Marian Hemar
Marian Hemar
Trzy powody
Nie idę z biegiem mody,
Na żadne jakieś ugody
Z żadnymi reżymieszkami.
Mam trzy ważne powody:
Raz, że jestem ze Lwowa.
Lwów - tak wmówiłem sobie -
Polega na mnie że mu
Do śmierci świństwa nie zrobię,
Że się nie będę bratał
Z żadną rodzinną szują,
Z tych co się Lwowa wyparły
I jeszcze zbójom dziękują
Za to, że nam go ukradli.
Czas mija, świat się kręci
Lwów jak "Titanic" tonie
W ciemnościach niepamięci
A cień zdaje się rosnąć,
Nie maleć lecz ogromnieć.
Im nie wolno pamiętać.
Nam nie wolno zapomnieć.
Tak mało nas zostało.
Każdy dzień nas wytraca,
Każda noc nas przerzedza
Ostatnia moja praca,
Ostatnie obowiązki
I ostatnie posługi
Nie przynieść Lwowi wstydu
To mój powód pierwszy. A drugi,
Że niezależnie od tego
Z jakiego pochodzę miasta
Ja w ogóle nie jestem
Polakiem od Króla Piasta,
Z krwi lechickiej, z przypadku
Nie z metrykalnych przyczyn.
Moja ambicja, że jestem
Polakiem ochotniczym,
Z zaciągu, nie z poboru.
Nie pamiętam od kiedy -
Od "Ojca zadżumionych"
Czy od "Lilli Wenedy"?
Czy od tej Alpuhary,
Z której Almanzor ocalał?
Od walki Ursusa z bykiem,
Gdy "amfiteatr oszalał"?
Od mojego pojedynku
Z Bohunem? Czy byłem zaczęty
Od mojej śmierci w ciele
Longina Podbipięty?
Mogłem urodzić się w Pińsku,
W Radomiu, czy w Leżajsku,
Mógłbym dziś Horacjusza
Przekładać po hebrajsku,
Mógłbym być w Izraelu
Satyrycznym gwiazdorem -
W tym sęk, żebym nie mógł,
bo jestem Polakiem amatorem,
Z miłości od pierwszego
Wejrzenia, a nie z przymusu
Tym bardziej muszę strzec mego
Amatorskiego statusu.
Mnie sobie nie wolno na to
Z lekceważeniem beztroskim
Pozwolić, aby w moim
Paszporcie nansenowskim,
Aby w moim uchodźczym
Podróżnym dokumencie
Ubeccy milicjanci
Przybijali pieczęcie.
Gdy mi ubecki stempel
Twarz w paszporcie poplami-
Jakże ja stanę kiedyś
Przed mymi pradziadami,
Co powiem, gdy pytać będą
Z ironią i zgryzotą:
To na toś ty od nas odszedł?
By tak dać się strefnić? To po to?
Co ja o tym pomyślę,
I już dziś mnie strach obleci
I to mój drugi powód.
Ale mam jeszcze trzeci:
Jestem z zawodu poetą.
Kolegą nie byle duchów.
Nie komiwojażerem
I handełesem ciuchów.
Ja nikomu nie bronię
Patriotycznej fantazji.
Życie ludzkie jest krótkie,
Korzystajcie z okazji.
Póki jeszcze wymienny
Kurs funta korzystny taki,
Jedźcie na tanią wódę,
Na półdarmowe kociaki,
Na gościnne przyjęcia,
Oni was tam zabawią.
Sobie od gęb odejmą
A przed wami postawią.
Jedną, jeżeli mogę,
Dam wam tylko przestrogę:
Nie zabierajcie z sobą
Moich książek na drogę.
One tam same pojadą,
One tam trafią same -
Poprzez ręce celników,
Za mur, za kratę, za bramę,
Poza plecy cenzorów,
Nie ostatnie, nie pierwsze
Rymy, sonety, ody,
Fraszki moje i wiersze -
A ja już tu zostanę
Ja już się stąd nie ruszę.
