Skip to content

Oczywiście Sołżenicyn! I w rozmowie przerwa...

2»

Komentarz

  • Sołżenicyn ciekawie o wojnie w Gruzji.

    Ileż ja razy słyszałem, że Szakaszwili głupek bo zaatakował Niezwyciężoną Armię Czerwoną w 2008. Ileż ja piany wytoczyłem z jamy gębowej, powołując się na raporty Europarlu, że taysze już wiosną koncentrowali swoje wojska w Osetii i że Europarl przestrzega i wzywa. Nie, nie, nie - Szakaszwili głupek, bo zaatakował, bo sprowokował.

    A dany Aleksandr w krótkich, żołnierskich słowach kończy temat:

    image

    Zwróćmy przy okazji uwagę, jak trwałe są radzieckie narracje. I jak słuszne jest założenie, że cokolwiek Rosja nie powie, to zawsze bezpieczniej założyć, że kłamie.
  • Chodakiewicz zapodał kiedyś taką zasadę, ponoć usłyszaną od hamerykańskich specsłużb: Jak coś złego się dzieje a w okolicach jest Moskal, to bez sprawdzania należy przyjąć, że to jego sprawka, nigdy dotąd nie było inaczej. No chyba, że są niepodważalnego dowody, że to nie on, wtedy należy ostrożnie brać pod uwagę też inne hipotezy.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Sołżenicyn ciekawie o wojnie w Gruzji.

    Ileż ja razy słyszałem, że Szakaszwili głupek bo zaatakował Niezwyciężoną Armię Czerwoną w 2008. Ileż ja piany wytoczyłem z jamy gębowej, powołując się na raporty Europarlu, że taysze już wiosną koncentrowali swoje wojska w Osetii i że Europarl przestrzega i wzywa. Nie, nie, nie - Szakaszwili głupek, bo zaatakował, bo sprowokował.

    A dany Aleksandr w krótkich, żołnierskich słowach kończy temat:

    image
    Obrazek został zmniejszony aby pasował do strony. Kliknij aby powiększyć.


    Zwróćmy przy okazji uwagę, jak trwałe są radzieckie narracje. I jak słuszne jest założenie, że cokolwiek Rosja nie powie, to zawsze bezpieczniej założyć, że kłamie.
    Ponoć w mieście słonecznym, gdzieś przy placu konstytucji wystawiona była wielka mapa półwyspu koreańskiego, na której codziennie można było obserwować aktualną sytuację i postępy obronne armii demokratycznej północy.
    W dniu, w którym karta się odwróciła, mapa bez uprzedzenia zniknęła, ku zawodowi licznych, codziennych obserwatorów.
  • No, było krucho, w pewnym momencie nasi bronili się już tylko w jednym portowym mieście na południu.
  • edytowano March 2019
    Wiem, wiem, że blog na "Obłudniku Powszechnym" ale to da się czytać o Rosji:

    http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/

    To, że np. córka Puszkina (o której nie ma wzmianki w rosyjskiej wikipedii pod hasłem Puszkin) zmarła z głodu...
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Sołżenicyn ciekawie o wojnie w Gruzji.

    Ileż ja razy słyszałem, że Szakaszwili głupek bo zaatakował Niezwyciężoną Armię Czerwoną w 2008. Ileż ja piany wytoczyłem z jamy gębowej, powołując się na raporty Europarlu, że taysze już wiosną koncentrowali swoje wojska w Osetii i że Europarl przestrzega i wzywa. Nie, nie, nie - Szakaszwili głupek, bo zaatakował, bo sprowokował.

    A dany Aleksandr w krótkich, żołnierskich słowach kończy temat:

    image
    Obrazek został zmniejszony aby pasował do strony. Kliknij aby powiększyć.


    Zwróćmy przy okazji uwagę, jak trwałe są radzieckie narracje. I jak słuszne jest założenie, że cokolwiek Rosja nie powie, to zawsze bezpieczniej założyć, że kłamie.

