Skip to content

Władza i słudzy

2»

Komentarz

  • Jeśli chodzi o nas i granicę, to mam głębokie przekonanie, że do tej granicy nam strasznie daleko. Nawet nie piszę o Polakach (nie wspominając obywateli Polski), lecz o naszej tutaj zbiorowości, ze mną na czele.

    I tak dzięki 2F (bo na pewno nie dzięki R, zwłaszcza, że za czasów R rządzili ZiS), zaszła we mnie przemiana na państwowca, ale do wymaganego katechizmem posłuszeństwa wciąż mi za daleko. Obawiam się tego bardzo.
  • No to proszę tekst z katolickiego portalu z odwołaniem do KKK i nauczania JP II:
    "Co cesarskie, a co Boga?
    Słynne powiedzenie Jezusa, co oddać Cezarowi, a co Bogu, bywa używane dla uzasadnienie istnienia dwóch różnych porządków. A przecież wszystko, co Cezara, jest ostatecznie też Boże.
    W naszym przypominaniu katolickiej nauki społecznej doszliśmy do zagadnienia relacji władzy, prawa i sumienia. Teoria? Wyjątkowo często mająca przełożenie na praktykę.
    Dość często, powołując się na Jezusową sentencję, by co cesarskie oddać Cezarowi, a Bogu, co należy do Boga, próbuje się mówić o autonomii porządku religijnego i politycznego. Autonomii rozumianej jako odrębności tak zasadniczej, że przekraczanie granicy miedzy nimi traktowane jest nieomal jak zbrodnia. Niewierzący są przy tym w komfortowej sytuacji. Oni Boga nie uznają, więc i oddawaniem Mu tego co boskie wcale się nie przejmują. Za to wierzących stawia to w dość trudnym położeniu. Nie tylko wymusza trwanie w jakimś dualizmie myślenia inaczej w kościele, inaczej w urzędzie. W konsekwencji nie pozwala katolikowi mieć żadnych poglądów niezgodnych z tym, co akurat obowiązuje w danym państwie. Bo jeśli już je ma natychmiast jest oskarżany o to, że miesza porządki.
    Jak temu zaradzić? Chrześcijanie wierząc, że cały świat jest Bożym stworzeniem znajdują prostsze rozwiązanie tego dylematu.
    Władza to służba
    Po co w ogóle jakąś władza? Anarchia nie byłaby lepsza? Jest potrzebna – jak to mądrze mówi się w katolickiej nauce społecznej – ze względu na zadania jakie się przed nią stawia. Czyli dokładnie z tego samego powodu, z jakiego społeczeństwo potrzebuje sprzątających ulice, piekarzy, sprzedawców, lekarzy i mechaników samochodowych. Tyle że zadaniem władzy politycznej nie jest sprzątanie czy naprawa samochodów, a zapewnienie uporządkowanego i uczciwego życia wspólnoty narodowej (państwowej). Nie ma przy tym zastępować wolnego działania jednostek i grup, lecz je normować i ukierunkowywać na dobro wspólne.
    Bo władza powinna służyć dobru wspólnemu. I dlatego też powinna zawsze być sprawowana w granicach porządku moralnego. Powinna chronić prawa, które ów porządek moralny wspierają, a zmieniać na lepsze te, które będąc niesprawiedliwe nie służą dobru wspólnemu. Takiej władzy chrześcijanie zobowiązani są okazywać posłuszeństwo. Zawsze jednak – co ważne – w zgodzie z własnym sumieniem. Bo podmiotem władzy zawsze jest naród. I to on, ze względu na dobro wspólne, przekazuje rozporządzanie swoją suwerennością różnym osobom. Ciągle jednak zachowuje prawo do kontroli. Nie tylko może rozliczać władców, ale także ich zmieniać zastępując kimś innym.
    Wedle prawa, nie zachcianek
    Podstawą tych działań powinno więc być prawo moralne. Ma ono szanować i popierać istotne wartości ludzkie i moralne. Nie może być tymczasowe i zmienne, zależne od opinii społecznej. No dobrze, powie ktoś, ale jak pogodzić różne wizje tego co dobre, do sprawiedliwe i godziwe?
    Inspirując się nauka Pisma Świętego w ciągu wieków chrześcijaństwo wypracowało koncepcję praw naturalnego. To pochodzące od Boga prawo – uczy Kościół – wypisane jest w sercu każdego człowieka. I każdy człowiek – uważają chrześcijanie – jeśli tylko kieruje się dobrze ukształtowanym sumieniem wie, co jest dobre, a co złe.
