Kaczynski ostatniemi czasy coraz bardziej kojarzy mi się z Kołłątajem, który bezsprzecznie miał wielkie pomysły i zasługi, a potem deptał wszystko w imię dziwacznych, sobie tylko znanych kalkulacji, z których nic lub niewiele mu wychodziło.
Nie. Popadł w obłęd. Może już dawno. PS: Może jeszcze prościej. Przyznał sobie prawa, których nie ma - prawa decydowania w imieniu narodu, bez obowiązku tłumaczenia komukolwiek czegokolwiek. Przez lata udawało się co umożliwia system partyjny w Polsce.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ciekawym pendant do tych rozmyślań jest okoliczność, którą podnosili niejednokrotnie kol. los. Mianowicie - cóż to za działacz, co nie potrafi zwalczyć kilku mend? Noji? Naród się Przebudził, powstał, a mendy okazały się rzadkimi i tchórzliwymi. I właśnie wtedy zaczęliśmy poddawać partię po partii. Próby reform zatrzymano i rozpoczęto marsz wstecz, powodując stagnację i gnicie.
Pomijając zdradę Dudaczewskiego- przyjmijmy, że był to czynnik zewnętrzny (nazwijmy go "Hiperborejskim"), to punktem zwrotnym marszu wstecz było ustąpienie czarnym marszom. Jarosław zawrócił z obranej drogi i ruszył z diabłem pod rękę.
E no, nie nazywajmy szamba perfumerią. Przecież już kryptokomunista Lech Kaczyński był cichym entuzjastą tegu rodzaju zabiegu. Tajemnicą poliszynela jest, że wśród posłów PiS nie należy do dobrego tonu ujawnianie poglądów antyaborcyjnych. A ci, którzy takowe mają, skrzętnie to skrywają.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): E no, nie nazywajmy szamba perfumerią. Przecież już kryptokomunista Lech Kaczyński był cichym entuzjastą tegu rodzaju zabiegu.
Nie jest żadną tajemnicą, że pierwsze ugrupowanie braci nazywało się Porozumienie Centrum. Oni od początku chcieli być jedną nogą tu, drugą tam. Klasyczny, wyśmiewany szpagat. Jednakże, po Smoleńsku wydawało się, że JarKacz się nawrócił.
Oni zamordowali Lecha Kaczyńskiego i nie ma żadnego znaczenia, czy zrobili to w sensie prawnym. W każdym ich słowie, w każdym geście była pogarda i życzenie śmierci. A Jarosław Kaczyński pełną władzę oddaje jednemu z nich. Dla mnie niepojęte. Przecież podczas wykwintnych kolacyjek u Sowy musiały być wesołe żarciki z kaczki po smoleńsku, taki rytuał tożsamościowy musieli mieć a pan Mateusz jak inni rechotał niewymuszonym wesołym śmiechem. Bez tego przecież by go tam nie zapraszali.
No nie wiem. Jednak nie uważam go za członka tej sotni zdrajców. Znaczy nie jestem przekonany. Owszem jest korpocyborgiem pozbawionym empatii i wyczucia społecznego oraz zimnym karierowiczem z psychopatyczną pedanterią realizującym plan rozszerzania swej władzy bez limitów. Jest sprawnym wodzem - selekcjonerem zdolnych orków w garniturach, bardzo możliwe że przekonanym o swojej zbawczej dla Polski misji. W tym ostatnim jest rzeczywiście synem JarKacza i to być może skłoniło go do adopcji.
Wszyscy oni z Solidarności. A Solidarność chciała reformować komunizm i oficjalnie, w każdej winiecie każdego podziemnego wydawnictwa z imprimatur TRS, głosiła hasło ugody. Tak było. I ja to pamiętam. Więc zero zdziwka. Dziwię się, że ktokolwiek się dziwi.
Ja też pamiętam. Inaczej pamiętam. To były czasy systemu totalitarnego. Ten system upadał, ale był wciąż totalitarny i wciąż potężny. Był groźny. Potrafił być brutalny i krwawy czego wielokrotnie dowiódł. Masakry w Poznaniu, w Gdyni, ścieżki zdrowia, Radom, podejrzane skrytobójstwa - to wszystko było znaną i doświadczaną rzeczywistością. W takich warunkach zrozumiałe że rozsądnie było nie prowokować nadmiernie, dobrze się przygotowywać i zabezpieczać przed krwawą reakcją robiąc równocześnie swoje. Nie było żadnej ugodowości tylko determinacja, upór i realizm. Chyba znacznie dojrzalszy niż nasz obecny. Po drugie w Solidarności było obecne i bardzo ważne podejście socjalne - właśnie solidarnościowe, a więc akceptacja i żądanie realizacji wielu nie realizowanych haseł socjalizmu - godziwej płacy, stabilizacji cen, samorządu pracowniczego itd. To te idee zostały pierwsze zdradzone przez tak zwaną opozycję demokratyczną, która wraz z Bolkiem przejęła władzę w 89-tym.
los napisal(a):. A Jarosław Kaczyński pełną władzę oddaje jednemu z nich. Dla mnie niepojęte. Przecież podczas wykwintnych kolacyjek u Sowy musiały być wesołe żarciki z kaczki po smoleńsku, taki rytuał tożsamościowy musieli mieć a pan Mateusz jak inni rechotał niewymuszonym wesołym śmiechem. Bez tego przecież by go tam nie zapraszali.
Wszak mógł dla kaczora z kolacyjek pisać sprawozdawania. Takie... wpisowe.
A cyrk z SN rozumiece? Z Adrianem ktofy pogubil sie bardziej niz mozna bylo sie spodziewac. Z tym calym iwanskim... I z zagubieniem "naszych meRdiow" ktore ewidentnie nie wiedza jak pisac i komentowac?
Komentarz
PS: Może jeszcze prościej. Przyznał sobie prawa, których nie ma - prawa decydowania w imieniu narodu, bez obowiązku tłumaczenia komukolwiek czegokolwiek. Przez lata udawało się co umożliwia system partyjny w Polsce.
Tymczasem lemingi mnożą się spokojnie i bez zakłóceń. Może i dobrze. Może i o to chodzi na tym etapie dziejów naszej Ojczyzny Umiłowanej.
Tajemnicą poliszynela jest, że wśród posłów PiS nie należy do dobrego tonu ujawnianie poglądów antyaborcyjnych. A ci, którzy takowe mają, skrzętnie to skrywają.
Jednakże, po Smoleńsku wydawało się, że JarKacz się nawrócił.
>-
Po drugie w Solidarności było obecne i bardzo ważne podejście socjalne - właśnie solidarnościowe, a więc akceptacja i żądanie realizacji wielu nie realizowanych haseł socjalizmu - godziwej płacy, stabilizacji cen, samorządu pracowniczego itd. To te idee zostały pierwsze zdradzone przez tak zwaną opozycję demokratyczną, która wraz z Bolkiem przejęła władzę w 89-tym.
Scieżka do zaufania musiala jednak jakos tam zostac wydeptana.
Z Adrianem ktofy pogubil sie bardziej niz mozna bylo sie spodziewac. Z tym calym iwanskim...
I z zagubieniem "naszych meRdiow" ktore ewidentnie nie wiedza jak pisac i komentowac?
sukces
sukces
sukces
sukces
sukces
Marzyciel Fourier uroczo zapowiadał,
że w morzach będzie pływać lemoniada.
A czyż nie płynie?
Piją wodę morską,
wołają –
lemoniada!
Wracają do domu cichaczem
rzygać!
rzygać!
Adam Ważyk, 1955