Skip to content

Poznaj swój kraj - Polecanki!

No więc tak, wakacje.

Jako że pojechałem badać sprawy Przesmyku Suwalskiego, to w logiczny sposób znalazłem się na Suwalszczyźnie. I co Wam pem? Dziwaczna kraina. Jakby wzięta przez lodowiec w łapska, wymięta bez sensu i byle jak rzucona. Górki, dołki, stromizny, jeziora - ale bez jakichkolwiek logicznych grzbietów czy dolin. Ot, tak po prostu. Malownicze, się mówi. Do tego głusza że hoho. Gdyby nie ten Przesmyk, to by zupełna cisza była, ale z jego racji musi tędy przelatywać cały ruch lotniczy północno-wschodniej UE, więc ruch jak na Okęciu. Ale to jedyny minus.

Tak tedy, Suwalszczyznę polecam w ogóle.

W szczególe zaś polecam pana Bogdana i jego agroturystykę Zamkowa Góra: http://zamkowagora.com.pl/pl/

Norrrrmalnie, wszystko jest tak, jak warszawiak by chciał. Cisza, spokój, piękny widok, piękne jezioro - nad którym nie ma poza naszym ani jednego ośrodka. Żarcia do rozparcia. Raz w tygodniu sauna. Dwa razy w tygodniu ognisko z kaowcem. Łódki, kajak, boisko do siatkówki. Pełne zwierza bory, a ryb jeziory. Wczorej były do ogniska podane wędzone, rano złowione: troć, sieje i sielawy. No. I nalewka. Jedno czego nie ma, to krafty, trzeba po nie dymać aż do Suwałek, no ale cóż, taki lajf.

Jest za to Góra Zamkowa, jakoby centrum jaćwieskiego komitatu Szurpilis, skąd bracia nasi pruscy urządzali najazdy aż po Sandomierz. Grubo, co?

image

Na fotogramie: W centrum Góra Zamkowa z resztkami grodziska Jaćwingów, pomiędzy trzema jeziorami. Trochę w prawo i w górę widać zabudowania, z których klikam. Znaczy, jest i wifi. Znaczy, wszystko jest jak należy i można spokojnie oddawać się zerotaskingowi.
«1

Komentarz

  • edytowano August 2017
    No cuś podobnego? A ja także tam byłem - w Sumowie pod Sejnami także w Agroturystyce Agro Norwa. Jeziora nawet dwa. Spływać można Czarną Hańcza i Marychą jak kto chce - pół dnia, cały lub pełna trasa. Rowery, spacery z psem, łódki itp. W Sejnach orkiestra klezmerska niebywała. Dwór wakacyjny Miłosza w pobliżu. Ryby świeże, zeppeliny i soczewiaki oraz kwas chlebowy. Do Druskiennik kamieniem rzucić (nie byłem). Do Wilna ze 3 godziny jazdy.
    Aha - i można już bez wizy spływać kajakiem do Niemna.
  • Z tym "bez wizy" to trzeba uważać, bo warunki przejścia granicy białoruskiej wymagają tyle prawniczej rozkminy, że się podczas wakacji nie zdecydowałem.
  • A do Druskiennik nie chciało mi się jechać, bo to dwie godziny w jedną stronę, czytaj pół dnia w ałtomobilu. Na miejscu zaś maszynka do wyciskania pieniędzy. E. To już wolę park linowy po drugiej stronie jeziora :D
  • Jesionowa Góra też daje radę

    image
  • A służbowo byłem chwilę w Iławie w zeszłym tygodniu. Port jachtowy wybudowali jak z Jamesa Bonda. Jachty takoż. Piękny, ale mnie jednak bardziej podobały się dawne siermiężne bindugi ze starymi Omegami i drewnianymi kajakami. Cóż - chyba się starzeję.
  • Sejny miasta niewiel'ka
    ale za to nad wszelka
    bo gimnazja tam się mieści
    a i uczniów coś ze dwieści.
  • Kleszczy duzo?
  • Komórkowce bez zasięgu. Raj.
    Ale warto się nie zgubić. Bo nikt nie odnajdzie.