    Święty Tomasz tak o tym pisał: „O tyle prawo ludzkie ma istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z należycie ustawionym rozumem. I wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś odchodzi od rozumu, zwie się prawem niegodziwym. W takim bowiem razie nie ma istotnych znamion prawa, ale raczej znamiona jakieś przemocy lub gwałtu”.
    Przykłady? Trudno uznać za dobra i sprawiedliwa aborcję. Jasne, w tej sytuacji ma miejsce ścieranie się różnych interesów: ci., którzy chcą się pozbyć dziecka mówią o swojej wolności wyboru. Ale zabijane dzieci, gdyby miały głos, mogłyby postawić na przeciwnej szali prawo znacznie bardziej podstawowe niż wolność: prawo do życia. Życie jest chyba ważniejsze niż możliwość wyboru, prawda? Trudno więc uznać, że ci, którzy tego prawa dzieci do życia nie chcą widzieć kierują się naprawdę rozumem, a nie swoim chciejstwem. Podobnie z różnymi przywilejami, jakie te czy inne grupy wywalczyły sobie w społeczeństwie. „Mnie się należy, bo ja ciężko pracuję”, wypowiadane przez tego czy owego uprzywilejowanego to nieuczciwe deprecjonowanie pracy pozostałych. Jeśli jesteśmy obywatelami jednego państwa. Zarówno ciężary jak i przywileje powinniśmy mieć rozłożone tak samo. Inaczej jeden żyje kosztem drugiego. I nie zmieni tej prawdy święty gniew ani robienie burd na ulicach.
    Widać z tego, ze dobre prawo stawia człowieka w sytuacji podległości Bożemu prawu. Kto by takie prawo odrzucał, odrzucałby Boga. Jeśli jednak jakaś władza nie stara się realizować dobra wspólnego zaprzecza celowi, do którego została powołana. I tym samym się delegalizuje.
    Sprzeciw, który jest obowiązkiem
    Jeśli cesarz domaga się tego, co należy się Bogu, chrześcijanin ma prawo a nawet obowiązek się sprzeciwić – uczy Kościół. „Obywatel nie jest zobowiązany w sumieniu do przestrzegania zarządzeń władz cywilnych, jeśli są one sprzeczne z wymaganiami porządku moralnego, z podstawowymi prawami osób lub wskazaniami Ewangelii” (KKK 2242).
    Kościół podkreśla, że taka odmowa jest z jednej strony obowiązkiem, ale z drugiej także prawem człowieka. Dlatego nikt nie powinien być za nią karany. Powinna być dla stanowiących prawo swoistym wyrzutem sumienia. Pisał Jan Paweł II w Evangelium vitae (74): „Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne konsekwencje prawne, dyscyplinarne, materialne czy zawodowe”. Jak to wygląda w polskich realiach, niedawno mogliśmy zobaczyć...
    Istnienie niemoralnego prawa nikogo nie usprawiedliwia popełnionych niegodziwości. Chyba że człowiek uczestniczy w nich wbrew swojej woli i zgadza się na uczestnictwo w tym złu dla obrony większego dobra. Na przykład adwokat zmuszany do prowadzenia sprawy rozwodowej. Ale tak czy inaczej każdy kiedyś odpowie za swoje czyny przed Bogiem. I to, że prawo coś tam nakazywało nie będzie żadnym usprawiedliwieniem. Zwłaszcza jeśli człowiek wypełnia to prawo gorliwie czy z własnej inicjatywy, gdy mógłby się od jego stosowania wykpić.
    Warto dodać, że w świetle katolickiej nauki społecznej człowiek ma prawo przeciwstawiać się władzy. Nawet w niektórych wypadkach zbrojnie *, choć Kościół pamiętając jak wiele to przynosi nieszczęść zdecydowanie preferuje tzw. bierny opór. Człowiek ma prawo sprzeciwić władzy, gdy „poważnie i często łamie ona zasady prawa naturalnego”. To prawo natury jest właśnie podstawa prawa do oporu.
    Troszcząc się o dobro wspólne ma też oczywiście prawo wymierzać kary. Ale o tym już może w jednym z następnych odcinków.
    Korzystałem z „Kompendium nauki społecznej Kościoła” opracowanego przez Papieską Radę Iustitia et Pax, Jedność, Kielce, 2005.
    * Zbrojny opór przeciwko uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki:
    1. W przypadkach pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw
    2. Po wyczerpaniu wszystkich innych środków
    3. Jeśli nie spowoduje to większego zamętu
    4. Jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia
    5. Jeśli nie można rozumnie przewidzieć innych rozwiązań (KKK 2243) "
  • I jeszcze jedne tekst:

    ZBIGNIEW KALISZUK
    CZY ZAWSZE NALEŻY NADSTAWIAĆ DRUGI POLICZEK?

    Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi (Mt 5,39).
    Chyba wszyscy na pamięć znamy słowa Jezusa o nadstawianiu drugiego policzka. Są one jednymi z najbardziej znanych i zarazem jednymi z wzbudzających najwięcej kontrowersji i nieporozumień cytatów z Ewangelii. Wiele osób, traktując je bardzo dosłownie, zniechęciło się do Kościoła, uznając, że jest on dla frajerów i „ofiar losu”. Ktoś nas bije, oszukuje, wykorzystuje — no to pozwólmy mu na to i jeszcze zachęćmy by dalej to robił. „Przecież to głupota, to stoi w sprzeczności z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, ja mam swoją godność, chrześcijaństwo jest zbyt radykalne jak dla mnie” myślimy sobie. Z drugiej strony niektórzy katolicy, także biorąc sobie do serca słowa Jezusa, przyjmują postawę całkowicie odmienną i w dobrej wierze pozwalają na krzywdzenie siebie, godzą się na zło. Wydaje mi się, że Chrystus ucząc nas nadstawiania drugiego policzka, pragnął przekazać nam zupełnie co innego, chciał nauczyć nas miłości nie cofającej się nawet przed największymi poświęceniami, miłości nie tylko do bliskich nam osób ale i do nieprzyjaciół. Ale zarazem miłości dojrzałej a nie naiwnej.
    Jeśli ktoś interesuje się polityką, to wie, że media w zależności od swoich sympatii politycznych, za pomocą odpowiednio dobranych cytatów potrafią o jednym wydarzeniu mówić w kompletnie różny sposób. Zapewne niejeden polityk przechodził szok, gdy czytał wyrwane z kontekstu fragmenty swojej wypowiedzi, którym przypisywano zupełnie inne znaczenie niż by to wynikało z całego tekstu. Na podobnej zasadzie wyrywkowo nie można też czytać Pisma Świętego. Warto przyjrzeć się temu co Pismo Święte mówi na dany temat także w innych miejscach.
    W Ewangelii widzimy, że Jezus, mimo że w niczym nikomu nie zawinił, pozwolił się poniżyć, ubiczować i ukrzyżować, jakby w radykalny sposób realizując słowa o nadstawianiu drugiego policzka. Z drugiej jednak strony możemy też zobaczyć, że Chrystus nie zawsze dawał się poniewierać, potrafił zwrócić uwagę tym, którzy traktowali go w niewłaściwy sposób. „Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» przeczytamy u święta Jana (J 18, 22-23). Te dwie postawy mogą wydawać się sprzeczne. Ale czy aby na pewno takie są?
    Sądzę, że słowa Jezusa o nadstawianiu drugiego policzka i jego postawę bardzo trafnie rozszyfrował ksiądz Piotr Pawlukiewicz, który podczas spotkania „Czy Jezus był grzecznym chłopcem” powiedział: „Kiedy Jezus mówi „Nadstaw drugi policzek”, to Jezus mi mówi, „Jeśli to komuś pomoże, to nawet nadstaw mu drugi policzek”. My musimy zrobić diagnozę co danemu człowiekowi pomoże. Czy pomoże mu jak ja pozwolę mu się uderzyć? Jeśli to go opamięta, no to dobra, uderz mnie. Ale jeśli to go rozbestwi, jeśli to go uczyni jeszcze bardziej dufnym i pysznym to Ja się nie pozwolę uderzyć.”
    Jeśli „pokorne” zniesienie dziejącej się nam krzywdy, pomogłoby drugiej osobie uświadomić sobie jej niewłaściwe postępowanie i się zmienić, to taka postawa byłaby bardzo wskazana. Jezus pozwolił się za nas ukrzyżować nie dlatego że chciał sobie pocierpieć, czy dlatego że był frajerem, ale ponieważ z tej krzywdy wyprowadził wielkie dobro.
    Co ważne miłość nigdy nie może oznaczać akceptacji zła. Nawet jeśli wymaga ona od nas nadstawienia drugiego policzka nie znaczy to, że mamy uważać, że dziejąca się nam krzywda jest czymś normalnym i dobrym. Tylko jeśli jesteśmy świadomi zła i jesteśmy w stanie nazwać je po imieniu, możemy dać szansę drugiej osobie na poprawę.
