Sztuka, która zaginęła: dysputa scholastyczna
We wczesnym okresie rozwoju dysputa naukowa nie miała sformalizowanego charakteru, pod koniec w XVI wieku niektóre jej elementy dla nas już będą wyglądać groteskowo. Z dysputy scholastycznej wywodzą się zarówno sposób prowadzenia procesu sądowego jak debata oksfordzka.
Dysputę prowadził mistrz zwany z łacińska magistrem, tezę proponował defendens a próbował ją obalić arguens. Strony przemawiały na zmianę, głosu udzielał mistrz, jako pierwszy mówił defendens, na koniec debatę podsumowywał mistrz. Dopuszczalne były pytania i uwagi z sali i uwagi ad vocem - wtedy głosu udzielał przemawiający ale nie miał takiego obowiązku. Mistrz miał prawo w dowolnym momencie przerwać każdemu dyskutantowi i skomentować.
Posługiwano się logiką modalną: każda teza była uznana za prawdziwą, fałszywą lub prawdopodobną. Argumentem ostatecznym były Ewangelie; listy, Dzieje Apostolskie, Stary Testament i pisma Arystotelesa miały niższą rangę. Nie akcentowano specjalnie odwołań do empirii choć jej nie zaprzeczano. Na każdą tezę dyskutanta jego oponent odpowiadał: concedo, nego albo distinguo czyli zgadzam się, nie zgadzam się albo rozróżniam, po czem następowało uzasadnienie wypowiedzi. Najciekawiej oczywiście było po distinguo, kiedy dyskutant próbował analizować tezę oponenta pokazując, że miesza on pojęcia.
I komu to przeszkadzało?
Dysputę prowadził mistrz zwany z łacińska magistrem, tezę proponował defendens a próbował ją obalić arguens. Strony przemawiały na zmianę, głosu udzielał mistrz, jako pierwszy mówił defendens, na koniec debatę podsumowywał mistrz. Dopuszczalne były pytania i uwagi z sali i uwagi ad vocem - wtedy głosu udzielał przemawiający ale nie miał takiego obowiązku. Mistrz miał prawo w dowolnym momencie przerwać każdemu dyskutantowi i skomentować.
Posługiwano się logiką modalną: każda teza była uznana za prawdziwą, fałszywą lub prawdopodobną. Argumentem ostatecznym były Ewangelie; listy, Dzieje Apostolskie, Stary Testament i pisma Arystotelesa miały niższą rangę. Nie akcentowano specjalnie odwołań do empirii choć jej nie zaprzeczano. Na każdą tezę dyskutanta jego oponent odpowiadał: concedo, nego albo distinguo czyli zgadzam się, nie zgadzam się albo rozróżniam, po czem następowało uzasadnienie wypowiedzi. Najciekawiej oczywiście było po distinguo, kiedy dyskutant próbował analizować tezę oponenta pokazując, że miesza on pojęcia.
I komu to przeszkadzało?
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
A przeca o wiele łatwiej krzyknąć 'czuję się urażony', niż mozolnie poznawać sztukę retoryki.
Pytam bo w tym widzę przyczynę dla której się tak bardzo rozwinęła oraz dlaczego obecnie została "zapomniana".
Defendens: Missa Tridentina to samo centrum naszej cywilizacji.
W tym momencie jest to teza prawdziwa, bo jeszcze nikt jej nie zaprzeczył. Ale już zaraz...
Arguens: Nego, Missa Tridentina nie jest samym centrum naszej cywilizacji.
Już teza defendensa spada na poziom "prawdopodobne", bo została sformułowana kontrteza i nikt jej nie zaprzeczył. Defendens nie może oczywiście odpowiedzieć "nego", bo zrobiłby się sketch Moty Pythona: yes, it is, no, it isn't, yes, it is, więc odpowiada "distinguo" i po kolei wyjaśnia, co to takiego centrum, co to jest cywilizacja, jak wygląda cywilizacja nasza, co to jest Missa Tridentina i dlaczego to akurat ona jest tym centrum. I na to arguens też musi coś odpowiedzieć.
Nie wiem jak wam ale mnie się to bardzo podoba.
Dla mnie jeden z fundamentów, to przejście do dalszego etapu dyskusji, pomimo braku zgody na obecnym etapie.
Odrzucenie scholastyki spowodowało kocopoły w typie: Koń jaki jest, każdy widzi lub naukowiec, to człowiek, którego inni naukowcy uważają za naukowca
Ostatnio bardzo często można usłyszeć wszechobecną frazę "odnoszę wrażenie, że" zamiast uważam, twierdzę, zauważyłem, dostrzegam itd. To też jest bardzo wygodne.
Metoda dialektyczna oczywiście nadaje się do wszystkich dziedzin, nawet w fizyce są rzeczy, które wymagają doprecyzowania. W klasycznej mechanice rozumowanie przez "przecież widać" się broni ale już z termodynamiką nie jest tak łatwo, nie mówiąc o fizyce kwantowej. Współczesna teoria wiedzy zdecydowanie wskazuje na pożyteczność metody dialektycznej.
