Najśw. Pielgrzymi w Jerozolimskiej świątyni złożyli hołd Bogu, następnie N. Marja Panna udała się do św. Elżbiety. Po skończonej uroczystości Paschy, Zacharjasz zabrał ze sobą do domu św. Józefa, gdzie Go św. Elżbieta serdecznie przywitała. Pozostał tam czas niejaki, ponieważ jednak miał liczne zajęcia w Nazarecie, zostawił przy Elżbiecie N. Oblubienicę, a sam wrócił do domu. Po trzech miesiącach zaś powrócił po Nią. Św. Marja z Agredy podaje nam szczegóły przywitania się N. Marji Panny ze św. Józefem. Skoro Marja ujrzała Józefa, natychmiast chciała się rzucić na kolana aby błagać o przebaczenie, iż aż przez trzy miesiące, jakkolwiek za Jego zezwoleniem pozostawiła Go samotnego. Święci albowiem nie pytają się: czy są winni lub nie, ale z każdej sposobności upokorzenia się korzystają. Następnie, kiedy się chwila rozstania zbliżała, padła Marja przed Zacharjaszem, ucałowała rękę jego, pokornie o błogosławieństwo kapłańskie prosząc. Przepraszała go potem za wszystkie nieprzyjemności, jakie przez długi swój pobyt w domu jego sprawić mogła i podziękowała za hojną gościnność. Podobnież pożegnała się ze św. Elżbietą. O przecudna pokoro Marji! Raczże z serc naszych usunąć pychę. Świat dzisiejszy piękną cnotę pokory wygnał za furtę klasztorną. Nawet dzieci często depcząc 4-te przykazanie, tracą szacunek ku rodzicom, następnie buntują się przeciwko ich powadze. Jeżli zawczasu religijne wychowanie nie wykorzeni z serca jego hardości, czegóż się można spodziewać lepszego po takiem dziecku? Pychą niezawodnie napiętnowane będzie całe jego życie. Pycha uczyniła z aniołów szatanów. Oby matki, wychowując swe dziatki, często wspomniały na radę P. Jezusa, jaką dał św. Weronice, gdy była mistrzynią nowicjuszek. Otóż zalecił jej, aby nad wszystkie cnoty prowadziła nowicjuszki swoje po drodze św. pokory. Stopień pokory, jaki kto ma na ziemi, jest miarą jego przyszłej chwały w niebie. Jeżeli zaś pomimo wszelkich usiłowań rodziców ich dziecko, jak się nieraz zdarza, zejdzie na złą drogę, niech go polecają opiece N. Marji P. i św. Józefa, niech je ratują modłą i jałmużną, dawaną ubogim za nie, jak to czyniła św. Brygida, wielka czcicielka Matki Bożej, która jej nieraz objawiać raczyła różne szczegóły o św. Józefie. Otóż ta Święta miała syna Karola, który, jako krewny króla, zostając na jego dworze otoczony przepychem i bogactwy, zamiłował świat z zaniedbaniem sprawy swego zbawienia i brnął w grzechy, czem sprawiał wielkie zmartwienie swej matce. Św. Brygida jednak nie opuściła rąk, lecz tak go ratowała, tyle ofiar P. Bogu i łez wśród modlitw ofiarowała, że mu wyjednała zbawienie. Po śmierci Karola ratowała jego duszę w czyścu; wreszcie miała objawionem, że Syn łez swej matki, takie imię zostało dane Karolowi na całą wieczność szczęścia nieskończonego, szedł do nieba. Oczy jej ujrzały Oswobodziciela dusz i usłyszała, jak On słowy swemi otwiera Karolowi niebo: Pójdź, mój wybrany! Miłość macierzyńska zniosła ostatni przeszkodę; Brygida radowała się prawie tyleż, co i Błogosławiony! O Dobroci Przedwieczna, mówiła ona cichym głosem, wlewasz do serc prośby i łzy, ukrywasz w nich Twe dary i łaski. Potem zaś nagradzasz to wszystko ceną Chwały. Droższyś mi jest, niż ma dusza... Światło przez nią odebrane... zdolnem było pocieszać matki i natchnąć je przekonaniem, co one mogą dla swych dzieci. Anioł zawiadomił ją o tem i rzekł jej: Wiedz, że to widzenie ostatnie duszy twego syna nie zostało tobie ukazanem dla twej jedynie pociechy, zadaniem jego jest przekonać przyjaciół Bożych, co oni mogą otrzymać od Niego (Opis życia św. Brygidy, str. 166).
Niech więc dobre matki najpierw się troszczą o duszę dziecka, o pouczanie go prawd wiary św., o ukształcenie serca, o wyrobienie prawego charakteru, a na drugim planie o jego wykształcenie naukowe i o los doczesny. W upominaniu trzeba zachować wielką roztropność; nie upominać w gniewie, bo dusza słaba, jaka jest dzieci, łagodnością, mądrą ludzkością i miłością, powinna być niejako wabioną na drogę cnoty. Miłość jest konieczna dla dzieci, jak słońce dla roślin, ale miłość być powinna rozumna i niekiedy, podobnie jak słońce zakrywać się chmurami surowości, gdyż tolerowanie złego w dzieciach jest dla nich zgubne, jest niekiedy zabójstwem ich duszy. Kochajcie więc mądrze i karzcie roztropnie!
Św. Józef jak w innych cnotach, tak też i w miłości celował. On kochał bliźnich bezinteresownie, dla wszystkich był dobry, kochał ze względu na Boga, bo w nich widział Jego obraz i podobieństwo. Każda dusza bliźniego była mu drogą, ponieważ znał jej wielką niepojętą wartość. Ratował o ile mógł dusze od zguby wiecznej za życia, a jeszcze bardziej ratuje teraz, czego dowodem następujący przykład:
Pewien protestant opisuje co następuje mniej więcej w podobnych słowach: Dzień cały przepędziłem w złym humorze, przeklinając co mi w drogę weszło, w wieczór zaś, powróciwszy do domu, zastałem żonę klęczącą i domawiającą jak zwykle Różaniec z dziećmi. Już mi tego było za wiele, więc z oburzeniem zawołałem: znowu się modlicie? zaniechajcie to zaraz, nie chcę, aby się dzieci tego trzepania nauczyły. Lecz żona, spojrzawszy na mnie ostro, odpowiedziała: nie wzbraniaj dzieciom się modlić, prawo Boże bardziej ich obowiązuje, jak twoje. Rozgniewany tem jeszcze bardziej, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Położywszy się, nadzwyczaj prędko zasnąłem i miałem następujące widzenie: Ujrzałem się na wierzchu kościoła protestanckiego, z którego zsuwałem się coraz bardziej i widziałem grożącą mi śmierć, gdyż spadnięcie z niego było nieuchronne. Znajdując się w tak opłakanem położeniu, spostrzegłem starca, który się zbliżył do mnie, wziął w swoje ramiona i zaniósł na bezpieczne miejsce, a ująwszy mię za rękę prowadził na wysoką górę. Z początku szedłem żwawo, lecz góra była coraz przykrzejsza, droga coraz mozolniejsza. Chciałem zaniechać dalszej podróży, lecz starzec nie pozwolił, a trzymając mą rękę, kazał się obejrzeć, co uczyniwszy, zobaczyłem za sobą obrzydłą poczwarę, niby smoka z paszczęką buchającą ogniem, który ciągle postępował i czyhał na mnie. Nie opierałem się więc starcowi, ale wszelkich sił dokładałem, aby z nim podążyć. Przyszedłszy na szczyt góry, napotkaliśmy bramę, która za dotknięciem ręki starca się otworzyła. Wszedłszy, ujrzałem się w kościele, którego rozmiaru nie mogłem okiem doścignąć. Na wspaniałym tronie siedziała Królowa cudnej piękności w wieńcu z róż, koło Niej grono dziewic jedne przybrane biało, inne czerwono, trzecie błękitne, a wszystkie w wieńcach i palmami w rękach. Chóry te odmawiały Różaniec. Skłoniłem Im się; One też mnie z wielką serdecznością, a starzec, wskazując mi, rzekł: ,,Widzisz oto Świętych obcowanie"; poczem kazał mi spojrzeć w górę, gdzie zamiast kopuły, ujrzałem ogromne światło, którego jeden promień wpadł w moje serce, uczułem niewypowiedzianą zmianę, szczęśliwość i obudziłem się. Pod tak świeżem wrażeniem zacząłem rozbierać to widzenie, oraz byłem zaciekawiony, kto był ów miłosierny starzec. Powstawszy, zawołałem syna i zapytałem: Powiedz, coście wczoraj z matką mówili? Strwożone dziecko zrazu wzbraniało się mówić, lecz ośmielone łagodnem obejściem powiedziało: ,,Różaniec". I nic więcej? Znowu z bojaźnią syn na mnie spojrzał i rzekł: I trzy Ojcze nasz do św. Józefa, mama nam kazała odprawić nowennę. Na co? --- zapytałem. Znów po naleganiach odrzekł: ,,Abyś się ty, ojcze, nawrócił". Teraz wszystko zrozumiałem: a więc to był św. Józef. O módl się, synu kochany, zawołałem, i powiedz matce, że odtąd i ja chcę uczestniczyć w Różańcu. Porzuciłem protestantyzm i zostałem katolikiem. Niech będą dzięki Bogu, Matce Najświętszej i św. Józefowi.
Praktyka
Każdy ożywiony miłością bliźniego, może się stać poniekąd apostołem przez dawanie drugim dobrego przykładu, przez gorliwe spełnianie swych obowiązków i przez modlitwę. Osobliwie do tego mają sposobność przełożeni, nauczyciele, matki rodzin, ojcowie i najstarsze dzieci z rodzeństwa. Tych Pan Bóg umieścił na świeczniku, niechaj więc przyświecają młodszym. Nie pogardzaj grzesznikiem, ale raczej módl się o nawrócenie dlań, a jeżeli możesz, obmyśl środki czynne pozyskania go Bogu. Gdy pozyskasz duszę Bogu, uczynisz Mu rzecz milszą i tobie pożyteczniejszą, niż gdybyś podbił cały świat i rozdał ubogim wszystkie jego bogactwa. Unikaj samolubstwa, bo samolub --- to pasożyt ludzkości. Sama Najśw. Marja powiedziała jednej wybranej duszy, że wątpi o zbawieniu tych, którzy nic nie czynią dla zbawienia drugich.
Westchnienie
O Józefie ratuj nas,
W życiu, w śmierci, w każdy czas!
Św. Józef spostrzegł w drodze zmianę w stanie Marji; był to cierń, który ranił serce Jego. Marja z Agredy podaje nam szczegóły tej walki, jaka się toczyła w duszy św. Patrjarchy. Sam nigdy nie powątpiewał o cnocie tej istoty, którą za najdoskonalszą uważał; mimo to prawo Mojżesza nakazywało rozstać się z Marją. Bóg sam był świadkiem tego udręczenia, jakie się już w sercu Jego ukryć nie mogło; czasami stawał św. Józef wobec Marji nieruchomy jakoby posąg kamienny.
Królowa nieba dobrze czuła te tortury; dzieliła boleść swojego świętego Oblubieńca, atoli wolała milczeć, czekając aż nieba same niewinność Jej okażą. Tymczasem podwajała swą grzeczność dla św. Józefa, świadczyła Mu najniższe usługi, modliła się za Niego. Ileż mimo to dwie te święte dusze cierpiały! P. Bóg posługuje się różnymi środkami, aby doświadczyć Swoich wybranych, oczyścić i zbogacić ich serca w zasługi. Tymczasem Anioł ukazał się we śnie św. Patrjarsze i wszelki niepokój usunął. Z brzaskiem dnia, zaledwie N. Marja P. swoje modlitwy skończyła, padł Józef św. do Jej stóp, wołając: O prawdziwa Matko Słowa odwiecznego, błagam Cię, przebacz nieświadomości nędznego stworzenia, które odtąd przez wszystkie dni żywota Twojej się poświęca służbie. N. Marja Panna podnosi św. Józefa i odpowiada swojem wspaniałem Magnificat. Wtedy święty Józef po raz pierwszy ujrzał Oblubienicę Swoją uniesioną ponad ziemię w jasnej aureoli dokoła. W tejże chwili objawił Mu Duch Św. tajemnicę Wcielenia i Niepokalanego Poczęcia N. Marji Panny. Opowiadanie tego zdarzenia tak koczy Marja z Agredy: Ewangelia nic nie wspomina o tych szczegółach jako też o innych tajemnicach życia dwóch tych Oblubieńców, zachowali albowiem oni takowe w swych sercach, nikomu się z nich nie zwierzając.
Podziwiajmy tu cnotę milczenia w N. Marji P. i w św. Józefie. Oni unikali nawet słów potrzebnych, a my jakże gadatliwi? Każdy człowiek powinien czuwać nad językiem, bo z każdego słowa trzeba Panu Bogu zdać ścisły rachunek. Wielomówność najczęściej pochodzi z pychy, a nie podobna opisać złego, które się wyradza z wielu słów. Wielomówność jest matką lenistwa, znakiem niewiadomości i głupstwa, drzwiami obmowy, sługą kłamstwa i wiatrem, ziębiącym ducha. Ona rozzuchwala złe namiętności, które znowu uzuchwalają język do tem większej gadaniny. O bliźnim twoim nigdy źle nie mów, bo straszna odpowiedzialność za obmowę i obowiązek odwołania.
Nim co powiesz, rozważ następstwa tego, bo słówko łatwo się wymknie, już go nie wrócisz, a wiele złego zdziałać może. Mówiąc, pamiętaj na obecność Boską. Anioł raz ostrzegł świętą Benedyktę z Laus, żeby w towarzystwie nie zajmowała się tak bardzo temi i owemi, ale jedynie miłością Bożą, własnem i bliźnich zbawieniem, starała się o ile może osłaniać błędy nieobecnych, a jeśli nie śmie tego uczynić, niech się modli za obmawiających i usiłuje zawżdy pamiętać na obecność Boga, albowiem wierząc, że Pan Bóg patrzy na nas wszędzie i zawsze, jakże byśmy mogli obrażać Go.
Św. Józef wśród ciężkiej próby nie upadł na duchu, choć cierpiał, nie poddawał się rozpaczy, ani nie rozwodził żalów przed ludźmi. I my wśród oschłości ducha, pokus i cierpień chrońmy się szemrania i smutku, gdyż smutek wielu zabija nietylko na ciele, ale też na duszy. W czasie smutku zły duch ma wielki wpływ na człowieka, mówi św. Ignacy; pod jego wpływem nic się nigdy dobrego nie zrobi. Gdy cię więc smutek napada, szukaj pociechy w modlitwie, jak to czynił św. Józef. Modlitwa, mówi św. Wawrzyniec Just., odpędza pokusy, oddala smutek, leczy choroby duszy, uzdrawia wady i ułomności nasze, roznieca gasnący ogień gorliwości, pomnaża w nas i udoskonala miłość Bożą. Aby jednak modlitwa była wysłuchaną, powinna być odprawiana z uwagą, z pokorą, z wytrwałością w Imię i przez zasługi Jezusa Chrystusa. Nie przestawaj prosić, a otrzymasz; jeżeli ci zaś Bóg nie da tego, o co prosisz, da ci z pewnością co lepszego i potrzebniejszego, gdyż nawet serdeczne westchnienie do Boga nie zostanie bez nagrody. Bóg jest skorszym do udzielania nam darów i łask, niż my do ich odbierania. Bóg chce nas obdarzyć łaskami, mówi św. Grzegorz, lecz chce, abyśmy o nie prosili, byśmy Go prośbą zmuszali. Modlitwa to potęga. Gdyby się wśród dnia znalazła jedna godzina, w którejby żadna modła nie wzbiła się przed tron Boży, w tej godzinie nastąpiłby sąd ostateczny. Jeżeli kiedy P. Bóg będzie doświadczał twej wierności, udaj się o pomoc do św. Józefa, on sam przechodził utrapienia ducha, więc ma wielkie współczucie dla uciśnionych. Sama N. Marja Panna jakby nas chciała zachęcić do tego, udarowując nas następującym przykładem:
Pewna pobożna zakonnica silnie napastowana przez pokusy, zaczęła wpadać w małoduszność i nieufność, przedstawiając sobie, iż nigdy nie będzie mogła nabyć św. wolności, czyli swobody ducha, która w tem życiu jest dla synów Bożych zadatkiem wiecznej szczęśliwości. Wśród takowych ucisków uciekła się do N. Marji P., błagając Ją o wyjednanie wewnętrznego pokoju, aby mogła w gorącości ducha chwalić i służyć Bogu. A jeśli Ty, o Najśw. Panno, rzekła, nie chcesz mi tej łaski wyświadczyć, racz przynajmniej łaskawie natchnieniem Twojem podać mi do serca, którego z pomiędzy Świętych od Ciebie najwięcej w Niebie ukochanego, iżbym do niego mogła, jako do jedynego Opiekuna ducha mego z wszelką ufnością uciekać się, na otrzymanie pożądanej łaski. Aż oto, zaledwie dokonała prośby do Matki Miłosierdzia, gdy jakoby zagarniającego ją potoku, napełniona pokojem i radością wewnętrzną, widzi oczami duszy stojącego przed sobą św. Józefa od Najśw. Panny najwięcej ukochanego, jako swego Oblubieńca i przez szczególne swoje dary wielce godnego wszystkich dusz Mistrza i Ojca. Anie na moment tedy nie zwłóczy całkowitego oddania się w opiekę św. Józefa, który jej natychmiast pozwolił doświadczyć skuteczności swojej opieki, uwalniając ją od wewnętrznych dotychczasowych zaburzeń i niepokojów, a gdy śmiały ją jeszcze niekiedy napastować, za wezwaniem pomocy świętego Józefa, wracał jej pokój serca i radość w obcowaniu z Bogiem (P. Barri in Der. ad S. Joseph c. 10).
Praktyka
Najlepiej użyjesz daru mowy, modląc się, czyli rozmawiając z P. Bogiem, nauczając prawd wiary świętej nieumiejętnych i prowadząc rozmowy budujące. Strzeż się słów grzesznych, jako to: obmów i kłamstwa, pomnąc, że szatan jest ojcem kłamstwa. To też S. Małgorzata Karmelitanka widziała w objawieniu, że na ustach wszystkich, którzy nawet w swem przekonaniu lekkie kłamstwa popełniali, szatan powyciskał czarne pieczęcie, jako znamię swej władzy nad nimi. Staraj się zamiłować milczenie, które jest nazwane mistrzynią mądrości.
MODLITWA
Św. Józefie, Mistrzu dusz wiernych, pomnij ile ucierpiałeś w bolesnej próbie, jaką Pan Bóg na Ciebie zesłał; a ulituj się nade mną, gdy i mnie Stwórca nawiedzi cierpieniem czyto duszy, czy ciała; racz mi wyjednać potrzebną siłę i łaski, aby mi to wyszło na zbawienie oraz zamiłowanie cnoty milczenia, jaką jaśniałeś w całem Twem życiu. Amen.
