Skip to content

Odtrutki kulturalne

2»

Komentarz

  • edytowano December 2018
    Aleksander McCall Smith! Żeby pisać tak prostym językiem i przekazywać tak wiele emocji - trzeba być prawdziwym mistrzem.
    Autor jest Szkotem, który wiele lat mieszkał w Afryce i zaraża czytelników swoją miłością do tego lądu. Ja też pokochałam Botswanę i jej mieszkańców, dzięki jego książce "Kobieca agencja detektywistyczna nr 1".
    To nie jest klasyczny kryminał, to opowieść o uroczej i mądrej mmie Ramotswe, jej życiu i życiu Botswańczyków.
    Trudno jest opisać piękno, miłość, zachwyt. McCall robi to lekko, jednym pociągnięciem pióra, w dwóch, czterech zdaniach. Jest to raczej literatura kobieca, ale panowie ceniący literacki kunszt też ze smakiem skonsumują tę opowieść. I nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że jest to literatura klasy B, moim zdaniem to literatura wysokich lotów i - jak rzekłam- mistrzostwo stylu.
    Z radością wyczytałam, że autor zachęcony ogromnym sukcesem tej książki, napisał jeszcze 14 kolejnych opowieści z Botswany - będę na nie polować.
    No i szlag mnie trafia, bo w necie jest serial o mmie Ramotswe, a ja nie mogę go obejrzeć, bo jakaś polityka cookies na to nie pozwala.
    Nauczyłam się dwu słów: mma - to pani, rra - to pan, w ichnim języku.
    Jeśli chcecie poobcować z dobrymi ludźmi, ze światem, któremu obcy jest parszywy relatywizm, z krajobrazami zapierającymi dech w piersiach, lub po prostu naładować akumulatory, sięgnijcie po tę książeczkę.
    Bardzo polecam, jako lek "na całe zło".

    image
  • Ta "Kobieca agencja..." to świetna rzecz. Ma jeszcze jedną część , ale czy taki sam tytuł, nie pomnę. Napisane fantastycznie przystępnie i lekko, z ogromną sympatią dla tych ludzi i znajomością kraju. Jest i wg. tego film. Mma Ramotswe, szefowa agencji niezrównana Murzynka.
  • Aleksander McCall to nie byłe kto, w sensie nieprzeciętny człowiek.

    " Urodzony w Zimbabwe szkocki pisarz i profesor prawa medycznego. Autor ponad 50 książek. Podstawy wykształcenia zdobywał w Bulawayo a następnie przeprowadził się do Szkocji, gdzie studiował prawo. Po powrocie do Afryki podjął pracę na uniwersytecie w Botswanie, gdzie wykładał prawo. Później osiadł na stałe w Szkocji, w Edynburgu z żoną Elizabeth (lekarka), dwoma córkami Lucy i Emily oraz kotem Gordonem. Jego hobby to gra na instrumentach dętych, jest współzałożycielem amatorskiej orkiestry "Naprawdę Straszna Orkiestra", gdzie Smith gra na fagocie a jego żona na flecie. Jest także wiceprzewodniczącym the Human Genetics Commission of the UK, przewodniczącym British Medical Journal Ethics Committee, oraz członkiem Międzynarodowej Komisji Bioetycznej przy UNESCO. Jest autorem wielu powieści i opowiadań, wiele spośród nich zdobyło duże uznanie. Szczególną popularnością cieszy się cykl detektywistyczny o Mmie Ramotswie. Pierwsza część cyklu, "Kobieca Agencja Detektywistyczna Nr 1" (1999) zebrała szereg nagród literackich, została m.in. wybrana przez czasopismo "The Times" na książkę roku 1999, zaś jej autora obwołano pisarzem roku 2003."
  • Mania napisal(a):
    Aleksander McCall Smith! "Kobieca agencja detektywistyczna nr 1".
    Z radością wyczytałam, że autor zachęcony ogromnym sukcesem tej książki, napisał jeszcze 14 kolejnych opowieści z Botswany - będę na nie polować.
    Mam i chętnie Ci pożyczę trzy: "Mma Ramotstwe i łzy żyrafy", "Moralność dla pięknych zwierząt" oraz "Kredens pełen życia".
    Podzielam opinię.