Wasze życie jest krótkie
Moje życie jest dłuższe.
***
Marian Hemar
Gdybym…
(Parafraza z Ignacego Krasickiego)
Gdybym ja był Francuzem, to bym z pantałyku
Dyktował światu gusta i zadawał szyku.
Gdybym ja był Holendrem, to bym krowy doił.
Gdybym ja był Prusakiem, to bym wojsko zbroił.
W górę nos bym zadzierał, gdybym był Hiszpanem.
Gdybym był Włochem, piałbym w operze sopranem.
Gdybym był Angielczykiem, to bym flegmę ziębił.
Gdybym był Rosjaninem, sąsiadów bym gnębił.
Ja bym stawał na warcie, gdybym był Szwajcarem.
Gdybym ja był Turczynem, miałbym żeński harem.
Gdybym ja był Węgrzynem, wino piłbym tanio.
A jak to być Polakiem, gdy Polaków ganią?
A jak to być Polakiem, kiedy Polak w dole
I wszystko co miał stracił i popadł w niewolę
Niedobrze być nierządnym, słabym, mizerakiem
Wiem ja o tym. Jednakże wolę być Polakiem.
Trzy powody
Nie idę z biegiem mody,
Na żadne jakieś ugody
Z żadnymi reżymieszkami.
Mam trzy ważne powody:
Raz, że jestem ze Lwowa.
Lwów - tak wmówiłem sobie -
Polega na mnie że mu
Do śmierci świństwa nie zrobię,
Że się nie będę bratał
Z żadną rodzinną szują,
Z tych co się Lwowa wyparły
I jeszcze zbójom dziękują
Za to, że nam go ukradli.
Czas mija, świat się kręci
Lwów jak "Titanic" tonie
W ciemnościach niepamięci
A cień zdaje się rosnąć,
Nie maleć lecz ogromnieć.
Im nie wolno pamiętać.
Nam nie wolno zapomnieć.
Tak mało nas zostało.
Każdy dzień nas wytraca,
Każda noc nas przerzedza
Ostatnia moja praca,
Ostatnie obowiązki
I ostatnie posługi
Nie przynieść Lwowi wstydu
To mój powód pierwszy. A drugi,
Że niezależnie od tego
Z jakiego pochodzę miasta
Ja w ogóle nie jestem
Polakiem od Króla Piasta,
Z krwi lechickiej, z przypadku
Nie z metrykalnych przyczyn.
Moja ambicja, że jestem
Polakiem ochotniczym,
Z zaciągu, nie z poboru.
Nie pamiętam od kiedy -
Od "Ojca zadżumionych"
Czy od "Lilli Wenedy"?
Czy od tej Alpuhary,
Z której Almanzor ocalał?
Od walki Ursusa z bykiem,
Gdy "amfiteatr oszalał"?
Od mojego pojedynku
Z Bohunem? Czy byłem zaczęty
Od mojej śmierci w ciele
Longina Podbipięty?
Mogłem urodzić się w Pińsku,
W Radomiu, czy w Leżajsku,
Mógłbym dziś Horacjusza
Przekładać po hebrajsku,
Mógłbym być w Izraelu
Satyrycznym gwiazdorem -
W tym sęk, żebym nie mógł,
bo jestem Polakiem amatorem,
Z miłości od pierwszego
Wejrzenia, a nie z przymusu
Tym bardziej muszę strzec mego
Amatorskiego statusu.
Mnie sobie nie wolno na to
Z lekceważeniem beztroskim
Pozwolić, aby w moim
Paszporcie nansenowskim,
Aby w moim uchodźczym
Podróżnym dokumencie
Ubeccy milicjanci
Przybijali pieczęcie.
Gdy mi ubecki stempel
Twarz w paszporcie poplami-
Jakże ja stanę kiedyś
Przed mymi pradziadami,
Co powiem, gdy pytać będą
Z ironią i zgryzotą:
To na toś ty od nas odszedł?