Didtinguo
Jedynie w bardzo uproszczonych sytuacjach, gdy wymagana precyzja eksperymentu jest niewielka. Tylko wtedy działają rozwiązania analityczne, których stosowalność dotyczy wyłącznie idealnych warunków. Realne modelowanie odbywa się metodami numerycznymi, co oznacza btak determinizmu i całkowicie zerową wiarygodność przewidywań. Zerową, ponieważ najlepsze centrum badawcze ma dziś dokładnie takie szanse by trafić wartości parametrów stanu w niskich warstwach atmosfery o godzinie 12.00 w dniu 11 sierpnia w okolicy Morskiego Oka, jak baca przechadzający się właśnie po Krupówkach. (Przykład dotyczy wprawdzie średnich i odchyleń a nie położeń, pędów, momentów pędu, lecz jest adekwatny, bo trajektorie fazowe wynikają wyłącznie z postaci równań różniczkowych, a nie z natury czy metodologii opisu zjawisk).
Uzasadnienie
W jednym z filmów przedstawiającym grożące nam katastrofę klimatyczną użyto argumentu że istniejące modele wykazują, że zmiana średniej temperatury ( abstrahując od tego czy da się ją dokładnie wyznaczyć i porównać z okresami wcześniejszymi) oznacza zagładę Ziemi. Inne z kolei na przełomie wieków miały stanowić argumenty w dyskusji o ewolucji. Szanownych inżynierów pracujących z inżynierską dokładnością proszę o powstrzymanie się od życzliwych uśmiechów.
1) Szczerą chęć wszystkich dyskutantów faktycznego dojścia do prawdy nad sztywne reguły. Te reguły są pewnie i znakomite, ale jakoś rzadko ostatnio powszechnie stosowane, więc i mało znane)
2) Walkę z pierwszym grzechem głównym.
3) Na koniec - jak to zostało napisane na początku "Argumentem ostatecznym były Ewangelie". Myślę, że nie tylko argumentem ostatecznym, ale i nad całą dyskusją powinna się unosić Ewangelia, a zwłaszcza streszczenie Dekalogu, które u św. Marka znajduję się w rozdziale 12, 28-34
Jeden z tych świętych wyjaśniał dlaczego sztywne reguły są takie ważne. Otóż - człowiek ma trzy dusze: anima vegetalis, anima animalis i anima intellectualis. Tylko anima intellectualis jest nieśmiertelna i przypadkiem jest to akurat ta dusza, która rozpoznaje sztywne reguły. Przykro mi to stwierdzić ale logika od Boga pochodzi.
poczytuję etapami, bo laptoka w grzedy nie wezme, ale tak nawet lepiej smakuje.
Nego. Zbyt częste i zbyt szybkie posty "spierdalayowe" nazbyt szybko kończą ględzenie. "Tyle" (ględzenia) nie przebiło nawet jednej strony (wuwuwu), a oczekiwania są zwykle większe, tak na pierdylion stron (wuwuwu).
(Na szczęście nikt jeszcze nie poczęstował!)
Uwielbiam bijatyki, choć w tym wieku nie uchodzi mi już uczestniczyć, ale muszą być one na pięści. Na słowa jest zbyt genderowo.
- rozpoczynając dyskusję, poza chęcią wygłoszenia swoich tez, jesteśmy ciekawi argumentów innych, więc pozwalamy im je wygłosić oraz z uwagą ich wysłuchujemy,
- wypowiedzi powinny być zwarte i w miarę związane z tematem dyskusji,
Jeżeli o tym zapomnimy, to mamy, w zależności od intensywności i ekspresji emisji głosu:
- naprzemienne kazanie, czyli pouczanie z wyższości moralnej,
- naprzemienny wykład, czyli pouczanie z wyższości intelektualnej,
- kłótnię, naprzemienną lub równoczesną
jak to Mikołaj z Miry uczynił
Metoda scholastyczna nadawała się do prowadzenia kulturalnych dyskusji ludzi z autorytetem na tematy teologiczne, ewentualnie spekulatywnej filozofii, nie nadawała się do rozwoju nauk przyrodniczych, empirycznych. Protestanci nie byli kulturalnymi ludźmi z autorytetem, więc niszczyli tę metodę. Przy braku metody zwłaszcza w krajach protestanckich rozkwitły nauki przyrodnicze i empiryczne - oczywiście jako skutek uboczny i niezamierzony patrząc z punktu widzenia protestanckich kaznodziejów ale chwalebny biorąc pod uwagę dalszy rozwój Europy i tych krajów.
Serio jest za czym tęsknić?
"Metodę naukową" możemy różnie definiować w zależności od przyjętych założeń. Ale generalnie największa różnica jest w roli eksperymentu i autorytetu.
Natomiast z filozofią jest zabawnie. Tak ze 20 lat temu jeden kolo udowodnił experymentalnie (choć bardziej z obserwacji), że JJ Rousseau mylił się plotąc o tym, że dziecko rodzi się dobre, a potem cywilizacja je deprawuje. Naukowo dowiedziono, że dziecko stosuje znacznie więcej przemocy niż dorosły. Szczyt przemocy fizycznej jest w wieku 2-3 lat, a potem dziecko socjalizując się uczy się alternatywnych metod dyskusji. Szach-mat lewaki!
Złe, bo wygranego ustala się w demokratycznym głosowaniu, relatywizują prawdę (chodzi w nich o przekonanie głosujących, a nie o dojście do prawdy) no i z góry debatujący mają wyznaczoną stronę - mają bronić lub obalać tezę. Niejawna jest przestrzeń pojęć i aksjomatów. Ale głosi się elegancko w sformalizowanych wystąpieniach. Dzieciaki uczą się, jakie znaczenie mają kolejne wystąpienia (kiedy wprowadza się argumenty i jak można podsumowując wygrać przegraną debatę.
Idealne do świata, w którym nie istnieją pojęcia obiektywnego dobra i zła.