było potem na każdym kolejnym etapie, kiedy Polsce groził brak alternatywy, skostnienie, petryfikacja patologii. Jarosław Kaczyński mówił rzeczy nie zawsze popularne, nie zawsze najłatwiejsze, ryzykując przy tym kolejne wojny i własne marginalizacje. Droga okazała się długa, ale chyba było warto. W roku 1991 Adam Michnik przestrogi Lecha i Jarosława Kaczyńskich dotyczące stanu korupcji w Polsce porównywał do diagnoz sowieckiej czerezwyczajki. W 2004 zeznając przed komisją badającą sprawę Rywina przyznał obu tym politykom rację.
Właśnie: Adam Michnik. Wielu odczytuje dzieje ostatnich dziesięcioleci jako historię jego starcia z Jarosławem Kaczyńskim, jako opowieść ich sporu już nie o politykę a o metapolitykę, nie o czystą władzę, ale o rząd dusz. Nie chcę w tym wystąpieniu oceniać Michnika. Powiem tylko, że po stronie Jarosława Kaczyńskiego była wielka wiedza o państwie. Kiedyś przy okazji promocji naszej wspólnej książki powiedziałem, że to chyba jedyny polski lider, który ma pogląd na wszystko od polityki zagranicznej po edukację. W jego ujęciu Polska to nie tylko garść haseł, to realna treść.
Na każdym etapie wyzwaniem jest co innego. Kiedyś likwidacja pozostałości komunizmu, swoiste wyjście z PRL. Teraz sprostanie wyzwaniom globalizacji, przekonanie Polaków, że potrzebują własnego silnego państwa, że państwo narodowe, nie nacjonalistyczne, ale polskiego narodu politycznego to bezcenna wartość, której warto bronić . Że wartością jest suwerenność, tożsamość, że to nie są czcze frazesy.
To jest również zbiór wartości naszego tygodnika – stąd to spotkanie. Dla wielu naszych czytelników Jarosław Kaczyński to bezwarunkowy autorytet, gwarant tego, że sprawy idą w dobrym kierunku, jednocześnie człowiek bardzo bliski. Ale ja chcę również zwrócić uwagę na to, jak wielu ludzi od niego odległych zaczęło mówić jego językiem. Źródeł wielu zmian, choćby gwałtownego renesansu polskiego patriotyzmu, myślenia kategoriami polskiego interesu, można upatrywać w aktywności Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Uznali to również, przynajmniej po części, ci, którzy z nim wojują, chociaż czasem, jak w komedii Moliera „Mieszczanin szlachcicem” nie wiedzą, że mówią prozą.
W następstwie polityki Jarosława Kaczyńskiego, aktywności jego kolejnych formacji, Polakom bardzo się poszerzył zakres najróżniejszych wyborów - od prawa do zakwestionowania różnych patologicznych praktyk elit do prawa podważenia politpoprawności. Czyli powiększył się margines realnej wolności. Do pewnego stopnia działo się tak już od roku 1989, ale zwłaszcza w ciągu ostatnich kilkunastu lat.
A równocześnie nasz laureat doznał satysfakcji, która jest marzeniem każdego polityka ambitnego. Jego wola przekuwana jest na realne działania, decyzje, prawa. Jego koncepcje nie są mgłą pozwalającą zyskać władzę, wpływy, może bogactwo. One pozwalają zmieniać rzeczywistość.
Trudno sobie wyobrazić większy komplement dla politycznego lidera. A zwłaszcza dla takiego lidera, który zawsze o tym marzył, myślał, może i śnił. Który wykazał się cnotą cierpliwości w chwilach trudnych, ale nie przestał wierzyć w cel. Z uporem odwoływał się do pewnego zespołu wartości. I okazało się, że w Polsce warto mieć poglądy. Warto w coś wierzyć. Polityka nie jest tylko techniką uwodzenia i zniewalania wyborców. Właściwie ja nie bardzo wiem, czego mogę panu prezesowi, panu premierowi życzyć. Mam wrażenie, że spełnił swoje marzenia. Choć zaznał przy tym wiele goryczy, a pewnie nie osiągnął wszystkich celów programowych, bo nikt ich w polityce w stu procentach nie osiąga. Ale metapolityczną wojnę z Adamem Michnikiem chyba pan na naszych oczach wygrywa.