    *
    "Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
    Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia

  • AnnaE napisal(a):
    Komórkowce bez zasięgu. Raj..
    Znam jeszcze jedno takie miejsce. Kamianna w Beskidach.
  • edytowano August 2017
    Co za zbieg okoliczności!

    Pod koniec maja byłem nad w/w jeziorem Szurpiły na weselu na 180 osób, gdzie piękna Suwałczanka (kuzynka żony) wychodziła za przystojnego Warszawiaka.

    Weselicho odbywało się pod gigantycznym namiotem i było bodaj najładniejszym i najsympatyczniejszym na jakim zdarzyło mi się być...

    Niniejszem polecam:

    image

    Podawano wspaniałą wódkę Szelment (nazwa od jednego z suwalskich jezior), pod której wpływem znakomicie bawiono się. Prawie nikt się nie upił, choć poszło jej hektolitry...
  • edytowano August 2017
    Rafał napisal(a):
    zeppeliny i soczewiaki oraz kwas chlebowy.
    Jakie zeppeliny kolego Rafale?

    One się nazywają KARTACZE - teściowa często przyrządza.

    Uprasza się uprzejmie o niezaśmiecanie języka germanizmami :)

    image
  • Fajne miejsce, ale ode mnie to prawie 7 set kilometry, cały dzień za kółkiem. Ale kusi.
  • Te zeppeliny to oni sami tak nazywają chociaż "zaciiągają". Oczywiście że kartacze. Nie było babki ziemniaczanej bo to chyba bardziej na południe Podlasia. Bywają za to potrawy tatarskie. Jakem kilka lat temu pracował w Białymstoku i jeździł do fabryk w Suwałkach to po drodze zatrzymywałem się w Suchowoli chyba, gdzie jest prawdziwa knajpka tatarska.
  • No może. Nie jestem jednak aż takim znawcą kuchni podlaskiej i kurpiowskiej. Zastanówmy się jednak:
    Te zeppeliny to dość duże kluchy, owalne i podłużne z ciasta ziemniaczanego napełnione farszem mięsnym. Przyznam że nie jest to dla mnie przysmak i mogę bez nich się obyć. Za ciężkie i za tłuste. Nie wiem czy kartacze to czasem nie są duże kuliste kluchy z takiego samego ciasta zmieszanego z dużymi skwarkami. To też raczej potrawa dla drwala lub oracza, a nie turysty z wielkiego miasta.
  • edytowano August 2017
    Rafał napisal(a):
    A służbowo byłem chwilę w Iławie w zeszłym tygodniu. Port jachtowy wybudowali jak z Jamesa Bonda. Jachty takoż. Piękny, ale mnie jednak bardziej podobały się dawne siermiężne bindugi ze starymi Omegami i drewnianymi kajakami. Cóż - chyba się starzeję.
    Najwyraźniej. Drewniane kajaki to zuoooo. Ciękie, nieruchawe, przeciekają i cięgiem robią się w nich dziury, które trzeba łatać smołą. To już lepiej laminat poliestrowo-szklany. A jeszcze lepiej polietylen, który jest lekki i w ogóle nie pęka.

    Za karę dedykuję Koledze piosenkę Kelusa:

  • Na kartacze mówiliśmy kołduny - ukochane danie Taty. Niestety pracochłonne, dlatego nieczęsto je jedliśmy.
  • Potencjalnie najbogatszy rejon Polski. Górki, dolinki, jeziorka, lasy, ale jak pokopać głębiej to jest dosłownie wszystko. Cała tablica Mendelejewa. A do tego anomalia magnetyczna.
  • Dzisiej za to przekroczyłem granicę Suwalszczyzny i Mazur, bodaj jedyną granicę wojewódzką, której bronią pancerne umocnienia i bunkry.

    I wiecie co? Doszedłem do wniosku, że krajobrazowo Suwalszczyzna to sen wariata. Wszystko powykręcane na maxa. Pionowe ścianki to tu to tam, porozrzucane jeziorka w kształcie efów-floresów.