    Przyzwolenie na bycie sponiewieranym nie zawsze jest jednak najlepszą drogą. Znacznie częściej niż pomóc drugiej osobie się zmienić, mogłoby umocnić ją w grzechu. „Są ludzie wobec których jak tylko będziemy grzecznie mówić „przepraszam”, to oni nad Tobą zaczną panować, dominować. I wtedy trzeba takiej osobie powiedzieć „Słuchaj stary, ja przepraszam co przepraszam, jak dziękuję to dziękuję, ale ja mam jeszcze inne atuty”. Trzeba pokazać nieraz komuś siłę” mówił dalej podczas wspomnianego spotkania ksiądz Pawlukiewicz.
    Miłość, której uczy nas Chrystus, oznacza pragnienie tego aby druga osoba doświadczała prawdziwego szczęścia, które można osiągać tylko wzrastając ku dobru. Tymczasem przymykając oczy na błędy naszych bliskich, pozwalając im „wchodzić na swoją głowę”, najczęściej utwierdzamy ich w niewłaściwych zachowaniach, a co za tym idzie odciągamy ich od tego szczęścia. „Nie określajmy naszego tchórzostwa mianem pokory. Ktoś mnie wali po łbie, wykorzystuję , a ja za niego odrabiam angielski, za niego wszystko piszę, za niego sprzątam, za niego zmywam, bo jestem pokorny i Jezus tak kazał. Absolutnie nie. My mamy sobie i ludziom pomagać dojść do postawy dojrzałej, a rozpieszczając kogoś nie pozwalasz mu dojść do postawy dojrzałej. Trzeba więc nieraz twardości.” dokończył swoją myśl ksiądz Pawlukiewicz.
    „Błędna jest także interpretacja miłosierdzia. Wedle nauki katolickiej żadne miłosierdzie, ani Boskie, ani ludzkie nie oznacza zgody na zło, na tolerowanie zła. Miłosierdzie jest zawsze związane z poruszeniem od zła ku dobru. Gdzie zło nie ustępuje, tam nie ma miłosierdzia. (...)Miłosierdzie nie akceptuje grzechu i nie patrzy nań przez palce, ale tylko i wyłącznie pomaga w nawróceniu z grzechu” napisał kiedyś kardynał Karol Wojtyła. Te piękne i mądre słowa, mogą stanowić dla nas wskazówkę na każdy dzień co do tego jak odróżnić postawę dojrzałej miłości od naiwności i jak rozumieć słowa Jezusa o nadstawianiu drugiego policzka."
  • I kolejny tekst;

    "„Nie sądźcie” — co mówi Biblia o sądzeniu i ocenianiu?

    Poniżej spróbujemy wyjaśnić, dlaczego uważamy, że duchowa ocena samego siebie, własnych czynów, innych ludzi, bądź rozgrywających się wokół nas spraw jest niezbędna dla budowania rzeczywistej relacji z Bogiem oraz żywej wspólnoty chrześcijańskiej. Czy ocenianie i osądzanie jest tym samym, czy są to dwie różne rzeczy?
    Spis treści:
    • 1. Wstępne myśli do słów Jezusa: „Nie sądźcie!”
    • 2. Różnica między ocenianiem a osądzaniem
    • 3. Znaczenie oceniania w relacji z Bogiem
    • 4. Znaczenie oceniania w życiu wspólnoty chrześcijańskiej
    1. Wstępne myśli do słów Jezusa: „Nie sądźcie!”
    Wśród osób należących do różnych chrześcijańskich wyznań często słyszy się następujący cytat:
    „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 7,1)
    Wielu uważa, że każdy człowiek stoi sam przed Bogiem i nikt inny nie jest w stanie wydać obiektywnej opinii o jego życiu i czynach, a zwłaszcza w kwestii zbawienia (czy ktoś jest zbawiony czy nie). Życie innych ludzi — w szczególności religijne — jest traktowane jako sfera prywatna, swego rodzaju „tabu” dla osób postronnych. Tak więc każdy przejaw krytyki jest uznawany za osądzanie i nietolerancję, bezprawne wtargnięcie w nietykalną sferę osobistą. W podobny sposób podchodzi się do oceniania wiary i nauk różnych religijnych grup. Jeżeli jednak widzimy, że czyjś pogląd lub nauka danej grupy są niewłaściwe, to nieuniknionym wnioskiem jest, iż owi ludzie pobłądzili. W tym tekście chcemy sprawdzić jak przedstawia się ta kwestia w świetle słów Jezusa i chrześcijańskiej nauki.
