Czy dzisiejsza młodzież to idioci ?
Taki tekst opublikował Górny: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/586273-najglupsze-pokolenie-w-historii-wchodzi-w-doroslosc
Nie będę rozstrzygał. Na koniec autor sprawę wniósł na poziom zagrożenia ideologicznego, ja chcę zejść niżej, w sprawach praktycznych. Trochę już jestem emerytem, może przejściowo, a może nie, w każdym razie jak już coś robię to takie sprawy pozaoperacyjne. Jedną z nich jest wdrażanie i uczenie młodzieży jak obsługiwać, poruszać się i po co właściwie są ... aplikacje. Narzędzia informatyczne.
Katastrofa edukacji komputerowej polega też na tym, że dzieciaki kompletnie nie potrafią używać ich do pracy. Co mnie totalnie rozwaliło, bo myślałem, że kiedy przyjdą nowe pokolenia będzie można w końcu popracować przy użyciu wielkich dobrodziejstw jakie nowe technologie przynoszą. A gówno tam. Starzy mają bariery nie do przełamania w kontekście poruszania się, a młodzi są oporni na zrozumienie sensu.
Nie będę rozstrzygał. Na koniec autor sprawę wniósł na poziom zagrożenia ideologicznego, ja chcę zejść niżej, w sprawach praktycznych. Trochę już jestem emerytem, może przejściowo, a może nie, w każdym razie jak już coś robię to takie sprawy pozaoperacyjne. Jedną z nich jest wdrażanie i uczenie młodzieży jak obsługiwać, poruszać się i po co właściwie są ... aplikacje. Narzędzia informatyczne.
Katastrofa edukacji komputerowej polega też na tym, że dzieciaki kompletnie nie potrafią używać ich do pracy. Co mnie totalnie rozwaliło, bo myślałem, że kiedy przyjdą nowe pokolenia będzie można w końcu popracować przy użyciu wielkich dobrodziejstw jakie nowe technologie przynoszą. A gówno tam. Starzy mają bariery nie do przełamania w kontekście poruszania się, a młodzi są oporni na zrozumienie sensu.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Odpowiadając możliwie najprościej - co do zasady chyba masz rację (Górny też), ale zawsze jest pytanie o:
1. skalę zjawiska - bo jeśli "najgłupsze pokolenie" ma np. 70% idiotów, a poprzednie miały 60% to literalnie jest najgłupsze, ale ciągle masz 30% nie-idiotów,
2. sens robienia kalek z USA na polski grunt, a to z uwagi na specyfikę systemów edukacyjnych,
3. liczbę osób, które kiedyś poszłyby po prostu do prostych prac fizycznych i nie sprawdzilibyśmy ich intelektualnego potencjału
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ciągłe gapienie się w smartfon ogłupia. Sam nie mam smartfona w ogóle.
Ale dygresja być musi, skoro napisałeś to co napisałeś. Chodzi mi o smartfony. Są to narzędzia rewelacyjne, a właściwie ich zawartość, aplikacje. Dzisiejszy świat produkuje nieprawdopodobną ilość danych, jednocześnie zwiększając tempo życia. Narzędzia informatyczne są jedynym sposobem żeby te dane opanować i mieć do nich szybki dostęp (a tego wymaga świat). Na smartfonie te narzędzia mogą być zainstalowane.
Nie da się skutecznie pracować bez całej tej informatycznej otoczki. Dobrze dobrany, skonfigurowany program, prawidłowo obsługiwany jest najskuteczniejszym narzędziem do efektywnej pracy.
Pokaż mi swoje notatki, dokumenty a powiem czy skutecznie gromadzisz dane. Pokaż mi swoje zgromadzone dane a powiem ci czy potrafisz skutecznie pracować. A kiedy zmierzę twoją skuteczność tyle ci zapłacę. Tak, dobra praca to w dużej mierze umiejętność panowania nad danymi.
Oczywiście zjawisko "cyfrowego ogłupienia" jak najbardziej istnieje i jest bardzo groźne na poziomie intelektualnym i duchowym. Wiedział o tym już Stefan Jobs, który swoim dzieciom ograniczyał dostęp do technologii komputerowych.
1. Nie przejmować się, rzeczy ważne się zapamięta i wykorzysta, rzeczy nieważne odrzuci albo zapomni.
2. Gromadzić jak najwięcej danych.
Jedyne wypracowane dotąd narzędzie do zarządzania danymi to taksonomia: dzielimy pamięć na szufladki, szufladki na jeszcze mniejsze szufladki i każdą nową informację wrzucamy do szufladki, która wydaje się nam stosowna.