Ja mogę tylko panu Jarosławowi Kaczyńskiemu w imieniu tygodnika „wSieci”, portalu wPolityce.pl, naszego małego medialnego ośrodka, podziękować. Za to, że dał prawdziwy wybór Polakom. Że przełamał ileś tam determinizmów, rozbił ileś mitów, pokonał ileś tam polskich niemożności i włączył nas w grę o zmianę świata. Za to, że zapewnił komfort wyboru mnie osobiście. Że dał nadzieję na świat i bardziej skomplikowany i lepszy.
Premiera, prezesa Jarosława Kaczyńskiego poznałem na początku 1992 roku jako początkujący dziennikarz zajmujący się polityką. Wcześniej znałem go za pośrednictwem ówczesnych mediów, a patrzyłem też przez pryzmat swoich zapatrywań, które można określić, językiem dzisiejszym, jako do pewnego stopnia politycznie poprawne. Często ludzie tzw. drugiej strony opowiadając o swoich pierwszych spotkaniach z tym politykiem podkreślali swoje zaskoczenie: dowcipny, autoironiczny, sympatyczny – nawet Tomasz Lis przeszedł kiedyś takie krótkie olśnienie.
Ale ja powiem nie o tym. W moim przypadku to był przede wszystkim potężny kop w głowę, strumień myśli, informacji, diagnoz, pytań, analiz. Od tego, jak funkcjonuje na gruzach dopiero co odrzuconego komunizmu system bankowy po refleksję historyczną jak naprawdę, nie zgodnie ze stereotypem ale naprawdę funkcjonował w Polsce stalinizm. Uzbrojony w takie narzędzia mogłem dokonać wyboru, świadomego, z pełnym rozpoznaniem między czym i czym wybieram.
Wiele z tych myśli, jakie poznałem w ówczesnych rozmowach, w wywiadach, zostały we mnie na całe życie. Może nawet bardziej jako metoda oglądu rzeczywistości. Można powiedzieć, że przeszedłem seminarium u doktora Kaczyńskiego. Za to należy się wdzięczność, nawet jeśli czasem okazywałem się uczniem i wychowankiem krnąbrnym czy nieortodoksyjnym. I to się nazywa charyzma. Nie złożona ze sztuczek, gestów, socjotechniki, a utkana z potęgi myśli.
Jarosław Kaczyński sam sięgał po swoją wolność po wielekroć, co wiem jako współautor wywiadu-rzeki z nim i jego biograf. Doświadczał tej wolności, kiedy szukał z bratem jeszcze w czasach licealnych, dostępu do jakiejś opozycji. Albo gdy też z bratem biegł na demonstrację w marcu 68 – a nie były to takie demonstracje jak dzisiaj, tam się realnie ryzykowało. Czy kiedy w latach 70. z ramienia Biura Interwencji KOR jechał w najbardziej zakazane miejsca bronić ludzi. I kiedy w latach 80. całe lata pracował na rzecz opozycji solidarnościowej nie ulegając modnej od pewnego momentu atmosferze porzucania „Solidarności”.
A zarazem to było coś więcej niż tylko walka z niesprawiedliwością niedemokratycznego, niepolskiego państwa. To była odwaga pójścia pod prąd najbardziej utartym mniemaniom. Jak wtedy gdy na studiach – opowiadał mi to jeden z jego ówczesnych kolegów - mówił z wielką pewnością w głosie, że komunizm upadnie jeszcze za jego i tychże kolegów życia.
Ta niezależność do bólu była dobrym punktem wyjścia do zakwestionowania hierarchii autorytetów u schyłku lat 80., na początku III RP. Polskie życie polityczne zagrożone bezalternatywnością, zostało postawione wobec konfliktu. Oj jak Polacy konfliktu nie lubili, jak się go obawiali. A jednak sprawy zostały szybciej popchnięte do przodu, Polska zyskała realny pluralizm, stery zostały szybciej wyrwane z rąk postkomunistów. Jeżeli to nie jest droga do wolności, to co nią jest?
I tak było potem na każdym kolejnym etapie, kiedy Polsce groził brak alternatywy, skostnienie, petryfikacja patologii. Jarosław Kaczyński mówił rzeczy nie zawsze popularne, nie zawsze najłatwiejsze, ryzykując przy tym kolejne wojny i własne marginalizacje. Droga okazała się długa, ale chyba było warto. W roku 1991 Adam Michnik przestrogi Lecha i Jarosława Kaczyńskich dotyczące stanu korupcji w Polsce porównywał do diagnoz sowieckiej czerezwyczajki. W 2004 zeznając przed komisją badającą sprawę Rywina przyznał obu tym politykom rację.