By tak dać się strefnić? To po to?
Co ja o tym pomyślę,
I już dziś mnie strach obleci
I to mój drugi powód.
Ale mam jeszcze trzeci:
Jestem z zawodu poetą.
Kolegą nie byle duchów.
Nie komiwojażerem
I handełesem ciuchów.
Ja nikomu nie bronię
Patriotycznej fantazji.
Życie ludzkie jest krótkie,
Korzystajcie z okazji.
Póki jeszcze wymienny
Kurs funta korzystny taki,
Jedźcie na tanią wódę,
Na półdarmowe kociaki,
Na gościnne przyjęcia,
Oni was tam zabawią.
Sobie od gęb odejmą
A przed wami postawią.
Jedną, jeżeli mogę,
Dam wam tylko przestrogę:
Nie zabierajcie z sobą
Moich książek na drogę.
One tam same pojadą,
One tam trafią same -
Poprzez ręce celników,
Za mur, za kratę, za bramę,
Poza plecy cenzorów,
Nie ostatnie, nie pierwsze
Rymy, sonety, ody,
Fraszki moje i wiersze -
A ja już tu zostanę
Ja już się stąd nie ruszę.
Wasze życie jest krótkie
Moje życie jest dłuższe.
***
Marian Hemar
Gdybym…
(Parafraza z Ignacego Krasickiego)
Gdybym ja był Francuzem, to bym z pantałyku
Dyktował światu gusta i zadawał szyku.
Gdybym ja był Holendrem, to bym krowy doił.
Gdybym ja był Prusakiem, to bym wojsko zbroił.
W górę nos bym zadzierał, gdybym był Hiszpanem.
Gdybym był Włochem, piałbym w operze sopranem.
Gdybym był Angielczykiem, to bym flegmę ziębił.
Gdybym był Rosjaninem, sąsiadów bym gnębił.
Ja bym stawał na warcie, gdybym był Szwajcarem.
Gdybym ja był Turczynem, miałbym żeński harem.
Gdybym ja był Węgrzynem, wino piłbym tanio.
A jak to być Polakiem, gdy Polaków ganią?
A jak to być Polakiem, kiedy Polak w dole
I wszystko co miał stracił i popadł w niewolę
Niedobrze być nierządnym, słabym, mizerakiem
Wiem ja o tym. Jednakże wolę być Polakiem.
1
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Mańka :-*
Ale przyznaję że Sonet mi trochę zgrzyta.
Niby wiem o co chodziło i poniekąd... ekhm, głupio pisać, ale poniekąd się zgadzam:) Przy pełnej pokorze - czyli też mam takie wrażenie, ale wiem że to tylko wrażenie i Bóg doskonały zrobił doskonale, tylko nie jest to doskonałość którą potrafię ogarnąć rozumem.
Maniek tego nie precyzuje w wierszu (możliwe że dlatego że straciłby na "ostrości"), więc nie wiem czy on tę pokorę również miał - i dlatego mi zgrzyta.
Nie powinien przysyłać syna
zbyt wielu widziało
przebite dłonie syna
jego zwykłą skórę
zapisane to było
aby nas pojednać
najgorszym pojednaniem
zbyt wiele nozdrzy
chłonęło z lubością
zapach jego strachu
nie wolno schodzić
nisko
bratać się krwią
nie powinien przysyłać syna
lepiej było królować
w barokowym pałacu z marmurowych chmur
na tronie przerażenia
z berłem śmierci
Fonetyka
Nie mogę w prostocie wieśniaczej
Nadziwić się temu do syta,
Dlaczego Anglik inaczej
Pisze - Inaczej czyta?
Z ironią, choć przyjacielską,
Bawię się wciąż na nowo
Rozdźwiękiem pomiędzy angielską
Pisownią a ich wymową.
Nie miejsce tutaj na wykład,
Lecz parę trudności policz:
Knowledge piszą np.,
A wymawiają to "nolicz".