Ja staram się zarządzać danymi ale nie mam metodologii. Przede wszystkim rozpaczliwie przed danymi się bronię odrzucając informacje (moim zdaniem) nieważne a potem staram się tworzyć jakąś metodę ad hoc do weryfikacji ich prawdziwości, inspiruję się bardziej Agathą Christie niż nauką. Dlatego nie korzystam z pejsdzbuka, ćwittera i innych podobnych, nie interesuje się sportem, samochodami i plotkami, wszystko po to by ograniczyć ilość danych.
Przeciętny młody posiadacz smartfona jako doskonale przygotowany użytkownik aplikacji do wyszukiwania i zarządzania danych?
Słabo to widzę. To głównie plotki, pieski, porno i muzyka oraz gierki - kolejność dowolna
Ale ciężko bez nich teraz funkcjonować, ja na przykład potrzebuję do pracy.
Eksperymentuję ze smartwatchem, wszystko, co ważne przez zegarek załatwię (poza zdjęciami), a nie da się na nim marnować czasu.
Najważniejsze to ćwiczyć na bieżąco, najlepiej na rzeczywistych problemach.
Powiem tak, to co opisałem odnośnie danych jest sprawą kluczową. Ale jest jakaś grupa osób (tylko naprawdę nie wsadzajmy się w nią życzeniowo) które mogą sobie pozwolić na olewanie pewnych standardów, czy dobry praktyk. Dotyczy to m.innymi ekspertów.
Dam przykład. Współpracuję z osoba, która jest naprawdę wybitna jeżeli chodzi o aspekty ludzkie, ma gigantyczne doświadczenie w zarządzaniu, HR, wiedzę i intuicję, jest równocześnie totalnie rozpiżdżona jeżeli chodzi o zbieranie danych. Po pierwsze - bo nie jest zdolna do robienia czynności małych i powtarzalnych, zwoje jej się przepalają, po drugie nigdy nie musiała tego robić, w korpo zawsze był ktoś inny od tego, asystenci, podwładni itd. I nie ma możliwości zmiany. Trudno, nie musi, decyzje które podejmuje, albo rady których udziela są na tyle trafione, że to że permanentne mylenie dat, nazwisk, gubienie wszystkiego nie ma znaczenia. No tak, ale to jest ekspert ... Żeby zamieszać - jest to osoba niebywale wręcz skuteczna jeżeli chodzi o wyrobienie się z czymś na czas i w rzeczach dużych, jeżeli ma wsparcie, jest zorganizowana wybitnie. Znaczy jej zespół, bo musi się otoczyć ludźmi. Tak to jest to mityczne 4% ... Taka ciekawostka, kiedy ów osoba zobaczyła na jednym ze spotkań urządzenia o nazwie Remarkable, za parę dni już je miała. I może sobie teraz bazgrać, notować, pisać bez notorycznego gubienia czy zapominania notatników. Więc jakiś postęp jest.
Sumując. Ja przeszedłem baaaardzo trudną drogę od osoby która nie zbiera danych do takiej, która wszystko zapisuje w programach. Ale miałem motywację gigantyczną, po prostu za dużo przegrywałem. No i pan Bóg zesłał na mnie olśnienie i konsekwencję. Nie mogę inaczej tego wytłumaczyć. Żyje mi się teraz dużo mniej chaotycznie, a co za tym idzie - spokojniej.
A co do uciekania od szumu informacyjnego to chyba masz rację. I coś mi się wydaje, że to jest powoli tendencja. Np. fejsbuk dla wielu osób to już komunikator bardziej lub portal do wymiany informacji odnośnie swoich wąskich zainteresowań. Okres sieczki już się skończył, ludzie są przeładowani.
Eksperymentalne zostawienie dzieci samym sobie tak się właśnie kończy. Od małych idiotyzmów, kompletnie debilnego marnotrawstwa czasu, po wielkie wtopy. Przerabialiśmy to w firmie przez parę ostatnich lat, na rożne sposoby, z wychowywaniem włącznie, wdrażaniem w standardy i uczeniem oddychania. I był to bardzo wartościowy i kosztowny proces. I teraz już wszystko wiemy, nowe rekrutacje idą na 35+. Dzieci oddajemy ich rodzicom.
„To głównie plotki, pieski, porno i muzyka oraz gierki – kolejność dowolna”.
To nie ma nic wspólnego z programami użytkowymi.
