Zaimprowizowany koncercik w domu seniora
Taki wątek dla życia w ramach zamyślenia o dobru, złu, starości i młodości.
Pojechaliśmy w kilka osób i samochodów z wizytą do brata ze wspólnoty, znanego dawniej muzyka, co po różnych historiach i udarze trafił do domu seniora w Sulejówku (program SENIOR+ pozdrawia!). Na miejscu patrzę, a kolega przyjechał drugą furą ze swoją gitarą. Ja za to miałem bęben. W sumie nic nie planowaliśmy, a chcieliśmy tylko przypomnieć muzyczne czasy starszemu bratu ze wspólnoty, którego pamięć już nie tęgo cokolwiek ogarnia.
Jak wchodziliśmy do budynku akurat się wózki pensjonariuszy (głównie pensjonariuszek) ustawiały do windy po obiedzie. Jedna z pchających je opiekunek cała na biało patrzy na nasze instrumenty i od razu wyskakuje:
-To będziecie grać? Zagrajcie! Zostaną na koncert! Nie będą do pokojów wracali.
-Oczywiście.
Komentarz
Jakoś tam wśród kończących jeść się rozsiedliśmy z bębnem i gitarą.
Hoża pani opiekunka, co rzuciła pierwszy pomysł, a której imię Anna, pyta:
-A kto będzie śpiewał?
-Hmm.. Pani!
Jakoś ten koncert poszedł. Jak kolega gitarzysta nie ogarniał przebojów cygańsko-diskopolowych, rzucanych przez Panią Annę, i się zawieszał, to wychodziłem z bębnem do publiki pensjonariuszek, żeby sobie walnęły w bęben.
Nie wiadomo gdzie wykon się kończył, a gdzie zaczął, ale w końcu trza było się ukłonić i podziękować obiecując jakiś przyszły występ z pełniejszym repertuarem. Po wszystkim miło, że jednak gdzieś w zakamarkach słabej świadomości niektórzy ze staruszków pytali, czy to już koniec.
Twilight Zone - Person or Persons Unknown - klimat życia z zanikami poczucia tożsamości. Starość może mieć w sobie piękno ucieczki od przykucia dojrzałości kalendarzem spraw.
git