Dziwne to "strejndż" - (piszesz Strange) -
Ale sam popatrz i poręcz:
Napis brzmi Gin and orange
A czyta się to "dżyn'noręcz".
W pułapkach takich złotous-
ty zgubi się nawet Perykles,
Gdy piszą ridicoulos
A każą czytać "ridykles".
I na nic wszystkie pokusy
Reguł i jakiejś precyzji,
Bo bus czytasz "bas". Ale busy,
Nie czytasz "basy", lecz "byzi".
Im dalej w ten las gęstopienny.
Tym orientacyjnych mniej pni,
Bo czemu pisać halfpenny,
Żeby wymawiać to "hej pni"?
Nie dziw, że obcy przybysze
Mamlą ich słowa jak sznycle,
Gdy człek mówi "sajkI", a pisze,
Za przeproszeniem, cycle.
Dziwadeł cały rejester,
wyjątków cała rozpusta.
Piszesz sauce worcester
A mówisz po prostu "sos w usta".
Na próżno monstra niektóre
Oko nieśmiałe przymierza -
Jak zgadnąć, że pleasure
Wymówić należy "pleża"?
Jaki wymyślił to macher?
Skąd wziął się dziwaczny ten nałóg,
Że "ticza" piszą teacher ,
A "laf" zamiast laf, piszą laugh?
Mów "wedż'bl", pisz vegetable.
Pisz privilege, mów "prywlecz".
A cóż to za sztuczki diable!
Tysiące podobnych im wywlecz.
Na czole rzęsiste krople
I głowa Pęka jak fajans,
Bo skoro "pipI" to people -
Jak posiąść tę science? (mów "sajans").
Lecz zniknie "rejdż", (piszesz rage),
I wszyscy z uśmiechem ucichniem
Wspomniawszy, jak wielką przewagę
Ma nasze pisanie nad ichniem.
Bo u nas w tej dziedzinie
Prostota niepospolita.
Napiszesz chrząszcz brzmi w trzcinie,
I każde dziecko przeczyta.
I mam nadal.
I nie chodzi mi o "pychę" wielkiego Leonarda.
Bo co jest tematem refleksji Leonarda?
Jak myślicie?
Oczywiście doceniam umiejętności itp, ale właśnie Herbert mi uświadomił, że wiersz, by był genialny, może się bez tego obyć. A nawet w pewnym sensie taki rytm i rym może przeszkadzać - mam wrażenie że poukładany w rymy i równe zgłoskowce Herbert już by nie brzmiał tak głęboko jak obecnie.
I mówię to ja, który zanim poznałem Herberta (a poznałem późno - szkoły nie liczę, bo nazwisko mi się gdzieś przewinęło, i to wszystko, może nawet był jakiś wiersz ale nie pamiętam jaki) mówiłem głośno, że ten co pisze "wiersze wolne" to taki co nie umie pisać wierszy. I kojarzył mi się z wierszami nastolatek typu:
"rodzice mnie nie rozumieją
koleżanki nie lubią
a on patrzy na inne
życie jest okrutne"
Nie sądzę poza tym by Herbert nie umiał. U niego precyzja słowa jest olbrzymia. Imho - zdecydowanie bardziej zasługiwał na Nobla niż Miłosz.
:"Za wszystko, wszystko Tobie, Boże dzięki:
Za męki serca, których nikt nie słucha,
Za gorycz łez i za trujące wdzięki,
Za zemstę wroga i za potwarz druha,
Za wszystko, w czym mnie oszukało życie,
Za ogień duszy, dzisiaj już w popiele,
Spraw tylko jedno, o Panie w błękicie,
Abym dziękować mógł już dni niewiele" Ja bym powiedział że świat taki cudowny a człowiek taki zepsuty. W sensie - tyle ma wad, grzechów, itp, że się "nie udał" Bogu. Cza go było prostszym stworzyć, zabrać mu to i tamto, może byłby niewiele inteligentniejszy od małpy i byłoby git.