Od chwili, w której św. Józef o tajemnicy Wcielenia z ust Anioła się dowiedział, olbrzymi robił postęp w świętości. Szacunkiem bez granic był przejęty dla Marji; początkowo klękał, ilekroć mimo Niej przechodził. Najśw. Panienka prosiła św. Józefa, by zniechał tych oznak czci i uwielbienia, a św. Józef był posłuszny. Św. Oblubieńcy nie mieli w domu służby na zawołanie, więc oboje wspólnie najniższe spełniali usługi. Przy podobnych okolicznościach walczyli nieraz o pokorę, jedno chciało być pokorniejszem od drugiego; jednakowoż Najśw. Marja Panna za każdym razem wychodziła zwycięsko. Razu przecież pewnego ostrzegł Anioł św. Józefa, by się nie sprzeciwiał ćwiczeniu się w pokorze Tej, która już nieba i ziemi była Królową. Poddał się więc św. Patrjarcha woli Bożej, jakkolwiek z wielkim smutkiem. Św. Józef do Najśw. Marji Panny chodząc po rozkazy, zastawał Ją często w zachwyceniu, płonącą w świetle, czasami słyszał niebiańskie pienia lub zalatywała go woń raju. Wówczas serce Jego się wzmacniało i tonęło w rozkoszy duchowej. Praca i uwielbienie Słowa wcielonego, otóż jedyne zajęcie św. Józefa. A nasze jakie zajęcia? A nasza jaka pokora? Przedewszystkiem naśladujmy św. Józefa w pokorze, gdyż ona jest fundamentem wszystkich cnót; aby ją nabyć, trzeba o nią prosić P. Boga i ćwiczyć się; bo jak złota tkanina powstaje z drobnych nitek złota, tak każda cnota powstaje z drobnych jej aktów, jakie powinniśmy wykonywać, gdy nam się do tego nadarzy sposobność, Faryzeusze pościli, uczęszczali do świątyni, rozdawali hojne jałmużny, lecz że się powodowali w tem pychą, chęcią zjednania sobie u ludzi szacunku i wzięcia, że ich serce zepsute było napełnione wyniosłością i zarozumiałością, P. Bogu nie miłe były ich sprawy, choć same przez się dobre i były w oczach jego jakby groby pobielane. Chcąc sobie zjednać łaskę Boga, przenikającego tajniki serca, trzeba się przed Nim upokarzać, ożywiać serce miłością i chęcią upodobania Mu się. Gdy nasze intencje będą dobre i czyste, wtedy i uczynki nasze podobać się będą Stwórcy i nagrodzi je. Bóg patrzy na serce, a pokorne, święte usposobienie tegoż, nadaje w oczach Jego istotnej wartości czynnościom i sprawom naszym. Pokorny sam szczęśliwy i drugich uszczęśliwia. Pokora, pobożność, jak magnes ciągnie nas przykładem ku sobie. Cnota i świętość życia, mówi św. Ignacy, nietylko u Boga, ale i u ludzi, albo wszystko mogą, albo bardzo wiele. Wielki zdolności wielkiemi grożą niebezpieczeństwami, jeśli nie są pod rządem cnoty. Nieraz wysokie stanowiska narażają na utratę Boga; najbezpieczniej więc nie dobijać się o nie. Świątobliwa Benedykta z Laus, z polecenia Matki Najśw. upomniała radcę parlamentu z Grenobli, żeby zrezygnował z urzędu swojego, poniważ stanowisko to naraża go na utratę zbawienia. Poddał się tej przestrodze z budującą wielkodusznością, bo pokorze towarzyszy przykład i pokój. Św. Ignacy rradzi, mówiąc: Jeśli w sobie widzisz jakie łaski Boga, myśl, że to złoto i drogie kamienie, któremi trupa dobroć Boga łaskawie powleka. A im kto więcej otrzymał, tem więcej od niego Pan Bóg będzie wymagał. Pokornych Pan wywyższa. Gdy świątobliwego Franciszka Owarjana Zak. św. Franc. Seraf. odznaczającego się pokorą za życia, w pewien dłuższy czas, otworzono grobowiec, dała się czuć nadzwyczaj piękna woń fiołków. Bracia, chcąc dociec przyczyny tego, weszli do grobu i znaleźli nienaruszone ciało Owarjana, a pod głową jego zobaczyli krzaczek pięknych fiołków, cudowną woń wydających. Kto chce być wielkim, ten nim zostanie, upokarzając się. Słowami się upokarzać, słowami nisko o sobie trzymać, jest już prawie zwyczajem, nawet zarozumiali to czynią, ale żeby upokorzony albo wzgardzony sam o sobie tak trzymał w duszy, sam sobą gardził, to już jest cnota, która szczytu doskonałości dosięgła. Pokorny chętnie wszystko przyjmuje z rąk Bożych i nie traci ufności. Zdarzało się często, Iż Najśw. Marja Panna i św. Józef byli bez grosza, gdyż tak wspaniałomyślnego byli serca, iż nigdy o sobie nie myśląc, wszystko rozdawali pomiędzy ubogich. Cisi, pokorni, przestawali na małem, ufając w pomoc Bożą. Pan Bóg też nie opuszczał Ich nigdy, ale w chwili sposobnej jużto przez miłosiernego człowieka, już przez Anioła, a nawet przez ptactwo niebieskie, dostarczał Im żywności koniecznej. Kto porzuca zbyt troskliwie o sobie staranie i wszelką ufnością oddaje się Opatrzności, niech nie wątpi o Boskiej, nawet czasami cudownej pomocy.
Praktyka
Bóg pokornym łaski dawa. Jeżeli więc chcesz doznać od Niego w każdej potrzebie ratunku i otrzymać wiele łask i darów, upokarzaj się ciągle, pomnąc, żeś grzesznik, a więc godzien kary i wzgardy. Nigdy się nie upokarzaj w celu wywołania pochwał, gdyżby to była skryta, zjadliwsza niż otwarta pycha; od czego niech cię odstraszy śmieszność następującego zdarzenia: Do znakomitego kaznodziei przyszła jakaś dama; prosiła go o modlitwę, gdyż jest wielką grzesznicą. Dobrze, dobrze, odrzekł kapłan, tylko niech pani ufa, że Bóg miłosierny przebaczył łotrowi, to i pani przebaczy. Na co ona ze zdziwieniem: Aa za kogóż mię to ksiądz ma? Tak więc mimowoli pycha, jak szydło z worka wyszła na jaw.
MODLITWA
O! św. Józefie jaśniejący cnotą pokory, racz mi wyjednać łaskę poznania siebie i P. Boga, abym sobą gardził, a Stwórcę mego ukochał z całego serca. Abym Mu w pokorze i z ufnością służąc, stał się uczestnikiem błogosławieństwa obiecanego cichym i pokornym. Amen.
Gdy wyszedł rozkaz cesarza Augusta, nakazujący popis całego świata, według którego każdy w swojem rodzinnem mieście winien się był zapisać, strapiony nie mało, jak czytamy w dziełach Cochema, zawiadomił św. Józef o tym rozkazie N. Marję Pannę: Nie kłopoć się, rzekła Marja, Bóg nas zaprowadzi szczęśliwie do Betleem, tak albowiem spełni się proroctwo, które przepowiada narodzenie Mesjasza w tem mieście.
Czytamy w opisie życia św. Józefa z Kopertynu, iż dnia pewnego temu Świętemu ukazał się św. Bonawentura, mówiąc: Wiedz, iż P. Dziewica Marja i Jej Oblubieniec podróż do Betleem odprawili w wielkiem ubóstwie oraz w przykrym niedostatku. Prowadzili ze sobą wołu i osła: na ośle siedziała N. Dziewica, wół miał być sprzedany; Józefa św. albowiem nie miał czem zapłacić podatku. Zima była nadzwyczaj ostra, stąd podróż przykrzejsza dla św. dwóch Oblubieńców.
Raz w nocy stanęli wycieńczeni i znużeni przed chatą wieśniaka. Już Św. Józef puka przeto do drzwi i prosi o nocleg. Wieśniak atoli nie myśli otworzyć, jeno woła z izby: Kto tam? A któż to słyszał, aby o tak późnej porze kołatać? Jesteśmy biednymi podróżnymi, odparł św. Józef i prosimy cię pokornie, byś nas tę jedną noc do siebie przyjął. Idźcie precz, odrzekł wieśniak. My ci bynajmniej nie będziemy ciężarem, zapłacimy chętnie, ile zażądasz, jeno otwórz, bo noc jest zimna i nie podobna nam iść dalej. Już wam raz powiedziałem, iż was przyjąć nie mogę, krzyknął w gniewie wieśniak, nie przeszkadzajcież mi, idźcież sobie dalej. Cóż poczniemy teraz Marjo, rzekł św. Józef, ludzie nas odpychają, oby nas tylko Pan Bóg wesprzeć zechciał. Uspokój się, rzekła Marja, Bóg nam dopomoże, a następnie zbliżywszy sie do drzwi, rzekła: Mój przyjacielu, proszę cię na miłość Boga, miej litość nad naszem połoźeniem i daj nam przytułek. Jej głos dźwięczny i słodki rozbroił serce mieszkańców więc drzwi otworzyli i przyjęli obu uprzejmie. Ujrzawszy N. Dziewicę, przejęli się ku Niej najgłębszym szacunkiem, naniecili czem prędzej ognia i poprosili Marję i Józefa, by spocząć zechcieli. Pytali ich potem, dokąd idą? i dlaczego ze sobą prowadzą wołu? Kiedy św. Józef ciekawość ich zaspokoił, potrząsali głową, mówiąc: Jest to okrucieństwo ze strony cesarza, iź na nas biedaków tak cięźki nałożył podatek.
Nie należy nam szemrać przeciwko panom naszym, odparł św. Józef, Pan Bóg chce, byśmy im ulegali.
Za przykładem św. Józefa uczmy się takźe zawsze szanować wolę przełoźonych, spełniajmy ich rozkazy, a ta codzienna ofiara woli naszej będzie niezawodnie szelągiem, który na wadze Bożej ku stronie miłosierdzia przeważy. Pamiętajmy, że się nic nie dzieje bez woli Najwyższego i nic nie wynijdzie, jeno co Bóg chce i ile uchyli z rąk swoich, a cała doskonałość zależy na jak najwierniejszem spełnianiu woli Bożej. W przykrych okolicznościach życia nie traćmy ufności w P. Bogu, ale zdobywajmy się na nadzieję, anwet przeciwko wszelkiej nadziei, bo o tyle od Boga otrzymamy, o ile zaufamy: u Niego wszystko jest podobne. Chociaż na ucisk zezwala, nieraz ciężki i długi, czyni to z miłości ku nam, aźeby powiększył liczbę naszych zasług, ażeby mógł dać hojną nagrodę, aby miłość spotęgował i wypróbował nadzieję. Patrzmy, abyśymy Boga nie zawiedli w Jego oczekiwaniu. Ufajmy mocno, spodziewajmy się wiele, bo stosownie do okazanej ufności, otrzymamy łaski i zasłuźymy na względy. Potęga Boga tak jest wielka, szczodrobliwość tak niezmierna, źe naszą nadzieją jakąkolwiekby ona była, nigdy jej nie wyczerpiemy, prędzej małą łyżką dałoby się wyczerpać morze. Najśw. Marja P. ukazawszy się raz Benedykcie z Laus, rzekła: Odważną bądź córko moja! wielce tęskniłaś za widzeniem mnie, lecz chciałam doświadczyć ufności twojej ku Synowi mojemu.
W naszych potrzebach nie udawajmy się tylko do ludzi, bo oni często nic dać nie mogą, a nieraz jeszcze zaszkodzą: lecz zwracajmy się przedewszystkiem do Pana Boga, błagając Go przez przyczynę Najśw. Marji P. i św. Józefa, którzy nam wszystko wyjednać zdołają. Posłuchajmy na dowód tego, co opisuje o sobie pewien czcicicel św. Józefa.
Pragnę tu opisać łaskę, którą odebrałem za przyczyną św. Józefa, pod względem pracy w niedziele i święta. Prawda, pracowałem w niedziele i święta, źle czyniłem, zgrzeszyłem, alem pełen nadziei, źe Bóg mi grzechy odpuści. Będąc w nauce u majstra innowiercy, byłem niejako zmuszony pracować w niedziele i święta (co się wcale nie da uniewinnić). Z tą myślą czy ja koniecznie muszę pracować w niedziele i święta, chodziłem długo, czułem w sercu, że nie dobrze robię, wynurzałem się nieraz przed ludźmi, ależ oni mi na to: nu, widzisz, uczeń to już musi robić w święta. Jakto, myślałem, musi? Kto mnie zmusi, jak ja nie będę chciał pracować? Przyszły mi na myśl czasy pierwszych chrześcijan. Oni teź pewnie musieli kłaść ofiarę bałwanom, a przecież woleli męki ponosić, jak to uczynić. Bądź co bądź, postanowiłem sobie stracić miejsce i nie być rzemieślnikiem, jeżeli mi nie pozwolą święcić niedziel i świąt. Co czynię? Udaję się do św. Józefa, odprawiam nowennę na tę intencję, ażebym mógł niedziele i święta święcić. Miałem wprawdzie to szczęście, źem codziennie mógł na Mszę św. uczęszczać rychło rano, co sam majster, chociaż innowierca, nie zabraniał (oby mu Bóg dał łaskę nawrócenia się); przykład dla niejednych katolików, którzy uczniom czasu na Mszę św. nie pozwolą w dnie świąteczne. Bóg chce niejako doświadczyć człowieka, czy też ze szczerego serca czynimy Mu ofiarę, chcąc stracić miejsce lub jaką inną przykrość ponieść. Przyszło święto, wprawdzie byłem na rannej Mszy św., ale jakżeż ludzie śpieszą do kościoła na sumę, na kazanie, a ja mam siedzieć we warsztacie, to być nie może, pomyślałem sobie, lepiej stracić miejsce, a pójdę do kościoła. Naturalnie ten groźno na mnie: ,,Kto ci kazał!" Odpowiadam: ,,Kościół mi każe". A on na to, weź swoje paciorki i wszystko i idź! --- Dobrze, mówię, jeżeli p. majster każe, to ja pójdę, a teraz idę do kościoła --- i poszedłem. Naturalnie byłem zmieszany, straciłem miejsce --- tak sobie myślałem, idąc do kościoła --- ale przynajmniej w święta robić nie będę. Skądże mi ta odwaga? Bo właśnie w ten dzień ukończyłem nowennę do św. Józefa i byłem u Komunji św. Cześć św. Józefowi! Po sumie przychodzę do warsztatu... Cicho... cicho... Co się stało? sobie myślę, przyszedł dzień do pracy, majster przychodzi do warsztatu i nic nie mówi: przychodzi niedziela, ja proszę majstra, aby mi pozwolił iść na sumę. Możesz iść, powiada. O! jakież dzięki w mem sercu były ku czci św. Józefa. On to sprawił! Od tego czasu każdą niedzielę i święto miałem wolne i pracować nie potrzebowałem. Majster odpowiadał: ,,Niech robi co chce".
I zaprawdę nie omyli się majster ani państwo na słudze, która prawdziwe ma nabożeństwo do św. Józefa. Sługa taki wiernie wypełni swe powinności, a trochę czasu, który przejdzie na słuchaniu Mszy św., wynagrodzi daleko więcej, niż to pojąć można. Bo błogosławieństwo Boże jest w tym domu, przyniesione ze Mszy św. Ale dalekiem powinno być fałszywe nabożeństwo, gdy państwo każe w tej godzinie pozostać, a później iść, to wtenczas zaraz gniewy, niesmaki i t. d... Ach! to nie jest sposób prawdziwego czciciela świętego Józefa... Trzeba się poprawić i prosić św. Józefa, ażeby nas nauczył pełnić wolę Bożą. Nie czyńmy tego co chcemy, ale co przełożeni każą, wiedząc o tem, że tego Bóg żąda przez przełożonych. Jedynie tylko, gdyby zgrzeszyć kazali, np. skłamać, należy nie słuchać.
Ów pobożny czciciel został czeladnikiem, później wstąpił do zakonu, ale dla braku zdrowia musiał opuścić ukochany klasztor. Bóg miał inne wyroki. Pół roku, pisze on, tylko pozwolił mi Bóg tam przebywać, ale i za te pół roku Bogu i św. Józefowi dzięki składam, był to dla mnie czas żniwa. Z łaski Boga uzbierałem sobie dość bogaty plon. Chociaż w świecie zapomocą św. Józefa, mogę żyć jak w klasztorze...
Praktyka
Naśladuj owego czciciela św. Józefa w częstem słuchaniu Mszy św., gdyż z pobożnego słuchania wynikają dla człowieka łaski. A św. Bernard mówi, że: Słuchający pobożnie Mszy świętej, z powodu jej nieskończonej wartości, otrzymujemy więcej zasług, aniżeli oddając wszystek majątek ubogim, aniżeli odbywając pielgrzymkę do najcudowniejszych miejsc na świecie.
Naśladujmy także owego rzemieślnika w ufności, z jaką się spodziewał łaski przez pośrednictwo św. Józefa. Aby nabyć ufności, trzeba mieć to głębokie przekonanie, że człowiek sam z siebie nic nie zdoła uczynić zasługującego na niebo; zaś złożywszy całą ufność w Bogu, powinien się spodziewać wszelkiego dobra i zwycięstwa. Bóg Ojciec dał nam swego Syna na okup; Zbawiciel przelał za nas Przenajśw. Krew swą co do kropelki, czyż więc podobna, aby tak kochający nas Bóg miał nam skąpić i odmawiać łask potrzebnych, gdy Go o nie prosimy? Nie został nigdy zawstydzonym, kto zaufał w Bogu.
Wezwanie pobożne św. Józefa
Daj nam, Józefie św., niewinne prowadzić życie i niech pod Twoją opieką zawsze będzie bezpiecznem.
Odpust (Racc. 346); 300 dni raz na dzień za odmówienie tej modlitewki z sercem przynajmniej skruszonem i pobożnie. (Leon XIII. Reskr. św. Kongr. Odp. dn. 18 marca 1882 roku)
W piątek N. Marja P. i św. Józef przybyli do Betleem. Najpierwszą Ich troską było zapisać się w księgi, by tym sposobem rozkazaniu cesarskiemu zadość uczynić. Betleem --- to ojczyzna św. Józefa; każdyby sądził, iż u krewnych dla siebie i dla Marji z łatwością pomieszczenie znajdzie. Inaczej się jednakże stało: Kiedy św. Józef o gościnę prosił, wszędzie serce i drzwi zamknięte znajdował, a w dodatku jeszcze nieraz przykre przyszło mu usłyszeć słowo. Noc się zbliżała, daremnie kołatał święty pielgrzym do bram mieszkańców, więc wzniósł serce swoje do nieba, modląc się N. Marja P. dodawała św. Józefowi otuchy i pocieszała Go. Pod gołem jednakże niebem nie sposób było pozostać. Uwiązał zatem św. Józef, jak nam K. Emmerich opowiada, wołu i osła u drzewa, uszykował dla Marji siedzenie, a sam poszedł szukać jakiegobądź schronienia. Długo, bardzo długo czekać musiała pod drzewem Najśw. Panienka; ponieważ zaś zimno we znaki Jej się dawało, okryła się przeto przykryciem, złożyła na piersiach na krzyż ręce, otuliła także sobie nogi, jak to czasami w czasie zimy opuszczeni biedni przy drogach czynią. Zaprawdę, ktoby w takim niedostatku mógł rozpoznać dwóch Wybrańców Bożych!
Tymczasem św. Józef jakoby żebrak chodził od drzwi do drzwi, prosząc o mały kącik dla Marji i dla siebie, przecież na próżno. Prosił na miłość Boga, przyrzekł w dwójnasób zapłacić i to nic nie skutkowało. Noc już na dobre ciemność swoję roztoczyła po ziemi, a mieszkańcy nieczułymi pozostali na wszystkie prośby strapionego Oblubieńca. Mimo, to ani jedno wzruszenie niecierpliwości, anie jedna przykra skarga nie zakłóciła głębokiego spokoju duszy św. Patrjarchy. Co za wspaniałe poddanie się woli Bożej! Wreszcie przesycony upokorzeniami, przybył św. Józef do N. Marji P. z sercem pełnem smutku, opowiadając, jak bezskutecznemi były wszystkie jego usiłowania.