    Hmmm… Z całym szacunkiem, ale to wygląda jak strzał na własną bramkę. ;o)

    Proponuję, byśmy raz jeszcze, na spokojnie, przeczytali ów fragment z Sołżenicyna…

    (czytamy)

    …A teraz takie info. Wojna gruzińsko-rosyjsko-osetyjsko-abchaska zaczęła się nocą z 7 na 8 sierpnia 2008, dokładnie o godzinie 23.40, po wzajemnych oskarżeniach Kartwelów i Osetinów o prowokacje i ostrzały artyleryjskie (zaiste, jak w podzielonej Korei AD 1950!).

    W następnych godzinach wojsko gruzińskie sprawnie (jadąc Sołżenicynem) „przerwało linię obrony przeciwnika i wdarło się w głąb jego terytorium”, i to wcale nie na głupie 10 kilometrów. Żeby nie było nieporozumień – przeciwnikiem Kartwelów na tym etapie nie była jakaś „Armia Czerwona”, tylko secesjoniści jużno-osetyjscy.
    Nad ranem Gruzinowie z dumą ogłosili o zdobyciu Mugutu, Didmuchy i Dmienisi. O 6.00 rozpoczęli szturm wrażej stolicy Cchinwali (ostrzeliwanej przez artylerię gruzińską od północy), ale odparli ich tubylcy. Natarcie wznowiono o 10.00, w południe Kartwelowie opanowali już 40% miasta. Jak zdążył zapewnić pan minister Jakobaszwili, wojskom gruzińskim udało się zająć „prawie wszystkie” osiedla Osetii Południowej, poza Cchinwali i Dżawą.
    Każdy zmuszony jest przyznać, iż Gruzini „posunęli się naprzód”, bez wątpienia, w przeciągu pierwszego dnia, a nawet w pierwszej połowie pierwszej doby wojny.

    (Zaraz potem to się zmieniło, gdy wkroczył do akcji Wielki Brat z bratnią pomocą – jeśli komuś bardzo się chce, to i tu może doszukiwać się podobieństwa z wojną koreańską, gdy „seulskim marionetkom pospieszyli z odsieczą imperialiści z Zachodu, uniemożliwiając zjednoczenie kraju”. Ale to było potem, a przy tym chyba nie o takie analogie chodziło Szanownym Przedpiśćcom, prawda?)

    Ano, moim skromnym, widzi mi się, że jeśli ktoś pragnie udowodnić, że działania zbrojne w pierwszym z Pięciu Dni Sierpnia zaczęła armia rosyjska, ten winien użyć trochę innych argumentów. Zaś na ów fragment „Archipelagu G.” logiczniej byłoby mu psioczyć ile wlezie, wedle targetu:
    1) dla ludu prostego – że rzeczony „Archipelag” to jakiś Rusek napisał, więc wszystko jasne, rozumiecie, to musowo woda na młyn putinowskiej propagandy;
    2) dla ąteligientów - że wprawdzie Alieksandr Isajewicz pisarzem był pierwszorzędnym, ale w inkryminowanym tekście popełnił wypowiedź pochopną i nieprzemyślaną, zaś na strategii wojennej to się nie znał, panie, ni w ząb. Bo z Koreą to może miał rację, ale w kwestii gruzińsko-osetyjsko-rosyjskiej trza, panie, patrzeć na problem szerzej, dialektycznie, uwzględniając różne czynniki, sam pan wiesz, te wszystkie odmienne konteksty, lokalne uwarunkowania, i inne takie.
    ;o)

  • PS
    Uprzedzając ewentualne pytania, coby nie marnować czasu na bokotematyczne (tj. pozasołżenicynowskie) spory.