    2. Różnica między ocenianiem a osądzaniem
    Dla wielu osób oceniać i osądzać znaczy to samo, pomimo, iż istnieje znaczna różnica pomiędzy tymi pojęciami. Słowu „oceniać” wcale nie musimy nadawać negatywnego wydźwięku. Oznacza ono po prostu zajęcie stanowiska wobec danej sprawy w kategoriach „dobre – złe”, „właściwe – niewłaściwe”, co jest praktycznym zastosowaniem zasad objawionych przez Boga w Biblii. Rozróżnianie tego, co dobre, od tego, co złe, jest tak samo ważne w naszym życiu duchowym jak i w sprawach dotyczących bytu materialnego. Słowa takie, jak „potępić”, czy „osądzać” mają negatywne skojarzenia i sugerują złą postawę. Natomiast ocena wywodzi się z pragnienia poznania i przyjęcia prawdy oraz chęci udzielenia innym pomocy. Jeżeli jednak brakuje przy ocenianiu tej motywacji, nawet całkowicie sprawiedliwe i właściwe upomnienie może obrócić się w pozbawione miłości i niemiłosierne potępienie. Szereg fragmentów w Piśmie mówi przeciwko obłudnej i faryzejskiej postawie (np. Mt 9,9–13; Łk 18,9–14, itd.). W poniższym, dobrze znanym, i niestety często źle interpretowanym ostrzeżeniu Jezus mówi właśnie o takiej pozbawionej miłości postawie:
    „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.” (Mt 7,1–5)
    Ostrzeżenie to piętnuje postawę wyniosłości i obłudy, z jaką faryzeusze podkreślali grzeszność innych, nie chcąc dostrzec swojej własnej. Nie ma w nim zakazu „usuwania drzazgi z oka brata”. Jezus krytykował jedynie zły sposób i złą postawę. Główną myślą Jezusa było to, że powinniśmy widzieć nasze własne grzechy poważniej, niż grzechy innych. Oznacza to samokrytykę i odwrócenie się od własnych grzechów. Właśnie te rzeczy uzdalniają nas do pomocy innym. „Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a belki w swoim oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku?”. Już samo porównanie użyte w przypowieści zupełnie nie nadaje się na poparcie rozpowszechnionego poglądu, że „drzazga w oku, czyli grzechy innej osoby, nie są moją sprawą”, ponieważ drzazga w oku powoduje przenikliwy ból i chęć jak najszybszego pozbycia się jej. Podobne słowa odnajdujemy w Łk 6,37–42. Te wersety jeszcze jaśniej pokazują, iż faktyczną intencją Jezusa w powyższej przypowieści było ostrzeżenie przed osądzaniem pozbawionym miłości:
    „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.”
    Przesłaniem innych przypowieści (np. Mt 7,6 czy 7,15–23 oraz Łk 6,43–46) – rozważanych w kontekście zacytowanych fragmentów z ewangelii – jest zachęta do trzeźwego krytycyzmu i oceny. Jezus chciał, aby sobie samemu postawić pytania: „Komu nie powinniśmy rzucać naszych pereł?”, „Kto jest tym, który nie wejdzie do Królestwa Bożego?”, „Po jakich owocach poznam, kto jest fałszywym prorokiem?”. Zatem Jezus z pewnością nie uważał oceniania i bycia krytycznym za coś niewłaściwego.
    3. Znaczenie oceniania w relacji z Bogiem
    W tym zepsutym przez grzech świecie nie ma tak naprawdę niczego i nikogo, komu można by było zaufać bez dokładnego sprawdzenia, czy jest tego godzien (2 Kor 11,14–15). Jednak z powodu swej łaski i miłości Bóg objawił siebie otwierając przed ludzkością drogę prowadzącą do Niego oraz zdemaskował zło i grzech (J 15,22–24).
    „Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.” (J 8,31–32)
    „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J 15,14–15)
    Życie z Bogiem jest możliwe tylko wtedy, jeśli przyjmujemy łaskę, którą Bóg nam zaoferował, i jeśli żyjemy w prawdzie, którą Bóg położył jako fundament (Rz 12,1–2). Dlatego odkrywanie prawdy - a co najważniejsze – postępowanie według niej oraz demaskowanie i powstrzymywanie się od kłamstwa jest koniecznością. Jeśli się tego nie robi, można zbłądzić na drodze do życia wiecznego.
