Transformacja - produkty III RP
Okiem PM i analityka, procesy mają swoje produkty (nawet etapy procesów maja swoje produkty, czyli stany, gdzie możemy sprawdzić, czy proces realizuje zaplanowane zadania), a transformacje powodują fazowe zmiany (np. ciecz w gaz, ciecz w ciało stałe itp) uznałem, że proces transformacji o nazwie III RP można spróbować ocenić po produktach. I tak:
- Muczyciele, czyli niegdysiejsi Nauczyciele,
- Rezydenci, czyli niegdysiejsi młodzi Lekarze,
- Kasta, czyli niegdysiejsi Sędziowie.
- Pracownicy Mediów, czyli niegdysiejsi Dziennikarze.
Co ciekawe, cały czas resztki poprzedniego stanu się utrzymują!
Ktoś ma coś jeszcze?
- Muczyciele, czyli niegdysiejsi Nauczyciele,
- Rezydenci, czyli niegdysiejsi młodzi Lekarze,
- Kasta, czyli niegdysiejsi Sędziowie.
- Pracownicy Mediów, czyli niegdysiejsi Dziennikarze.
Co ciekawe, cały czas resztki poprzedniego stanu się utrzymują!
Ktoś ma coś jeszcze?
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
"Rebranding – proces transformacji wszystkich elementów marki, takich jak oferowane produkty i usługi, jakość obsługi oraz sposób komunikacji, w tym wygląd logo, by osiągnąć lepszą pozycję marki na rynku."
Syzyfowe Prace jedynie dają nadzieję.
Prawdziwy rebranding to Koło Ka, wszystko wskazuje na operacje BOEING, a przynajmniej 737 MAX, Lenovo.
- Aplikujący - kiedyś starający się o pracę
- Procedury - słowo koszmar obejmujące w firmie wszystko, od najgłupszego regulaminu parzenia kawy po skomplikowane czynności wdrożenia nowego projektu
O dupe to rozbić bo nijak nie przystają do rzeczywistości. Każdy przypadek ma tyle zmiennych że wypadałoby każdorazowo tworzyć nową - nierealne. Są bo są, ktoś to monituje, raz na pół roku coś poprawi. A kaska leci cały czas. Papierologia bez przełożenia na poprawę funkcjonowania całości. Chociaż na pewno ujednoliciły podejście do konkretnych czynności.
Zapewne sprawdzają się przy pracy na materiale nieożywionym. Praca z człowiekiem powinna rządzić się innymi prawami. Ale ponieważ z tymi ludźmi pracują inni, równie ułomni jak ci którymi się zajmują, więc próba unormowania zasad postępowania jak najbardziej pożądana. Ale życie jest życie.
Jeżeli od samej góry procedury traktowane są po macoszemu to im niżej w hierarchii tym gorzej.
Koledzy ładnie moje uzasadnili moją opinię.
Największym szkodnikiem polskich firm są polscy szefowie. Burdel zaczyna się od góry. Wiem co piszę.
Niestety u mnie stało się tak że są ważniejsze niż przedmiot jakim się zajmują.
Od procedury zależą finanse.
To źle.
Powinny być uzależnione od skuteczności wynikającej z wdrożenia procedury, a nie z samego faktu jej wdrożenia bez względu na efekt.
Skutek jest taki że procedura jest stosowana bez względu na to czy jest konieczna czy wręcz szkodliwa.
Stanęło wszystko na głowie.
już się bałem....
=
czyli rzecz w tym, że nie potrafimy żyć (w firmie, pracy) procedurami.
Moja mała żonka 12 lat pracowała we francuskich korporacjach. I kiedy niecałe trzy lata temu trafiła do polskiej formy (kombajn Sołowiowa) była ZAŁAMANA.
Bałagan (w procedurach), samowolka w sklepach (kierownik u siebie równy senior area pół Polski menadżerowi).
- syf.
A, w Polsce także w tych korpo zachodnich schodzi w centrali warszawskiej na psy, ale mała żonka wiele spraw załatwiała od razu w centrali we Francji (jako dyrektor), a że szefem IT byl Czech Miroslav, to se gadali po francusko-śląsko-czesku
Oczywiście wzorce przyszły z Zachodu - no ale jest jak jest.
Skoro u mnie w korpo głównie Polacy i doskonale dają radę, wniosek prosty - tego się da nauczyć, tylko trzeba mieć dobre wzorce i chcieć. I tak się dziwnie dzieje że uczeń dziwnie łatwo prześciga mistrza wtedy.
Do tego plus naszej mentalności - jak nie ma procedur, albo nie wyczerpują tematu, potrafimy działać - na czuja, na logikę, ale generalnie działać, a nie siąść i czekać, albo miesiącami debatować co by tu zrobić. Do tego - jeśli dostaniemy procedury, od razu wytkniemy wszystkie błędy i ponarzekamy że tak to się panie nie da. A nie jak na dalekim wschodzie - "tak jest, zrobimy, i bardzo się cieszymy, pytań i uwag żadnych".
W rezultacie nas lubią - nawet jeśli zgrzytają przy tym zębami. W każdym razie bardziej nas od dalekiego wschodu, który bywa i trzy razy tańszy. Tam zatrudnienie maleje (albo stoi), u nas rośnie - i to tak, że nie ma gdzie nas pomieścić.
Działamy na czuja, na logikę, wykazujemy się zadziwiającą pomysłowością w sprawach, które są typowe dla biznesu i zostały detalicznie opisane w każdym podręczniku. Amerykanin w takiej sytuacji ziewa, otwiera zbiór procedur na właściwej stronie i załatwia sprawę w minutę nawet tego nie zauważając. Swój twórczy potencjał zostawia dla spraw, których w podręcznikach nie ma.
Z tym że raczej nas nie lubią. Owszem doceniają, ale zgrzytają zębami. Nie są głupi. Są interesowni i chłodni w ocenach, tych prawdziwych a nie w ramach werbalnych walk korporacyjnych, więc stawiają na efektywnych. Gdyby było inaczej nie miałbym roboty, a dotychczas tylko raz się mnie pozbyli za obopólna zgodą i po 4 latach poważnego chociaż ukrywanego konfliktu. Nie uważam się, w przeciwieństwie do większości megalomańskich ludzi sukcesu, za supermana i mistrza organizacji i zarządzania. Znam swoje słabości, próbuję je tonować i wykorzystywać mocne strony, jak uczą na kursach zarządzania sobą. Per saldo jestem niezły - znacznie lepszy niż ichniejsze gwiazdy o słabym świetle i spadochroniarze tutaj zrzucani. Procedury stosuję i sam tworzę oraz koryguję zbierając doświadczenia. Na obecnej pozycji nikt inny w firmie tego nie robi, a mało kto rozumie. Orka na ugorze z ograniczonymi sukcesami. To co mają Polacy w głowach w tym zakresie, tak starzy jak młodzi, to jest rozpacz.
Które stwierdzenie jest prawdziwe?
1. Piły łańcuchowe są cacy, bo dzięki nim można szybko i w pojedynkę ściąć lub pociąć wiele drzew.
2. Piły łańcuchowe są be, bo można się nimi skaleczyć, zranić a nawet zabić.
PS: Mam piłę łańcuchową. Ściąłem nią wiele drzew i pociąłem je na kawałki do kominka, ogniska i dla znajomych. Mam tez wciąż obie ręce i nogi bez ran szarpanych i ciętych. Tak samo moja rodzina, przyjaciele i sąsiedzi którzy uczestniczyli ze mną w operacjach przy pomocy piły łańcuchowej.