Rozumiejąc co ma poeta na myśli, jednak, ekhm - no nie śpiewam razem z nim. Zgrzyta mi.
Właśnie Herbert to najlepszy przykład że nie zawsze.
PS. W Łajce piszą, że język polski w tym jest wyjątkowy, że polska poezja zawsze była rymowana.
Po prostu - Herbert jaki jest brzmi dostojnie i wydawałoby się że ubrany w rymy i równe zgłoski na podobieńswo Kaczmarskiego np (nawiasem mówiąc imho wielkiego mistrza słowa, a i głębi mu nie brak) - brzmiałby.. no nie wiem, banalniej?
To wyłącznie moje odczucie, subiektywne oczywiście. Ale nie mogę się zgodzić że: Otóż nie jest oczywiste, a Herbert na to dowodem, moim skromnym zdaniem.
W normalnym społeczeństwie,
Kiedy umrze dygnitarz -
"Co mu było?" - to pierwsza
Rzecz, o którą zapytasz.
Kiedy ktoś taki w Moskwie
Umiera, w pierwszej chwili
Pierwsze pytanie:
"Czemu jego zabili?"
Nie pytasz: "CZY zabili?"
Nie ma tego problemu.
Że zabili, to jasne.
Pytanie tylko, czemu?
Jakie, znaczy, z zabójstwa
Wskazówki dla nas tajne?
Bo samo to, że zabili -
Nieciekawe. Zwyczajne.
Nu, zabili Bieruta.
Co dziwnego? Ta joj-że,
Taż to przecież Sowiety.
Na sowieckiej dintojrze
Obskoczyli go kołem -
Opryszek, rzezimieszek,
Rzeźnik i zbój. utłukli
jak laskowy orzeszek.
Zaprosili na kongres,
Dał im się, znaczy, podejść.
Towarzysz zrobił swoje,
Towarzysz może odejść.
Towarzysz człowiek Berii.
Towarzysz przeniewierca.
Nóż błysnął, spluwa trzasła.
Umarł. Na atak serca.
*
A potem biorą trumnę
Na ramiona barczyste.
Potem kładą na marach
Kolegę komunistę
I honorową wartą,
Zwojem żałobnych bluszczów,
Stają wkoło - Bulganin,
Surów, Saburów, Chruszczów -
Z czarnymi opaskami
Na rękawach bekieszek,
Ci sami - zbój i rzeźnik,
Opryszek i rzezimieszek.
Pochowają kolegę
W państwowej ceremonii,
Niby, że dobrowolnie
Umarł... że to nie oni...
Bułganin jęczy, Chruszczow
Jak małe dziecko kwili.
A ty furt tylko dumasz:
"Czemu jego zabili?"
*
Mnie tylko śmieszy ta sztywność
Sowieckiego szablonu:
Pięć lat temu Dymitrow,
Chłop z żelazobetonu,
Wstąpił z wizytą do Moskwy,
W przyjaznej pogawerce
Ze Stalinem znienacka
Umarł Na co? Na serce.
Potem z żalem ogłosił
Malenkow, spadkobierca,
Że w Moskwie nagle Stalin
Umarł na atak serca.
Potem, żeby już iść tym
Kardiologicznym saldem,
Pamiętacie, jak było
Z nieboszczykiem Gottwaldem?
Chłop jak byk. Jedzie na pogrzeb.
I wraca, jak w bombonierce,
Opakowany w trumnie.
Umarł w Moskwie. Na serce.
Potem Bierut. Zdrów człowiek,
Żwawy Polakożerca,
Bawi w Moskwie. Umiera.
Na co? Na atak serca.
Współczesna medycyna
Zna tak różne sposoby...
Nie mogą tam wpaść na pomysł
Jakiejś innej choroby?
Trudno się mimo woli
Oprzeć pewnej refleksji,
Że Moskwa miasto dziwnie
Stosowne do apopleksji.
