Romuald Spasowski = zimnowojenny Jałowiecki
Spasowski tak jak Jałowiecki wywodził się z ziemiaństwa. Obaj mieli podobne podejście do rutynowej głupoty urzędniczej i prezentowali dystans do rozgadanego patriotyzmu, prezentując patriotyzm powściągliwy, niekrzykliwy, na końcu okazujący się skuteczny i bardzo przydatny we współpracy z Amerykanami.
Spasowski stał za pomocą Polsce w latach 50tych. Za rozpoczęciem kredytowanej pomocy (głównie zbożowej, oraz sprzętu rolniczego i przemysłowego) idącej od 1957 do zrujnowanej gospodarczo Polski. Był osobą, która uwiarygodniła PRL przed amerykańskim wywiadem. Rozmowy z CIA prowadził niezależnie od Ambasady Sowieckiej, czy od Rapackiego.
Jałowiecki od 1919 odpowiadał za urzeczywistnienie pomocy amerykańskiej i cytując zasłużonego kolegę Ignaca: "Był tak przekonujący dla gdańskich dokerów, że przepchnął przez wąskie gardło 55.000 wagonów z żywnością, sprzętem i różnymi takimi. Licząc lekko 20 ton na wagon stanowi to milion ton zaopatrzenia"!
Komentarz
Pytanie skąd zimnowojenny odpowiednik Jałowieckiego wziął się wśród komunistów? Jego Tata, Władysław, wyparł się swoich ziemiańskich korzeni i wychowywał syna w kulcie Sowietów i komunizmu. Wierzył w to z racji zupełnie niekoniunkturalnych. Był odważnym facetem, który przez swój przedwojenny komunizm więcej stracił, niż zyskał. W trakcie bombardowań Warszawy odmówił ukrywania się w piwnicy, tylko obserwował samoloty z balkonu, a w czasie przesłuchiwań przez Gestapo, w których uczestniczył też młody Romuald dumnie mówił do swoich katów, że jest komunistą
Spasowski pozostał wierny przekonaniom Ojca, jednak jednocześnie jego wspomniany dystans do oportunizmu i szumnych haseł, a także ostra katolicka żona Wanda (z Sikorskich) punktująca zawsze jego przełożonych i puentująca celnie różne jego zagwozdki, pozwoliły mu powoli, powoli przechodzić z pozycji internacjonalizmu komunistycznego, przez komunizm propolski, aż po antykomunizm. Miał swojego "ziemiańskiego" Anioła Stróża, który ustrzegł go w Łucku 1939 przed NKWD, znalazł mu rozsądną żonę, pozwolił mu być jedyną osobą, która bezkarnie darła się na Gomułkę, a w 1984 zaprowadził go do chrztu katolickiego.
Jakbyś to mógł romecku wrzucić do otwartego, bo nie chciałem w hydepark wrzucać. Dzięki.
/udałosie/
Spasowski miał więcej wspólnego z Jałowieckim, bo obaj byli tak samo niewierni wobec swoich żon.
Temat zakładałem jeszcze czytając o latach 50tych, kiedy Spasowski ambasadorował w Waszyngtonie. Aż do 61 walczył o kredyty zbożowe, jednocześnie widząc, że Gomułka nic nie robi dla samodzielnego podniesienia polskiego rolnictwa. W końcu wycofano go z placówki prawdopodobnie za to krzyczenie na Gomułkę.
Teraz jestem na 60tych gdy odpowiada za Azję i Afrykę. Udało mu się uzyskać gwarancję Indonezji co do polskiej granicy na Odrze, co już w ostatnim momencie wylotu z Dżakarty, przy wyciu silnika samolotu, mu zagwarantowano.
Niestety właśnie w tym czasie zaczyna się jego wątek niewierności.
Dzięki Spasowskiemu można porównać znane przyjęcie Papieża Jana Pawła II w 1979 z przyjęciem przez młodych Fidela Castro w 1972 w miasteczku studenckim w Krakowie:
¡Hecna histœria z tym Fidełesem!