    „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują.” (Mt 7,13–14)
    „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest Duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.” (J 4,23–24)
    „Uważajcie na siebie, abyście nie utracili tego, coście zdobyli pracą, lecz żebyście otrzymali pełną zapłatę. Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna.” (2 J 8–9)
    Skoro na co dzień poddajemy wiele spraw związanych z naszym bytem materialnym tak rozważnej ocenie, to czy możemy postępować lekkomyślnie w kwestiach związanych z Bogiem, uznając ich rozważanie za zbyteczne? Dwoje ludzi wypowiadających odmienne i sprzeczne zdania w tej samej sprawie nie może mówić jednocześnie prawdy, czyż nie? Dwoje ludzi nie może mieć naraz racji, jeśli jedno twierdzi, że Bóg przeznaczył niektórych na potępienie, a drugie, że nie. Ktoś mówi, że Duch Święty jest osobą, a inny temu zaprzecza. Jeden głosi, iż można odpaść od Boga, a drugi, że to niemożliwe. Jedna osoba mówi, że człowiek jest grzesznikiem z natury, a druga, że nie. Jeden utrzymuje, że piekło istnieje, a inny zaprzecza jego istnieniu. Można by wyliczyć dużo więcej przykładów sprzecznych doktryn z różnych „chrześcijańskich” grup. Nie są to jedynie abstrakcyjne teologiczne dyskusje, ponieważ mają one istotny wpływ na praktyczne życie ich zwolenników. Czy te sprzeczności nie wymagają zajęcia stanowiska od każdego, kto szczerze szuka prawdy i stawia sobie pytanie, jaki jest Bóg, jak żyć podobając się Mu i czym jest miłość oraz czysta wiara w Niego? Odpowiedzią niech będą liczne napomnienia, które możemy znaleźć w Biblii, by wszystko i wszystkich poddawać duchowej ocenie i sprawdzeniu.
    „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie [tamtych].” (Ef 5,8–11)
    „Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.” (1 Tes 5,19–22)
    „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach.” (Mt 7,15–20)
    4. Znaczenie oceniania w życiu wspólnoty chrześcijańskiej
    Ocenianie jest nieodłącznym przejawem miłości. Aby udzielić komuś pomocy takiej, jakiej by sobie tego życzył Bóg, musimy wyrobić sobie pojęcie o stanie relacji tej osoby z Nim, biorąc pod uwagę jej życie, poglądy i uczynki, uwzględniwszy słabości. Niestety większość ludzi odbiera krytykę bardzo osobiście, gdyż są oni na to zbyt pyszni. Z pewnością łatwiej jest – aby zejść z drogi konfliktom – unikać konfrontowania innych z ich błędami i wyzwania ich do zmiany, do nawrócenia. Jednak obranie tej „łatwiejszej” drogi doprowadziło chrześcijańskie wspólnoty pierwszych wieków do szeregu drastycznych i zgubnych zmian:
    • Prywatne życie chrześcijan stało się niedostępne dla braci i sióstr w wierze. Szczere i otwarte obchodzenie się ze sobą nawzajem oraz braterska miłość stały się czymś nienaturalnym. Odtąd nikt nie mógł mieć pewności, jaki jest duchowy stan brata.
    • Wraz z zauważalnym zanikiem napominania i wspólnych wysiłków wspólnot, by prowadzić grzeszących do nawrócenia, walka Kościoła o świętość traciła coraz bardziej na sile. „Mniejsze” grzechy zatajano, a zgromadzenie stosowało surowe sankcje tylko w przypadkach najdotkliwszych wykroczeń ściągających potępienie otoczenia nawet wśród niewierzących.
    • Zaniechanie koniecznej duchowej pomocy (napominania i zachęcania oraz gotowości wykluczenia osób zatwardziałych w grzechu) dostarczyło żyznej gleby dla rozwoju ukrywanych grzechów. W ten sposób umożliwiono obłudne życie pseudochrześcijańskie na łonie Kościoła, co doprowadziło do tego, że zgromadzenie świętych zostało zmieszane z pozornymi chrześcijanami i niewierzącymi.
    • Osoby aktywne i o nieprzeciętnych zdolnościach organizacyjnych, umiejące stworzyć ogólnie pozytywne wrażenie, zdobyły sobie autorytet i wiodącą pozycję w zgromadzeniach, przejmując ciężar decyzji całego Kościoła na samych siebie, z biegiem czasu odbierając innym prawo wglądu oraz nadzorowania ich decyzji.
    • W wyniku tych zmian, chrześcijaństwo stało się podatne na fałszywe nauki i błędy w pojmowaniu Boga. Kościół przestał być „solą ziemi, światłem świata”; przykładem, który sądzi świat i wzywa go do pojednania z Bogiem.
    Przewidziawszy te niebezpieczeństwa, Biblia motywuje nas do podjęcia odpowiedzialności za naszych braci, do zachęcania ich i napominania. Dzięki temu można utrzymać we wspólnocie miłość i posłuszeństwo oraz czystość zgodnie z Bożą wolą.