*
Kwiaty lecą na trumnę,
Łzy płyną, niby śluza,
Pogrzeb się wlecze, na szczot
Sowieckiego Sojuza,
"Żegnaj nam, towarzyszu!"
przy dźwiękach dętej kapeli.
A wy tylko dumacie:
"Czemu jego zarżnęli?"
Poczekajcie, kochani,
Dowiecie się pokrótce,
Tylko Chruszczow nowego
Wyznaczy wam przywódcę
I jego każe kochać
I przed nim każe skakać,
A Bieruta zapomnieć,
Po Bierucie nie płakać.
Ja mądry. Ja już dzisiaj
Roztropnie radzę: patrzcie,
Z której strony wiatr wieje,
Zbyt gorliwie nie płaczcie.
*
Umarł Bierut. Dopóki
Żył i porastał w pierze,
I kukułczym pisklęciem
Gnieździł się w Belwederze,
I był ruskim agentem
Na czele polskiego rządu -
Dopóty był w instancji
Naszego, ludzkiego sądu.
Gdy umarł, duszę swoją
W inne ręce złożywszy,
Poszedł pod sąd od naszego
Sroższy. Bo sprawiedliwszy.
I jeśli to jest prawda,
Że gdzieś, na jakiejś górze,
Na jakimś Synaju grzmiącym.
W jakiejś wijącej chmurze,
Przed jakimś sądem stają
Struchlałe umarlaki -
Jeżeli to jest prawda,
Że Sąd się odbywa taki
I Sędzia wyrok czyta
Człekowi umarłemu -
To nam już nic do Bieruta.
To biada, to biada jemu.
11 marca 1953 wrócił do kraju z wizyty na pogrzebie Józefa Stalina w Moskwie. Już wcześniej polityk cierpiał na alkoholizm i syfilis[8]. Zmarł 14 marca 1953, bezpośrednim powodem śmierci Gottwalda było pęknięcie tętniaka aorty i wylew wewnętrzny, będące efektem podróży lotniczej z Moskwy
Wezwali spadochroniarza -
Chłop, jak z obrazu Kossaka -
"Cześć - powiedzieli - spocznij!
Słuchajcie. Rzecz jest taka.
Wylecicie dziś w nocy,
Maszyną przygotowaną.
Wyskoczycie z maszyny
Dokładnie o szóstej rano.
W obrębie dziesięciu kroków
Od miejsca wylądowania
Znajdziecie rower. Na nim
Dokonacie zadania.
Zadanie - jest w tej kopercie.
Otworzyć - tuż przed skokiem.
Cześć!" - "Rozkaz!" - rzekł spadochroniarz
Z zadowoleniem głębokiem.
Wyleciał o północy.
Gdy dochodziła szósta
Otworzył kopertę z instrukcją.
Koperta była pusta.
(Ktoś widocznie instrukcji
W roztargnieniu nie włożył).
Skoczył. Pociągnął za sznurek.
Spadochron się nie otworzył.
Szarpnął raz, drugi - na nic.
Wtedy, w rosnącym pędzie,
Pomyślał z żalem: "Psiakrew,
Roweru też pewno nie będzie".
*
Taki słyszałem kawał.
Gdym sens kawału przeorał,
Objawił mi się w kawale
Melancholijny morał:
Mówią mi: Wylecicie
Po ciemku! Rozkaz, wylecę, wylecę!
Skoczycie! - Rozkaz, skoczę.
Niech Bóg mnie ma w swej opiece.
Tam - mówią - będzie na miejscu,
Odrodzenie moralne,
Wspólnota ideałów,
Bezpieczeństwo totalne.
Globalne planowanie.
Zupełna demokracja.
Age of Plenty. Idea
Plus elektryfikacja.
Motoryzacja. Praca
Dla wszystkich. And moreover:
Wspaniały start dla każdego,
Dla każdego - ten rower.
*
Wylecę o każdej porze.
Gdzie każą - wyskoczę wszędzie.
Lecz boję się, że roweru...
Że tego roweru nie będzie.