Św. Józef chętnie się poddawał woli Bożej, gdyż dobrze rozumiał, że jak nas poucza św. Tomasz: Doskonałość nie zależy na praktykach, które pomagać do doskonałości mogą tylko, lecz duszą, treścią, istotą doskonałości jest całkowite poddanie się, uległość i zgodność woli naszej z wolą Bożą. Bł. Stefanja z Sancino widziała pomiędzy serafinami wiele dusz, które znała na ziemi i dowiedziała się w objawieniu, iż tak wielką chwałę pozyskały sobie, przez doskonałe za życia poddanie się woli Bożej.
Bolesno nam słuchać, iż w Betleem Najśw. Oblubieńcy doznali tak nielitościwego przyjęcia; a w obecnych czasach, w świecie katolickim, czyżby nie od jednych drzwi zostali odepchniętymi? O! i my, wyrzućmy z serca wszelkie samolubstwo, bo św. Jakób mówi: że niemający miłosierdzia, będą sądzeni bez miłosierdzia. Przeciwnie zaś nie widziano, aby miłosierny złą śmiercią umierał. I tak np. gubernator miasta Gap, mąż ze wszech miar zacny i miłośnik ubogich, umarł śmiercią świętych i zostało wyżej wzmiankowanej Benedykcie objawionem, że tylko trzy dni był w czyścu. Duch Święty obiecuje jałmużnie, że: od śmierci wyzwala i oczyszcza grzechy i czyni, że się znajduje miłosierdzie i grzechom się sprzeciwia. (Tob. 4. 11). Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia zbawienia są miłosierne uczynki co do duszy i ciała. Nie słyszałem, mówi św. Hieronim, aby kiedy zginął miłosierny. Miłosiernymi uczynkami zniewalamy miłosierdzie Boże do tego stopnia, że nieraz spełnienie jednego miłosiernego uczynku może nas ocalić od śmierci doczesnej, a nawet wiecznej. Czytamy w objawieniach K. Emmerich, że gdy Józefa z Arymatei zdradą pojmali i uwięzili w celu umorzenia go głodem, gdy się tenże modlił w więzieniu, znagła nadprzyrodzone światło napełniło izdebkę więzienia, został wezwany po imieniu, dach został podniesiony tak, iż ukazał się otwór i jakaś postać jaśniejąca spuściła mu prześcieradło, którego Józef chwycił się oburącz, został aż na wierzch dachu wydobyty, otwór się zaraz za nim zamknął i tym sposobem został wybawiony. Owóż tego samego narzędzia, którego Józef użył do spełnienia miłosiernego uczynku, t.j. prześcieradła, jakiem owinął Ciało Zbawiciela do grobu, Bóg użył do ocalenia go od niechybnej śmierci.
O ile P. Bóg nagradza miłosierne czyny, o tyle znów krzywdzicieli drugich, a nawet nierozumnych stworzeń, okrywa wzgardą i karze. W 19-tym stuleciu chłopiec jeden ze swawoli chwytał ptaszki, obcinał im języki i puszczał biedne ofiary. Gdy dorósłszy, obrał stan małżeński, kara Boża dosięgła go za to straszna. Miał siedmioro dzieci, a każde pozbawione daru mowy. Lud okoliczny uznawał w tem karę i wieść o niej rozeszła się daleko. Strzeżmy się więc krzywdzenia drugich. Starajmy się choć raz w rok wesprzeć jaką ubogą rodzinę na cześć Najśw. Rodziny, a pozyskamy Jej względy jak ów kupiec, o którym czytajmy w następującym przykładzie:
Pewien pobożny kupiec w Walencji, jak o tem wzmiankuje św. Wincenty Fererjusz, miał we zwyczaju każdego roku w dzień Narodzenia Pańskiego, na cześć Jezusa, Marji i Józefa zapraszać do swego stołu jednego ubogiego starca i ubogą niewiastę z małem dziecięciem, aby w tych trojgu ubożuchnych ugościć i uczęstować Najśw. Rodzinę. Po śmierci ów kupiec ukazał się modlącym i rzekł, iż w godzinę zejścia swojego Jezus, Marja i Józef, odwiedzając go, takowe uczynili mu wezwanie: Ponieważeś nas za życia w osobie trojga ubogich przyjmował do domu swego, przybyliśmy tu wszyscy troje, dla przyjęcia cię do domu naszego. Co rzekłszy,wzięli z sobą duszę moją i zaprowadzili ją na wielką wieczerzę wieczną w raju.
Praktyka
O Jak szczęśliwy kupiec, który umiał tak dobrze handlować. Handlujcie aż przyjdę. (Luc. 19. 13). Handlujmy i my w podobny sposób, aż do Jego nadejścia, a i my możemy otrzymać podobną nagrodę.
MODLITWA
Św. Józefie, który, jak żebrak błagając o przytułek w Betleem, znosiłeś cierpliwie odmowę serc samolubnych, racz mi wyjednać łaskę wiernego korzystania z każdej okazji do czynów miłosiernych, oraz doskonałego poddania się woli Bożej we wszystkich okolicznościach życia mojego. Amen.
Po za bramami miasta znajdowała się grota, w której pasterze trzody swoje, na targ takowe pędząc, umieszczali. Św. Józef całkiem zmieszany oświadczył Swej Towarzyszce, iż nic nie pozostaje innego, jak noc w tej grocie spędzić. N. Marja P. zupełnie zadowolona i całkiem spokojna, zgodziła się na przedstawienie Swojego Oblubieńca.
Ze soboty na niedzielę, jak nam opowiada O. Cochem i K. Emmerich o północy narodził się P. Jezus. Oblubieńcy św. całą noc przepędzili w grocie zniszczonej i na wszystkie wystawionej wiatry. Sabat był dniem Pańskim i nie było wolno w tym dniu zajmować się powszedniemi zajęciami, więc dwa te czyste gołąbki zatapiały się w modlitwie. Tymczasem zbliżała się noc najszczęśliwsza, w której się P. Jezus miał narodzić. N. Marja P. oznajmiła św. Józefowi, iż już niezadługo wybije godzina przez Patrjarchów i Proroków oczekiwana. Usunął się przeto św. Józef w kącik groty, (po dziś dzień pokazują jeszcze kącik ten pobożnym pielgrzymom). N. Marja pozostała sama, gdy w tem nagle takie ją ogarnęło zachwycenie, jak jeszcze nigdy. W tej chwili jasno poznała tajemnicę, która się spełniła.
Promienie niewypowiedzianej jasności przeniknęły duszę Marji i Józefa, narodzenie Mesjasza zwiastując. Pod wpływem tych promieni zrozumiał także św. Józef dziewiczość Swojej Oblubienicy i czystość tego przebłogosławionego narodzenia. Następnie zbliżył się św. Józef, by uczcić Słowo, które Ciałem się stało, złożył na Boskich Jego nóżkach gorące pocałunki, w pośród miłości niepojętej oddając Mu samego siebie i wszystko, cokolwiek miał na usługi. Dni 40, które po narodzeniu P. Jezusa nastąpiły, były jednym bezustannym zachwytem, w którym św. Józef podziwiał Swego Boga wyniszczonego w żłobie w pośród niepoliczonych legjonów Aniołów, składających swe hołdy, śpiewających dźwięczne harmonje niebiańskie hosanna.
O jakże sercu naszemu schodzi na takich żarliwych zapałach. Z jakąż to obojętnością i jak zimni zbliżamy się do Komunji św., nie pomnąc, że jedna Komunja św., przyjęta godnie, zdolna jest uświęcić człowieka. Ona gładzi grzechy powszednie, jest zadatkiem wiecznego zbawienia, sprawia radość Panu Bogu. I gdy raz św. Katarzyna Seneń. o pół godziny spóźniła się do Komunji świętej, szedłszy do kościoła, ujrzała P. Jezusa, który w te do niej przemówił słowa: Katarzyno, gdzieżeś była, ja tu tyle czasu czekam na ciebie. Świątobl. Benedykta mawiała: Kiedy się znajduję w obecności Boga utajonego w Przen. Sakramencie, nie lękam się pocisków, choćby nawet całego piekła.
Strata, jaką sobie wyrządzacie, mówi Czcig. Marceli Champagnot, opuszczając Mszę św. lub Komunję, jest stratą niczem wynagrodzić się niemogącą, stratą nieskończoną, po której nie moglibyście się pocieszyć, gdybyście dobrze zrozumieli, jakie łaski daje Eucharystja... Ten Sakrament bowiem działa w dwojaki spoób, sam przez się: ex opere operato i przez usposobienie, jakie się przynosi do Jego przyjęcia, ex opere operantis. Zwalczanie pokus, zachowanie od grzechu śmiertelnego, wytrwanie w św. powołaniu, wypełnienie obowiązków, wierność w pobożnych ćwiczeniach, ubolewanie nad swoją niedoskonałością: to są owoce Sakramentów. Oddalić się od Komunji dlatego, że jesteś kuszonym, jest to odstępować szatanowi zwycięstwo bez oporu.
Pewien proboszcz, w którego sąsiedztwie niewiara wiele narobiła złego opowiada nam następujące wzruszające zdarzenie:
Było to zeszłego roku przed pierwszą Komunją św. dzieci, podczas ich przygotowania się. Nasze dzieci z radością zgromadziły się na około ambony. Pobożny pewien kanonik przemówił do nich, aby je przygotować na przyjęcie chleba anielskiego. Ze spokojną uwagą słuchały dzieci słów kapłana. W tem zjawia się nagle jakiś mężczyzna ubrany jak robotnik z gniewem na twarzy i wściekłością w oku pomiędzy tą gromadką pobożną, biega tu i ówdzie, szuka i śledzi w około.Łagodnie pytam go: Czego życzysz sobie przyjacielu? Odpowiada mi, że żąda swego dziecka. To głośne i dumne oświadczenie spowodowało wielki niepokój i trwogę w gromadce. Kanonik przerwał swą naukę. Każdy był zakłopotany o wynik tego zamieszania. Mój panie, mówi przybyły do kapłana --- ja żądam mego dziecka i to natychmiast. Jego matka jest wprawdzie katoliczką, ale ja nim nie jestem i moje dziecko nie może być katolikiem nigdy. Wprawiasz mię w zdumienie, mój przyjacielu --- odrzekł kapłan. --- My nie przypuszczamy do pierwszej Komunji św. żadnego dziecka, którego katolicki chrzest św. nie jest stwierdzony. Czy pańskie dziecko było chrzczone w kościele? Tak jest. Czy chrzestni rodzice byli katolicy? Tak jest. Czy oni zgodzili się? Wtenczas zgodzili się, ja byłem przy tem! A więc mój przyjacielu, twoje dziecko jest katolickie! Dotychczas przyznaję, że należało do religji swojej matki, ale od tego czasu żądam, aby należało do mojej religji.
Mówiąc to, porwał swoje dziecko, którem na jego żądanie wezwał ku niemu, za ramię i zawołał zajadłym tonem: Naprzód, ruszaj! Od tej chwili ja ciebie będę wychowywał.
Kochany, mały biedak rzucił na mnie błagalne spojrzenie i rzekł ze łzami: Och, proszę mnie przecież nie opuszczać!
Chciałem tedy stanąć między dzieckiem a srożącym się ojcem. Obecni obawiali się, abym nie stał się ofiarą jego wściekłości. Trwożliwe wołania dawały się raz po raz słyszeć z pośród zgromadzonych. Lecz nie stało się nic, owszem nieszczęsny człowiek nieco się uspokoił.
Teraz staliśmy się świadkami nadzwyczaj wzruszającej sceny. Biedne dziecię padło na kolana, objęło ojca za nogi i zawołało głosem pełnym łkania, tonem pełnym dziecięcej delikatności: Kochany ojcze! ja ci chcę być zawsze posłuszny, ja cię chcę z całego serca kochać, przysięgam ci to --- tylko dozwól mi --- błagam cię, dozwól mi, zostać w religji mojej matki!
Łkanie zdusiło jego głos; osłabł, była obawa, że zemdleje. Wypadek poruszył wszystkich do łez, nasze dzieci płakały głośno, była to serce rozdzierająca scena. Ale ojciec pozostał twardy i niewzruszony. Jego zatwardziałe, pozbawione wiary czy fanatyzmu pełne serce pozostało samo niewrażliwe i nieczułe na głos natury. Jednak się uspokoił, dał się nawet nakłonić i czekał końca uroczystości, poczem zabrał swego syna. Pod koniec pobożnych ćwiczeń widziałem, że dziecię było blade i drżące.
Ty drżysz mój kochany --- rzekłem i wziąłem go za rękę. O tak --- rzekł --- trwożę się o matkę, ona z pewnością tego wieczora doznała złego obejścia się.
Idź tylko z nim spokojnie --- rzekłem --- bądź prawdziwie grzeczny i posłuszny wobec ojca i ufaj Bogu. Poszedł. Nie bez bolesnej litości spoglądałem za idącym obok swego ojca jak niewinne jagnię, oc nieme, bez skargi idzie za swym prześladowcą.
Pomodliliśmy się jeszcze wspólnie za dziecię. Mieliśmy wielką nadzieję, że sprawa tak godna boskiego miłosierdzia pomyślnie się załatwi, ale nadzieja zdawała się być daremną. Następnego dnia odbywał się ciąg dalszy --- ćwiczeń --- jedno miejsce zostało jednak puste, dobry chłopiec nie przyszedł. Skoro ojciec ze synem przyszli do domu, podniósł ojciec rękę do bicia, ale syn nie zostawił mu na to czasu. Rzucił się mu na szyję, objął go całą siłą miłości, zrosił go swemi łzami, prosił, błagał w natarczywy a delikatny sposób, by przecie oszczędzał matki i jemu dozwolił otrzymać pierwszą św. Komunję.
Opadła ręka ojcu --- ale zaciekłość jego została. Drugiego dnia wziął syna ze sobą do roboty, nie spuszczał go z oczu. Głęboki smutek ogarnął dziecię, płakało dzień i noc, nie jadło. Dzwonek wzywał na duchowne ćwiczenia, a jemu każde uderzenie dzwonka krajało serce...
Nazajutrz uroczystość św. Józefa, dzień Komunji dziecięcej. Spojrzałem po szeregach moich kochanych i z boleścią zauważyłem, że miejsce dziecka próżne było. O mój Jezusie! --- westchnąłem --- Ty przecież nie dasz temu Twemu jagnięciu zginąć.
W tej chwili powstaje nagle żywy ruch wokoło mnie. Dochodzą mnie zewsząd wesołe szepty: Jest! jest! Wszystkich oczy spoczywają z zachwytem na miłym, nadchodzącym towarzyszu. widać było, że cierpiał, ale teraz wyglądał całkiem zadowolony. Zbliżył się z tęsknotą i pobożnością do stołu Pańskiego i przyjął pierwszą Komunję, jak Anioł.
Co się dalej stało? On i my błagaliśmy św. Józefa i św. Opiekun, ten potężny obrońca, wziął to niewinne serce dziecięce pod opiekę swego liljowego berła, okrył tego młodego wyznawcę tym samym płaszczem, którym ochraniał Jezusa przeciw srogim jego prześladowcom podczas ucieczki do Egiptu, a w stajence betleemskiej przed zimnej. Okrutny ojciec był pokonany przez owego żywiciela Jezusa --- dozwolił on synowi iść i oto ujrzeliśmy go powracającego do nas wesołego i szczęśliwego. Oto idźcie do Józefa! (Eichsfld. Vlksbl. Nr. 16. 1884).
Praktyka
Jakże niejednego katolika w żywej wierze i w żarliwości w przystępowaniu do Komunji św. zawstydzić może owo pacholę. Podziwialiśmy, ile trudów, ile łez kosztowała go ta łaska, --- jednakże za przyczyną św. Józefa wszystko zwalczył i zwycięsko dobił do celu. A ciebie może lada drobnostka, przykre słówko zbija z toru i odwodzi od Komunji św. Rozważ to i popraw się!
MODLITWA
O! św. Józefie, błagam Cię przez tę radość, jakiej doznałeś z narodzenia Zbawiciela świata, racz nas zawsze otaczać swą opieką, bronić od prześladowców i wyjednać łaskę godnego przyjmowania Komunji św.! Amen.
Zbliżył się czas, w którym trzeba było obrzezać Dzieciątko. Ponieważ jednak św. Oblubieńcy niczego ni czynili bez natchnienia z góry, więc udali się na modlitwę o oświecenie, coby im czynić należało. Duch św. dał tę odpowiedź: Jezus Chrystus pragnie bez zwłoki przelać pierwsze krople krwi Swojej na odkupienie świata.
Słowo wcielone w czasie obrzezania składało w ofierze Ojcu Swemu Odwiecznemu pierwiosnki krwi, którą później przelało aż do ostatniej kropli. Nie podobna nam opisać ani oznak miłości, ani trosk najczulszych, jakich dowody w tych dniach boleści Marja i Józef Jezusowi składali.
Patrzmy drodzy Bracia! Jezus przelał krew za nasze grzechy, a nam się trudno zdobyć na łzę skruchy. Jedną łzą żalu doskonałego możemy zmazać grzechy całego życia. Szczerą spowiedzią możemy zyskać utraconą łaskę i zasługi, ujść piekła, a zdobyć niebo, czego dowodem następujący przykład:
Przed sądem przysięgłym w A. stanął w r. 185... rozbójnik i uznany za winnego zarzuconych mu zbrodni, został na śmierć skazany. Okoliczności towarzyszące jego piekielnemu dziełu były tak okrutne, że sędziowie przysięgli nie mogli uwzględnić środków łagodzących karę, ani skazańca łasce króla polecać. Początkowo winowajca zaprzeczył uparcie zarzuconej mu zbrodni; skoro się jednak dowody przed sądem gromadziły, zamilkł zwolna. Z ponurym, zminym spokojem wysłuchał swego wyroku, nie okazując żadnych oznak, czy ostateczne napomnienie prezydenta sądu, że teraz nadszedł czas, aby się na wyższego sędziego przygotował, choćby najmniejsze na nieszczęśliwym uczyniło wrażenie. Niemy i z wyzywającą postawą dał się wyprowadzić ze sali sądowej i zamknąć w komórce więzienia.
Popełniona zbrodnia zdawała się świeżo dzikość doprowadzić obudzoną w tym człowieku do ostateczności. Wszelkie perswazje kapelana więziennego zdawały się bez skutku ześlizgiwać po tej zatwardziałej naturze. Również i próby ze strony posługujących Sióstr (więzieniu kryminalnem w A. wykonują pobożne Siostry posługę z największem zadowoleniem władz) zostały bez skutku. Niemy i ponury siedział zwykle skazaniec w kącie swojej celi i zdawał się na nic nie zważać, co do około niego zaszło, albo co do niego mówiono.
Tu pomoże tylko modlitwa --- rzekła Siostra Weronika do swych Sióstr --- ludzkie wysiłki nie zdołają nic na tej strasznej naturze. I Siostry modliły się za niego wiele.
Dnia następnego z rana zjawiła się S. Weronika znów w celi skazańca, postawiła dzbanek z wodą, który przyniosła, następnie wbiła w ścianę gwóźdź i zawiesiła na nim obrazek św. Józefa, patrona skazańca. Więzień tym razem przyglądał się znacząco temu, co Siostra robiła. To jest wizerunek św. Józefa, patrona wszystkich umierających, powiedziała w końcu S. weronika i odeszła. Zbrodniarz pogrążył się na nowo w czarne myśli; zdawało się, że go nic nie zdoła przerazić, ani poruszyć.