    „Uważajcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co „dziś” się zwie, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu.” (Hbr 3,12–13)
    „Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków, oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.” (Mt 18,15–17)
    „Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych.” (1 Kor 5,11–13)
    Oprócz usilnego nawoływania do zachęcania naszych braci, możemy znaleźć wiele przykładów tego, jak chrześcijanie strzegli nauki Kościoła, który jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15):
    „Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który – jak słyszeliście – nadchodzi i już teraz przebywa na świecie. Wy, dzieci, jesteście z Boga i zwyciężyliście ich, ponieważ większy jest Ten, który w was jest, od tego, który jest w świecie. Oni są ze świata, dlatego mówią tak, jak [mówi] świat, a świat ich słucha. My jesteśmy z Boga. Ten, kto zna Boga, słucha nas. Kto nie jest z Boga, nas nie słucha. W ten sposób poznajemy ducha prawdy i ducha fałszu.” (1 J 4,1–6)
    „Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość, i to, że złych nie możesz znieść, i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są, i żeś ich znalazł kłamcami.” (Ap 2,2)
    Na podstawie poniższego fragmentu dobrze widać, że w biblijnych wspólnotach chrześcijańskich ocena odgrywała nieodzowną rolę w poznawaniu innych i w prowadzeniu ich do nawrócenia:
    „Gdy zaś wszyscy prorokują, a wejdzie [podczas tego] jakiś poganin lub człowiek prosty, będzie przekonany przez wszystkich, osądzony i jawne staną się tajniki jego serca; a tak, upadłszy na twarz, odda pokłon Bogu, oznajmiając, że prawdziwie Bóg jest między wami.” (1 Kor 14,24–25)
    Jezus niejednokrotnie jasno wskazywał na rzeczy, które nie pozwalały ludziom zbliżyć się do Niego (np. Mt 23,37–54 lub 19,16–22). Jeżeli my także chcemy, aby inni zbliżyli się do Niego, musimy naśladować przykład Jezusa nawet, jeśli czasami pociąga to za sobą konflikty i odrzucenie (2 Tm 4,14–15).
    We wszystkich tych przykładach widoczne jest, że ocenianie samo w sobie w ogóle nie jest negatywnym pojęciem. Ponadto jest ono niezbędną podstawą chrześcijańskiej miłości do Boga, do braci, do prawdy i do wszystkich ludzi."
  • edytowano November 2020
    I kolejny cytat z odwołaniami do konkretnych fragmentów Pisma Świętego. Tu dużo wyżej postawiona poprzeczka, ale nawet tu nie ma bezwzględnego nawoływania do frajerstwa:

    "Jak należy walczyć ze złem?

    Szokującą zasadą polityki Jezusa Chrystusa, Jego receptą na lepszy świat, na lepsze ustroje polityczne i społeczne jest miłość do nieprzyjaciół. To przykazanie, które jest sercem religii Chrystusa, posiada jeszcze w Ewangelii inne sformułowanie, bardziej pikantne, bardziej gorszące, bardziej wzbudzające nasz sprzeciw. W Kazaniu na Górze Jezus mówi: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź i dwa tysiące. Dąj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie (Mt 5, 38-42).
    Nie opierajcie się złemu. Jak to rozumieć? Czyż nie mówiono nam, że pierwszym obowiązkiem chrześcijanina jest postępowanie odwrotne: opieranie się złu?! Jasne: złu, czyli grzechowi, pokusie do grzechu trzeba się zawsze przeciwstawiać. Nie wolno się także zgadzać na żadną formę zła w naszym otoczeniu, w życiu publicznym, w życiu społecznym, politycznym itd. Problemem jest tylko forma opierania się złu, którą Księga Rodzaju wkłada w usta Lamecha, jednego ze starożytnych praojców ludzkości. Lamech powiedział do swoich żon: Ada i Syla, posłuchajcie mego głosu, żony Lamecha, nadstawcie ucha na to, co powiem: Zabiłem człowieka za to, że mnie zranił, młodzieńca za to, że mi nabił sińca. Siedem razy będzie pomszczony Kain, ale Lamech siedemdziesiąt siedem razy (por. Rdz 4, 23-24). Ta okrutna zasada jest do dziś dnia dosyć szeroko stosowana. Myślę, że każdy z nas przypomni sobie łatwo sytuacje, w których chętnie sam robił z nich użytek. Gdy ktoś nas krzywdzi, obraża, zabiera to, co nasze, o ile tylko możemy, opieramy się złu, żądamy zwrotu tego, co nasze, ale nie tylko; czekamy na moment, kiedy naszemu krzywdzicielowi powinie się noga, odpłacamy mu się tą samą monetą i dajemy mu jeszcze coś na dokładkę, żeby sobie popamiętał, żeby się nauczył, żeby na przyszłość wiedział, że nie można nas tykać.
