Skip to content

Kolenda

2

Komentarz

  • Hej admin,
    Czy tytuł ma się kojarzyć ze znaną dziennik...wą?!
    Czy to przebłysk humoru?
    :smiley:

  • Zaleska

  • No i właśnie dlatego czekam na kolędę żeby wszem i wobec okazać swoją wiarę. Nawet na przekór temdencjom i wyobrażeniom (zwłaszcza najbliższych). W miastach utarł się głupi obyczaj że jak księdza nie przyjmuje i jeszcze go zwyzywam jak zobaczę to jestem kimś wyjątkowym, każdy chce być i powoli robi się to tak powszechne, nudne i nic nie znaczące że aż śmieszne.
    W zeszłym roku (albo dwa to było...?) czekałem na ministrantów którzy zawsze z wyprzedzeniem pytają czy przyjmiesz księdza.
    Czekam, umówiona (pixoko) godzina mija, kolejne pół godziny, godzina - nikogo nie ma.... myślę, pomyliłem dni czy godziny czy jak?, co się stało?
    Wysłałem chłopaka na rekonesans - nic, nie ma i już! Idę sam na zwiady, pytam sąsiadów - u mnie był, ja nie przyjmowałem, u mnie nigdy nie postawi swojej nogi - dziwne myślę, bo jak mógł ominąć nas skoro był u tych po mnie?
    Przebiegłem całą klatkę z dołu do góry (9 pięter) księdza nie ma, biegnę do drugiej. Jest! Znalazłem go i ministrantów na przedostatnim piętrze. Pytam się czemu u mnie byli? - ci skołowani paczą na mnie jak na wariata. Zrobiliśmy małe wewnętrzne dochodzenie i okazało się że owszem byli pod moimi drzwiami ale zapukali za lekko...bo inna sprawa że u mnie zawsze głośno i gwarno....
    Poprosiłem księdza o przyjście do nas - byście widzieli jak pokraśniał z uciechy, młodszy ode mnie ale zwierzył się że jak długo jest księdzem to jeszcze nikt za nim nie biegał z prośbą o wizytę.....cóż... takie caszy.
    A koperta?
    Owszem jest, zawsze była i będzie. O kolędzie myślę z wyprzedzeniem bo to święto dla domu i grosza nie skąpie (dla każdego 200 zł to albo nic albo dużo albo w sam raz, każdy daje wg siebie) plus po 2 duszki dla każdego z chłopaków albo 50 dla kościelnego (w różnych konfiguracjach chodzą.
    Mimo że co miesiąc wpłacam na swoją parafie grosik przelewem, i tak co niedziela do koszyka daję. Dzieci uczę. A co?! niech mają. Należy im się.

  • A to już metoda: kto chce przyjąć księdza ten na dźwiach pisze K+M+B=2025 nie wystarcza?

  • edytowano 11:44

    Generalnie wizyta po kolędzie jest trudna dla obydwu stron, w większości przypadków, takie czasy. I teraz mamy dwa wyjścia, zrezygnować z tej dość archaicznej formy, albo podjąć się trudu ćwiczenia mięśnia odpowiedzialnego za relacje. To da się zrobić. Kiedyś ludziom wszystko wychodziło łatwiej w stosunkach międzyludzkich bo ich było dużo, tych łatwych i tych trudnych. Trzeba było się uczyć każdych. Dlatego te trudne przestawały być trudne po pewnym czasie. Dziś unikamy, stąd też coraz mniej relacji, bo każde w końcu stają się niekomfortowe.

    Więc co robić ? Nic. Poczekajmy aż to wszystko pierdolnie. Zamarzymy wtedy, żeby ksiądz do nas zawitał, zamarzymy żeby ogólnie księdza zobaczyć.

  • ...co za czasy, > @marniok powiedział(a):

    No i właśnie dlatego czekam na kolędę żeby wszem i wobec okazać swoją wiarę. Nawet na przekór temdencjom i wyobrażeniom (zwłaszcza najbliższych). W miastach utarł się głupi obyczaj że jak księdza nie przyjmuje i jeszcze go zwyzywam jak zobaczę to jestem kimś wyjątkowym, każdy chce być i powoli robi się to tak powszechne, nudne i nic nie znaczące że aż śmieszne.
    W zeszłym roku (albo dwa to było...?) czekałem na ministrantów którzy zawsze z wyprzedzeniem pytają czy przyjmiesz księdza.
    Czekam, umówiona (pixoko) godzina mija, kolejne pół godziny, godzina - nikogo nie ma.... myślę, pomyliłem dni czy godziny czy jak?, co się stało?
    Wysłałem chłopaka na rekonesans - nic, nie ma i już! Idę sam na zwiady, pytam sąsiadów - u mnie był, ja nie przyjmowałem, u mnie nigdy nie postawi swojej nogi - dziwne myślę, bo jak mógł ominąć nas skoro był u tych po mnie?
    Przebiegłem całą klatkę z dołu do góry (9 pięter) księdza nie ma, biegnę do drugiej. Jest! Znalazłem go i ministrantów na przedostatnim piętrze. Pytam się czemu u mnie byli? - ci skołowani paczą na mnie jak na wariata. Zrobiliśmy małe wewnętrzne dochodzenie i okazało się że owszem byli pod moimi drzwiami ale zapukali za lekko...bo inna sprawa że u mnie zawsze głośno i gwarno....
    Poprosiłem księdza o przyjście do nas - byście widzieli jak pokraśniał z uciechy, młodszy ode mnie ale zwierzył się że jak długo jest księdzem to jeszcze nikt za nim nie biegał z prośbą o wizytę.....cóż... takie caszy.
    A koperta?
    Owszem jest, zawsze była i będzie. O kolędzie myślę z wyprzedzeniem bo to święto dla domu i grosza nie skąpie (dla każdego 200 zł to albo nic albo dużo albo w sam raz, każdy daje wg siebie) plus po 2 duszki dla każdego z chłopaków albo 50 dla kościelnego (w różnych konfiguracjach chodzą.
    Mimo że co miesiąc wpłacam na swoją parafie grosik przelewem, i tak co niedziela do koszyka daję. Dzieci uczę. A co?! niech mają. Należy im się.

    ^this

    Nie wyobrażam sobie innego podejścia.

  • @marniok powiedział(a):
    No i właśnie dlatego czekam na kolędę żeby wszem i wobec okazać swoją wiarę. Nawet na przekór temdencjom i wyobrażeniom (zwłaszcza najbliższych). W miastach utarł się głupi obyczaj że jak księdza nie przyjmuje i jeszcze go zwyzywam jak zobaczę to jestem kimś wyjątkowym, każdy chce być i powoli robi się to tak powszechne, nudne i nic nie znaczące że aż śmieszne.

    Ja jestem nowy, rok temu nikt mnie nie odwiedził, to w tym poprosiłem sąsiada, żeby kiedy będzie u niego, powiedział księdzu i zajrzał do mnie. Zajrzał. Był niesamowicie spięty, a ja potrafię raczej z księżmi rozmawiać. Do samego końca nie uwierzył, że jestem po jego stronie. Od niechcenia oficjalnie mnie do parafii zapisał, ale musiałem nacisnąć.

  • edytowano 12:17

    @trep powiedział(a):
    Chyba największa wartoś "kolędy" to pobłogosławienie domostwa. Co do samej "wizyty duszpasterskiej" to też zawsze miałem niedosyt.

    Kolęda to błogosławienie miejsca, przekonałem się o tym, gdy będąc na delegacji zapukał ksiądz z propozycją, po wyjaśnieniu mojej sytuacji oświecił mnie, że to będzie tylko kolęda, bez wizyty duszpasterskiej.

  • No widzą Kulegowie, uważacie że trza trenować mięsień odpowiedzialny za relacje, a ja mam odwrotnie - za dużo w życiu trenowałam owego mięśnia, teraz wrzucam na luz i wreszcie odpuszczam.

    I mimo apokaliptycznych przewidywań jak to zaniknie gatunek: ksiundz, zwłaszcza jak się go nie będzie przyjmować po kolędzie, wierzę w to, co nam Zbawiciel obiecał, a mianowicie że bramy piekielne nie przemogą. :)

    Ale ten wątas na coś się przydał, choć pewnie użyszkodnicy niezupełnie tego chcieli - zamierzam po prostu udać się do kancelarii i przemiło poprosić, żeby zrobiono gdzieś tam wężyk w mojej dokumentacji, że absolutnie deklarując katolicyzm i 100% przyjazności do Kościoła, a nawet kościoła, poproszę jednakowoż o omijanie mnie w czasie wizyt. He. Po co się frustrować niepotrzebnie.

    No i proszę, jaki praktyczny wątek! :)

  • edytowano 12:11

    Jeśli ktoś nie ma jakiegoś osobistego konfliktu z konkretnym księdzem, to cóż może być traumatyzującego i frustrującego w wizycie kapłana raz do roku?

  • loslos
    edytowano 12:32

    Codziennie spotykam dużo o wiele bardziej traumatyzujących i frustrujących ludzi niż ksiądz na kolędzie. Żyję i mam się dobrze. Podobno na tym właśnie życie polega - by sobie dawać radę z traumatyzującymi i frustrującymi zdarzeniami.

  • edytowano 12:20

    @Berek powiedział(a):

    I mimo apokaliptycznych przewidywań jak to zaniknie gatunek: ksiundz, zwłaszcza jak się go nie będzie przyjmować po kolędzie, wierzę w to, co nam Zbawiciel obiecał, a mianowicie że bramy piekielne nie przemogą. :)

    Kościół jest "przedsięwzięciem" bosko-ludzkim. Od strony Boga jest ufundowany na Chrystusie i tutaj bramy piekielne w ogóle nie mają startu, ale od strony człowieka można spodziewać się wszystkiego, stąd nie od rzeczy jest pytanie z Ewangelii Łukasza "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?". Jak zaniknie gatunek "ksiundz", a w ślad za nim gatunek "Eucharystia" to ta perspektywa rysuje się w nieco czarniejszych barwach (zwłaszcza statystycznie)

  • edytowano 12:49

    @MarianoX powiedział(a):
    Jeśli ktoś nie ma jakiegoś osobistego konfliktu z konkretnym księdzem, to cóż może być traumatyzującego i frustrującego w wizycie kapłana raz do roku?

    Ależ nie mam zamiaru się tu tłumaczyć. Ktoś czuje tak, inny - inaczej. Ten wątek mi pokazał całą paletę ludzkich zachowań i odczuć w takiej, konkretnej sytuacji, super, był ciekawy i paradoksalnie pomógł mi podjąć decyzję polegającą na konkretnym działaniu. No i fajnie.

    Dajmy sobie spokój z "Gałkiewicz! jak to Gałkiewicza nie zachwyca???". Dorośli jesteśmy, zdaje się. :D

    Codziennie spotykam dużo o wiele bardziej traumatyzujących i frustrujących ludzi niż ksiądz na kolędzie. Żyję i mam się dobrze. >Podobno na tym właśnie życie polega - by sobie dawać radę z traumatyzującymi i frustrującymi zdarzeniami.

    Drogi Losie, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to nie obchodzi. ;)

  • @Berek powiedział(a):
    No widzą Kulegowie, uważacie że trza trenować mięsień odpowiedzialny za relacje, a ja mam odwrotnie - za dużo w życiu trenowałam owego mięśnia, teraz wrzucam na luz i wreszcie odpuszczam.

    Z wiekiem potrzeby społeczne człowieka maleją. Co przejawia się głównie tym, że po prostu się nie chce. Wybór spędzania czasu wyłącznie ze sobą staje się pierwszym wyborem. Tak było, jest i będzie, problem w tym, że kiedyś ludzie jednak musieli się zbijać w grupy, żeby przeżyć. I to wcale nie tak dawno. Dziś, cuszsz, można dojechać do późnej starości tak, tylko czy to o to chodzi ?

  • Zawsze mnie zachwycali ludzie, którzy nie potrafili znieść traumy polegającej na włożeniu maseczki, Novus Ordo Misae czy przyjęcie księdza po kolędzie. Ten dobrobyt to nas strasznie rozpaskudził.

  • @los powiedział(a):
    Zawsze mnie zachwycali ludzie, którzy nie potrafili znieść traumy polegającej na włożeniu maseczki, Novus Ordo Misae czy przyjęcie księdza po kolędzie. Ten dobrobyt to nas strasznie rozpaskudził.

    Kompletnie nic o mnie kolega nie wie, ale jak zwykle stosuje swoje bonmociki. Jedna uwaga: ma ich kolega jednak okropnie ograniczoną liczbę. Ciągle się powtarzają. W sumie jednak statystycznie czasem pasują do sytuacji, a czasem - nie. :D

  • @Berek powiedział(a):

    @los powiedział(a):
    Zawsze mnie zachwycali ludzie, którzy nie potrafili znieść traumy polegającej na włożeniu maseczki, Novus Ordo Misae czy przyjęcie księdza po kolędzie. Ten dobrobyt to nas strasznie rozpaskudził.

    Kompletnie nic o mnie kolega nie wie, ale jak zwykle stosuje swoje bonmociki. Jedna uwaga: ma ich kolega jednak okropnie ograniczoną liczbę. Ciągle się powtarzają. W sumie jednak statystycznie czasem pasują do sytuacji, a czasem - nie. :D

    Tak, każdy z nas jest unikalny i indywidualny, nawet filmy o tym kręcą.

  • Kolęda to nie sakrament, nie wyznanie wiary. Kolęda to tradycja, zresztą wcale nie powszechna.

    Czy ma sens? Moim zdaniem nie, rozmowy do niczego nie prowadzą, jak już ktoś napisał, my chcemy czegoś duchowego, księża czegoś świeckiego itd. że też Dudka na mundial nie wzięli i te sprawy.
    Ja księdza wpuszczam, chce przychodzić to ok.

    @trep,

    Co do napisów z mędrcami/ królami - na Śląsku to właśnie ministrant wpisuje przy okazji wizyty.

    No i właśnie ministranci - ja nie mam problemu z tym, żeby dać im, gdyż to jest za cały rok służby. Ja nigdy nie byłem, ale od kolegów wiem, że przynajmniej w latach 90. uprawnienie do pójścia na określoną liczbę kolęd wynikało z odsłużenia do proporcjonalnej liczby Mszy świętych/ ew. innych nabożeństw.

  • @Berek powiedział(a):

    @los powiedział(a):
    Zawsze mnie zachwycali ludzie, którzy nie potrafili znieść traumy polegającej na włożeniu maseczki, Novus Ordo Misae czy przyjęcie księdza po kolędzie. Ten dobrobyt to nas strasznie rozpaskudził.

    Kompletnie nic o mnie kolega nie wie, ale jak zwykle stosuje swoje bonmociki. Jedna uwaga: ma ich kolega jednak okropnie ograniczoną liczbę. Ciągle się powtarzają. W sumie jednak statystycznie czasem pasują do sytuacji, a czasem - nie. :D

    Wiem o tobie koleżanko tylko tyle i aż tyle, ile byłaś uprzejma tu o sobie napisać, być może prawdziwie a być może nie. Trauma związana z (kilkuminutową?) wizytą księdza istotnie zrobiła na mnie wrażenie.

  • @rozum.von.keikobad powiedział(a):
    No i właśnie ministranci - ja nie mam problemu z tym, żeby dać im, gdyż to jest za cały rok służby.

    U mnie nie chodzą ministranci, więc problemu nie ma. Na mszach w grudniu proboszcz ogłasza, aby chętni się zapisywali.
    Ministranci kasę ogarniają poprzez palmy wielkanocne, wodę święconą w Wielkanoc itp.

  • edytowano 14:41

    @Berek powiedział(a):
    I mimo apokaliptycznych przewidywań jak to zaniknie gatunek: ksiundz, zwłaszcza jak się go nie będzie przyjmować po kolędzie, wierzę w to, co nam Zbawiciel obiecał, a mianowicie że bramy piekielne nie przemogą. :)

    Nie przemogą, ale nie wyklucza to sytuacji takiej, że Kościół to 4 wioski w południowej Nigerii.

    Chodzenie od chałupy do chałupy to najnormalniejsza rzecz na świecie, tak się komunikowaliśmy przez setki tysięcy lat. W takim środowisku nasz gatunek został uformowany. Skoki na główkę w nowoczesność z reguły źle się kończą.

    Kościół w Polsce daje nam jakąś mikro-namiastkę naszego normalnego, zdrowego środowiska, a niektórych to drażni. Ciekawe666.

  • ...tośmy są wszyscy katolicy, tylko tradycje różne

  • @JORGE powiedział(a):
    Generalnie wizyta po kolędzie jest trudna dla obydwu stron, w większości przypadków, takie czasy. I teraz mamy dwa wyjścia, zrezygnować z tej dość archaicznej formy, albo podjąć się trudu ćwiczenia mięśnia odpowiedzialnego za relacje. To da się zrobić. Kiedyś ludziom wszystko wychodziło łatwiej w stosunkach międzyludzkich bo ich było dużo, tych łatwych i tych trudnych. Trzeba było się uczyć każdych. Dlatego te trudne przestawały być trudne po pewnym czasie. Dziś unikamy, stąd też coraz mniej relacji, bo każde w końcu stają się niekomfortowe.

    Więc co robić ? Nic. Poczekajmy aż to wszystko pierdolnie. Zamarzymy wtedy, żeby ksiądz do nas zawitał, zamarzymy żeby ogólnie księdza zobaczyć.

    wizyta księdza jest jak pójście na imieniny do teściowej (nie mojej, moją lubiłam). Podtrzymanie kontaktu, danie sobie wzajemnie szansy na wartościową rozmowę. Najczęściej nie wychodzi, ale należy podjąć tę inicjatywę. Musimy mieć ścieżki między wiernymi a klerem, bo bez tego będziemy chodzić do kościoła jak do teatru.

  • edytowano 18:01

    Uwielbiam kolędę.

    Młody Ksiądz odbębnia, chociaż dwa lata temu przyczepił się, a co to za tęcza się świeci w komputerze ( wentylator procka ma ledy i jak składałem to nie podłączyłem sterowania żeby to wyłączyć ). Śmiałem się potem z tego.

    Starszy chętniej pobędzie i pogada. W tym roku jak Ksiądz chodził to psychiczna sąsiadka od godziny waliła w ściany i myśląc, że przyszła się kłócić wyskoczyłem aby jej nabluzgać. A tu Ksiądz. Miałem tak zaskoczoną minę, że spytał, że pewnie nie przyjmuję kolędy.

  • @Wielen powiedział(a):
    W każdym razie nieprzyjmowanie (właściwie to niezamawianie, bo u nas trzeba taką wizytę zamówić) niekoniecznie jest przejawem obojętności czy wrogości wobec Kościoła, tylko raczej przemian obyczajowych.

    A te przemiany obyczajowe są niczym innym jak przejawem obojętności lub wrogości.

  • A jak ja się poznam z księdzem?
    Na Mszy?
    No weźcie....

    @JORGE powiedział(a):

    @marniok powiedział(a):
    No i właśnie dlatego czekam na kolędę żeby wszem i wobec okazać swoją wiarę. Nawet na przekór temdencjom i wyobrażeniom (zwłaszcza najbliższych). W miastach utarł się głupi obyczaj że jak księdza nie przyjmuje i jeszcze go zwyzywam jak zobaczę to jestem kimś wyjątkowym, każdy chce być i powoli robi się to tak powszechne, nudne i nic nie znaczące że aż śmieszne.

    Ja jestem nowy, rok temu nikt mnie nie odwiedził, to w tym poprosiłem sąsiada, żeby kiedy będzie u niego, powiedział księdzu i zajrzał do mnie. Zajrzał. Był niesamowicie spięty, a ja potrafię raczej z księżmi rozmawiać. Do samego końca nie uwierzył, że jestem po jego stronie. Od niechcenia oficjalnie mnie do parafii zapisał, ale musiałem nacisnąć.

    Moja pierwsza kolęda w mieście (2011/2012 r) zaczęła się od słów księdza:
    "Ooo, nareszcie ktoś kogo kojarzę z kościoła i Mszy"
    I poszło....

    Finalnie ów ksiądz skończył marnie swoją historię duszpasterza ale to jakby zupełnie inna historia...

  • @Mania powiedział(a):

    @Wielen powiedział(a):
    W każdym razie nieprzyjmowanie (właściwie to niezamawianie, bo u nas trzeba taką wizytę zamówić) niekoniecznie jest przejawem obojętności czy wrogości wobec Kościoła, tylko raczej przemian obyczajowych.

    A te przemiany obyczajowe są niczym innym jak przejawem obojętności lub wrogości.

    Wcale nie w każdym przypadku, na pewno nie w moim. W jakiejś części to dojrzewanie, oddzielanie religii od folkloru. Normalna reakcja na tandetę.
    Z tego wątku dowiedziałem się, że traktowanie przez ministrantów kolędy jako dochodowego zajęcia to powszechna norma a nawet że udział w kolędzie to jakby synekura. Mamy przynajmniej konkret.

  • jak można tego było nie wiedzieć? Sami mówią, że zbierają na obóz.

  • U mnie nic nie mówią tylko śpiewają i trzymają puszkę.

  • Czy z całą pewnością "synekura" to najwłaściwsze słowo?

    synekura
    «dobrze płatne stanowisko niewymagające wielkiego wysiłku ani umiejętności»

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.