    Mazury są niby takie same, ale w zwolnionym tempie. Pagórki też bez sensu, ale szersze. Jeziora większe. I to bardziej ludność okoliczną przyciąga. Na jednej przystani więcej jachtów niż tam w całym powiecie. Więcej też frytury, TOK FM, Zimmer Frajów i w ogóle życia.

    W księgarence w Rynie - ileż się naoglądałem "Szejne alte Ermland" "Bezirk Allenstein und zo wajta" "Atlantyda Północy". Tfu, degeneraci! "Troja Północy" to było NRD, przez Niemca najechane - i ostatnio nawet to udowodniono literalnie w wykopaliskach. A tu, ten tani sentyment do pruskich czasów, pfui.

    Na Suwalszczyźnie byli tylko Jaćwingowie, jacyś tacy mniej problematyczni.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Rafał napisal(a):
    A służbowo byłem chwilę w Iławie w zeszłym tygodniu. Port jachtowy wybudowali jak z Jamesa Bonda. Jachty takoż. Piękny, ale mnie jednak bardziej podobały się dawne siermiężne bindugi ze starymi Omegami i drewnianymi kajakami. Cóż - chyba się starzeję.
    Najwyraźniej. Drewniane kajaki to zuoooo. Ciękie, nieruchawe, przeciekają i cięgiem robią się w nich dziury, które trzeba łatać smołą. To już lepiej laminat poliestrowo-szklany. A jeszcze lepiej polietylen, który jest lekki i w ogóle nie pęka.

    Za karę dedykuję Koledze piosenkę Kelusa:
    imageObrazek został zmniejszony aby pasował do strony. Kliknij aby powiększyć.
    Wielkie dzięki za "karę". Trochę się wzruszyłem. Jednak wciąż młody duch mnie popędza do portów nowych. A ta dziewczyna z drewnianej łodzi w Iławie wciąż koło mnie.
  • No to polecam Kopalnię soli w Bochni do zwiedzania. Z 1248 r. Bardzo ciekawe zorganizowane dla turystów. Trzy trasy w zależności od wieku turysty. Ponieważ starsi szusują na stokach Murzasichla więc z najmłodszym wybralismy się na objazd rodzinny. Zahaczyliśmy o Bochnie. Miasteczko stare i zabytkowe. Polecam też do zwiedzania bazylike mniejsza p.w. św Mikołaja oraz rynek (niestety teraz w trakcie całkowitego remontu więc niedostępny)

    Wracając do kopalni bardzo interesująco, i dla dzieci i młodzieży, zrobiona trasa podziemna. Multimedialna, z realistycznie oddaną pracą górników. W opowieść wplecione wątki historyczne więc mamy i królów jak Kazimierz III i August II Mocny oraz księcia Bolesława Wstydliwego. Z ciekawostek można się dowiedzieć że Włosi wzięli w dzierżawę kopalnie, usprawnili jej funkcjonowanie, wprowadzili nowe zasady zarządzania i podział obowiązków wśród pracowników. Skutkiem był 300%wzrost dochodów do budżetu królestwa. Z 5-6 tysięcy grzywien srebra do 18000 rocznie. I już wiemy skąd m. in. Kaźmierz miał z czego zrobić Polskę murowaną jak ją po oćcu Okietku zastał drewnianą. Zresztą sam Kazimierz Wielki mówi ustami hologram na ścianie kopalni że jego poprzednik wojował a on politykował.
    W ogóle sól kiedyś była tak cenna że jeden bałwan soli (ociosany walec o wadze ok 500-800 kg wart był całej wsi z dobytkiem), a przelicznik że złotem wynosił 1:2.
    Jest i coś dla ducha czyli kaplica św Kingi pod ziemią, jedyny kościółek na świecie przez którego środek przejeżdża....pociąg. W ogóle wiele tam rzeczy jedynych na świecie. Jest rejs łodzią po podziemnych korytarzach zalanych 32%solanką, tam wpaść to się człowiek nie utopi (50-60 cm głębokości) ale bez szwanku też nie wyjdzie. I wiele wiele innych atrakcji. Naprawdę polecam.
  • człowiek nie utopi (50-60 cm głębokości) ale bez szwanku też nie wyjdzie
    A co się mu stanie, temu człowiekowi?
  • Skoro wątek się ożywił, to ja polecę szlak rowerowy Green Velo, ciągnięty przez całą długość szeroko rozumianej wschodniej ściany.

    Fantastycznie przygotowany, wszędzie albo szeroka i wygodna ścieżka rowerowa, albo dawny nasyp kolejowy, albo ewentualnie jakaś mało ruchliwa droga gminna. Na dodatek ktoś pomyślał na tyle, żeby poobłaskawiać okolicznych agroturystyków, żeby przyjmowali cyklistów. A cykliści to - wiadomo - gość najgorszy. Zamiast wpaść na cały turnus, jak biały człowiek, to w środę wieczorem przyjeżdża, i to tylko na jedną noc, tfu.

    W 2017 przejechałem trasę z Białowieży po Supraśl. W 2018 robiłem Warmię i Mazury, od Elbląga do Giżycka. W tym roku pewnie trasę zrobię Suwałki-Białystok.

    Organizacyjnie rzecz jest do ogarnięcia - dwoje dzieci jedzie na własnych bicyklach, maluchy w przyczepce. A dla sześciolatki wlekliśmy też osobny rowerek, bo miała ambicję sama pedałować i całkiem nieźle jej to szło.

    No, z dotychczasowego mojego doświadczenia - bardzo warto jest tam pojechać, zwłaszcza że zaczyna się okres nerwowego planowania wakacji.

    http://greenvelo.pl/
  • Co zaś do Bochni, to uwagę przyciąga jak cieńkie są żyłu soli w skale rodzimej. Nu, ta kopalnia straciła jakąkolwiek rację bytu po powstaniu choćby konkurencyjnej Kłodawy. Żyły bocheńskie mają miąższości po kilkadziesiąt cm, przez co staroświecki górnik musiał się tam kulić i kuć ręcznie każden okruch; nie wiem z czego oni dane bauwany rezali. W Kłodawie leży zaś pod ziemią blok soli o wymiarach 2km*3km na kilometr. Wogle bez porównania. Też polecam wizytę, jak kogoś rajcuje podziemna turystyka.
  • Szturmowcze, w jakim wieku najmłodsze było w tej przyczepce?
  • edytowano February 2019
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Skoro wątek się ożywił, to ja polecę szlak rowerowy Green Velo, ciągnięty przez całą długość szeroko rozumianej wschodniej ściany.

    Fantastycznie przygotowany, wszędzie albo szeroka i wygodna ścieżka rowerowa, albo dawny nasyp kolejowy, albo ewentualnie jakaś mało ruchliwa droga gminna. Na dodatek ktoś pomyślał na tyle, żeby poobłaskawiać okolicznych agroturystyków, żeby przyjmowali cyklistów. A cykliści to - wiadomo - gość najgorszy. Zamiast wpaść na cały turnus, jak biały człowiek, to w środę wieczorem przyjeżdża, i to tylko na jedną noc, tfu.

    W 2017 przejechałem trasę z Białowieży po Supraśl. W 2018 robiłem Warmię i Mazury, od Elbląga do Giżycka. W tym roku pewnie trasę zrobię Suwałki-Białystok.

    Organizacyjnie rzecz jest do ogarnięcia - dwoje dzieci jedzie na własnych bicyklach, maluchy w przyczepce. A dla sześciolatki wlekliśmy też osobny rowerek, bo miała ambicję sama pedałować i całkiem nieźle jej to szło.

    No, z dotychczasowego mojego doświadczenia - bardzo warto jest tam pojechać, zwłaszcza że zaczyna się okres nerwowego planowania wakacji.

    http://greenvelo.pl/
    Ale na pewno da sie przejechac z przyczepka dziecieca? Wszedzie?