Gdy Siostra przyniosła obiad, wisiał obraz nie tknięty na ścianie, zbrodniarz zaś, jak zwykle, siedział w kącie. Na kilka uprzejmych wyrazów zakonnicy nic nie odrzekł, raz tylko westchnął głęboko, głowę skłonił podpierając rękami i wzrok utkwił w ziemię. W takim stanie pozostawał jeszcze całe tygodnie. Nareszcie zapadło potwierdzenie wyroku śmierci. Na drugi dzień po nadejściu wyroku miał być stracony skazanie zapomocą gilotyny --- na podworcu więziennym w asystencji świadków sprawiedliwości. Urzędnik sądowy udał się zaraz do kaźni zbrodniarza wcelu odczytania mu wyroku. Zastał go siedzącego w tej samej pozycji, zdawało mu się jednak, że widocznie zaszła w nim jakaś zmiana. Ponury smutek zeszedł z jego czoła, wzrok jego był więcej łagodny i spokojny. Już od kilku dni, oznajmiła S. Weronika, zdaje się inne życie budzić w skazańcu...
Odczytania potwierdzenia wyroku śmierci wysłuchał spokojnie. Ja wiedziałem, że to w tym tygodniu musi nastąpić, zagadnął skazanie zupełnie zimno. A więc w piątek rano o godzinie siódmej. Gdy urzędnik chciał przemówić do niego, aby się po chrześcijańsku przygotował na śmierć, przerwał mu zagadnięty: Już panu powiedziałem o tem, że w tym tygodniu ma mnie spotkać i na tom się już przygotował. Zbyteczne są, anie prokuratorze, wszelkie dalsze perswazje. Pan spełnił swój obowiązek i na tem koniec.
Urzędnik osłupiał. O czem wiedziałeś? zapytał zdziwiony. Że w tym tygodniu jeszcze będę stracony, brzmiała odpowiedź.
Urzędnik pokiwał głową. Dopiero wczoraj wieczór otrzymał sankcję królewską wyroku śmierci; wprawdzie data zatwierdzenia zeszłego poniedziałku, ale w jakiż sposób zbrodniarz mógł się o tem dowiedzieć?
To jest niemożebne, żebyś już od poniedziałku wiedział o swem straceniu. Jego Królewska Mość dopiero w poniedziałek podpisał.
No, a przecież mam tę wiadomość już od poniedziałku, odrzekł skazaniec spokojnie. A jak ja to wiedziałem? Dopiero teraz zmienił oblicze, oczy jego poruszyły się prędko, zaszły wreszcie łzami; najprzód jakiś czas patrzył w ziemię, później skierował wzrok na obraz swego patrona. Walczył przez chwilę ze samym sobą. Niech będzie, opowiem panu, jak się to stało. Dziwnem to zwłaszcza dla takiego człowieka jak ja, jednakowoż tak się stało. Niech będą będą dzięki P. Bogu za to.
Na śmierć zasłużyłem --- wyrok zapadł dla mnie całkiem słuszny. Ale umierać bez odwłoki przy zdrowych zmysłach i nawet nie być pewnym kiedy, tego doprawdy przeboleć nie mogłem. Słowa kapelana jakkolwiek słuszne, były dla mnie z początku jeszcze większą torturą, albowiem powiększały tylko niepewność, kiedy mam skończyć? Dzisiaj usłyszeć zapowiedź śmierci, a jutro zaraz umierać, to mi się zdawało rzeczą okropną. Tymczasem pewnego dnia zawiesiła ,,Siostra" obrazek tam na ścianie. Wyobraża on mego patrona, a jak mi mówiła, ma być zarazem patronem szczęśliwej śmierci. Wspomniałem na mego patrona --- mój panie, o wielu tu rzeczach rozmyślałem, o wielu dobrych, jeszcze więcej o złych aż do dzisiejszego dnia --- i przypomniałem sobie, że jako dziecię miałem pobożny zwyczaj modlić się do swego patrona gorąco. Gdybym był tylko szedł lepszą drogą, z pewnością nie siedziałbym ja teraz? Po oddaleniu się Siostry stanąłem przed obrazkiem i wpatrywałem się weń wzrokiem, którym zwykliśmy się przyglądać temu, co nam w latach dziecinnych było świętem i drogiem. Powoli ogarniała mnie ufność ku memu patronowi i zacząłem się modlić w cichości za sobą. Jednakowoż nie mogłem przezwyciężyć trwogi przed niepewną, niespodziewanie mającą nastąpić śmiercią. Gdybym ja to choć na kilka dni przedtem wiedział, pomyślałem sobie, abym mógł należycie się przygotować. Wtedy wpadła mi myśl, żeby za wstawiennictwem św. Józefa wyprosić sobie u Boga tę szczególną łaskę, albowiem, jak mnie zapewniał kapelan, miłosierdzie Boże nie ma granic, jeżeli grzesznik do Niego się zwróci. Prosiłem tedy o znak, po którym mógłbym poznać, że w tym tygodniu mam życie zakończyć.
Jakiż ten znak? przerwał urzędnik mowę opowiadającemu.
Znak wcale pojedynczy, prowadził dalej rzecz skazany: Dotychczas przynosiła mi jedzenie Siostra, która tam na ścianie obraz zawiesiła. Gdyby w który dzień nie przyszła, tylko w jej zastępstwie inna, to będzie dla mnie, tak sobie ułożyłem, znakiem, że w tym tygodniu nastąpi zatwierdzenie wyroku. To właśnie przytrafiło się w ubiegły poniedziałek. A więc poznałem, jak sprawa ze mną stoi i przygotowałem się na śmierć. Widzisz pan, że P. Bóg wysłuchuje i największego grzesznika, jeżeli tenże ze skruchą do Niego się nawróci. Znalazłem tedy potężnego przyczyńcę, patrona --- którego nie na próżno wzywałem. I wskazał na obrazek św. Józefa.
Nie żądał więc nic innego, tylko kapelana więziennego, przed którym, jak mówił, ma zdać ciężki rachunek. Urzędnik oddalił się niewymownie zdziwiony i zapytał o więźnia S. Weronikę, która uradowana niespodziewanem nawróceniem mordercy odpowiedziała:
W poniedziałek ja już na progu celi skazańca stałam z obiadem i właśnie nadchodził klucznik, aby mi otworzyć, gdy w tem Siostra Klara nadbiega prędko, aby mię zawołać do przełożonej, która w tej chwili chciała ze mną mówić. Oddałam więc miski z obiadem S. Klarze, aby je zaniosła więźniowi, ja tymczasem pobiegłam do Wiel. Matki. Tak więc się stało, że tym jednym razem nie usługiwałam sama skazanemu. A więc przecież św. Józef, zawołała potem: Było to jakby natchnienie, żem mu wtedy zawiesiła obraz na ścianie. Teraz mi jasnem jest jego zmienione zachowanie się od poniedziałku. ,,Chwała Bogu!"
Dano znać kapelanowi, który niezmiernie zdziwiony udał się do więźnia. Ten opowiedział o zesłanym znaku i o swej nadziei, że mu P. Bóg łaski nie odmówi. Pokazało się więc, że nieszczęśliwy już dawno przedtem osądził siebie samego i nie uronił ani jednego słówka z tego, co mu kładł do serca kapelan, kiedy go odwiedzał. Ale dopiero spełnienie się ,,znaku", jak się wyrażał, otwarło mu serce i obecnie gotów jest odprawić generalną spowiedź z serdecznym żalem. Tego dnia prawie nie odstępował kapelan od niego. Nazajutrz wczas rano wysłuchał z wielkiem zbudowaniem Mszy św., wśród niej przyjął ze łzami w oczach Przen. Sakrament, poczem modlił się z kapelanem i z obecnymi o odwagę i siłę do zbliżającego się ostatniego pochodu. Niedługo potem poszedł na śmierć z takim spokojem i stałością, przyjął ją na gilotynie na podwórzu więziennem z takim żalem i poddaniem się zarazem, że obecnych raczej budowało to chrześcijańskie męstwo, niż przejmował ich drezczem straszny widok śmierci. (St. Josephskal. 1882. S. 48).
Praktyka
Spowiadając się, dopełniajmy pięciu warunków, wymaganych do dobrej spowiedzi, bo straszna odpowiedzialność przed P. Bogiem za złą spowiedź. Czytamy np., Iż świątobl. Benedykta dowiedziała się w objawieniu, że szatan porwał duszę do piekła obłudnej nabożnisi, która udawała, że pości, modli się, spowiada, nie wyznając grzechów, a nawet nie wglądając w sumienie; celem jej było tylko uchodzić za pobożną. Św. Weronice, jej niewierności łasce pokazał P. Jezus, pod figurą żelaznego serca, gdy je opłakiwała, serce jej stało się srebrne, a później złote.
MODLITWA
Św. Józefie, racz czuwać nademną, abym zawsze chodził prostą drogą przykazań Bożych! Wyjednaj mi łaskę doskonałej skruchy przy każdej spowiedzi, a osobliwie w godzinę mojej śmierci. Amen.
Trzej Królowie składają pokłon i swe dary Jezusowi
Skoro gwiazda, za którą trzej Królowie szli, ponad stajenką Betleemską stanęła, stanęli także i oni, zajrzeli w głąb stajenki, w której jeno dwie ubogie osoby i małe dzieciątko ujrzeli... Przywdziawszy przeto na siebie purpurowe płaszcze, weszli do stajenki przejęci szacunkiem i pobożnością, z głową odkrytą i z podarkami bogatymi, które u stóp Przenajśw. złożyli Matki, a sami rzucili się twarzą na ziemię. Dzieciątko się bardzo ucieszyło. Posłuchajmy, co o tem objawiła N. Marja P. św. Brygidzie: Już naprzód na drodze nadprzyrodzonej dowiedziałam się o przybyciu trzech mędrców. Kiedy się zbliżyli, aby oddać cześć Jezusowi, Dzieciątko skakało z radości, a na twarzyczce Jego zajaśniał uśmiech szczęścia. N. Marja P. była wówczas okryta zasłoną, dzieciątko Jezus spoczywało na Jej łonie, także Matki św. zasłoną okryte. Za wejściem monarchów podniosła Przenajśw. Dziewica natychmiast zasłonę i ukazał im swojego Syna Bożego. Ach, któż zdoła opisać to wzruszenie, jakiego wówczas ci trzej Święci doznali! Takiej im Pan Bóg dobrotliwy w tej chwili udzielił wiary, tyle światła nadprzyrodzonego i tak wielkiego żalu za grzechy, iż się we łzach rozpływali. Smutek ten atoli ustąpił niezwłocznie miejsca niewypowiedzianej radości.
A jakiejże to na widok tego doznawał pociechy św. Józef! Widząc te pierwiosnki ludu pogańskiego rozmodlone u stóp Najświętszego Dzieciątka, modlił się niezawodnie o nawrócenie całego pogaństwa. a w naszych sercach czy tli choć iskierka gorliwości o zbawienie dusz ludzkich? Św. Augustyn mówi, że: Tyle dusz zgubisz, ile mogąc zbawić, nie zbawisz. Kto bądź radą, modlitwą, bądź dobrym przykładem pomaga bliźnim do życia cnotliwego i do zbawienia, ten staje się narzędziem, pomocnikiem Duch św. Którego ta jest własna sprawa, aby ludzi czynił świętymi i przywiódł je do szczęśliwej wieczności. Gdy przez miłość bliźniego pracujesz na zbawienie drugich, spełniasz miłosierdzi w sposób najdoskonalszy, gdyż o ile dusza jest wyższa od ciała i niebo od ziemi, o tyle miłość czynna około zbawienia dusz, przewyższa oną miłość, która się poświęca w spomaganiu bliźnim w nędzach ich doczesnych. Gorliwość o zbawienie dusz jest koroną miłości i poczytuje się u mistrzów życia duchownego za jeden z najpewniejszych znaków przejrzenia do żywota wiecznego. Któryby uczynił, że się nawrócił grzesznik od błędnej drogi jego, zbawi duszę jego od śmierci i zakryje mnóstwo grzechów (św. Jakób). Św. Dyonizy Areopagita mówi: Ze wszystkich rzeczy boskich najbardziej boską jest współpracować z Bogiem na zbawienie dusz. Chcesz być apostołem Serca Pana Jezusa, słuchaj Jego słów, wyrzeczonych do ŚŚ. Apostołów: Wy jesteście sól ziemi. A jeśli sól zwietrzeje, czem solona będzie? I znów: Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca waszego, Który jest w niebiesiech. Chcesz być tą solą, otóż sam, postępując w uświątobliwieniu, jak sól potrawy chroni od zepsucia, tak ty, drogi bracie, staraj się bliźnich dusze, z któremi masz jaką styczność, różnymi sposobami chronić od zepsucia, aby przez zasługę, jaką daje cnota, stały się miłemi Bogu. Żarliwy chrześcijanin zawsze i wszędzie, w każdem zetknięciu się z bliźnim znajduje sposobność powiedzenia choćby jednego słowa, które zapala światłość w umyśle, a ogień miłości Bożej w sercu, iż się stają bardziej skłonnymi do cnót. Cechą, po której się poznaje prawdziwą gorliwość, jest słodycz, łagodność i przykład dobry nie tylko w słowach, ale głównie w uczynkach. Jej celem powinien być tylko Bóg, a podstawą własne uświęcenie i zbawienie.
Św. Benedykta, znając pewnego gospodarza złośliwego, trudnego w pożyciu, tak umiała swą słodyczą nań wpłynąć, przedstawiając mu miłość Bożą, sąd ostateczny i straszne męki potępionych, że się wkrótce stał wzorem powściągliwości i umiarkowania.
Raz jej się ukazał P. Jezus ukrzyżowany; Ciało Zbawiciela oblane Krwią, tak jak niegdyś na Kalwarji, u stóp krzyża stali Aniołowie w milczeniu i adorując krzyż cały krwią zroszony, Pan Jezus wtedy odezwał się do św. Benedykty: To co widzisz, córko moja, nie jest to co cierpię teraz, lecz chcę ci okazać, co cierpiałem dla grzeszników i jaka jest miłość moja dla nich. Zrozumiała ona z tego widzenia wartość dusz, które tyle upokorzeń i mąk kosztowały Jezusa; przeto jej gorliwość w nawracaniu dusz stała się jeszcze większą.
Kto chce być dla innych użytecznym, pierwej winien nad sobą pracować, aby mu nie rzeczono: Obłudniku, wyrzuć pierwej tram z oka swego, a tedy przejrzysz, abyś wyjął źdźbło z oka brata twojego. A św. Ignacy upomina: Kto, służąc Bogu, chce wielkich rzeczy dokonać, niech na to szczególniej uważa, aby o sobie wiele nie rozumiał. Pokora jest fundamentem doskonałości, bez niej wszystko runie. Z pokornymi Bóg trzyma i dopomaga im. Im się bardziej uniżamy, tem bardziej wywyższa się Bóg, który chwały swojej komu innemu nie dawa.
Kto wśród ludzi działać i bezpiecznie przebywać chce, niech się o to najbardziej stara, aby jednakim był dla wszystkich, a nie szkodził nikomu (św. Ignacy). Człowieka jednamy sobie uprzejmością, pokorą i niema tak dzikiego, tak twardego, któryby się tym sposobem nie dał pociągnąć do Boga. Więcej ceń każdego człowieka zbawienie, niż wszystkie całego świata skarby (św. Ignacy).
Bł. Małgorzata dla ratunku dusz co tydzień w piątek w dzień i w nocy pewną liczbę odwiedzin składała Ukrzyżowanemu, starając się przejąć usposobieniem Najśw. Panny w owym dniu Jego cierpienia, a potem ofiarowała modlitwę swoją i cierpienia w połączeniu z gorzką męką Zbawiciela, Ojcu niebieskiemu za nawrócenie niewiernych i za grzeszników zatwardziałych. Było jej powiedzianem, że dla wszystkich, którzy to ćwiczenie czynić zechcą, będzie Bóg miłosiernym w godzinę śmierci.
Zbawiciel, otwierając raz skarby nieprzebrane zasług swego życia, mówił w objawieniu do Swej Oblubienicy Marji od św. Piotra: Córko moja, daję ci moje Oblicze i moje Serce, daję ci moje rany i moją Krew. Czerp i wylewaj! Czerp i wylewaj! Kupuj bez zapłaty, moją krwią wykupuj dusze! Jakaż boleść dla mego Serca widzieć, że te źródła ożywcze, te środki wszechmocne, które mnie tyle kosztowały, są zapomniane i wzgardzone. Proś mego Ojca o tyle dusz, ile kropel Krwi wylałem na ziemi!
Jeżeli kto, to wierny czciciel św. Józefa, powinien się odznaczać cnotą gorliwości; i oto przykład:
Ojciec Klaholc Redemptorysta, otrzymawszy wiele łask przez pośrednictwo św. Józefa, mówi: Z wdzięczności wspominam odtąd w każdem kazaniu o św. Józefie, a także i to muszę opowiedzieć. Niedawno zeszedłem w niedzielę z ambony; wtem zastąpił mi w powrocie do zakrystji drogę jakiś człowiek i rzekł: ,,Ojcze, muszę się u ojca spowiadać, ale teraz". ,,Proszę chwilkę zaczekać" --- rzekłem do nadzwyczaj wzruszonego człowieka, --- aż zmienię moje ubranie. Kiedym wrócił, zeznał mi ten człowiek przed spowiedzią, jak się z nim rzecz ma ,,Byłem --- rzekł --- znudzony życiem i nawet próbowałem się zabić, co mi się jednak nie udało, ale nie zostało wykryte. Teraz atoli miało się udać; aby zaś na moich nie spadła żadna hańba, wyszukałem tę okolicę odległą o 14 godzin i byłbym teraz z największą pewnością, tak byłem zatwardziały i bez nadziei, a dusza moja tarzałaby się w piekle, gdybym nie był właśnie, kiedy się rozpoczynała przenajśw. ofiara, przechodził koło tego kościoła. Widziałem tłumy śpieszące ze wszystkich stron i tak wiodła mnie nagle obudzona żądza wstąpienia do kościoła, aby zobaczyć, co się tu niezwykłego dzieje. Nie modliłem się wcale. Potem wszedłeś, Ojcze, na ambonę, nie uważałem wcale na kazanie, nie wiem o czemś kazał, w tem usłyszałem nagle niektóre twoje słowa o św. Józefie i w tej chwili obudziłem się jakby z ciężkiego strasznego snu i z nieprzepartą mocą zabłysła mi myśl i to silne przeświadczenie: ,,Św. Józef może i tobie przyjdzie z pomocą.
Potem wyspowiadał się ten człowiek, a po św. spowiedzi był szczęśliwy, jak dziecko, i nie mógł się oprzeć gwałtownej radości, jaka owładnęła jego ciało i duszę. ,,O mój ojcze --- rzekł --- opowiedz wszystkim wszystko, aby się wielu jeszcze nieszczęśliwych dowiedziało, jak miły i potężny jest św. Józef
Odtąd przychodzi ustawicznie tutaj wielu i wyszukują mnie biednego kapłana, aby odprawiać generalne spowiedzie, a przedtem oznajmiają: przybywam o 14 godzin i N. nakłonił mnie do tego, abym tutaj szukał spokoju i zadowolenia. (Leo Nr. 13. 1884 r.).
Praktyka
Módl się, drogi bracie, gorliwie za grzeszników, gdyż P. Bóg w objawieniu powiedział do św. Magdaleny de Paris, że: Łzom i modlitwom podarowane jest zbawienie świata. Ofiarowaniem zaś częstem i serdecznem Zasług, Krwi i Oblicza P. Jezusa Bogu Ojcu, można miljony dusz wybawić od piekła. A chociażbyś rozdał cały skarb świata, więcej nad to uczynisz, gdy jedną duszę pozyskasz Bogu.
MODLITWA
O. św. Józefie! racz mi wyjednać łaskę, abym sam, postępując w cnotach, modlitwą i innymi sposoby wiele dusz pozyskał P. Bogu. Amen.
