USA czyli Rosja
Ot, taki wpis, historii Filipin nie znam, ale znając anglosasów, wydaje się całkiem realne. My mieliśmy ruskich i niemców, Filipińczycy jankesów:
Swój antyamerykanizm usprawiedliwia historycznie. Amerykanie podbili Filipiny metodą ludobójstwa. Gdy się pojawili w 1898 r., wybuchło powszechne powstanie przeciw nowym kolonizatorom, które było tłumione żelazną ręką do 1913 r. Według różnych źródeł zabili półtora do trzech milionów ludzi, paląc całe wsie i miasteczka. Odtąd na Filipinach panowało przekonanie, że z Ameryką nie da się wygrać. Lecz nie to Duterte uznaje za największe zło, lecz strukturę gospodarki, którą Amerykanie stworzyli: system oligarchiczno-obszarniczy. By zapewnić sobie łatwiejsze rządy, wprowadzili stosunki czysto feudalne, czym nie mogli się pochwalić nawet Hiszpanie. Podzieli kraj na wiele olbrzymich latyfundiów z rodzinami pochodzenia chińskiego na czele. Obrosły one politycznymi klientami i prywatnymi „policjami”, skazując dziesiątki milionów wieśniaków na trwałą nędzę. To właśnie chłopi bez ziemi, robotnicy rolni – faktycznie niewolnicy, stanowią bazę społeczną komunistycznej partyzantki, która działa nieprzerwanie już niemal od półwiecza.
http://strajk.eu/duterte-prezydent-jak-skurwysyn/
Swój antyamerykanizm usprawiedliwia historycznie. Amerykanie podbili Filipiny metodą ludobójstwa. Gdy się pojawili w 1898 r., wybuchło powszechne powstanie przeciw nowym kolonizatorom, które było tłumione żelazną ręką do 1913 r. Według różnych źródeł zabili półtora do trzech milionów ludzi, paląc całe wsie i miasteczka. Odtąd na Filipinach panowało przekonanie, że z Ameryką nie da się wygrać. Lecz nie to Duterte uznaje za największe zło, lecz strukturę gospodarki, którą Amerykanie stworzyli: system oligarchiczno-obszarniczy. By zapewnić sobie łatwiejsze rządy, wprowadzili stosunki czysto feudalne, czym nie mogli się pochwalić nawet Hiszpanie. Podzieli kraj na wiele olbrzymich latyfundiów z rodzinami pochodzenia chińskiego na czele. Obrosły one politycznymi klientami i prywatnymi „policjami”, skazując dziesiątki milionów wieśniaków na trwałą nędzę. To właśnie chłopi bez ziemi, robotnicy rolni – faktycznie niewolnicy, stanowią bazę społeczną komunistycznej partyzantki, która działa nieprzerwanie już niemal od półwiecza.
http://strajk.eu/duterte-prezydent-jak-skurwysyn/
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
To prawda, że sukcesy wyborcze kolejnych „trumpistów” odsuwają od władzy znienawidzone przez polską prawicę elity liberalne i socjalliberalne. Ale rządy „trumpistów” w USA, w Rosji oraz wzrost ich wpływów w Unii Europejskiej to powrót do światowej polityki zasad „koncertu mocarstw”.
Oczywiście taka polityka istniała od lat, także za rządów ustępujących teraz elit, rządów „wykształciuchowatego” establishmentu. Ale do tej pory mocarstwa grały swoje koncerty cichutko, preferując uspakajające opinie publiczne melodie. Główni wykonawcy dbali też o pozory wspólnie ustalanego repertuaru. O konsultacje z drugorzędnymi państwami, o przydzielania im krótkich partii solowych. Tworzenie wspólnot ideowych i politycznych.
Teraz „trumpiści” wprowadzą do koncertu mocarstw styl biznesowy. Tworzenia politycznych „deali” opartych na egoistycznych interesach głównych wykonawców, już bez maskowania ich politycznymi wizjami i wspólnotami idei.
Nie zdziwmy się, kiedy dwóch czołowych „trumpistów”, czyli prezydenci USA i Rosji, podzielą nasz świat na strefy swoich wpływów. Za swój sojusz w zwalczaniu islamskiego terroryzmu i blokowaniu chińskiej ekspansji gospodarczej.
Nie zdziwmy się, kiedy wzrost wpływów „trumpistów” w Unii Europejskiej doprowadzi do jawnego już, zinstytucjonalizowanego podziału Unii. Na Unię Europejską strefy euro i Unię resztę państw z własnymi, narodowymi walutami. Nietrudno zgadnąć, że wówczas Polska znajdzie się w grupie gospodarek politycznie drugorzędnych.
Nowa Jałta zapewne zapisze Litwę, Łotwę i Estonię do strefy „zachodniej”. Dzięki wcześniejszemu wprowadzeniu tam euro. Polska też zostanie do strefy zachodnich wpływów wpisana. Z zastrzeżeniem, że ma genetyczny kod „chorego człowieka Europy”.
Polska znowu zostanie cząstką Zachodu, ale za cenę jej bezwzględnego sojuszu z USA. Będzie dla Waszyngtonu wschodnią flanką przebudowanego NATO. W razie jakiegokolwiek konfliktu USA z Rosją, Waszyngton wezwie Warszawę do propagandowego ujadania na Kreml. A Rosja zanim uderzy w USA, wpierw profilaktycznie i ostrzegawczo trzepnie najbliższego, najwierniejszego sojusznika Waszyngtonu. Tak to Polska zyska ponowną szansę na kolejną wojnę, tym razem lokalną, zastępczą, hybrydową jedynie.