  • polmisiek napisal(a):
    Szturmowcze, w jakim wieku najmłodsze było w tej przyczepce?
    Wiek pacholąt: 12-10-5-3.
    uhrr napisal(a):
    Ale na pewno da sie przejechac z przyczepka dziecieca? Wszedzie?

    "Na pewno" i "wszędzie" to są dość nisko przelatujące kwantyfikatory, ale pem tak: Po głównym szlaku Green Velo, na odcinkach które widziałem - tak, potwierdzam. Problemy się zaczynały, jakeśmy wiedzeni ułańską alebo googlowską fantazją z głównego szlaku zjeżdżali.
    Przyczepka dwukołowa, dwuosobowa.
    O wiele mnie pamięć nie myli, to ten model:
    image

    Jeśli chodzi o wypożyczanie przyczepek, to mam dobre doświadczenie z tym usługodawcą: http://www.przyczepkowo.pl/index.html
  • edytowano February 2019
    Dzięks.
    Kusi to greenvelo, nie powiem.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Co zaś do Bochni, to uwagę przyciąga jak cieńkie są żyłu soli w skale rodzimej. Nu, ta kopalnia straciła jakąkolwiek rację bytu po powstaniu choćby konkurencyjnej Kłodawy. Żyły bocheńskie mają miąższości po kilkadziesiąt cm, przez co staroświecki górnik musiał się tam kulić i kuć ręcznie każden okruch; nie wiem z czego oni dane bauwany rezali. W Kłodawie leży zaś pod ziemią blok soli o wymiarach 2km*3km na kilometr. Wogle bez porównania. Też polecam wizytę, jak kogoś rajcuje podziemna turystyka.
    Kłodawa też jest częściowo udostępniana do zwiedzania. Szwagier był z dzieciarnią, bardzo zachwalał.
    Jak kogoś interesuje technika wydobywcza z 2 połowy XXw., może na żywo zobaczyć.
  • Exspectans napisal(a):
    człowiek nie utopi (50-60 cm głębokości) ale bez szwanku też nie wyjdzie
    A co się mu stanie, temu człowiekowi?
    A weź Pan się zachłyśnij takiem drinkiem to się wszyscy dowiemy. Tak mię przewodniki tłomaczyły, że ponoć żrące.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Co zaś do Bochni, to uwagę przyciąga jak cieńkie są żyłu soli w skale rodzimej. Nu, ta kopalnia straciła jakąkolwiek rację bytu po powstaniu choćby konkurencyjnej Kłodawy. Żyły bocheńskie mają miąższości po kilkadziesiąt cm, przez co staroświecki górnik musiał się tam kulić i kuć ręcznie każden okruch; nie wiem z czego oni dane bauwany rezali. W Kłodawie leży zaś pod ziemią blok soli o wymiarach 2km*3km na kilometr. Wogle bez porównania. Też polecam wizytę, jak kogoś rajcuje podziemna turystyka.
    Na dole widziałem, ponoć oryginalne, kłapcie solne o wymiarach ok 80x80x120cm które po ociosaniu piękny walec czyli ów bawłan tworzyły. Jednak większość kruszcu to były mniejsze i większe bryły i bryłki soli. Największą cenę miała czysta biała a w sumie najlepszą jest ta szara czyli brudna bo bogatsza w minerały. Obecnie chodniki są równe, oświetlone, jest nawiew powietrza i stała temperatura ok 15*C więc warunki zwiedzania są idealne. Podstawowa trasa zwiedzania plus łódki to ok 4 godzin (w tym 30 minut na obiad, oczywiście kawiarnia i restauracja jest na dole kopalni). Mikroklimat bardzo zdrowy. Pani przewodnik sama zachwalała bo po ok roku pracy w podziemiach jak ręką odjał stałe i uporczywe dolegliwości górnych dróg oddechowych Samą kopalnie w sumie uratowała "transformacja" lat 90tych bo ja zamknięto i w biznesy turystyczne zaprzągnięto. Z produkcji soli już by się nie utrzymała.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.