Właśnie: Adam Michnik. Wielu odczytuje dzieje ostatnich dziesięcioleci jako historię jego starcia z Jarosławem Kaczyńskim, jako opowieść ich sporu już nie o politykę a o metapolitykę, nie o czystą władzę, ale o rząd dusz. Nie chcę w tym wystąpieniu oceniać Michnika. Powiem tylko, że po stronie Jarosława Kaczyńskiego była wielka wiedza o państwie. Kiedyś przy okazji promocji naszej wspólnej książki powiedziałem, że to chyba jedyny polski lider, który ma pogląd na wszystko od polityki zagranicznej po edukację. W jego ujęciu Polska to nie tylko garść haseł, to realna treść.
Na każdym etapie wyzwaniem jest co innego. Kiedyś likwidacja pozostałości komunizmu, swoiste wyjście z PRL. Teraz sprostanie wyzwaniom globalizacji, przekonanie Polaków, że potrzebują własnego silnego państwa, że państwo narodowe, nie nacjonalistyczne, ale polskiego narodu politycznego to bezcenna wartość, której warto bronić . Że wartością jest suwerenność, tożsamość, że to nie są czcze frazesy.
To jest również zbiór wartości naszego tygodnika – stąd to spotkanie. Dla wielu naszych czytelników Jarosław Kaczyński to bezwarunkowy autorytet, gwarant tego, że sprawy idą w dobrym kierunku, jednocześnie człowiek bardzo bliski. Ale ja chcę również zwrócić uwagę na to, jak wielu ludzi od niego odległych zaczęło mówić jego językiem. Źródeł wielu zmian, choćby gwałtownego renesansu polskiego patriotyzmu, myślenia kategoriami polskiego interesu, można upatrywać w aktywności Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Uznali to również, przynajmniej po części, ci, którzy z nim wojują, chociaż czasem, jak w komedii Moliera „Mieszczanin szlachcicem” nie wiedzą, że mówią prozą.
W następstwie polityki Jarosława Kaczyńskiego, aktywności jego kolejnych formacji, Polakom bardzo się poszerzył zakres najróżniejszych wyborów - od prawa do zakwestionowania różnych patologicznych praktyk elit do prawa podważenia politpoprawności. Czyli powiększył się margines realnej wolności. Do pewnego stopnia działo się tak już od roku 1989, ale zwłaszcza w ciągu ostatnich kilkunastu lat.
A równocześnie nasz laureat doznał satysfakcji, która jest marzeniem każdego polityka ambitnego. Jego wola przekuwana jest na realne działania, decyzje, prawa. Jego koncepcje nie są mgłą pozwalającą zyskać władzę, wpływy, może bogactwo. One pozwalają zmieniać rzeczywistość.
Trudno sobie wyobrazić większy komplement dla politycznego lidera. A zwłaszcza dla takiego lidera, który zawsze o tym marzył, myślał, może i śnił. Który wykazał się cnotą cierpliwości w chwilach trudnych, ale nie przestał wierzyć w cel. Z uporem odwoływał się do pewnego zespołu wartości. I okazało się, że w Polsce warto mieć poglądy. Warto w coś wierzyć. Polityka nie jest tylko techniką uwodzenia i zniewalania wyborców. Właściwie ja nie bardzo wiem, czego mogę panu prezesowi, panu premierowi życzyć. Mam wrażenie, że spełnił swoje marzenia. Choć zaznał przy tym wiele goryczy, a pewnie nie osiągnął wszystkich celów programowych, bo nikt ich w polityce w stu procentach nie osiąga. Ale metapolityczną wojnę z Adamem Michnikiem chyba pan na naszych oczach wygrywa.
Ja mogę tylko panu Jarosławowi Kaczyńskiemu w imieniu tygodnika „wSieci”, portalu wPolityce.pl, naszego małego medialnego ośrodka, podziękować. Za to, że dał prawdziwy wybór Polakom. Że przełamał ileś tam determinizmów, rozbił ileś mitów, pokonał ileś tam polskich niemożności i włączył nas w grę o zmianę świata. Za to, że zapewnił komfort wyboru mnie osobiście. Że dał nadzieję na świat i bardziej skomplikowany i lepszy.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
"Bez przesady".
Czy coś w tym sensie.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia