@Filioquist powiedział(a):
...zaś w kwestii dialogu międzyreligijnego odesłał mnie do:
1) Nostra aetate, z której to deklaracji wg Chata wynika że celem dialogu jest
wzajemne zrozumienie, szacunek i współpraca,
poszukiwanie prawdy i dobra wspólnego,
świadectwo o Chrystusie przy zachowaniu wolności i szacunku wobec innych.
Czyli tak, jak napisałeś. Celem samy w sobie d. m. jest dialogowanie.
2) św. Jan Paweł II – Redemptoris missio:
„Dialog międzyreligijny należy do misji ewangelizacyjnej Kościoła. (...) Nie jest sprzeczny z misją ad gentes, ale z nią ściśle związany.” (RM, 55)
Z tego należy wnioskować, że skoro Kościół poprzez d. m. prowadzi misję ewangelizacyjną, to znaczy, że jego zadaniem jest nawrócenie innych chrześcijan (i wyznawców innych religij) na Wiarę Prawdziwą.
pytanie trepa" "jaki jest według wiedzy cel Kościoła w ekumenizmie. Chodzi o taki oficjalny cel." Nie chodzi o żadne środki do celu, metody, etapy, tylko cel końcowy. "
2 pytanie trepa "A gdyby odpowiedź brzmiała "zjednoczenie wszystkich religii *", to w jakim kształcie, czy w takim, jakim jest KK czy ma być wypracowane coś pośredniego."
Ad. 1. odpowiedź wg dekretu o ekumenizmie (pkt 4, na pdfie str 3): "żeby tą drogą powoli, po przełamaniu przeszkód utrudniających doskonałą więź (communio) kościelną, wszyscy chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedność jednego i jedynego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi, wierzymy że ta jedność trwa nieutracalnie w Kościele katolickim i ufamy, że z dniem każdym wzrasta aż do skończenia wieków. Jest rzeczą oczywistą, że sprawa przygotowania i pojednania tych jednostek, które pragną pełnej więzi (communio) katolickiej, różni się istotnie od ekumenicznych przedsięwzięć, nie ma tu jednak żadnej sprzeczności, ponieważ jedno i drugie zależy od przedziwnych zrządzeń Bożych.
Ad 2. Odpowiedź 1 nie brzmi "zjednoczenie wszystkich religii" więc pytanie jest bezprzedmiotowe
żeby tą drogą powoli, po przełamaniu przeszkód utrudniających doskonałą więź (communio) kościelną, wszyscy chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedność jednego i jedynego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi, wierzymy że ta jedność trwa nieutracalnie w Kościele katolickim i ufamy, że z dniem każdym wzrasta aż do skończenia wieków.
Czyli de facto, niezależnie od tego jakie będziemy sprawiać wrażenie, jak będziemy nazywać nasze działania, podejmując działalność ekumeniczną będziemy nawracać odszczepieńców na Wiarę Prawdziwą. Słuchanie ich ma zatem na celu jedynie na tyle dobre poznanie ich stanowiska i systemu by łatwiej nam było znaleźć w nich fałsz i sprzeczności i ich wykazać. Słuchanie odszczepieńców nie niesie zatem dla nas żadnej wartości bezwzględnej - my nie możemy się od nich nic nauczyć. Słuchanie ich jest tylko i wyłącznie środkiem do celu, jakim jest ich nawrócenie. Czy tak?
żeby tą drogą powoli, po przełamaniu przeszkód utrudniających doskonałą więź (communio) kościelną, wszyscy chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedność jednego i jedynego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi, wierzymy że ta jedność trwa nieutracalnie w Kościele katolickim i ufamy, że z dniem każdym wzrasta aż do skończenia wieków.
Czyli de facto, niezależnie od tego jakie będziemy sprawiać wrażenie, jak będziemy nazywać nasze działania, podejmując działalność ekumeniczną będziemy nawracać odszczepieńców na Wiarę Prawdziwą. Słuchanie ich ma zatem na celu jedynie na tyle dobre poznanie ich stanowiska i systemu by łatwiej nam było znaleźć w nich fałsz i sprzeczności i ich wykazać. Słuchanie odszczepieńców nie niesie zatem dla nas żadnej wartości bezwzględnej - my nie możemy się od nich nic nauczyć.
..."my" możemy się czegoś od nich nauczyć, zwłaszcza o naszych osobistych błędach, Kościół zaś nie może, tak bym to ujął
Zasadniczo można powiedzieć że taka jest wymowa dekretu. Dokument podkreśla, że pełnia środków zbawczych jest w Kościele Katolickim. Natomiast (nie bez racji) wskazuje, że działanie Ducha Świętego nie jest ograniczone przez ludzkie ramy:
"Z drugiej strony muszą katolicy z radością uznać i ocenić dobra naprawdę chrześcijańskie płynące ze wspólnej ojcowizny, które się znajdują u braci od nas odłączonych. Słuszną i zbawienną jest rzeczą uznać Chrystusowe bogactwa i cnotliwe postępowanie w życiu drugich, którzy dają świadectwo Chrystusowi, czasem aż do przelania krwi. Bóg bowiem w swych dziełach jest zawsze podziwu godny i należy Go w nich podziwiać. Nie można też przeoczyć faktu, że cokolwiek sprawia łaska Ducha Św. w odłączonych braciach, może również nam posłużyć ku zbudowaniu. Wszystko, co szczerze chrześcijańskie, nigdy nie stoi w sprzeczności z prawdziwymi dobrami wiary, owszem, zawsze może posłużyć ku doskonalszemu wniknięciu w samą tajemnicę Chrystusa i Kościoła."
...i odbiegamy od tematu Noty a to ciekawy dokument jest, obficie czerpiący z pism Akwinaty (sic!) i podkreślający w głębokich rozważaniach istotne rozróżnienia, których przyjęcie pomaga ożywiać wiarę, również wiarę w szczególną godność Bogarodzicy, która "jest obecna w codziennym życiu wiernych w sposób znacznie wyższy niż jakikolwiek inny święty." (pkt 68).
Te głębokie rozróżnienia są bardzo pożyteczne dla życia wiary ukazując jego metafizyczne podstawy - metafizykę Boga-Człowieka w przypadku Chrystusa Pana i metafizykę bardzo wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju, człowieka w przypadku Bogarodzicy - bardzo zasadnicza różnica nie ujmując nikomu godności ani należnej czci.
Z nadmiaru miłości do Matki można się zapędzić w jakichś sofiologicznych hiperbolach, ale one nie powinny utrudniać zrozumienia tych podstaw. Świętym jak św. Maksymilian zapewne nie utrudniały, ale prostaczkom mogą.
Zasadniczo można powiedzieć że taka jest wymowa dekretu. Dokument podkreśla, że pełnia środków zbawczych jest w Kościele Katolickim. Natomiast (nie bez racji) wskazuje, że działanie Ducha Świętego nie jest ograniczone przez ludzkie ramy:
"Z drugiej strony muszą katolicy z radością uznać i ocenić dobra naprawdę chrześcijańskie płynące ze wspólnej ojcowizny, które się znajdują u braci od nas odłączonych. Słuszną i zbawienną jest rzeczą uznać Chrystusowe bogactwa i cnotliwe postępowanie w życiu drugich, którzy dają świadectwo Chrystusowi, czasem aż do przelania krwi. Bóg bowiem w swych dziełach jest zawsze podziwu godny i należy Go w nich podziwiać. Nie można też przeoczyć faktu, że cokolwiek sprawia łaska Ducha Św. w odłączonych braciach, może również nam posłużyć ku zbudowaniu. Wszystko, co szczerze chrześcijańskie, nigdy nie stoi w sprzeczności z prawdziwymi dobrami wiary, owszem, zawsze może posłużyć ku doskonalszemu wniknięciu w samą tajemnicę Chrystusa i Kościoła."
Oczywiście, ale to już nie na temat. Bo tematem jest wiara, jej zasady i kształt, czy jak to nazwiemy.
Podziwiam postawę szer. Dossa, zdaję sobie sprawę, że ja bym nie wykazał się 1% jego heroizmu, sławię Ducha Świętego, że go do tego natchnął, dziękuję Bogu, że Doss otworzył się na to natchnienie. Cieszę się nawet, że Desmond wierzy w Jezusa Chrystusa a nie w Latającego Potwora Spaghetti, ale gdy usiądę z nim do stołu ekumenicznego, ja mam zadanie go ewangelizować a on nie przekaże mi (w znaczeniu podanym przez Filioquista) nic wartościowego, czego bym już nie miał (nasza Wiara nie miała). Czy tak?
My posiadamy pełnię darów. My wiemy, że 2+2 jest 4 a 3+3 to 6. Oni posiadają pewne pierwiastki Prawdy. Np. oni również uważają, że 2+4=4 lecz jednocześnie, że 3+3=8. Jeśli będziemy wymieniać się darami, to oni mogą od nas otrzymywać wyłącznie twierdzenia prawdziwe, my zaś od nich albo fałszywe (te są szkodliwe) albo prawdziwe, lecz te, które już sami mamy. A zatem ta wymiana to tylko taki pic na wodę. Z jednej strony po to, by nikogo nie urażać, nie obrażać (dlatego odchodzi się już od używania terminu "herezja", "heretyk") a z drugiej, żeby lepiej poznać błędne rozumowanie prowadzące do błędnego twierdzenia, by łatwiej było nam je obalić (oczywiście podczas miłego spotkania, na którym dzielimy się darami). Czy tak?
@trep powiedział(a):
Skoro tak, to po co dokument?
być może jest tak, że refleksja teologiczna w niektórych środowiskach poszła w złym kierunku i czas było dać głoś?
Zadzwonił do mnie Gnój i się spytał czy w ogóle wypada nam się zastanawiać, czy dokument watykański jest kosher itd. Zasadniczo poruszyliśmy kilka wątków. W skrócie:
posłuszeństwo ma swoją niezaprzeczalną wartość.
nie ma mowy o żadnych buntach, protestach, odłączeniach, bo nie ma gdzie iść. Wszystkie te próby, które były, skończyły się źle dla tych co się buntowali i dla świata
z drugiej strony, sam papież Franciszek (według słów kardynała Fernandeza) zachęcał do kwestionowania encykliki papieskiej, bo mu zamykała drogę do jego pomysłów. Czyli tym samym zachęcał nas do nie przyjmowania bezwarunkowo dokumentów watykańskich.
i z tej samej strony, przecież wg słów ostatnich 2 papieży te synody są takie ważne, bo Watykan poznaje głos ludu wiernych. To wyrażamy swój głos.
na koniec, i to odnosi się do twojego poprzedniego wpisu i do tego też (z poprzednim się zgadzam, a brzmiał on: "Mamy za dużo problemów, by szukać ich tam, gdzie ich nie ma.") To odpisałem, że skoro są inne, poważniejsze problemy, to po co powstał dokument na temat, gdzie problemu nie ma. To ty teraz piszesz, że problem jednak jest i czas było dać głoś. To w końcu problem jest czy go nie ma?
I ten temat też omawiałem z Gnojem i też się odnosiliśmy do tego, że fajnie by było, gdyby zajmowano się najpierw tymi problemami, które są ważniejsze a poźniej tymi, których nie ma, lub nie są takie ważne. Bo nie sądzę, by jakaś grupa wyznająca pobożność maryjną była bliska odejścia z Kościoła czy coś takiego. Wydaje mi się, że są inne grupy, które są bliższe tego a ich tezy są bardziej kontrowersyjne.
Komentarz
@trep Nie, nie jest marnowaniem czasu :-) Zapytam. Od tego jest teolog, żeby wyjaśniał niejasności.
Czyli tak, jak napisałeś. Celem samy w sobie d. m. jest dialogowanie.
Z tego należy wnioskować, że skoro Kościół poprzez d. m. prowadzi misję ewangelizacyjną, to znaczy, że jego zadaniem jest nawrócenie innych chrześcijan (i wyznawców innych religij) na Wiarę Prawdziwą.
Tak więc te dwa zdania są ze sobą sprzeczne.
Czy możesz wskazać, w których miejscach się one znajdują?
2 pytanie trepa "A gdyby odpowiedź brzmiała "zjednoczenie wszystkich religii *", to w jakim kształcie, czy w takim, jakim jest KK czy ma być wypracowane coś pośredniego."
Ad. 1. odpowiedź wg dekretu o ekumenizmie (pkt 4, na pdfie str 3): "żeby tą drogą powoli, po przełamaniu przeszkód utrudniających doskonałą więź (communio) kościelną, wszyscy chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedność jednego i jedynego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi, wierzymy że ta jedność trwa nieutracalnie w Kościele katolickim i ufamy, że z dniem każdym wzrasta aż do skończenia wieków. Jest rzeczą oczywistą, że sprawa przygotowania i pojednania tych jednostek, które pragną pełnej więzi (communio) katolickiej, różni się istotnie od ekumenicznych przedsięwzięć, nie ma tu jednak żadnej sprzeczności, ponieważ jedno i drugie zależy od przedziwnych zrządzeń Bożych.
Ad 2. Odpowiedź 1 nie brzmi "zjednoczenie wszystkich religii" więc pytanie jest bezprzedmiotowe
Dziękuję. A więc celem jest
Czyli de facto, niezależnie od tego jakie będziemy sprawiać wrażenie, jak będziemy nazywać nasze działania, podejmując działalność ekumeniczną będziemy nawracać odszczepieńców na Wiarę Prawdziwą. Słuchanie ich ma zatem na celu jedynie na tyle dobre poznanie ich stanowiska i systemu by łatwiej nam było znaleźć w nich fałsz i sprzeczności i ich wykazać. Słuchanie odszczepieńców nie niesie zatem dla nas żadnej wartości bezwzględnej - my nie możemy się od nich nic nauczyć. Słuchanie ich jest tylko i wyłącznie środkiem do celu, jakim jest ich nawrócenie. Czy tak?
..."my" możemy się czegoś od nich nauczyć, zwłaszcza o naszych osobistych błędach, Kościół zaś nie może, tak bym to ujął
...ale ale, co na to nasz Papaleo?
@ trep
Zasadniczo można powiedzieć że taka jest wymowa dekretu. Dokument podkreśla, że pełnia środków zbawczych jest w Kościele Katolickim. Natomiast (nie bez racji) wskazuje, że działanie Ducha Świętego nie jest ograniczone przez ludzkie ramy:
"Z drugiej strony muszą katolicy z radością uznać i ocenić dobra naprawdę chrześcijańskie płynące ze wspólnej ojcowizny, które się znajdują u braci od nas odłączonych. Słuszną i zbawienną jest rzeczą uznać Chrystusowe bogactwa i cnotliwe postępowanie w życiu drugich, którzy dają świadectwo Chrystusowi, czasem aż do przelania krwi. Bóg bowiem w swych dziełach jest zawsze podziwu godny i należy Go w nich podziwiać. Nie można też przeoczyć faktu, że cokolwiek sprawia łaska Ducha Św. w odłączonych braciach, może również nam posłużyć ku zbudowaniu. Wszystko, co szczerze chrześcijańskie, nigdy nie stoi w sprzeczności z prawdziwymi dobrami wiary, owszem, zawsze może posłużyć ku doskonalszemu wniknięciu w samą tajemnicę Chrystusa i Kościoła."
...i odbiegamy od tematu Noty a to ciekawy dokument jest, obficie czerpiący z pism Akwinaty (sic!) i podkreślający w głębokich rozważaniach istotne rozróżnienia, których przyjęcie pomaga ożywiać wiarę, również wiarę w szczególną godność Bogarodzicy, która "jest obecna w codziennym życiu wiernych w sposób znacznie wyższy niż jakikolwiek inny święty." (pkt 68).
Te głębokie rozróżnienia są bardzo pożyteczne dla życia wiary ukazując jego metafizyczne podstawy - metafizykę Boga-Człowieka w przypadku Chrystusa Pana i metafizykę bardzo wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju, człowieka w przypadku Bogarodzicy - bardzo zasadnicza różnica nie ujmując nikomu godności ani należnej czci.
Z nadmiaru miłości do Matki można się zapędzić w jakichś sofiologicznych hiperbolach, ale one nie powinny utrudniać zrozumienia tych podstaw. Świętym jak św. Maksymilian zapewne nie utrudniały, ale prostaczkom mogą.
Oczywiście, ale to już nie na temat. Bo tematem jest wiara, jej zasady i kształt, czy jak to nazwiemy.
Podziwiam postawę szer. Dossa, zdaję sobie sprawę, że ja bym nie wykazał się 1% jego heroizmu, sławię Ducha Świętego, że go do tego natchnął, dziękuję Bogu, że Doss otworzył się na to natchnienie. Cieszę się nawet, że Desmond wierzy w Jezusa Chrystusa a nie w Latającego Potwora Spaghetti, ale gdy usiądę z nim do stołu ekumenicznego, ja mam zadanie go ewangelizować a on nie przekaże mi (w znaczeniu podanym przez Filioquista) nic wartościowego, czego bym już nie miał (nasza Wiara nie miała). Czy tak?
być może jest tak, że refleksja teologiczna w niektórych środowiskach poszła w złym kierunku i czas było dać głoś?
Posługiwałem się następującą przypowieścią:
My posiadamy pełnię darów. My wiemy, że 2+2 jest 4 a 3+3 to 6. Oni posiadają pewne pierwiastki Prawdy. Np. oni również uważają, że 2+4=4 lecz jednocześnie, że 3+3=8. Jeśli będziemy wymieniać się darami, to oni mogą od nas otrzymywać wyłącznie twierdzenia prawdziwe, my zaś od nich albo fałszywe (te są szkodliwe) albo prawdziwe, lecz te, które już sami mamy. A zatem ta wymiana to tylko taki pic na wodę. Z jednej strony po to, by nikogo nie urażać, nie obrażać (dlatego odchodzi się już od używania terminu "herezja", "heretyk") a z drugiej, żeby lepiej poznać błędne rozumowanie prowadzące do błędnego twierdzenia, by łatwiej było nam je obalić (oczywiście podczas miłego spotkania, na którym dzielimy się darami). Czy tak?
Zadzwonił do mnie Gnój i się spytał czy w ogóle wypada nam się zastanawiać, czy dokument watykański jest kosher itd. Zasadniczo poruszyliśmy kilka wątków. W skrócie:
I ten temat też omawiałem z Gnojem i też się odnosiliśmy do tego, że fajnie by było, gdyby zajmowano się najpierw tymi problemami, które są ważniejsze a poźniej tymi, których nie ma, lub nie są takie ważne. Bo nie sądzę, by jakaś grupa wyznająca pobożność maryjną była bliska odejścia z Kościoła czy coś takiego. Wydaje mi się, że są inne grupy, które są bliższe tego a ich tezy są bardziej kontrowersyjne.
...a propos - jakie są aktualnie najważniejsze problemy, doktrynalnie?
Błogosławieństwo par zboków?