Uznanie na Nysie i Odrze Łużyckiej granicy naszej przez panstwa spoza soc jalystycznej drużyny to dla PRLuu było jak oczekiwanie na koniec bana dla Atanazego. Wręcz niemożliwą do spełnienia wyśnioną misją. Towarzysz Gomułka od tego kompletnie wyłysiał, jak Wiesiek z Łęczycy, czy iny dyrektor z Kilera.
Uznanie że nasz kwadrat ma wszystkie ściany pełne zaczęło się u Sukarno na wyspie w 1961 i wyjazdu wicepremiera Aleksandra Zawadzkiego. Dla kolegi Ignaca to było zasko, że akurat w Indonezji, bo kojarzyl że tam komunistów nie lubiono. Ale to nie lubienie dopiero za rogiem było, ale takim niedalekim, bo za lat sześć, czyli za Suharto.
Spasowski w rozmowach indonezyjskich godnie wstał z pozycji doktrynerskiego commiewojażerstwa na pozycję zawodowca z poczuciem symetrycznej dyplomacji we fłaje serdca. Do ostatniej chwili wyduszał od reprezentanta Indonezji tego uznania. Juz byli po wszystkich fetach w Dżakarcie i innych przy samolocie czekając na odlot, juz śmigła odpalane na lotnisku miały poniesc samolot kiedy Spasowski udajac obrażonego stwierdził, "Jak nie to nie" czym wykazał zimną batnowzką (od BATNA) krew i skruszył indonezyjczyka nie tyle do podniesienia tego tematu granic, ile uznania.
W Indonezji dał odpust pracy spod znaku gwiazdy, knuta i lania po dupach, które ambasadorzy radzieccy zawsze przedstawiają w trejlerach zaproszen na rauty w ambasadach swych, jako towarzyskie chlanie по душам.
Mysle, że szkołą Spasowskiego nie były tyle komunistyczne szkolenia i kursy, ale nieco przypadkowa osmoza z doświadczeń jednego nieznanego z imienia dwójkarza, zwanego Pułkownikiem Zaleskim, z ktorym przewodzili polskiej misji do zbrodni wojennych i jak kolega z kolegą latali po wojnie nad Niemcami wypatrując zbrodniarzy.
Sam dwójkarz był świadomymy, że jest potrzebny aparatowi konunistyczemu tylko na chwilę i tylko z racji swojego doświadczenia. Podchodził z godnością do pracy mu przydzielanej okazując, jak to mówił, "dialektykom" styl, który Spasowskiemu imponował. Lekko cynicznie dystansował się Zaleski wobec szkoły darcia mordy ubranej w modne wsrod owczesnych wojskowych ideolo pierdololo NIC NIE ROZUMIECIE Z SYTUACJI W KAPITALISTYCZNYCH NIEMCZECH TU SIE SZYKUJE WSROD ROBOTNIKOW RRRWOLUCJA BO BYL STRAJK
-Strajki to normalna rzecz w Kapitalizmie.
-Na to trzeba patrzeć dialektycznie.
-To Pan patrz, a jak Pan nas nie potrzebujesz do informacji o sytuacji w Bizonii, to do widzenia.
Do Spasowskiego, po wyjściu: "To niebezpieczny czlowiek, ten Panski dialektyk, przed wojną tez takich mieliśmy, na szczęście nie wielu".
Moim zdaniem z tej sanacyjnej, dwójkarskiej batno buty się wzięły jego późniejsze najlepsze momenty w karierze, kiedy umiał postacie sprawy na ostrzu noża i używał tego czy przy rozmowach z JFK, czy właśnie w kluczowej rozmowie na lotnisku w Dżakarcie pchając sprawę uznania granicy wschodniej w momencie, kiedy żaden inny kraj, spoza demoludów, tego nie chciał uczynić.