Każdy program musi być intuicyjny już z naszą zdobytą wiedzą jak mamy go szybko opanować. Albo ktoś nas musi wprowadzić, albo już z czegoś *podobnego* korzystaliśmy.
Kiedyś zainstalowałem darmowego *open source* CAD-a w domu. Narysowanie prostych rzeczy zajęło mi – Boże kochany tyle czasu, za dużo. Jestem przyzwyczajony do autocada/zwcada. Nawet draft sight, który jest trochę durnowaty nie nastręczał mi tylu problemów co ten darmowy. Wszystko w tym programie było *po swojemu*. Może, jakby to był mój pierwszy raz to nawet byłoby mi łatwiej.
Także to, że ktoś używa telefonu to nie znaczy, że jest obeznany z każdą technologią.
To tak, jakbym ja powiedział, że znam się na kompie, bo go używam. Szeroki temat, na wszystkim się znać człowiek nie będzie.
Siedzę na open BSD i potrafię zrobić sporo ciekawych rzeczy. Co nie znaczy, że pewne proste zadania nie nastręczają mi pod windowsem problemów. Z drugiej strony nigdy się nie przyzwyczaiłem do gimpa (program graficzny), tak mocno mam *typowe* działanie painta zapadłe w głowie. Intuicyjne odruchy są zbyt silne ;-).
___
To jest w mojej opinii problem wdrożenia pracownika. Druga rzecz – jak nikt nie chce używać jakiegoś narzędzia, to może nie jest ono po poznaniu go wcale takie dobre i przyjemne. Wręcz nastręcza więcej problemów.
Pomimo mojej słabej opinii o dzisiejszych młodych ludziach to. Nie oczekiwałbym, że ktoś, kto nie miał nigdy styczności z jakimś konkretnym programem. Będzie w nim wymiatał, bo ma telefon.
Osobiście nie dostrzegam umiejętności radzenia sobie na poziomie – znajdę instrukcję obsługi narzędzia i spędzę wiele godzin, czytając, eksperymentując, i ucząc się, u większości ludzi ( nie tylko młodych ).
I w pełni zgadzam się z posixem, podstawowym problem z oprogramowaniem w firmie jest fakt złego wdrożenia. Na etapie samego dostosowania programu do procesów w firmie, ale też i braku należytego przeszkolenia. Oczywiście opór przed zmianą jest gigantyczny, ale to mamy wszyscy. Zrozumiałe. Natomiast kompletnie nie rozumiem braku aktywności w zmianach, usuwaniu problemów z użytkowaniem programów. Będą robić tysiąc razy tą samą durną czynność, tracąc czas, kiedy można coś usprawnić, albo zgłosić do usprawnienia. Zostawiłem swego czasu niedokończony pewien proces, ale działający, z całkiem sprawnym narzędziem/programem. Pracownicy spatologizowali go to do tego stopnia, że nie da się używać programu, a i cały proces szlag trafił. W sumie to była wyłącznie moja wina, nie można tak robić, ale pokazało też jak młody zespół sobie radzi. Nie poradzili kompletnie. Wyszło też, że tak naprawdę np. kompletnie nie rozumieją i nie widzą potrzeby w CRMie, im wystarczą karteczki przy monitorze. Jakież moje rozczarowanie, byłem właśnie przekonany, że pokolenie elektroniki inaczej podejdzie. No cóż, albo się dostosują, albo wypadają.
Co do everynote to bardzo dobry pomysł (ja akurat używam podobnego google keep). W ogóle warto zapisywać sobie offline wszelkie istotne informacje znalezione w sieci - mi się to wielokrotnie sprawdziło przy rozwiązywaniu rozmaitych problemów z systemem lub oprogramowaniem. Poleganie na wyszukiwarce (jak będzie potrzeba, to znowu to znajdę) jest zawodne, bo po jakimś czasie pewne strony i wpisy, które kiedyś nam pomogły, znikają lub giną w zalewie innych, często nieprzydatnych i mylących informacji.
Komputer, to narzędzie, smartfon to narzędzie, nóż to narzędzie, jedne bardziej niebezpieczne inne mniej.
Co do zalewu danych, współczesne narzędzia poprawiły możliwości ich zbierania i katalogowana, ale taka potrzeba istniała od dawna, patrz Biblioteka w Aleksandrii, czy fakt, że większość matematyki używanej w Data Sience powstała w zeszłym tysiącleciu, a i to nie pod sam koniec
Jorge i los opisali, co powinno być celem współczesnej edukacji.