    1) Prawda, że przez tydzień poprzedzający wojnę, od 1 sierpnia ‘08, Gruzini i Osetyjczycy okładali się nawzajem z dział i z pośledniejszych kalibrów, i mieli po kilka ofiar. Jeszcze w dniu 7 sierpnia – ostatnich godzinach „pokoju” – Osetyni rąbali w Nuli i Awnewi, a Gruzini w Cchinwali, Dmenis, Ubut, Sarabuki, Chetagurowo. Oczywiście jedni i drudzy zapewniali, że jedynie „odpowiadają ogniem na ostrzał nieprzyjaciela” i gromko potępiali „wrogie prowokacje”.
    Jednakowoż nie jest tajemnicą, że takich strzelanek, wypadów oddziałów dywersyjnych, zamachów bombowych, podrzucania min na drogach i tym podobnych figli było w minionych latach (co najmniej od 2004 roku) co niemiara. Po 2008 r. też się zdarzały. Ot, taki lokalny folklor, wielce pomocny obu stronom, w razie czego, do przedstawiania się światu jako „ofiara agresji” i do usprawiedliwiania własnych działań.

    2) Rozkaz rozpoczęcia operacji przeciw Osetii Południowej wydał pan prezydent Saakaszwili 7 sierpnia o godzinie 23.35. Ma się rozumieć akcję musiano przygotować wcześniej. Miała ona na celu „przywrócenie porządku konstytucyjnego na obszarze Osetii Południowej”, czyli likwidację secesji trwającej od 1992 roku. Rząd Gruzji zwyczajnie chciał odzyskać utracone terytorium, którego mieszkańcy w większości zwyczajnie tego nie chcieli.
    (Prezydent Saakaszwili mógł mieć jeszcze jeden bardzo ważny powód, kto wie czy nie najważniejszy, ale to tylko moje przypuszczenie, więc nie będę truł po próżnicy.)

    3) Pomyślna zrazu dla Gruzinów sytuacja zaczęła się odwracać 8 sierpnia po południu. Kartwelowie weszli w mocny kontakt bojowy z Moskalami, skutkiem czego o godzinie 15.00 rozpoczęli tzw. „odwrót na z góry upatrzone pozycje” z Cchinwali.
    Wedle zachodnich raportów, do pierwszych potyczek z udziałem Rosjan doszło nieco wcześniej, rano, w ósmej bądź dziewiątej godzinie wojny. Najpierw pod ostrzałem znaleźli się tzw. mirotworcy – rosyjski batalion sił pokojowych stacjonujący w Osetii Płd. na mocy porozumienia z Tbilisi. Sztab gruziński kazał swoim nie ruszać mirotworców, no ale w Cchinwali w chaosie walki ktoś ich ruszył, z tragicznym skutkiem dla kilkunastu żołnierzy. Albo to oni ruszyli Gruzinów, bo jak zwykle obie strony oskarżyły się o „niesprowokowany atak” i utrzymywały, że same „tylko odpowiadały ogniem”.
    Starcie z oddziałami przybyłymi z Federacji Rosyjskiej to już zupełnie inna bajka, dla Gruzinów mało przyjemna.

    4) Używam powszechnie przyjętego terminu „wojna”, choć mam wątpliwości, czy Pięć Dni Sierpnia na takie miano zasłużyło. Dość powiedzieć, że Moskwa przywróciła status quo ante bellum tracąc ok. 70 żołnierzy (wliczając ofiary wypadków i friendly fire), co daje pojęcie o natężeniu walk. Z 65 czołgów postradanych przez Gruzję ponad 40 było nieuszkodzonych, porzuconych w trakcie odwrotu. Okręty w porcie w Poti oddano rosyjskiemu desantowi bez jednego wystrzału. Itd.

    5) Jeśli sołżenicynowska demaskacją agresora („napastnikiem jest ten, kto pierwszego dnia posunął się naprzód”) w świetle opisanych wyżej pierwszych godzin wojny 2008 zaczęła się teraz jawić jako, ehm…, cokolwiek „niesłuszna”, a przedstawione przeze mnie wyjaśnienie („Rząd Gruzji zwyczajnie chciał odzyskać utracone terytorium…”) wydaje się komuś niedostatecznie skomplikowane i tajemnicze, to otwierają się szerokie możliwości interpretacyjne.