Ta historia dwójkarza tutora i przyjaciela młodego komunisty, przyszłej gwiazd polskiej dyplomacji, jest wbrew temu, co mówi prof. Nowak we "W potrzasku Historii i Geografii". Mówi tam o Polsce jako państwie z zerwaną pamięci instytucjonalną.
Profesor wspomina o tym przy krótkim omowieniu relacji polsko-chińskich i przyczynie, która stała za brakiem interwencji radzieckiej w Październiku '56 w Warszawie. Powodem był MIĘDZY INNYMI protest Komunistycznej Partii Chin. O historii naszych relacji tym przykładem pozytywnym opowiada. Że tam jest to pamiętane to "wstawienie" się za nami i dobrze rokuje dla naszej przyszłości i kontroli Chin wobec rosyjskich zakusów w stronę Warszawy. Następnie żeby to wybrzmiało jak Chiny mają zachowaną tą pamięć to bierze inny kraj, o którym mówi, jako kraju z zerwaną pamiecia instytucjonalną. Jaki to kraj? Oczywiście nasz.
Profesor chce trafić do mas i posluguje się kategoriami utrwalonymi w powszechnym myśleniu.
Porównywanie Polski idzie zawsze inaczej niż w pracach komisji sejmowych, które zatudniaja specjalistów i tlumaczy, ktorzy pomagają w przenoszeniu dobrych rozwiazan z Węgier, Estonii czy biorą pod uwagę pomysły litewskie.
Ludzie mądrzy przemawiający do swoich stalych słuchaczy, lub chcących takich sluchzaczy zdobyć można rozpoznać przez to ze porówywac będą polską politykę do niemieckiej, francuskiej, chińskiej, rosyjskiej, czy teraz chińskiej. Patrząc na zmiany PKB, ludności i klimatu i czego tam jeszcze można sobie rozrysować następne 200 lat polskiej historiografii i politologii tworzonej przez historyków i komentatorów historii. Za 40 bedziemy skłaniani do porównywania się z indyjską polityką, za 80 do Pakistanu i Iranu, a za 120 do Nigerii i Etiopii. Potem to już nas nie będzie na szczęście, bo co ta za miejsce, co nie posiada żadnej obecnej wartości? A jeśli porównuje innych do siebie, to odkyew przewrotnie profesor Nowak, że polski przemysł pogardy wyprzedził przemysl pogardy w Stanach.
Ludzie mądrzy dziwią się, jak profesor Nowak w swojej książce, że mlodzież nie chce być dumna ze swojego kraju, nie wie o co chodzi z polskoscią, a upodabniać chce jedynie do tych krajów nam obcych i dalekich, jakiejś Europy, Stanów czy Chin, o których tak pięknie opowiada profesor.
Ludzie mądrzy tworzą problemy, z którymi później walczą.
Spasowski powoli trafia do mejnstrimu w podkaście Spojlermastera o Czasie Apokalipsy, który zaczyna się pelnym, długim cytatem ze Wspomnien Ambasadora (i podziękowaniem dla mnie za zwrócenie nań uwagi) z rautu w Ambasadzie radzieckiej w Hanoi.
Czuję że mogłem zrobić wobec Pana Spasowskiego niemal tyle co kolega Edda wobec Słowackiego
https://open.spotify.com/show/30PAeiG1BPOinxuhCSnbK2
Nu nu!
koham Szturmowca!
Cytowany w podkascie fragment jest ze strony 411. Jak go wysyłałem Michałowi to nie ogarnąłem że helikoptery przekaszajace dżunglę aż tak w tym filmie się objawią, jak zapowiedział kilkanascie lat wcześniej pijany major radziecki, "z którego wyszła dusza".
Najlepsze, że tę książkę to dostałem od autora tego podkastu, którą mu polecił Zanussi. O tym opowiadałem rok temu jak się widzieliśmy na piffku u Norblina. I że chciałbym coś napisać na podstawie tej autobiografii.