Wasalski sojusz z USA i nieobecność w strefie euro pogrzebie nadzieje „kaczystów” na przywództwo Warszawy w Europie Środkowo-Wschodniej. To koniec marzeń Jarosława Kaczyńskiego o „Międzymorzu”. Nie może być liderem tak zróżnicowanego politycznie i gospodarczo regionu drugorzędna politycznie gospodarka i państwo stale skonfliktowane z Rosją.
Najlepszym rozwiązaniem dla Polski w czasach Nowej Jałty byłaby reanimacja Trójkąta Weimarskiego. Wtedy Francja dałaby Polsce swój parasol nuklearny i wsparcie wojskowe, a Niemcy pomogłyby w wejściu do strefy euro, a Polska rozszerzyłaby wpływy trójkąta na wschód. Wtedy też USA nie musiały by być gwarantem polskiego miejsca w zachodniej Europie.
Ale to oznaczałoby zgodę Warszawy na rolę najsłabszego kąta w tymże Trójkącie. Na to się prezes wszystkich prezesów nigdy nie zgodzi. Nie będzie przecież Merkel pluć nam w twarz, ani żabojad uczył jedzenia widelcem. Nie po to Polska wstała z kolan. Już lepiej z Węgrami konie w Brukseli kraść.
Będzie się za to musiał pierwszy polski „trumpista” – prezes Jarosław Kaczyński – pogodzić z „trumpistyczną” Rosją, nowym sojusznikiem „trumpistów” z Waszyngtonu. Albo przynajmniej zrezygnować z antyrosyjskich gestów.
Zwłaszcza kiedy po podziale Nowej Jałty, Ukraina zostanie znowu wpisana do rosyjskiej strefy wpływów. Wtedy Rosja wyciszy antyzachodnią retorykę, zniesie swoje sankcje, oczekując w zamian zniesienia sankcji zachodnich i wyciszenia antyrosyjskiej retoryki.
Wtedy, naciskana przez Waszyngton, Warszawa będzie musiała zakończyć śledztwo smoleńskie, dogadać z Moskwą warunki zwrócenia wraku prezydenckiego samolotu. Otworzyć mały ruch graniczny z Kaliningradem i pobłogosławić pierwsze wagony polskich jabłek znowu wywożone na Syberię.
Najgorzej na światowym zwycięstwie „trumpizmu” i Nowej Jałcie wyjść może Ukraina. Jeśli Waszyngton przehandluje z Moskwą formalnie nadal ukraiński Krym i ograniczy polityczne wsparcie dla Kijowa, to państwa Unii Europejskiej, a zwłaszcza Warszawa, poczują się zwolnione z amerykańskiego obowiązku świadczenia bezwarunkowego sojuszu dla Kijowa.
I wtedy prawicowa Warszawa odreaguje na Kijowie swoje międzynarodowe upokorzenia i kompleksy. Wówczas w polskich mediach „rosyjski szowinizm” ustąpi czołowe miejsce „ukraińskiemu nacjonalizmowi”, a źli „komuniści” podstępnym „banderowcom”. Skrawany, niepoprawny politycznie anty ukrainizm stanie się już jawny, wręcz pożądany.
Tak silnie, jak pożądani będą przez polską gospodarkę ukraińscy pracownicy. Będzie ich w Polsce coraz więcej, będą coraz bardziej tu potrzebni, jak Meksykanie w USA.
I to poczucie posiadania swojego „Meksyku” osłodzi polskim „trumpistom” nowo brzmiący koncert mocarstw.
Czy to przy okazji „Idy”, czy jeszcze przy „Naszych matkach..”, tak czy inaczej granica obciachu została już przekroczona. Obrazą polskości mogło być zatem wszystko.
„Uwolnić Józia!” grzmiała Reduta w liście do władz Norwegii. A to dlatego, że trzynastoletni Józio z Polski po śmierci matki „został przejęty siłą przez norweski Urząd ds. Dzieci”. I od czterech lat jest „przetrzymywany w norweskim sierocińcu”. Co gorsza, „babcia może go odwiedzać jedynie dwa razy w roku przez cztery godziny w obecności urzędnika lub opiekuna”.
Józio przetrzymywany w norweskim obozie koncentracyjnym wzburzył ponad 40 tysięcy prawdziwych Polaków, którzy podpisali się pod petycją o jego uwolnienie. A to wszystko dzięki Świrskiemu i temu, że odkrył, iż „dzieci zabrane przez norweski Urząd ds. Dzieci pozbawiane są kontaktu z ojczystym językiem, kulturą i wiarą, co prowadzi do wynarodowienia i stoi w sprzeczności z prawem międzynarodowym w tym m.in. Konwencją Praw Dziecka”. Po paru latach walki Józio dostał w końcu tymczasowy polski paszport. A Reduta nie spocznie do czasu, gdy nie wróci na ojczyzny łono.
Na polskie dzieci dybią nie tylko w Norwegii. „Przedstawiciel Reduty Dobrego Imienia w Amsterdamie alarmuje o wzrastającym problemie odbierania dzieci polskim rodzinom przebywającym w Holandii. Tylko w ostatnim roku zanotowano ponad 100 takich przypadków. W kilku z nich finał okazał się tragiczny. Kobiety, którym odebrano potomstwo popełniły samobójstwo. Jedno z dzieci zostało odebrane matce zaraz po porodzie”. A najgorsze, że te niegodziwości biorą się stąd, że „organizacje holenderskie nie są przyjaźnie nastawione do Polaków. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest m. in. prowadzona od lat nieobiektywna, a wręcz wroga kampania medialna na temat Polski i Polaków, zaostrzona pod koniec 2015 roku, po objęciu rządu przez Zjednoczoną Prawicę”.
Na ExCathedrze.
!
By żyło się lepiej. Wszystkim urzędniką.