    Dajmy na to, można powtarzać za panem Matcharashvilim, znanym w Polsce nademocjonalnym dziejopisem gruzińskim, że wkroczenie Kartwelów do Osetii było „uderzeniem wyprzedzającym”, które ponoć zapobiegło ponoć planowanej inwazji Moskwicinów na Gruzję. Jest to stwierdzenie efektowne, przy tym wygodne, bo póki co nieweryfikowalne.

    Z kolei zwolennikom spisków, wszechmocnej razwiedki i tajnych knowań możnaby zadedykować wynurzenia amerykańskiego Departamentu Stanu, któren raportował interesującą rozmowę z generałem Franciszkiem Gągorem, szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (pogaduchy ujawnił WikiLeaks), z konkluzją: „Polska uważa, że Saakaszwili został zmanipulowany przez agentów rosyjskich – być może nawet wśród swych doradców – otwierając drogę do akcji militarnej w Gruzji w celu zdestabilizowania władz gruzińskich.”

    Niektórych polskich autorów zdają się onieśmielać sugestie, że Saakaszwili szedł nieświadomie na pasku razwiedki, więc lansują bardziej umiarkowaną tezę, starając się jakby pogodzić Matcharashvilego i Gągora – że Moskwa „celowo sprowokowała” pana prezydenta do zadania pierwszego uderzenia, jednak nie przez agentów-doradców, tylko dokonując przemieszczeń swych wojsk wokół Osetii, tak aby w Tbilisi odczytano to jako chęć inwazji. Ruchy wojsk rosyjskich rzeczywiście były, choć czytałem i odmienne interpretacje - że Kreml znał plany Tbilisi, więc przemieścił wojska i z premedytacją czekał na atak Saakaszwilego, by spuścić mu łomot.

    Tezy o „uderzeniu wyprzedzającym” Saakaszwilego, świadomym czy sprowokowanym, nie tłumaczą jednego - czemu armia gruzińska, której tak dobrze szło z Osetyńcami, na widok Rosjan jęła uchodzić, czemu tak masowo rzucano broń bez walki (wbrew heroicznym klechdom, jakimi raczyli nas panowie Jakobaszwili i Matcharashvili, a potem Hollywood), czemu obrońcy Ajary i Poti otrzymali rozkaz niestawiania oporu Rosjanom, czemu… itd., itp.
    Cóż, dla każdego coś miłego.

    Tradycyjne sorry za offtop, zajmijmy się Sołżenicynem.
  • Turoń po raz kolejny - oczywiście całkowicie przypadkowo - orkiestruje sowiecką narrację.

    Przypadek?
  • Turon nie ma powodu.
    Nie okiestruje.
    Żeby w Polsce nie przyznać prawa Gruzji do za prowadzenia porządku w zbuntowanych prowincjach?
  • Dyzio_znowu napisal(a):
    Wiem, wiem, że blog na "Obłudniku Powszechnym" ale to da się czytać o Rosji:

    http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/

    To, że np. córka Puszkina (o której nie ma wzmianki w rosyjskiej wikipedii pod hasłem Puszkin) zmarła z głodu...
    Łabuszewska jt tez na twitterze. Dzieki za linka do bloga.
  • MarianoX napisal(a):
    Turoń po raz kolejny - oczywiście całkowicie przypadkowo - orkiestruje sowiecką narrację.

    Przypadek?

    Dobre.
  • christoph napisal(a):
    Turon nie ma powodu.
    Nie okiestruje.
    Żeby w Polsce nie przyznać prawa Gruzji do za prowadzenia porządku w zbuntowanych prowincjach?
    Podobnie możnaby odmawiać Polsce prawa do wysłania wojska na Kresy w 1924 i 1930. Ale dla kol. MarianaX to, niestety, za trudne.
  • Pomyślałem sobie, że trochę szkoda, że z taką oczywistością okazało się, że i dla nas Sołżenicyn to zgniła konserwa.
  • Dzień archeologa.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.