Komentarz
+
Dzień 9 marca
Św. Józef wzór miłości bliźniego
Najśw. Pielgrzymi w Jerozolimskiej świątyni złożyli hołd Bogu, następnie N. Marja Panna udała się do św. Elżbiety. Po skończonej uroczystości Paschy, Zacharjasz zabrał ze sobą do domu św. Józefa, gdzie Go św. Elżbieta serdecznie przywitała. Pozostał tam czas niejaki, ponieważ jednak miał liczne zajęcia w Nazarecie, zostawił przy Elżbiecie N. Oblubienicę, a sam wrócił do domu. Po trzech miesiącach zaś powrócił po Nią. Św. Marja z Agredy podaje nam szczegóły przywitania się N. Marji Panny ze św. Józefem. Skoro Marja ujrzała Józefa, natychmiast chciała się rzucić na kolana aby błagać o przebaczenie, iż aż przez trzy miesiące, jakkolwiek za Jego zezwoleniem pozostawiła Go samotnego. Święci albowiem nie pytają się: czy są winni lub nie, ale z każdej sposobności upokorzenia się korzystają. Następnie, kiedy się chwila rozstania zbliżała, padła Marja przed Zacharjaszem, ucałowała rękę jego, pokornie o błogosławieństwo kapłańskie prosząc. Przepraszała go potem za wszystkie nieprzyjemności, jakie przez długi swój pobyt w domu jego sprawić mogła i podziękowała za hojną gościnność. Podobnież pożegnała się ze św. Elżbietą. O przecudna pokoro Marji! Raczże z serc naszych usunąć pychę. Świat dzisiejszy piękną cnotę pokory wygnał za furtę klasztorną. Nawet dzieci często depcząc 4-te przykazanie, tracą szacunek ku rodzicom, następnie buntują się przeciwko ich powadze. Jeżli zawczasu religijne wychowanie nie wykorzeni z serca jego hardości, czegóż się można spodziewać lepszego po takiem dziecku? Pychą niezawodnie napiętnowane będzie całe jego życie. Pycha uczyniła z aniołów szatanów. Oby matki, wychowując swe dziatki, często wspomniały na radę P. Jezusa, jaką dał św. Weronice, gdy była mistrzynią nowicjuszek. Otóż zalecił jej, aby nad wszystkie cnoty prowadziła nowicjuszki swoje po drodze św. pokory. Stopień pokory, jaki kto ma na ziemi, jest miarą jego przyszłej chwały w niebie. Jeżeli zaś pomimo wszelkich usiłowań rodziców ich dziecko, jak się nieraz zdarza, zejdzie na złą drogę, niech go polecają opiece N. Marji P. i św. Józefa, niech je ratują modłą i jałmużną, dawaną ubogim za nie, jak to czyniła św. Brygida, wielka czcicielka Matki Bożej, która jej nieraz objawiać raczyła różne szczegóły o św. Józefie. Otóż ta Święta miała syna Karola, który, jako krewny króla, zostając na jego dworze otoczony przepychem i bogactwy, zamiłował świat z zaniedbaniem sprawy swego zbawienia i brnął w grzechy, czem sprawiał wielkie zmartwienie swej matce. Św. Brygida jednak nie opuściła rąk, lecz tak go ratowała, tyle ofiar P. Bogu i łez wśród modlitw ofiarowała, że mu wyjednała zbawienie. Po śmierci Karola ratowała jego duszę w czyścu; wreszcie miała objawionem, że Syn łez swej matki, takie imię zostało dane Karolowi na całą wieczność szczęścia nieskończonego, szedł do nieba. Oczy jej ujrzały Oswobodziciela dusz i usłyszała, jak On słowy swemi otwiera Karolowi niebo: Pójdź, mój wybrany! Miłość macierzyńska zniosła ostatni przeszkodę; Brygida radowała się prawie tyleż, co i Błogosławiony! O Dobroci Przedwieczna, mówiła ona cichym głosem, wlewasz do serc prośby i łzy, ukrywasz w nich Twe dary i łaski. Potem zaś nagradzasz to wszystko ceną Chwały. Droższyś mi jest, niż ma dusza... Światło przez nią odebrane... zdolnem było pocieszać matki i natchnąć je przekonaniem, co one mogą dla swych dzieci. Anioł zawiadomił ją o tem i rzekł jej: Wiedz, że to widzenie ostatnie duszy twego syna nie zostało tobie ukazanem dla twej jedynie pociechy, zadaniem jego jest przekonać przyjaciół Bożych, co oni mogą otrzymać od Niego (Opis życia św. Brygidy, str. 166).
Niech więc dobre matki najpierw się troszczą o duszę dziecka, o pouczanie go prawd wiary św., o ukształcenie serca, o wyrobienie prawego charakteru, a na drugim planie o jego wykształcenie naukowe i o los doczesny. W upominaniu trzeba zachować wielką roztropność; nie upominać w gniewie, bo dusza słaba, jaka jest dzieci, łagodnością, mądrą ludzkością i miłością, powinna być niejako wabioną na drogę cnoty. Miłość jest konieczna dla dzieci, jak słońce dla roślin, ale miłość być powinna rozumna i niekiedy, podobnie jak słońce zakrywać się chmurami surowości, gdyż tolerowanie złego w dzieciach jest dla nich zgubne, jest niekiedy zabójstwem ich duszy. Kochajcie więc mądrze i karzcie roztropnie!
Św. Józef jak w innych cnotach, tak też i w miłości celował. On kochał bliźnich bezinteresownie, dla wszystkich był dobry, kochał ze względu na Boga, bo w nich widział Jego obraz i podobieństwo. Każda dusza bliźniego była mu drogą, ponieważ znał jej wielką niepojętą wartość. Ratował o ile mógł dusze od zguby wiecznej za życia, a jeszcze bardziej ratuje teraz, czego dowodem następujący przykład:
Pewien protestant opisuje co następuje mniej więcej w podobnych słowach: Dzień cały przepędziłem w złym humorze, przeklinając co mi w drogę weszło, w wieczór zaś, powróciwszy do domu, zastałem żonę klęczącą i domawiającą jak zwykle Różaniec z dziećmi. Już mi tego było za wiele, więc z oburzeniem zawołałem: znowu się modlicie? zaniechajcie to zaraz, nie chcę, aby się dzieci tego trzepania nauczyły. Lecz żona, spojrzawszy na mnie ostro, odpowiedziała: nie wzbraniaj dzieciom się modlić, prawo Boże bardziej ich obowiązuje, jak twoje. Rozgniewany tem jeszcze bardziej, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Położywszy się, nadzwyczaj prędko zasnąłem i miałem następujące widzenie: Ujrzałem się na wierzchu kościoła protestanckiego, z którego zsuwałem się coraz bardziej i widziałem grożącą mi śmierć, gdyż spadnięcie z niego było nieuchronne. Znajdując się w tak opłakanem położeniu, spostrzegłem starca, który się zbliżył do mnie, wziął w swoje ramiona i zaniósł na bezpieczne miejsce, a ująwszy mię za rękę prowadził na wysoką górę. Z początku szedłem żwawo, lecz góra była coraz przykrzejsza, droga coraz mozolniejsza. Chciałem zaniechać dalszej podróży, lecz starzec nie pozwolił, a trzymając mą rękę, kazał się obejrzeć, co uczyniwszy, zobaczyłem za sobą obrzydłą poczwarę, niby smoka z paszczęką buchającą ogniem, który ciągle postępował i czyhał na mnie. Nie opierałem się więc starcowi, ale wszelkich sił dokładałem, aby z nim podążyć. Przyszedłszy na szczyt góry, napotkaliśmy bramę, która za dotknięciem ręki starca się otworzyła. Wszedłszy, ujrzałem się w kościele, którego rozmiaru nie mogłem okiem doścignąć. Na wspaniałym tronie siedziała Królowa cudnej piękności w wieńcu z róż, koło Niej grono dziewic jedne przybrane biało, inne czerwono, trzecie błękitne, a wszystkie w wieńcach i palmami w rękach. Chóry te odmawiały Różaniec. Skłoniłem Im się; One też mnie z wielką serdecznością, a starzec, wskazując mi, rzekł: ,,Widzisz oto Świętych obcowanie"; poczem kazał mi spojrzeć w górę, gdzie zamiast kopuły, ujrzałem ogromne światło, którego jeden promień wpadł w moje serce, uczułem niewypowiedzianą zmianę, szczęśliwość i obudziłem się. Pod tak świeżem wrażeniem zacząłem rozbierać to widzenie, oraz byłem zaciekawiony, kto był ów miłosierny starzec. Powstawszy, zawołałem syna i zapytałem: Powiedz, coście wczoraj z matką mówili? Strwożone dziecko zrazu wzbraniało się mówić, lecz ośmielone łagodnem obejściem powiedziało: ,,Różaniec". I nic więcej? Znowu z bojaźnią syn na mnie spojrzał i rzekł: I trzy Ojcze nasz do św. Józefa, mama nam kazała odprawić nowennę. Na co? --- zapytałem. Znów po naleganiach odrzekł: ,,Abyś się ty, ojcze, nawrócił". Teraz wszystko zrozumiałem: a więc to był św. Józef. O módl się, synu kochany, zawołałem, i powiedz matce, że odtąd i ja chcę uczestniczyć w Różańcu. Porzuciłem protestantyzm i zostałem katolikiem. Niech będą dzięki Bogu, Matce Najświętszej i św. Józefowi.
Praktyka
Każdy ożywiony miłością bliźniego, może się stać poniekąd apostołem przez dawanie drugim dobrego przykładu, przez gorliwe spełnianie swych obowiązków i przez modlitwę. Osobliwie do tego mają sposobność przełożeni, nauczyciele, matki rodzin, ojcowie i najstarsze dzieci z rodzeństwa. Tych Pan Bóg umieścił na świeczniku, niechaj więc przyświecają młodszym. Nie pogardzaj grzesznikiem, ale raczej módl się o nawrócenie dlań, a jeżeli możesz, obmyśl środki czynne pozyskania go Bogu. Gdy pozyskasz duszę Bogu, uczynisz Mu rzecz milszą i tobie pożyteczniejszą, niż gdybyś podbił cały świat i rozdał ubogim wszystkie jego bogactwa. Unikaj samolubstwa, bo samolub --- to pasożyt ludzkości. Sama Najśw. Marja powiedziała jednej wybranej duszy, że wątpi o zbawieniu tych, którzy nic nie czynią dla zbawienia drugich.
Westchnienie
O Józefie ratuj nas,
W życiu, w śmierci, w każdy czas!
+
+
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dzień 10 marca
Św. Józef wzór cnoty milczenia
Św. Józef spostrzegł w drodze zmianę w stanie Marji; był to cierń, który ranił serce Jego. Marja z Agredy podaje nam szczegóły tej walki, jaka się toczyła w duszy św. Patrjarchy. Sam nigdy nie powątpiewał o cnocie tej istoty, którą za najdoskonalszą uważał; mimo to prawo Mojżesza nakazywało rozstać się z Marją. Bóg sam był świadkiem tego udręczenia, jakie się już w sercu Jego ukryć nie mogło; czasami stawał św. Józef wobec Marji nieruchomy jakoby posąg kamienny.
Królowa nieba dobrze czuła te tortury; dzieliła boleść swojego świętego Oblubieńca, atoli wolała milczeć, czekając aż nieba same niewinność Jej okażą. Tymczasem podwajała swą grzeczność dla św. Józefa, świadczyła Mu najniższe usługi, modliła się za Niego. Ileż mimo to dwie te święte dusze cierpiały! P. Bóg posługuje się różnymi środkami, aby doświadczyć Swoich wybranych, oczyścić i zbogacić ich serca w zasługi. Tymczasem Anioł ukazał się we śnie św. Patrjarsze i wszelki niepokój usunął. Z brzaskiem dnia, zaledwie N. Marja P. swoje modlitwy skończyła, padł Józef św. do Jej stóp, wołając: O prawdziwa Matko Słowa odwiecznego, błagam Cię, przebacz nieświadomości nędznego stworzenia, które odtąd przez wszystkie dni żywota Twojej się poświęca służbie. N. Marja Panna podnosi św. Józefa i odpowiada swojem wspaniałem Magnificat. Wtedy święty Józef po raz pierwszy ujrzał Oblubienicę Swoją uniesioną ponad ziemię w jasnej aureoli dokoła. W tejże chwili objawił Mu Duch Św. tajemnicę Wcielenia i Niepokalanego Poczęcia N. Marji Panny. Opowiadanie tego zdarzenia tak koczy Marja z Agredy: Ewangelia nic nie wspomina o tych szczegółach jako też o innych tajemnicach życia dwóch tych Oblubieńców, zachowali albowiem oni takowe w swych sercach, nikomu się z nich nie zwierzając.
Podziwiajmy tu cnotę milczenia w N. Marji P. i w św. Józefie. Oni unikali nawet słów potrzebnych, a my jakże gadatliwi? Każdy człowiek powinien czuwać nad językiem, bo z każdego słowa trzeba Panu Bogu zdać ścisły rachunek. Wielomówność najczęściej pochodzi z pychy, a nie podobna opisać złego, które się wyradza z wielu słów. Wielomówność jest matką lenistwa, znakiem niewiadomości i głupstwa, drzwiami obmowy, sługą kłamstwa i wiatrem, ziębiącym ducha. Ona rozzuchwala złe namiętności, które znowu uzuchwalają język do tem większej gadaniny. O bliźnim twoim nigdy źle nie mów, bo straszna odpowiedzialność za obmowę i obowiązek odwołania.
Nim co powiesz, rozważ następstwa tego, bo słówko łatwo się wymknie, już go nie wrócisz, a wiele złego zdziałać może. Mówiąc, pamiętaj na obecność Boską. Anioł raz ostrzegł świętą Benedyktę z Laus, żeby w towarzystwie nie zajmowała się tak bardzo temi i owemi, ale jedynie miłością Bożą, własnem i bliźnich zbawieniem, starała się o ile może osłaniać błędy nieobecnych, a jeśli nie śmie tego uczynić, niech się modli za obmawiających i usiłuje zawżdy pamiętać na obecność Boga, albowiem wierząc, że Pan Bóg patrzy na nas wszędzie i zawsze, jakże byśmy mogli obrażać Go.
Św. Józef wśród ciężkiej próby nie upadł na duchu, choć cierpiał, nie poddawał się rozpaczy, ani nie rozwodził żalów przed ludźmi. I my wśród oschłości ducha, pokus i cierpień chrońmy się szemrania i smutku, gdyż smutek wielu zabija nietylko na ciele, ale też na duszy. W czasie smutku zły duch ma wielki wpływ na człowieka, mówi św. Ignacy; pod jego wpływem nic się nigdy dobrego nie zrobi. Gdy cię więc smutek napada, szukaj pociechy w modlitwie, jak to czynił św. Józef. Modlitwa, mówi św. Wawrzyniec Just., odpędza pokusy, oddala smutek, leczy choroby duszy, uzdrawia wady i ułomności nasze, roznieca gasnący ogień gorliwości, pomnaża w nas i udoskonala miłość Bożą. Aby jednak modlitwa była wysłuchaną, powinna być odprawiana z uwagą, z pokorą, z wytrwałością w Imię i przez zasługi Jezusa Chrystusa. Nie przestawaj prosić, a otrzymasz; jeżeli ci zaś Bóg nie da tego, o co prosisz, da ci z pewnością co lepszego i potrzebniejszego, gdyż nawet serdeczne westchnienie do Boga nie zostanie bez nagrody. Bóg jest skorszym do udzielania nam darów i łask, niż my do ich odbierania. Bóg chce nas obdarzyć łaskami, mówi św. Grzegorz, lecz chce, abyśmy o nie prosili, byśmy Go prośbą zmuszali. Modlitwa to potęga. Gdyby się wśród dnia znalazła jedna godzina, w którejby żadna modła nie wzbiła się przed tron Boży, w tej godzinie nastąpiłby sąd ostateczny. Jeżeli kiedy P. Bóg będzie doświadczał twej wierności, udaj się o pomoc do św. Józefa, on sam przechodził utrapienia ducha, więc ma wielkie współczucie dla uciśnionych. Sama N. Marja Panna jakby nas chciała zachęcić do tego, udarowując nas następującym przykładem:
Pewna pobożna zakonnica silnie napastowana przez pokusy, zaczęła wpadać w małoduszność i nieufność, przedstawiając sobie, iż nigdy nie będzie mogła nabyć św. wolności, czyli swobody ducha, która w tem życiu jest dla synów Bożych zadatkiem wiecznej szczęśliwości. Wśród takowych ucisków uciekła się do N. Marji P., błagając Ją o wyjednanie wewnętrznego pokoju, aby mogła w gorącości ducha chwalić i służyć Bogu. A jeśli Ty, o Najśw. Panno, rzekła, nie chcesz mi tej łaski wyświadczyć, racz przynajmniej łaskawie natchnieniem Twojem podać mi do serca, którego z pomiędzy Świętych od Ciebie najwięcej w Niebie ukochanego, iżbym do niego mogła, jako do jedynego Opiekuna ducha mego z wszelką ufnością uciekać się, na otrzymanie pożądanej łaski. Aż oto, zaledwie dokonała prośby do Matki Miłosierdzia, gdy jakoby zagarniającego ją potoku, napełniona pokojem i radością wewnętrzną, widzi oczami duszy stojącego przed sobą św. Józefa od Najśw. Panny najwięcej ukochanego, jako swego Oblubieńca i przez szczególne swoje dary wielce godnego wszystkich dusz Mistrza i Ojca. Anie na moment tedy nie zwłóczy całkowitego oddania się w opiekę św. Józefa, który jej natychmiast pozwolił doświadczyć skuteczności swojej opieki, uwalniając ją od wewnętrznych dotychczasowych zaburzeń i niepokojów, a gdy śmiały ją jeszcze niekiedy napastować, za wezwaniem pomocy świętego Józefa, wracał jej pokój serca i radość w obcowaniu z Bogiem (P. Barri in Der. ad S. Joseph c. 10).
Praktyka
Najlepiej użyjesz daru mowy, modląc się, czyli rozmawiając z P. Bogiem, nauczając prawd wiary świętej nieumiejętnych i prowadząc rozmowy budujące. Strzeż się słów grzesznych, jako to: obmów i kłamstwa, pomnąc, że szatan jest ojcem kłamstwa. To też S. Małgorzata Karmelitanka widziała w objawieniu, że na ustach wszystkich, którzy nawet w swem przekonaniu lekkie kłamstwa popełniali, szatan powyciskał czarne pieczęcie, jako znamię swej władzy nad nimi. Staraj się zamiłować milczenie, które jest nazwane mistrzynią mądrości.
MODLITWA
Św. Józefie, Mistrzu dusz wiernych, pomnij ile ucierpiałeś w bolesnej próbie, jaką Pan Bóg na Ciebie zesłał; a ulituj się nade mną, gdy i mnie Stwórca nawiedzi cierpieniem czyto duszy, czy ciała; racz mi wyjednać potrzebną siłę i łaski, aby mi to wyszło na zbawienie oraz zamiłowanie cnoty milczenia, jaką jaśniałeś w całem Twem życiu. Amen.