    Pismo Święte Starego Testamentu jest dużym krokiem naprzód, gdy łagodzi tę zasadę, mówiąc: Oko za oko, ząb za ząb, (...) ranę za ranę, siniec za siniec (Wj 21, 24n). Za jedno oko wystarczy jedno oko, za jeden ząb wystarczy wybić przeciwnikowi jeden ząb, a nie dziesięć, jak tego pragnie Lamech, żyjący w każdym z nas. Ta złagodzona forma odpłaty za doznaną krzywdę też jednak należy jeszcze do sposobów przeciwstawiania się złu szeroko praktykowanych na świecie, ale dalekich od chrześcijaństwa. W Starym Testamencie była ona ustępstwem Boga, który wiedział, że do czegoś więcej człowiek bez Chrystusa nie jest zdolny. Jezusowy sposób zwalczania zła jest zupełnie inny. Określa go właśnie paradoksalne powiedzenie: Nie przeciwstawiajcie się złu! (por. Mt 5, 39). To znaczy: gdy spada na ciebie krzywda, gdy deptane są twoje prawa, nie broń twego szczęścia odpowiadając gwałtem na gwałt, przemocą na przemoc, złem na zło, ale raczej umieraj sobie, pozwól się ukrzyżować, tak jak Jezus nie bronił swego świętego prawa do życia, ale dał się ukrzyżować. Aż do tego stopnia posuń twoją miłość do nieprzyjaciół!
    W tym jednak miejscu należy wypowiedzieć jedno "ale", które odtąd często będziemy musieli sobie przypominać. Etyka Jezusowa nie jest przykro-jona na miarę naszej ludzkiej mentalności, ani na miarę naszych ludzkich sił. Ona zakłada zaistnienie w człowieku pewnej bardzo wielkiej i radykalnej przemiany. Żeby móc nie opierać się złu, należy najpierw jeszcze raz się urodzić, urodzić z Ducha Świętego, trzeba jeszcze raz być stworzonym przez Boga, trzeba naprawdę zmartwychwstać z Jezusem do zupełnie nowego życia, życia wiecznego. To wszystko dzieje się wprawdzie z nami w chrzcie, ale ten sakrament małemu dziecku, gdy jest chrzczone, daje tę rzeczywistość dopiero w embrionie. Ten embrion musi się rozwinąć w naszym życiu dojrzałym. Dopiero gdy ten rozwój zaistnieje, pojawia się w nas - nie naszą mocą, ale mocą Boga - otwartość na miłość do nieprzyjaciół i zdolność praktykowania jej

    ks. Alfred Cholewiński TJ."

  • Słuchałem tego kaznodziei na żywo, 38 lat temu, trudne to były słowa i nie bardzo umiałem sobie z nimi poradzić.
  • Rafale, różne rzeczy można mówić z ambony. Wiemy też, jak można posolić skrypturę. Dlatego (chyba) powstał KKK i tam jest wszystko napisane. Nie można z tym specjalnie polemizować. Są to bardzo trudne treści. Mnie na przykład, wydaje się, że są one w przypadku mojej osoby niemożliwe do spełnienia. Pewnie trzeba by żyć jak Pan Jezus, by być w zgodzie z wszystkimi punktami KKK. Ale właśnie tego od nas Pan Bóg wymaga. Polemika z tymi wymaganiami jest przeciwskuteczna (bardzo mocno podkreślam, że nie piszę o Tobie, głównie piszę o sobie). "Niestety", chcemy czy nie chcemy, musimy być posłuszni. Zapewne będzie oceniane na ile byliśmy posłuszni, na ile samodoskonaliśmy się, by być posłusznymi.
  • A czytał Kolega te cytaty z KKK? Przecież jak wół tam napisano że są okoliczności w których przeciw władzy buntować się można, a nawet trzeba i że oceniać wolno a nawet trzeba. W czym więc rzecz? Czy Kolega też wybrał sobie tylko niektóre partie tekstu aby więcej popiołu na głowę posypać?
  • 1. Dajmy se spokoja z tym kolegą.
    2. Tak, oczywiście. Są. Jednak wydaje mnie się, że jestem nieposłuszny władzi w innych punktach, niż te dozwolone w KKK.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.