  • Szę czeszę :-)
  • podobnież chciał się zastrzelić, kwartet się ostał, piekne wykonie by La Gaia Scienza
  • czy u was tez:)!!!?

  • U mnie tak.
  • U mnie też.


  • Gdzie nie otworze tam Peterson...
  • Tak mi się podoba ten obraz, ze musiałam wkleić.
    Pasterka.
    image
  • edytowano December 2018
    Ileż to się trzeba namiotać, zeby choc spróbować unieważnić Boga.
    Czy to ten sam jegomość który ma swoją stalą w fizyce?
  • apropopopo Bolcmana
    Trurl i Klapaucjusz byli uczniami wielkiego Kerebrona Emtadraty, który w Wyższej Szkole Neantycznej wykładał przez czterdzieści siedem lat Ogólną Teorię Smoków. Jak wiadomo, smoków nie ma. Prymitywna ta konstatacja wystarczy może umysłowi prostackiemu, ale nie nauce, ponieważ Wyższa Szkoła Neantyczna tym, co istnieje, wcale się nie zajmuje; banalność istnienia została już udowodniona zbyt dawno, by warto jej poświęcać choćby jedno jeszcze słowo.
    Tak tedy genialny Kerebron, zaatakowawszy problem metodami ścisłymi, wykrył trzy rodzaje smoków: zerowe, urojone i ujemne. Wszystkie one, jak się rzekło, nie istnieją, ale każdy rodzaj w zupełnie inny sposób. Smoki urojone i zerowe, przez fachowców zwane urojakami i zerowcami, nie istnieją w sposób znacznie mniej ciekawy aniżeli ujemne. Od dawna znany był w smokologii paradoks, polegający na tym, że kiedy dwa ujemne herboryzuje się (działanie odpowiadające w algebrze smoków mnożeniu w zwykłej arytmetyce), w rezultacie powstaje niedosmok w ilości około 0,6. Otóż świat specjalistów dzielił się na dwa obozy, z których jeden utrzymywał, iż chodzi o część smoka, licząc od głowy, drugi natomiast, że od ogona. Wielką zasługą Trurla i Klapaucjusza było wyjaśnienie błędności obu tych poglądów. Zastosowali oni po raz pierwszy w tej dziedzinie rachunek prawdopodobieństwa i tym samym stworzyli smokologię probabilistyczną, z której wynika, że smok jest termodynamicznie niemożliwy tylko w sensie statystycznym, podobnie jak elfy, skrzaty, krasnale, gnomy, wróżki itp. Z ogólnej formuły nieprawdopodobieństwa wyliczyli obaj teoretycy współczynniki krasnalizacji, rozelfiania się itp. Z tejże formuły wynika, że na spontaniczną manifestację przeciętnego smoka należałoby czekać około szesnastu kwintokwadrylionów heptylionów lat. Zapewne problem ów pozostałby jedynie ciekawostką matematyczną, gdyby nie znana żyłka konstruktorska Trurla, który postanowił zagadnienie to zbadać empirycznie. A ponieważ chodziło o zjawiska nieprawdopodobne, wynalazł wzmacniacz prawdopodobieństwa i wypróbował go, najpierw u siebie w piwnicy, a potem na specjalnym, ufundowanym przez Akademię, Poligonie Smokorodnym, czyli Smokoligonie. Niezorientowani w ogólnej teorii nieprawdopodobieństwa po dziś dzień zapytują, czemu właściwie Trurl uprawdopodobnił smoka, a nie elfa czy krasnala, a czynią tak z ignorancji, nie wiedzą bowiem, że smok jest po prostu bardziej od krasnala prawdopodobny; Trurl, być może, zamierzał pójść w swych doświadczeniach z wzmacniaczem dalej, ale już pierwsze przyprawiło go o ciężką kontuzję, albowiem wirtualizujący się smok lignął. Na szczęście obecny przy rozruchu Klapaucjusz zmniejszył prawdopodobieństwo i smok znikł. Wielu uczonych powtarzało potem doświadczenia ze smokotronem, że jednak brakło im rutyny i zimnej krwi, znaczna ilość smoczego pomiotu, poturbowawszy ich dotkliwie, wydostała się na swobodę. Wtedy dopiero okazało się, że wstrętne potwory istnieją zupełnie inaczej aniżeli jakieś szafy, komody czy stoły; smoki odznaczają się bowiem przede wszystkim prawdopodobieństwem, na ogół dość znacznym, kiedy już raz powstały. Jeśli się urządzi na takiego smoka polowanie, a jeszcze z nagonką, krąg myśliwych z bronią gotową do strzału napotyka tylko wypaloną, cuchnącą w sposób zdecydowany ziemię, ponieważ smok, widząc, że z nim źle, z przestrzeni realnej chroni się do konfiguracyjnej. Jako bydlę niezmiernie tępe i plugawe czyni to, oczywiście, czysto instynktownie. Osoby prymitywne, nie mogąc pojąć, jak to się dzieje, domagają się nieraz w zacietrzewieniu, aby im pokazać tę przestrzeń konfiguracyjną; nie wiedzą bowiem, że elektrony, których istnieniu wszak nikt zdrowy na umyśle nie przeczy, też poruszają się jedynie w przestrzeni konfiguracyjnej i losy ich zależą od fal prawdopodobieństwa. Zresztą upartemu łatwiej przystać na nieistnienie elektronów aniżeli smoków, ponieważ elektrony, przynajmniej w pojedynkę, nie ligają.
  • Smoki prawdopodobieństwa to jedno z zabawniejszych opowiadań z "Cyberiady". Dzięki za przypomnienie :)
  • > Za czym spod ich rąk wypełzła szara myszka cynowa, która, puszczając pyszczkiem bańki mydlane, zarazem biegała po stole, a spod ogonka sypał się jej biały kredowy pył tak kunsztownie, iż powstał z tego kaligrafowany napis: A WIĘC NAPRAWDĘ NAS NIE KOCHACIE?
  • edytowano January 2019
    randolph napisal(a):
    Ileż to się trzeba namiotać, zeby choc spróbować unieważnić Boga.
    Czy to ten sam jegomość który ma swoją stalą w fizyce?
    A tam, Bolcman dziala na nasza korzysc, bo dostarcza argument przeciwko multiwersum. Multiwersum to jest drugie, po ewolucji, najpopularniejsze narzedzie naturalistow. Czego nie da sie wyjasnic ewolucja - to wyjasnia sie multiwersum, czyli ze istnieje wiele roznych wszechswiatow, niektore z nich sa takie, ze jest mozliwe w nich zycie. No i my w jednym z nich sie znajdujemy. Nie powinnismy sie tez dziwic, ze w akurat takim wyladowalismy, bo po prostu w innych sie nie dalo, bo w nich zycia nie ma.

    Ale (i w tej obserwacji pomogl Bolcman) jest mozliwych wiele wszechswiatow mniej skomplikowanych niz ten nasz, w ktorych tez mogliby istniec myslacy obserwatorzy. P-stwo, ze losowe fluktuacje stworza mniej skomplikowany wszechswiat, jest wieksze, niz ze stworza bardziej skomplikowany. Wiec powinnismy byc raczej samotnymi mozgami plywajacymi w entropii (no, jakies paliwo by sie przydalo poza ta entropia, niech bedzie ze bylibysmy w jakiejs z bance z "paliwem") niz racjonalnymi malpami chodzadzymi po Ziemi, w Ukladzie Slonecznym, w galaktyce Drogi Mlecznej itd.

    WLC o tym: https://www.reasonablefaith.org/media/reasonable-faith-podcast/many-worlds-and-boltzmann-brains/
  • A tutaj się koleżeństwo zdziwi słysząc po litewsku pieśń sławiącą Unię Rzeczypospolitej Obojga Narodów :
  • rdr napisal(a):
    image
    Dla mnie to zawsze jakieś psychodeliczne było.

  • Jest w Gruzji wioska, gdzie wszyscy mieszkańcy śpiewają.





  • W USiech podobnie bywało jeszcze w l. 60.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.