+
+++
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dzień 11 marca
Św. Józef wzór pokory
Od chwili, w której św. Józef o tajemnicy Wcielenia z ust Anioła się dowiedział, olbrzymi robił postęp w świętości. Szacunkiem bez granic był przejęty dla Marji; początkowo klękał, ilekroć mimo Niej przechodził. Najśw. Panienka prosiła św. Józefa, by zniechał tych oznak czci i uwielbienia, a św. Józef był posłuszny. Św. Oblubieńcy nie mieli w domu służby na zawołanie, więc oboje wspólnie najniższe spełniali usługi. Przy podobnych okolicznościach walczyli nieraz o pokorę, jedno chciało być pokorniejszem od drugiego; jednakowoż Najśw. Marja Panna za każdym razem wychodziła zwycięsko. Razu przecież pewnego ostrzegł Anioł św. Józefa, by się nie sprzeciwiał ćwiczeniu się w pokorze Tej, która już nieba i ziemi była Królową. Poddał się więc św. Patrjarcha woli Bożej, jakkolwiek z wielkim smutkiem. Św. Józef do Najśw. Marji Panny chodząc po rozkazy, zastawał Ją często w zachwyceniu, płonącą w świetle, czasami słyszał niebiańskie pienia lub zalatywała go woń raju. Wówczas serce Jego się wzmacniało i tonęło w rozkoszy duchowej. Praca i uwielbienie Słowa wcielonego, otóż jedyne zajęcie św. Józefa. A nasze jakie zajęcia? A nasza jaka pokora? Przedewszystkiem naśladujmy św. Józefa w pokorze, gdyż ona jest fundamentem wszystkich cnót; aby ją nabyć, trzeba o nią prosić P. Boga i ćwiczyć się; bo jak złota tkanina powstaje z drobnych nitek złota, tak każda cnota powstaje z drobnych jej aktów, jakie powinniśmy wykonywać, gdy nam się do tego nadarzy sposobność, Faryzeusze pościli, uczęszczali do świątyni, rozdawali hojne jałmużny, lecz że się powodowali w tem pychą, chęcią zjednania sobie u ludzi szacunku i wzięcia, że ich serce zepsute było napełnione wyniosłością i zarozumiałością, P. Bogu nie miłe były ich sprawy, choć same przez się dobre i były w oczach jego jakby groby pobielane. Chcąc sobie zjednać łaskę Boga, przenikającego tajniki serca, trzeba się przed Nim upokarzać, ożywiać serce miłością i chęcią upodobania Mu się. Gdy nasze intencje będą dobre i czyste, wtedy i uczynki nasze podobać się będą Stwórcy i nagrodzi je. Bóg patrzy na serce, a pokorne, święte usposobienie tegoż, nadaje w oczach Jego istotnej wartości czynnościom i sprawom naszym. Pokorny sam szczęśliwy i drugich uszczęśliwia. Pokora, pobożność, jak magnes ciągnie nas przykładem ku sobie. Cnota i świętość życia, mówi św. Ignacy, nietylko u Boga, ale i u ludzi, albo wszystko mogą, albo bardzo wiele. Wielki zdolności wielkiemi grożą niebezpieczeństwami, jeśli nie są pod rządem cnoty. Nieraz wysokie stanowiska narażają na utratę Boga; najbezpieczniej więc nie dobijać się o nie. Świątobliwa Benedykta z Laus, z polecenia Matki Najśw. upomniała radcę parlamentu z Grenobli, żeby zrezygnował z urzędu swojego, poniważ stanowisko to naraża go na utratę zbawienia. Poddał się tej przestrodze z budującą wielkodusznością, bo pokorze towarzyszy przykład i pokój. Św. Ignacy rradzi, mówiąc: Jeśli w sobie widzisz jakie łaski Boga, myśl, że to złoto i drogie kamienie, któremi trupa dobroć Boga łaskawie powleka. A im kto więcej otrzymał, tem więcej od niego Pan Bóg będzie wymagał. Pokornych Pan wywyższa. Gdy świątobliwego Franciszka Owarjana Zak. św. Franc. Seraf. odznaczającego się pokorą za życia, w pewien dłuższy czas, otworzono grobowiec, dała się czuć nadzwyczaj piękna woń fiołków. Bracia, chcąc dociec przyczyny tego, weszli do grobu i znaleźli nienaruszone ciało Owarjana, a pod głową jego zobaczyli krzaczek pięknych fiołków, cudowną woń wydających. Kto chce być wielkim, ten nim zostanie, upokarzając się. Słowami się upokarzać, słowami nisko o sobie trzymać, jest już prawie zwyczajem, nawet zarozumiali to czynią, ale żeby upokorzony albo wzgardzony sam o sobie tak trzymał w duszy, sam sobą gardził, to już jest cnota, która szczytu doskonałości dosięgła. Pokorny chętnie wszystko przyjmuje z rąk Bożych i nie traci ufności. Zdarzało się często, Iż Najśw. Marja Panna i św. Józef byli bez grosza, gdyż tak wspaniałomyślnego byli serca, iż nigdy o sobie nie myśląc, wszystko rozdawali pomiędzy ubogich. Cisi, pokorni, przestawali na małem, ufając w pomoc Bożą. Pan Bóg też nie opuszczał Ich nigdy, ale w chwili sposobnej jużto przez miłosiernego człowieka, już przez Anioła, a nawet przez ptactwo niebieskie, dostarczał Im żywności koniecznej. Kto porzuca zbyt troskliwie o sobie staranie i wszelką ufnością oddaje się Opatrzności, niech nie wątpi o Boskiej, nawet czasami cudownej pomocy.
Praktyka
Bóg pokornym łaski dawa. Jeżeli więc chcesz doznać od Niego w każdej potrzebie ratunku i otrzymać wiele łask i darów, upokarzaj się ciągle, pomnąc, żeś grzesznik, a więc godzien kary i wzgardy. Nigdy się nie upokarzaj w celu wywołania pochwał, gdyżby to była skryta, zjadliwsza niż otwarta pycha; od czego niech cię odstraszy śmieszność następującego zdarzenia: Do znakomitego kaznodziei przyszła jakaś dama; prosiła go o modlitwę, gdyż jest wielką grzesznicą. Dobrze, dobrze, odrzekł kapłan, tylko niech pani ufa, że Bóg miłosierny przebaczył łotrowi, to i pani przebaczy. Na co ona ze zdziwieniem: Aa za kogóż mię to ksiądz ma? Tak więc mimowoli pycha, jak szydło z worka wyszła na jaw.
MODLITWA
O! św. Józefie jaśniejący cnotą pokory, racz mi wyjednać łaskę poznania siebie i P. Boga, abym sobą gardził, a Stwórcę mego ukochał z całego serca. Abym Mu w pokorze i z ufnością służąc, stał się uczestnikiem błogosławieństwa obiecanego cichym i pokornym. Amen.
+++
+
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dzień 12 marca
Podróż do Betlejem
Gdy wyszedł rozkaz cesarza Augusta, nakazujący popis całego świata, według którego każdy w swojem rodzinnem mieście winien się był zapisać, strapiony nie mało, jak czytamy w dziełach Cochema, zawiadomił św. Józef o tym rozkazie N. Marję Pannę: Nie kłopoć się, rzekła Marja, Bóg nas zaprowadzi szczęśliwie do Betleem, tak albowiem spełni się proroctwo, które przepowiada narodzenie Mesjasza w tem mieście.
Czytamy w opisie życia św. Józefa z Kopertynu, iż dnia pewnego temu Świętemu ukazał się św. Bonawentura, mówiąc: Wiedz, iż P. Dziewica Marja i Jej Oblubieniec podróż do Betleem odprawili w wielkiem ubóstwie oraz w przykrym niedostatku. Prowadzili ze sobą wołu i osła: na ośle siedziała N. Dziewica, wół miał być sprzedany; Józefa św. albowiem nie miał czem zapłacić podatku. Zima była nadzwyczaj ostra, stąd podróż przykrzejsza dla św. dwóch Oblubieńców.
Raz w nocy stanęli wycieńczeni i znużeni przed chatą wieśniaka. Już Św. Józef puka przeto do drzwi i prosi o nocleg. Wieśniak atoli nie myśli otworzyć, jeno woła z izby: Kto tam? A któż to słyszał, aby o tak późnej porze kołatać? Jesteśmy biednymi podróżnymi, odparł św. Józef i prosimy cię pokornie, byś nas tę jedną noc do siebie przyjął. Idźcie precz, odrzekł wieśniak. My ci bynajmniej nie będziemy ciężarem, zapłacimy chętnie, ile zażądasz, jeno otwórz, bo noc jest zimna i nie podobna nam iść dalej. Już wam raz powiedziałem, iż was przyjąć nie mogę, krzyknął w gniewie wieśniak, nie przeszkadzajcież mi, idźcież sobie dalej. Cóż poczniemy teraz Marjo, rzekł św. Józef, ludzie nas odpychają, oby nas tylko Pan Bóg wesprzeć zechciał. Uspokój się, rzekła Marja, Bóg nam dopomoże, a następnie zbliżywszy sie do drzwi, rzekła: Mój przyjacielu, proszę cię na miłość Boga, miej litość nad naszem połoźeniem i daj nam przytułek. Jej głos dźwięczny i słodki rozbroił serce mieszkańców więc drzwi otworzyli i przyjęli obu uprzejmie. Ujrzawszy N. Dziewicę, przejęli się ku Niej najgłębszym szacunkiem, naniecili czem prędzej ognia i poprosili Marję i Józefa, by spocząć zechcieli. Pytali ich potem, dokąd idą? i dlaczego ze sobą prowadzą wołu? Kiedy św. Józef ciekawość ich zaspokoił, potrząsali głową, mówiąc: Jest to okrucieństwo ze strony cesarza, iź na nas biedaków tak cięźki nałożył podatek.
Nie należy nam szemrać przeciwko panom naszym, odparł św. Józef, Pan Bóg chce, byśmy im ulegali.
Za przykładem św. Józefa uczmy się takźe zawsze szanować wolę przełoźonych, spełniajmy ich rozkazy, a ta codzienna ofiara woli naszej będzie niezawodnie szelągiem, który na wadze Bożej ku stronie miłosierdzia przeważy. Pamiętajmy, że się nic nie dzieje bez woli Najwyższego i nic nie wynijdzie, jeno co Bóg chce i ile uchyli z rąk swoich, a cała doskonałość zależy na jak najwierniejszem spełnianiu woli Bożej. W przykrych okolicznościach życia nie traćmy ufności w P. Bogu, ale zdobywajmy się na nadzieję, anwet przeciwko wszelkiej nadziei, bo o tyle od Boga otrzymamy, o ile zaufamy: u Niego wszystko jest podobne. Chociaż na ucisk zezwala, nieraz ciężki i długi, czyni to z miłości ku nam, aźeby powiększył liczbę naszych zasług, ażeby mógł dać hojną nagrodę, aby miłość spotęgował i wypróbował nadzieję. Patrzmy, abyśymy Boga nie zawiedli w Jego oczekiwaniu. Ufajmy mocno, spodziewajmy się wiele, bo stosownie do okazanej ufności, otrzymamy łaski i zasłuźymy na względy. Potęga Boga tak jest wielka, szczodrobliwość tak niezmierna, źe naszą nadzieją jakąkolwiekby ona była, nigdy jej nie wyczerpiemy, prędzej małą łyżką dałoby się wyczerpać morze. Najśw. Marja P. ukazawszy się raz Benedykcie z Laus, rzekła: Odważną bądź córko moja! wielce tęskniłaś za widzeniem mnie, lecz chciałam doświadczyć ufności twojej ku Synowi mojemu.
W naszych potrzebach nie udawajmy się tylko do ludzi, bo oni często nic dać nie mogą, a nieraz jeszcze zaszkodzą: lecz zwracajmy się przedewszystkiem do Pana Boga, błagając Go przez przyczynę Najśw. Marji P. i św. Józefa, którzy nam wszystko wyjednać zdołają. Posłuchajmy na dowód tego, co opisuje o sobie pewien czcicicel św. Józefa.
Pragnę tu opisać łaskę, którą odebrałem za przyczyną św. Józefa, pod względem pracy w niedziele i święta. Prawda, pracowałem w niedziele i święta, źle czyniłem, zgrzeszyłem, alem pełen nadziei, źe Bóg mi grzechy odpuści. Będąc w nauce u majstra innowiercy, byłem niejako zmuszony pracować w niedziele i święta (co się wcale nie da uniewinnić). Z tą myślą czy ja koniecznie muszę pracować w niedziele i święta, chodziłem długo, czułem w sercu, że nie dobrze robię, wynurzałem się nieraz przed ludźmi, ależ oni mi na to: nu, widzisz, uczeń to już musi robić w święta. Jakto, myślałem, musi? Kto mnie zmusi, jak ja nie będę chciał pracować? Przyszły mi na myśl czasy pierwszych chrześcijan. Oni teź pewnie musieli kłaść ofiarę bałwanom, a przecież woleli męki ponosić, jak to uczynić. Bądź co bądź, postanowiłem sobie stracić miejsce i nie być rzemieślnikiem, jeżeli mi nie pozwolą święcić niedziel i świąt. Co czynię? Udaję się do św. Józefa, odprawiam nowennę na tę intencję, ażebym mógł niedziele i święta święcić. Miałem wprawdzie to szczęście, źem codziennie mógł na Mszę św. uczęszczać rychło rano, co sam majster, chociaż innowierca, nie zabraniał (oby mu Bóg dał łaskę nawrócenia się); przykład dla niejednych katolików, którzy uczniom czasu na Mszę św. nie pozwolą w dnie świąteczne. Bóg chce niejako doświadczyć człowieka, czy też ze szczerego serca czynimy Mu ofiarę, chcąc stracić miejsce lub jaką inną przykrość ponieść. Przyszło święto, wprawdzie byłem na rannej Mszy św., ale jakżeż ludzie śpieszą do kościoła na sumę, na kazanie, a ja mam siedzieć we warsztacie, to być nie może, pomyślałem sobie, lepiej stracić miejsce, a pójdę do kościoła. Naturalnie ten groźno na mnie: ,,Kto ci kazał!" Odpowiadam: ,,Kościół mi każe". A on na to, weź swoje paciorki i wszystko i idź! --- Dobrze, mówię, jeżeli p. majster każe, to ja pójdę, a teraz idę do kościoła --- i poszedłem. Naturalnie byłem zmieszany, straciłem miejsce --- tak sobie myślałem, idąc do kościoła --- ale przynajmniej w święta robić nie będę. Skądże mi ta odwaga? Bo właśnie w ten dzień ukończyłem nowennę do św. Józefa i byłem u Komunji św. Cześć św. Józefowi! Po sumie przychodzę do warsztatu... Cicho... cicho... Co się stało? sobie myślę, przyszedł dzień do pracy, majster przychodzi do warsztatu i nic nie mówi: przychodzi niedziela, ja proszę majstra, aby mi pozwolił iść na sumę. Możesz iść, powiada. O! jakież dzięki w mem sercu były ku czci św. Józefa. On to sprawił! Od tego czasu każdą niedzielę i święto miałem wolne i pracować nie potrzebowałem. Majster odpowiadał: ,,Niech robi co chce".
I zaprawdę nie omyli się majster ani państwo na słudze, która prawdziwe ma nabożeństwo do św. Józefa. Sługa taki wiernie wypełni swe powinności, a trochę czasu, który przejdzie na słuchaniu Mszy św., wynagrodzi daleko więcej, niż to pojąć można. Bo błogosławieństwo Boże jest w tym domu, przyniesione ze Mszy św. Ale dalekiem powinno być fałszywe nabożeństwo, gdy państwo każe w tej godzinie pozostać, a później iść, to wtenczas zaraz gniewy, niesmaki i t. d... Ach! to nie jest sposób prawdziwego czciciela świętego Józefa... Trzeba się poprawić i prosić św. Józefa, ażeby nas nauczył pełnić wolę Bożą. Nie czyńmy tego co chcemy, ale co przełożeni każą, wiedząc o tem, że tego Bóg żąda przez przełożonych. Jedynie tylko, gdyby zgrzeszyć kazali, np. skłamać, należy nie słuchać.
Ów pobożny czciciel został czeladnikiem, później wstąpił do zakonu, ale dla braku zdrowia musiał opuścić ukochany klasztor. Bóg miał inne wyroki. Pół roku, pisze on, tylko pozwolił mi Bóg tam przebywać, ale i za te pół roku Bogu i św. Józefowi dzięki składam, był to dla mnie czas żniwa. Z łaski Boga uzbierałem sobie dość bogaty plon. Chociaż w świecie zapomocą św. Józefa, mogę żyć jak w klasztorze...
Praktyka
Naśladuj owego czciciela św. Józefa w częstem słuchaniu Mszy św., gdyż z pobożnego słuchania wynikają dla człowieka łaski. A św. Bernard mówi, że: Słuchający pobożnie Mszy świętej, z powodu jej nieskończonej wartości, otrzymujemy więcej zasług, aniżeli oddając wszystek majątek ubogim, aniżeli odbywając pielgrzymkę do najcudowniejszych miejsc na świecie.
Naśladujmy także owego rzemieślnika w ufności, z jaką się spodziewał łaski przez pośrednictwo św. Józefa. Aby nabyć ufności, trzeba mieć to głębokie przekonanie, że człowiek sam z siebie nic nie zdoła uczynić zasługującego na niebo; zaś złożywszy całą ufność w Bogu, powinien się spodziewać wszelkiego dobra i zwycięstwa. Bóg Ojciec dał nam swego Syna na okup; Zbawiciel przelał za nas Przenajśw. Krew swą co do kropelki, czyż więc podobna, aby tak kochający nas Bóg miał nam skąpić i odmawiać łask potrzebnych, gdy Go o nie prosimy? Nie został nigdy zawstydzonym, kto zaufał w Bogu.
Wezwanie pobożne św. Józefa
Daj nam, Józefie św., niewinne prowadzić życie i niech pod Twoją opieką zawsze będzie bezpiecznem.
Odpust (Racc. 346); 300 dni raz na dzień za odmówienie tej modlitewki z sercem przynajmniej skruszonem i pobożnie. (Leon XIII. Reskr. św. Kongr. Odp. dn. 18 marca 1882 roku)
+++
+++
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
+
Dzień 13 marca
Św. Józef wzór poddania się woli Bożej
W piątek N. Marja P. i św. Józef przybyli do Betleem. Najpierwszą Ich troską było zapisać się w księgi, by tym sposobem rozkazaniu cesarskiemu zadość uczynić. Betleem --- to ojczyzna św. Józefa; każdyby sądził, iż u krewnych dla siebie i dla Marji z łatwością pomieszczenie znajdzie. Inaczej się jednakże stało: Kiedy św. Józef o gościnę prosił, wszędzie serce i drzwi zamknięte znajdował, a w dodatku jeszcze nieraz przykre przyszło mu usłyszeć słowo. Noc się zbliżała, daremnie kołatał święty pielgrzym do bram mieszkańców, więc wzniósł serce swoje do nieba, modląc się N. Marja P. dodawała św. Józefowi otuchy i pocieszała Go. Pod gołem jednakże niebem nie sposób było pozostać. Uwiązał zatem św. Józef, jak nam K. Emmerich opowiada, wołu i osła u drzewa, uszykował dla Marji siedzenie, a sam poszedł szukać jakiegobądź schronienia. Długo, bardzo długo czekać musiała pod drzewem Najśw. Panienka; ponieważ zaś zimno we znaki Jej się dawało, okryła się przeto przykryciem, złożyła na piersiach na krzyż ręce, otuliła także sobie nogi, jak to czasami w czasie zimy opuszczeni biedni przy drogach czynią. Zaprawdę, ktoby w takim niedostatku mógł rozpoznać dwóch Wybrańców Bożych!
Tymczasem św. Józef jakoby żebrak chodził od drzwi do drzwi, prosząc o mały kącik dla Marji i dla siebie, przecież na próżno. Prosił na miłość Boga, przyrzekł w dwójnasób zapłacić i to nic nie skutkowało. Noc już na dobre ciemność swoję roztoczyła po ziemi, a mieszkańcy nieczułymi pozostali na wszystkie prośby strapionego Oblubieńca. Mimo, to ani jedno wzruszenie niecierpliwości, anie jedna przykra skarga nie zakłóciła głębokiego spokoju duszy św. Patrjarchy. Co za wspaniałe poddanie się woli Bożej! Wreszcie przesycony upokorzeniami, przybył św. Józef do N. Marji P. z sercem pełnem smutku, opowiadając, jak bezskutecznemi były wszystkie jego usiłowania.
Św. Józef chętnie się poddawał woli Bożej, gdyż dobrze rozumiał, że jak nas poucza św. Tomasz: Doskonałość nie zależy na praktykach, które pomagać do doskonałości mogą tylko, lecz duszą, treścią, istotą doskonałości jest całkowite poddanie się, uległość i zgodność woli naszej z wolą Bożą. Bł. Stefanja z Sancino widziała pomiędzy serafinami wiele dusz, które znała na ziemi i dowiedziała się w objawieniu, iż tak wielką chwałę pozyskały sobie, przez doskonałe za życia poddanie się woli Bożej.
Bolesno nam słuchać, iż w Betleem Najśw. Oblubieńcy doznali tak nielitościwego przyjęcia; a w obecnych czasach, w świecie katolickim, czyżby nie od jednych drzwi zostali odepchniętymi? O! i my, wyrzućmy z serca wszelkie samolubstwo, bo św. Jakób mówi: że niemający miłosierdzia, będą sądzeni bez miłosierdzia. Przeciwnie zaś nie widziano, aby miłosierny złą śmiercią umierał. I tak np. gubernator miasta Gap, mąż ze wszech miar zacny i miłośnik ubogich, umarł śmiercią świętych i zostało wyżej wzmiankowanej Benedykcie objawionem, że tylko trzy dni był w czyścu. Duch Święty obiecuje jałmużnie, że: od śmierci wyzwala i oczyszcza grzechy i czyni, że się znajduje miłosierdzie i grzechom się sprzeciwia. (Tob. 4. 11). Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia zbawienia są miłosierne uczynki co do duszy i ciała. Nie słyszałem, mówi św. Hieronim, aby kiedy zginął miłosierny. Miłosiernymi uczynkami zniewalamy miłosierdzie Boże do tego stopnia, że nieraz spełnienie jednego miłosiernego uczynku może nas ocalić od śmierci doczesnej, a nawet wiecznej. Czytamy w objawieniach K. Emmerich, że gdy Józefa z Arymatei zdradą pojmali i uwięzili w celu umorzenia go głodem, gdy się tenże modlił w więzieniu, znagła nadprzyrodzone światło napełniło izdebkę więzienia, został wezwany po imieniu, dach został podniesiony tak, iż ukazał się otwór i jakaś postać jaśniejąca spuściła mu prześcieradło, którego Józef chwycił się oburącz, został aż na wierzch dachu wydobyty, otwór się zaraz za nim zamknął i tym sposobem został wybawiony. Owóż tego samego narzędzia, którego Józef użył do spełnienia miłosiernego uczynku, t.j. prześcieradła, jakiem owinął Ciało Zbawiciela do grobu, Bóg użył do ocalenia go od niechybnej śmierci.
O ile P. Bóg nagradza miłosierne czyny, o tyle znów krzywdzicieli drugich, a nawet nierozumnych stworzeń, okrywa wzgardą i karze. W 19-tym stuleciu chłopiec jeden ze swawoli chwytał ptaszki, obcinał im języki i puszczał biedne ofiary. Gdy dorósłszy, obrał stan małżeński, kara Boża dosięgła go za to straszna. Miał siedmioro dzieci, a każde pozbawione daru mowy. Lud okoliczny uznawał w tem karę i wieść o niej rozeszła się daleko. Strzeżmy się więc krzywdzenia drugich. Starajmy się choć raz w rok wesprzeć jaką ubogą rodzinę na cześć Najśw. Rodziny, a pozyskamy Jej względy jak ów kupiec, o którym czytajmy w następującym przykładzie:
Pewien pobożny kupiec w Walencji, jak o tem wzmiankuje św. Wincenty Fererjusz, miał we zwyczaju każdego roku w dzień Narodzenia Pańskiego, na cześć Jezusa, Marji i Józefa zapraszać do swego stołu jednego ubogiego starca i ubogą niewiastę z małem dziecięciem, aby w tych trojgu ubożuchnych ugościć i uczęstować Najśw. Rodzinę. Po śmierci ów kupiec ukazał się modlącym i rzekł, iż w godzinę zejścia swojego Jezus, Marja i Józef, odwiedzając go, takowe uczynili mu wezwanie: Ponieważeś nas za życia w osobie trojga ubogich przyjmował do domu swego, przybyliśmy tu wszyscy troje, dla przyjęcia cię do domu naszego. Co rzekłszy,wzięli z sobą duszę moją i zaprowadzili ją na wielką wieczerzę wieczną w raju.
Praktyka
O Jak szczęśliwy kupiec, który umiał tak dobrze handlować. Handlujcie aż przyjdę. (Luc. 19. 13). Handlujmy i my w podobny sposób, aż do Jego nadejścia, a i my możemy otrzymać podobną nagrodę.
MODLITWA
Św. Józefie, który, jak żebrak błagając o przytułek w Betleem, znosiłeś cierpliwie odmowę serc samolubnych, racz mi wyjednać łaskę wiernego korzystania z każdej okazji do czynów miłosiernych, oraz doskonałego poddania się woli Bożej we wszystkich okolicznościach życia mojego. Amen.
+
+++
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dzień 14 marca
Radość św. Józefa z narodzenia Zbawiciela świata
Po za bramami miasta znajdowała się grota, w której pasterze trzody swoje, na targ takowe pędząc, umieszczali. Św. Józef całkiem zmieszany oświadczył Swej Towarzyszce, iż nic nie pozostaje innego, jak noc w tej grocie spędzić. N. Marja P. zupełnie zadowolona i całkiem spokojna, zgodziła się na przedstawienie Swojego Oblubieńca.
Ze soboty na niedzielę, jak nam opowiada O. Cochem i K. Emmerich o północy narodził się P. Jezus. Oblubieńcy św. całą noc przepędzili w grocie zniszczonej i na wszystkie wystawionej wiatry. Sabat był dniem Pańskim i nie było wolno w tym dniu zajmować się powszedniemi zajęciami, więc dwa te czyste gołąbki zatapiały się w modlitwie. Tymczasem zbliżała się noc najszczęśliwsza, w której się P. Jezus miał narodzić. N. Marja P. oznajmiła św. Józefowi, iż już niezadługo wybije godzina przez Patrjarchów i Proroków oczekiwana. Usunął się przeto św. Józef w kącik groty, (po dziś dzień pokazują jeszcze kącik ten pobożnym pielgrzymom). N. Marja pozostała sama, gdy w tem nagle takie ją ogarnęło zachwycenie, jak jeszcze nigdy. W tej chwili jasno poznała tajemnicę, która się spełniła.
Promienie niewypowiedzianej jasności przeniknęły duszę Marji i Józefa, narodzenie Mesjasza zwiastując. Pod wpływem tych promieni zrozumiał także św. Józef dziewiczość Swojej Oblubienicy i czystość tego przebłogosławionego narodzenia. Następnie zbliżył się św. Józef, by uczcić Słowo, które Ciałem się stało, złożył na Boskich Jego nóżkach gorące pocałunki, w pośród miłości niepojętej oddając Mu samego siebie i wszystko, cokolwiek miał na usługi. Dni 40, które po narodzeniu P. Jezusa nastąpiły, były jednym bezustannym zachwytem, w którym św. Józef podziwiał Swego Boga wyniszczonego w żłobie w pośród niepoliczonych legjonów Aniołów, składających swe hołdy, śpiewających dźwięczne harmonje niebiańskie hosanna.
O jakże sercu naszemu schodzi na takich żarliwych zapałach. Z jakąż to obojętnością i jak zimni zbliżamy się do Komunji św., nie pomnąc, że jedna Komunja św., przyjęta godnie, zdolna jest uświęcić człowieka. Ona gładzi grzechy powszednie, jest zadatkiem wiecznego zbawienia, sprawia radość Panu Bogu. I gdy raz św. Katarzyna Seneń. o pół godziny spóźniła się do Komunji świętej, szedłszy do kościoła, ujrzała P. Jezusa, który w te do niej przemówił słowa: Katarzyno, gdzieżeś była, ja tu tyle czasu czekam na ciebie. Świątobl. Benedykta mawiała: Kiedy się znajduję w obecności Boga utajonego w Przen. Sakramencie, nie lękam się pocisków, choćby nawet całego piekła.
Strata, jaką sobie wyrządzacie, mówi Czcig. Marceli Champagnot, opuszczając Mszę św. lub Komunję, jest stratą niczem wynagrodzić się niemogącą, stratą nieskończoną, po której nie moglibyście się pocieszyć, gdybyście dobrze zrozumieli, jakie łaski daje Eucharystja... Ten Sakrament bowiem działa w dwojaki spoób, sam przez się: ex opere operato i przez usposobienie, jakie się przynosi do Jego przyjęcia, ex opere operantis. Zwalczanie pokus, zachowanie od grzechu śmiertelnego, wytrwanie w św. powołaniu, wypełnienie obowiązków, wierność w pobożnych ćwiczeniach, ubolewanie nad swoją niedoskonałością: to są owoce Sakramentów. Oddalić się od Komunji dlatego, że jesteś kuszonym, jest to odstępować szatanowi zwycięstwo bez oporu.
Pewien proboszcz, w którego sąsiedztwie niewiara wiele narobiła złego opowiada nam następujące wzruszające zdarzenie:
Było to zeszłego roku przed pierwszą Komunją św. dzieci, podczas ich przygotowania się. Nasze dzieci z radością zgromadziły się na około ambony. Pobożny pewien kanonik przemówił do nich, aby je przygotować na przyjęcie chleba anielskiego. Ze spokojną uwagą słuchały dzieci słów kapłana. W tem zjawia się nagle jakiś mężczyzna ubrany jak robotnik z gniewem na twarzy i wściekłością w oku pomiędzy tą gromadką pobożną, biega tu i ówdzie, szuka i śledzi w około.Łagodnie pytam go: Czego życzysz sobie przyjacielu? Odpowiada mi, że żąda swego dziecka. To głośne i dumne oświadczenie spowodowało wielki niepokój i trwogę w gromadce. Kanonik przerwał swą naukę. Każdy był zakłopotany o wynik tego zamieszania. Mój panie, mówi przybyły do kapłana --- ja żądam mego dziecka i to natychmiast. Jego matka jest wprawdzie katoliczką, ale ja nim nie jestem i moje dziecko nie może być katolikiem nigdy. Wprawiasz mię w zdumienie, mój przyjacielu --- odrzekł kapłan. --- My nie przypuszczamy do pierwszej Komunji św. żadnego dziecka, którego katolicki chrzest św. nie jest stwierdzony. Czy pańskie dziecko było chrzczone w kościele? Tak jest. Czy chrzestni rodzice byli katolicy? Tak jest. Czy oni zgodzili się? Wtenczas zgodzili się, ja byłem przy tem! A więc mój przyjacielu, twoje dziecko jest katolickie! Dotychczas przyznaję, że należało do religji swojej matki, ale od tego czasu żądam, aby należało do mojej religji.
Mówiąc to, porwał swoje dziecko, którem na jego żądanie wezwał ku niemu, za ramię i zawołał zajadłym tonem: Naprzód, ruszaj! Od tej chwili ja ciebie będę wychowywał.
Kochany, mały biedak rzucił na mnie błagalne spojrzenie i rzekł ze łzami: Och, proszę mnie przecież nie opuszczać!
Chciałem tedy stanąć między dzieckiem a srożącym się ojcem. Obecni obawiali się, abym nie stał się ofiarą jego wściekłości. Trwożliwe wołania dawały się raz po raz słyszeć z pośród zgromadzonych. Lecz nie stało się nic, owszem nieszczęsny człowiek nieco się uspokoił.
Teraz staliśmy się świadkami nadzwyczaj wzruszającej sceny. Biedne dziecię padło na kolana, objęło ojca za nogi i zawołało głosem pełnym łkania, tonem pełnym dziecięcej delikatności: Kochany ojcze! ja ci chcę być zawsze posłuszny, ja cię chcę z całego serca kochać, przysięgam ci to --- tylko dozwól mi --- błagam cię, dozwól mi, zostać w religji mojej matki!
Łkanie zdusiło jego głos; osłabł, była obawa, że zemdleje. Wypadek poruszył wszystkich do łez, nasze dzieci płakały głośno, była to serce rozdzierająca scena. Ale ojciec pozostał twardy i niewzruszony. Jego zatwardziałe, pozbawione wiary czy fanatyzmu pełne serce pozostało samo niewrażliwe i nieczułe na głos natury. Jednak się uspokoił, dał się nawet nakłonić i czekał końca uroczystości, poczem zabrał swego syna. Pod koniec pobożnych ćwiczeń widziałem, że dziecię było blade i drżące.
Ty drżysz mój kochany --- rzekłem i wziąłem go za rękę. O tak --- rzekł --- trwożę się o matkę, ona z pewnością tego wieczora doznała złego obejścia się.
Idź tylko z nim spokojnie --- rzekłem --- bądź prawdziwie grzeczny i posłuszny wobec ojca i ufaj Bogu. Poszedł. Nie bez bolesnej litości spoglądałem za idącym obok swego ojca jak niewinne jagnię, oc nieme, bez skargi idzie za swym prześladowcą.
Pomodliliśmy się jeszcze wspólnie za dziecię. Mieliśmy wielką nadzieję, że sprawa tak godna boskiego miłosierdzia pomyślnie się załatwi, ale nadzieja zdawała się być daremną. Następnego dnia odbywał się ciąg dalszy --- ćwiczeń --- jedno miejsce zostało jednak puste, dobry chłopiec nie przyszedł. Skoro ojciec ze synem przyszli do domu, podniósł ojciec rękę do bicia, ale syn nie zostawił mu na to czasu. Rzucił się mu na szyję, objął go całą siłą miłości, zrosił go swemi łzami, prosił, błagał w natarczywy a delikatny sposób, by przecie oszczędzał matki i jemu dozwolił otrzymać pierwszą św. Komunję.
Opadła ręka ojcu --- ale zaciekłość jego została. Drugiego dnia wziął syna ze sobą do roboty, nie spuszczał go z oczu. Głęboki smutek ogarnął dziecię, płakało dzień i noc, nie jadło. Dzwonek wzywał na duchowne ćwiczenia, a jemu każde uderzenie dzwonka krajało serce...
Nazajutrz uroczystość św. Józefa, dzień Komunji dziecięcej. Spojrzałem po szeregach moich kochanych i z boleścią zauważyłem, że miejsce dziecka próżne było. O mój Jezusie! --- westchnąłem --- Ty przecież nie dasz temu Twemu jagnięciu zginąć.
W tej chwili powstaje nagle żywy ruch wokoło mnie. Dochodzą mnie zewsząd wesołe szepty: Jest! jest! Wszystkich oczy spoczywają z zachwytem na miłym, nadchodzącym towarzyszu. widać było, że cierpiał, ale teraz wyglądał całkiem zadowolony. Zbliżył się z tęsknotą i pobożnością do stołu Pańskiego i przyjął pierwszą Komunję, jak Anioł.
Co się dalej stało? On i my błagaliśmy św. Józefa i św. Opiekun, ten potężny obrońca, wziął to niewinne serce dziecięce pod opiekę swego liljowego berła, okrył tego młodego wyznawcę tym samym płaszczem, którym ochraniał Jezusa przeciw srogim jego prześladowcom podczas ucieczki do Egiptu, a w stajence betleemskiej przed zimnej. Okrutny ojciec był pokonany przez owego żywiciela Jezusa --- dozwolił on synowi iść i oto ujrzeliśmy go powracającego do nas wesołego i szczęśliwego. Oto idźcie do Józefa! (Eichsfld. Vlksbl. Nr. 16. 1884).
Praktyka
Jakże niejednego katolika w żywej wierze i w żarliwości w przystępowaniu do Komunji św. zawstydzić może owo pacholę. Podziwialiśmy, ile trudów, ile łez kosztowała go ta łaska, --- jednakże za przyczyną św. Józefa wszystko zwalczył i zwycięsko dobił do celu. A ciebie może lada drobnostka, przykre słówko zbija z toru i odwodzi od Komunji św. Rozważ to i popraw się!
MODLITWA
O! św. Józefie, błagam Cię przez tę radość, jakiej doznałeś z narodzenia Zbawiciela świata, racz nas zawsze otaczać swą opieką, bronić od prześladowców i wyjednać łaskę godnego przyjmowania Komunji św.! Amen.
+++
Dzień 15 marca
Trzecia boleść św. Józefa
Zbliżył się czas, w którym trzeba było obrzezać Dzieciątko. Ponieważ jednak św. Oblubieńcy niczego ni czynili bez natchnienia z góry, więc udali się na modlitwę o oświecenie, coby im czynić należało. Duch św. dał tę odpowiedź: Jezus Chrystus pragnie bez zwłoki przelać pierwsze krople krwi Swojej na odkupienie świata.
Słowo wcielone w czasie obrzezania składało w ofierze Ojcu Swemu Odwiecznemu pierwiosnki krwi, którą później przelało aż do ostatniej kropli. Nie podobna nam opisać ani oznak miłości, ani trosk najczulszych, jakich dowody w tych dniach boleści Marja i Józef Jezusowi składali.
Patrzmy drodzy Bracia! Jezus przelał krew za nasze grzechy, a nam się trudno zdobyć na łzę skruchy. Jedną łzą żalu doskonałego możemy zmazać grzechy całego życia. Szczerą spowiedzią możemy zyskać utraconą łaskę i zasługi, ujść piekła, a zdobyć niebo, czego dowodem następujący przykład:
Przed sądem przysięgłym w A. stanął w r. 185... rozbójnik i uznany za winnego zarzuconych mu zbrodni, został na śmierć skazany. Okoliczności towarzyszące jego piekielnemu dziełu były tak okrutne, że sędziowie przysięgli nie mogli uwzględnić środków łagodzących karę, ani skazańca łasce króla polecać. Początkowo winowajca zaprzeczył uparcie zarzuconej mu zbrodni; skoro się jednak dowody przed sądem gromadziły, zamilkł zwolna. Z ponurym, zminym spokojem wysłuchał swego wyroku, nie okazując żadnych oznak, czy ostateczne napomnienie prezydenta sądu, że teraz nadszedł czas, aby się na wyższego sędziego przygotował, choćby najmniejsze na nieszczęśliwym uczyniło wrażenie. Niemy i z wyzywającą postawą dał się wyprowadzić ze sali sądowej i zamknąć w komórce więzienia.
Popełniona zbrodnia zdawała się świeżo dzikość doprowadzić obudzoną w tym człowieku do ostateczności. Wszelkie perswazje kapelana więziennego zdawały się bez skutku ześlizgiwać po tej zatwardziałej naturze. Również i próby ze strony posługujących Sióstr (więzieniu kryminalnem w A. wykonują pobożne Siostry posługę z największem zadowoleniem władz) zostały bez skutku. Niemy i ponury siedział zwykle skazaniec w kącie swojej celi i zdawał się na nic nie zważać, co do około niego zaszło, albo co do niego mówiono.
Tu pomoże tylko modlitwa --- rzekła Siostra Weronika do swych Sióstr --- ludzkie wysiłki nie zdołają nic na tej strasznej naturze. I Siostry modliły się za niego wiele.
Dnia następnego z rana zjawiła się S. Weronika znów w celi skazańca, postawiła dzbanek z wodą, który przyniosła, następnie wbiła w ścianę gwóźdź i zawiesiła na nim obrazek św. Józefa, patrona skazańca. Więzień tym razem przyglądał się znacząco temu, co Siostra robiła. To jest wizerunek św. Józefa, patrona wszystkich umierających, powiedziała w końcu S. weronika i odeszła. Zbrodniarz pogrążył się na nowo w czarne myśli; zdawało się, że go nic nie zdoła przerazić, ani poruszyć.
Gdy Siostra przyniosła obiad, wisiał obraz nie tknięty na ścianie, zbrodniarz zaś, jak zwykle, siedział w kącie. Na kilka uprzejmych wyrazów zakonnicy nic nie odrzekł, raz tylko westchnął głęboko, głowę skłonił podpierając rękami i wzrok utkwił w ziemię. W takim stanie pozostawał jeszcze całe tygodnie. Nareszcie zapadło potwierdzenie wyroku śmierci. Na drugi dzień po nadejściu wyroku miał być stracony skazanie zapomocą gilotyny --- na podworcu więziennym w asystencji świadków sprawiedliwości. Urzędnik sądowy udał się zaraz do kaźni zbrodniarza wcelu odczytania mu wyroku. Zastał go siedzącego w tej samej pozycji, zdawało mu się jednak, że widocznie zaszła w nim jakaś zmiana. Ponury smutek zeszedł z jego czoła, wzrok jego był więcej łagodny i spokojny. Już od kilku dni, oznajmiła S. Weronika, zdaje się inne życie budzić w skazańcu...
Odczytania potwierdzenia wyroku śmierci wysłuchał spokojnie. Ja wiedziałem, że to w tym tygodniu musi nastąpić, zagadnął skazanie zupełnie zimno. A więc w piątek rano o godzinie siódmej. Gdy urzędnik chciał przemówić do niego, aby się po chrześcijańsku przygotował na śmierć, przerwał mu zagadnięty: Już panu powiedziałem o tem, że w tym tygodniu ma mnie spotkać i na tom się już przygotował. Zbyteczne są, anie prokuratorze, wszelkie dalsze perswazje. Pan spełnił swój obowiązek i na tem koniec.
Urzędnik osłupiał. O czem wiedziałeś? zapytał zdziwiony. Że w tym tygodniu jeszcze będę stracony, brzmiała odpowiedź.
Urzędnik pokiwał głową. Dopiero wczoraj wieczór otrzymał sankcję królewską wyroku śmierci; wprawdzie data zatwierdzenia zeszłego poniedziałku, ale w jakiż sposób zbrodniarz mógł się o tem dowiedzieć?
To jest niemożebne, żebyś już od poniedziałku wiedział o swem straceniu. Jego Królewska Mość dopiero w poniedziałek podpisał.
No, a przecież mam tę wiadomość już od poniedziałku, odrzekł skazaniec spokojnie. A jak ja to wiedziałem? Dopiero teraz zmienił oblicze, oczy jego poruszyły się prędko, zaszły wreszcie łzami; najprzód jakiś czas patrzył w ziemię, później skierował wzrok na obraz swego patrona. Walczył przez chwilę ze samym sobą. Niech będzie, opowiem panu, jak się to stało. Dziwnem to zwłaszcza dla takiego człowieka jak ja, jednakowoż tak się stało. Niech będą będą dzięki P. Bogu za to.
Na śmierć zasłużyłem --- wyrok zapadł dla mnie całkiem słuszny. Ale umierać bez odwłoki przy zdrowych zmysłach i nawet nie być pewnym kiedy, tego doprawdy przeboleć nie mogłem. Słowa kapelana jakkolwiek słuszne, były dla mnie z początku jeszcze większą torturą, albowiem powiększały tylko niepewność, kiedy mam skończyć? Dzisiaj usłyszeć zapowiedź śmierci, a jutro zaraz umierać, to mi się zdawało rzeczą okropną. Tymczasem pewnego dnia zawiesiła ,,Siostra" obrazek tam na ścianie. Wyobraża on mego patrona, a jak mi mówiła, ma być zarazem patronem szczęśliwej śmierci. Wspomniałem na mego patrona --- mój panie, o wielu tu rzeczach rozmyślałem, o wielu dobrych, jeszcze więcej o złych aż do dzisiejszego dnia --- i przypomniałem sobie, że jako dziecię miałem pobożny zwyczaj modlić się do swego patrona gorąco. Gdybym był tylko szedł lepszą drogą, z pewnością nie siedziałbym ja teraz? Po oddaleniu się Siostry stanąłem przed obrazkiem i wpatrywałem się weń wzrokiem, którym zwykliśmy się przyglądać temu, co nam w latach dziecinnych było świętem i drogiem. Powoli ogarniała mnie ufność ku memu patronowi i zacząłem się modlić w cichości za sobą. Jednakowoż nie mogłem przezwyciężyć trwogi przed niepewną, niespodziewanie mającą nastąpić śmiercią. Gdybym ja to choć na kilka dni przedtem wiedział, pomyślałem sobie, abym mógł należycie się przygotować. Wtedy wpadła mi myśl, żeby za wstawiennictwem św. Józefa wyprosić sobie u Boga tę szczególną łaskę, albowiem, jak mnie zapewniał kapelan, miłosierdzie Boże nie ma granic, jeżeli grzesznik do Niego się zwróci. Prosiłem tedy o znak, po którym mógłbym poznać, że w tym tygodniu mam życie zakończyć.
Jakiż ten znak? przerwał urzędnik mowę opowiadającemu.
Znak wcale pojedynczy, prowadził dalej rzecz skazany: Dotychczas przynosiła mi jedzenie Siostra, która tam na ścianie obraz zawiesiła. Gdyby w który dzień nie przyszła, tylko w jej zastępstwie inna, to będzie dla mnie, tak sobie ułożyłem, znakiem, że w tym tygodniu nastąpi zatwierdzenie wyroku. To właśnie przytrafiło się w ubiegły poniedziałek. A więc poznałem, jak sprawa ze mną stoi i przygotowałem się na śmierć. Widzisz pan, że P. Bóg wysłuchuje i największego grzesznika, jeżeli tenże ze skruchą do Niego się nawróci. Znalazłem tedy potężnego przyczyńcę, patrona --- którego nie na próżno wzywałem. I wskazał na obrazek św. Józefa.
Nie żądał więc nic innego, tylko kapelana więziennego, przed którym, jak mówił, ma zdać ciężki rachunek. Urzędnik oddalił się niewymownie zdziwiony i zapytał o więźnia S. Weronikę, która uradowana niespodziewanem nawróceniem mordercy odpowiedziała:
W poniedziałek ja już na progu celi skazańca stałam z obiadem i właśnie nadchodził klucznik, aby mi otworzyć, gdy w tem Siostra Klara nadbiega prędko, aby mię zawołać do przełożonej, która w tej chwili chciała ze mną mówić. Oddałam więc miski z obiadem S. Klarze, aby je zaniosła więźniowi, ja tymczasem pobiegłam do Wiel. Matki. Tak więc się stało, że tym jednym razem nie usługiwałam sama skazanemu. A więc przecież św. Józef, zawołała potem: Było to jakby natchnienie, żem mu wtedy zawiesiła obraz na ścianie. Teraz mi jasnem jest jego zmienione zachowanie się od poniedziałku. ,,Chwała Bogu!"
Dano znać kapelanowi, który niezmiernie zdziwiony udał się do więźnia. Ten opowiedział o zesłanym znaku i o swej nadziei, że mu P. Bóg łaski nie odmówi. Pokazało się więc, że nieszczęśliwy już dawno przedtem osądził siebie samego i nie uronił ani jednego słówka z tego, co mu kładł do serca kapelan, kiedy go odwiedzał. Ale dopiero spełnienie się ,,znaku", jak się wyrażał, otwarło mu serce i obecnie gotów jest odprawić generalną spowiedź z serdecznym żalem. Tego dnia prawie nie odstępował kapelan od niego. Nazajutrz wczas rano wysłuchał z wielkiem zbudowaniem Mszy św., wśród niej przyjął ze łzami w oczach Przen. Sakrament, poczem modlił się z kapelanem i z obecnymi o odwagę i siłę do zbliżającego się ostatniego pochodu. Niedługo potem poszedł na śmierć z takim spokojem i stałością, przyjął ją na gilotynie na podwórzu więziennem z takim żalem i poddaniem się zarazem, że obecnych raczej budowało to chrześcijańskie męstwo, niż przejmował ich drezczem straszny widok śmierci. (St. Josephskal. 1882. S. 48).
Praktyka
Spowiadając się, dopełniajmy pięciu warunków, wymaganych do dobrej spowiedzi, bo straszna odpowiedzialność przed P. Bogiem za złą spowiedź. Czytamy np., Iż świątobl. Benedykta dowiedziała się w objawieniu, że szatan porwał duszę do piekła obłudnej nabożnisi, która udawała, że pości, modli się, spowiada, nie wyznając grzechów, a nawet nie wglądając w sumienie; celem jej było tylko uchodzić za pobożną. Św. Weronice, jej niewierności łasce pokazał P. Jezus, pod figurą żelaznego serca, gdy je opłakiwała, serce jej stało się srebrne, a później złote.
MODLITWA
Św. Józefie, racz czuwać nademną, abym zawsze chodził prostą drogą przykazań Bożych! Wyjednaj mi łaskę doskonałej skruchy przy każdej spowiedzi, a osobliwie w godzinę mojej śmierci. Amen.
+++
+++
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
Dzień 16 marca
Trzej Królowie składają pokłon i swe dary Jezusowi
Skoro gwiazda, za którą trzej Królowie szli, ponad stajenką Betleemską stanęła, stanęli także i oni, zajrzeli w głąb stajenki, w której jeno dwie ubogie osoby i małe dzieciątko ujrzeli... Przywdziawszy przeto na siebie purpurowe płaszcze, weszli do stajenki przejęci szacunkiem i pobożnością, z głową odkrytą i z podarkami bogatymi, które u stóp Przenajśw. złożyli Matki, a sami rzucili się twarzą na ziemię. Dzieciątko się bardzo ucieszyło. Posłuchajmy, co o tem objawiła N. Marja P. św. Brygidzie: Już naprzód na drodze nadprzyrodzonej dowiedziałam się o przybyciu trzech mędrców. Kiedy się zbliżyli, aby oddać cześć Jezusowi, Dzieciątko skakało z radości, a na twarzyczce Jego zajaśniał uśmiech szczęścia. N. Marja P. była wówczas okryta zasłoną, dzieciątko Jezus spoczywało na Jej łonie, także Matki św. zasłoną okryte. Za wejściem monarchów podniosła Przenajśw. Dziewica natychmiast zasłonę i ukazał im swojego Syna Bożego. Ach, któż zdoła opisać to wzruszenie, jakiego wówczas ci trzej Święci doznali! Takiej im Pan Bóg dobrotliwy w tej chwili udzielił wiary, tyle światła nadprzyrodzonego i tak wielkiego żalu za grzechy, iż się we łzach rozpływali. Smutek ten atoli ustąpił niezwłocznie miejsca niewypowiedzianej radości.
A jakiejże to na widok tego doznawał pociechy św. Józef! Widząc te pierwiosnki ludu pogańskiego rozmodlone u stóp Najświętszego Dzieciątka, modlił się niezawodnie o nawrócenie całego pogaństwa. a w naszych sercach czy tli choć iskierka gorliwości o zbawienie dusz ludzkich? Św. Augustyn mówi, że: Tyle dusz zgubisz, ile mogąc zbawić, nie zbawisz. Kto bądź radą, modlitwą, bądź dobrym przykładem pomaga bliźnim do życia cnotliwego i do zbawienia, ten staje się narzędziem, pomocnikiem Duch św. Którego ta jest własna sprawa, aby ludzi czynił świętymi i przywiódł je do szczęśliwej wieczności. Gdy przez miłość bliźniego pracujesz na zbawienie drugich, spełniasz miłosierdzi w sposób najdoskonalszy, gdyż o ile dusza jest wyższa od ciała i niebo od ziemi, o tyle miłość czynna około zbawienia dusz, przewyższa oną miłość, która się poświęca w spomaganiu bliźnim w nędzach ich doczesnych. Gorliwość o zbawienie dusz jest koroną miłości i poczytuje się u mistrzów życia duchownego za jeden z najpewniejszych znaków przejrzenia do żywota wiecznego. Któryby uczynił, że się nawrócił grzesznik od błędnej drogi jego, zbawi duszę jego od śmierci i zakryje mnóstwo grzechów (św. Jakób). Św. Dyonizy Areopagita mówi: Ze wszystkich rzeczy boskich najbardziej boską jest współpracować z Bogiem na zbawienie dusz. Chcesz być apostołem Serca Pana Jezusa, słuchaj Jego słów, wyrzeczonych do ŚŚ. Apostołów: Wy jesteście sól ziemi. A jeśli sól zwietrzeje, czem solona będzie? I znów: Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca waszego, Który jest w niebiesiech. Chcesz być tą solą, otóż sam, postępując w uświątobliwieniu, jak sól potrawy chroni od zepsucia, tak ty, drogi bracie, staraj się bliźnich dusze, z któremi masz jaką styczność, różnymi sposobami chronić od zepsucia, aby przez zasługę, jaką daje cnota, stały się miłemi Bogu. Żarliwy chrześcijanin zawsze i wszędzie, w każdem zetknięciu się z bliźnim znajduje sposobność powiedzenia choćby jednego słowa, które zapala światłość w umyśle, a ogień miłości Bożej w sercu, iż się stają bardziej skłonnymi do cnót. Cechą, po której się poznaje prawdziwą gorliwość, jest słodycz, łagodność i przykład dobry nie tylko w słowach, ale głównie w uczynkach. Jej celem powinien być tylko Bóg, a podstawą własne uświęcenie i zbawienie.
Św. Benedykta, znając pewnego gospodarza złośliwego, trudnego w pożyciu, tak umiała swą słodyczą nań wpłynąć, przedstawiając mu miłość Bożą, sąd ostateczny i straszne męki potępionych, że się wkrótce stał wzorem powściągliwości i umiarkowania.
Raz jej się ukazał P. Jezus ukrzyżowany; Ciało Zbawiciela oblane Krwią, tak jak niegdyś na Kalwarji, u stóp krzyża stali Aniołowie w milczeniu i adorując krzyż cały krwią zroszony, Pan Jezus wtedy odezwał się do św. Benedykty: To co widzisz, córko moja, nie jest to co cierpię teraz, lecz chcę ci okazać, co cierpiałem dla grzeszników i jaka jest miłość moja dla nich. Zrozumiała ona z tego widzenia wartość dusz, które tyle upokorzeń i mąk kosztowały Jezusa; przeto jej gorliwość w nawracaniu dusz stała się jeszcze większą.
Kto chce być dla innych użytecznym, pierwej winien nad sobą pracować, aby mu nie rzeczono: Obłudniku, wyrzuć pierwej tram z oka swego, a tedy przejrzysz, abyś wyjął źdźbło z oka brata twojego. A św. Ignacy upomina: Kto, służąc Bogu, chce wielkich rzeczy dokonać, niech na to szczególniej uważa, aby o sobie wiele nie rozumiał. Pokora jest fundamentem doskonałości, bez niej wszystko runie. Z pokornymi Bóg trzyma i dopomaga im. Im się bardziej uniżamy, tem bardziej wywyższa się Bóg, który chwały swojej komu innemu nie dawa.
Kto wśród ludzi działać i bezpiecznie przebywać chce, niech się o to najbardziej stara, aby jednakim był dla wszystkich, a nie szkodził nikomu (św. Ignacy). Człowieka jednamy sobie uprzejmością, pokorą i niema tak dzikiego, tak twardego, któryby się tym sposobem nie dał pociągnąć do Boga. Więcej ceń każdego człowieka zbawienie, niż wszystkie całego świata skarby (św. Ignacy).
Bł. Małgorzata dla ratunku dusz co tydzień w piątek w dzień i w nocy pewną liczbę odwiedzin składała Ukrzyżowanemu, starając się przejąć usposobieniem Najśw. Panny w owym dniu Jego cierpienia, a potem ofiarowała modlitwę swoją i cierpienia w połączeniu z gorzką męką Zbawiciela, Ojcu niebieskiemu za nawrócenie niewiernych i za grzeszników zatwardziałych. Było jej powiedzianem, że dla wszystkich, którzy to ćwiczenie czynić zechcą, będzie Bóg miłosiernym w godzinę śmierci.
Zbawiciel, otwierając raz skarby nieprzebrane zasług swego życia, mówił w objawieniu do Swej Oblubienicy Marji od św. Piotra: Córko moja, daję ci moje Oblicze i moje Serce, daję ci moje rany i moją Krew. Czerp i wylewaj! Czerp i wylewaj! Kupuj bez zapłaty, moją krwią wykupuj dusze! Jakaż boleść dla mego Serca widzieć, że te źródła ożywcze, te środki wszechmocne, które mnie tyle kosztowały, są zapomniane i wzgardzone. Proś mego Ojca o tyle dusz, ile kropel Krwi wylałem na ziemi!
Jeżeli kto, to wierny czciciel św. Józefa, powinien się odznaczać cnotą gorliwości; i oto przykład:
Ojciec Klaholc Redemptorysta, otrzymawszy wiele łask przez pośrednictwo św. Józefa, mówi: Z wdzięczności wspominam odtąd w każdem kazaniu o św. Józefie, a także i to muszę opowiedzieć. Niedawno zeszedłem w niedzielę z ambony; wtem zastąpił mi w powrocie do zakrystji drogę jakiś człowiek i rzekł: ,,Ojcze, muszę się u ojca spowiadać, ale teraz". ,,Proszę chwilkę zaczekać" --- rzekłem do nadzwyczaj wzruszonego człowieka, --- aż zmienię moje ubranie. Kiedym wrócił, zeznał mi ten człowiek przed spowiedzią, jak się z nim rzecz ma ,,Byłem --- rzekł --- znudzony życiem i nawet próbowałem się zabić, co mi się jednak nie udało, ale nie zostało wykryte. Teraz atoli miało się udać; aby zaś na moich nie spadła żadna hańba, wyszukałem tę okolicę odległą o 14 godzin i byłbym teraz z największą pewnością, tak byłem zatwardziały i bez nadziei, a dusza moja tarzałaby się w piekle, gdybym nie był właśnie, kiedy się rozpoczynała przenajśw. ofiara, przechodził koło tego kościoła. Widziałem tłumy śpieszące ze wszystkich stron i tak wiodła mnie nagle obudzona żądza wstąpienia do kościoła, aby zobaczyć, co się tu niezwykłego dzieje. Nie modliłem się wcale. Potem wszedłeś, Ojcze, na ambonę, nie uważałem wcale na kazanie, nie wiem o czemś kazał, w tem usłyszałem nagle niektóre twoje słowa o św. Józefie i w tej chwili obudziłem się jakby z ciężkiego strasznego snu i z nieprzepartą mocą zabłysła mi myśl i to silne przeświadczenie: ,,Św. Józef może i tobie przyjdzie z pomocą.
Potem wyspowiadał się ten człowiek, a po św. spowiedzi był szczęśliwy, jak dziecko, i nie mógł się oprzeć gwałtownej radości, jaka owładnęła jego ciało i duszę. ,,O mój ojcze --- rzekł --- opowiedz wszystkim wszystko, aby się wielu jeszcze nieszczęśliwych dowiedziało, jak miły i potężny jest św. Józef
Odtąd przychodzi ustawicznie tutaj wielu i wyszukują mnie biednego kapłana, aby odprawiać generalne spowiedzie, a przedtem oznajmiają: przybywam o 14 godzin i N. nakłonił mnie do tego, abym tutaj szukał spokoju i zadowolenia. (Leo Nr. 13. 1884 r.).
Praktyka
Módl się, drogi bracie, gorliwie za grzeszników, gdyż P. Bóg w objawieniu powiedział do św. Magdaleny de Paris, że: Łzom i modlitwom podarowane jest zbawienie świata. Ofiarowaniem zaś częstem i serdecznem Zasług, Krwi i Oblicza P. Jezusa Bogu Ojcu, można miljony dusz wybawić od piekła. A chociażbyś rozdał cały skarb świata, więcej nad to uczynisz, gdy jedną duszę pozyskasz Bogu.
MODLITWA
O. św. Józefie! racz mi wyjednać łaskę, abym sam, postępując w cnotach, modlitwą i innymi sposoby wiele dusz pozyskał P. Bogu. Amen.
+++
+++
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia