@janosik powiedział(a):
Losie teraz będziesz tęsknił za Czarnkiem
Będą tęsknić ci, co mają dzieci w wieku szkolnym. Ja jeszcze zobaczę, choć za komuny i leberałów pracowało mi się dużo lepiej niż za PiSu - płacili grosze (przed reformą Gowina w roku 2019 moja profesorska pensja wynosiła 3 400 zł brutto) ale się nie wtrącali. Gowin miał dobre intencje ale był nieudacznikiem a Czarnek to psychol z manią destrukcyjną.
A ja właśnie liberałów obwiniam o rozwalenie szkolnictwa. Zaczęło się w momencie założenia gimnazjów. Rodzice i dzieci otrzymali nadzwyczajne uprawnienia, a nauczyciel był traktowany jak zło konieczne, jak śmieć. Pamiętam sytuacje konfliktowe. Rodzice rządzili, a nauczyciel musiał siedzieć cicho, bo ani dyrektor, ani kuratorium nie stanęli po jego stronie.
Wtedy też zaczęli obniżać wymagania programowe. Najbardziej to było widoczne w wymaganiach egzaminacyjnych, każdego roku coś po cichutku wylatywało.
Liberałowie stali się lewakami i niszczenie oświaty ma się całkiem dobrze, a infantylna i niekompetentna Nowacka przybija gwoździe do trumny.
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
@Cyrylica powiedział(a):
A ja właśnie liberałów obwiniam o rozwalenie szkolnictwa. Zaczęło się w momencie założenia gimnazjów. Rodzice i dzieci otrzymali nadzwyczajne uprawnienia, a nauczyciel był traktowany jak zło konieczne, jak śmieć. Pamiętam sytuacje konfliktowe. Rodzice rządzili, a nauczyciel musiał siedzieć cicho, bo ani dyrektor, ani kuratorium nie stanęli po jego stronie.
Wtedy też zaczęli obniżać wymagania programowe. Najbardziej to było widoczne w wymaganiach egzaminacyjnych, każdego roku coś po cichutku wylatywało.
Liberałowie stali się lewakami i niszczenie oświaty ma się całkiem dobrze, a infantylna i niekompetentna Nowacka przybija gwoździe do trumny.
Swoje też zrobiła negatywna selekcja do zawodu nauczyciela. Przede wszystkim mam tu na myśli kiedyś bardzo niskie płace (i obniżane wymagania).
ALE - podkreślam - podwyżka płac dla już zatrudnionych miernot nie spowoduje, że oni zaczną lepiej pracować.
Oczywiście mam świadomość, że są nauczyciele słabi, przeciętni i dobrzy. Więc jak ktoś z forum jest nauczycielem i uważa się za dobrego - może mieć rację.
Przed dobrego nauczyciela to ja rozumiem kogoś, kto coś dodaje, a nie tylko odpytuje z zadanej książki albo powtarza, co jest w książce. Nie będę zliczał, ilu miałem nauczycieli w podstawówce i liceum, ale rząd wielkości przez 12 lat można łatwo oszacować. Jako dobrych oceniłbym z tego pięcioro (z tego jedna formalnie nawet nie była moją nauczycielką, tylko w ramach kółka przygotowywała do olimpiady). Dwie panie były już starsze i chyba szybko potem odeszły na emeryturę, młodsza dwójka w przeciągu kilku lat odeszła - jedno do szkoły prywatnej, drugie społecznej.
A to wszystko było 20 lat temu i więcej, maturę zdawałem w 2004 r. Teraz przypuszczam jest dużo gorzej.
Te zmiany w podstawie to dobry bat w publicystyce, w praktyce dobrze już jest, jak nauczyciel historii do końca szkoły dociągnie materiał do II wojny światowej, bo i z tym był duży problem. A co już powie uczniom o Wołyniu, Oświęcimiu i Pileckim to zależy od niego, nie od ministra.
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
w praktyce dobrze już jest, jak nauczyciel historii do końca szkoły dociągnie materiał do II wojny światowej, bo i z tym był duży problem
Tak, historię przerabiało się "od starożytności dokąd zdążymy". I tak cały tok edukacji. Najwięcej o współczesności dowiedzieliśmy się w maturalnej klasie na polskim z tego co pamiętam.
— Panie profesorze — jęknąłem — powiem krótko. Myśmy się nie uczyli. Myśmy dryfowali. To wszystko było Dryfem.
Alcybiades milczał przez chwilę.
— Oczywiście, możemy nazwać to Dryfem — powiedział. — Bardzo ładne sformułowanie. Ale kto ośmieli się twierdzić, że Dryf nie jest metodą i że nie oddaje naukowych usług? Wielu odkrywców, zwłaszcza Amundsen i Nansen, i inni badacze Północy, umyślnie ustawiało swoje statki w dryf — dla celów naukowych. Kiedy dryfuję po obszarach historii, unoszony prądem zagadnień przewijających się przez wieki, to nie tylko poznaję po drodze fakty i wypadki historyczne, ale wiążę je w łańcuch przyczynowy, zaczynam rozumieć kierunek i sens przemian. A to jest najważniejsze.
Przygryźliśmy wargi.
— Dryf nie jest bezpieczny. Można wpaść na mielizny i skały, stracić mnóstwo czasu, zbłądzić, wszystko poplątać.
— Tak, ale przecież ja stałem na mostku — powiedział Alcybiades — można powiedzieć, przyjacielu, że nie spuszczałem oka z busoli i stale sprawdzałem położenie. Lecz było zadowalające. Prądy unosiły nas w korzystnych, z punktu widzenia nauki, kierunkach. To przecież było w warunkach umowy. Wyraźnie powiedziałem, że będę was traktował jak wolnych poszukiwaczy prawdy. Nie mogłem więc odrzucać waszych inicjatyw. To byłoby szkodliwe i niepotrzebne. Wasz sprawdzony poziom moralny, wasze żywe zainteresowanie, ośmielę się powiedzieć: wasza miłość do historii gwarantowały pomyślny wynik eksperymentu. Zresztą — Alcybiades chrząknął nieskromnie — było do przewidzenia, że w tym triumwiracie i tak ja zostanę Cezarem. Nie, stanowczo nie widzę, byśmy w czymś naruszyli warunki umowy.
@Przemko powiedział(a):
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Czyli jednak liberały rozwaliły oświatę, bo te lata to rządy KLD, UD i UW. Tusk był nawet przez kilka lat przewodniczącym KLD. Co wtedy zaczęli, teraz dożynają. Ta sama szajka.
@Przemko powiedział(a):
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Psucie bugodrzanskiego systemu oświaty rozpoczęło się zaraz na początku tzw. transformacji ustrojowej, czyli jak mnie pamięć nie myli w 1991r. Wraz z wprowadzeniem do szkolnego obiegu oceny "mierna", która umożliwiała tłuczniom i leserom prześlizgiwanie się z klasy do klasy, a uczycielom przepychanie takowych i wypychanie ze szkół kolanem. Później przyszła "samorządność uczniowska" i coraz większy terror tłuczni względem uczycieli, a jeszcze później oświatowe reformatołki od Handke, powstanie gimbazy i sztucznie generowana moda na "bezstresowe wychowanie" (tzn. bezstresowe dla tłuczni, a coraz bardziej stresujące dla uczycieli) i "partnerstwo w szkole" (piramidalna masakracja). Od drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku trwa proces permanentnego obniżania poziomu wiedzy u tłuczni i stawianych im wymagań na poszczególne oceny przez uczycieli. Gimbaza przyspieszyła tylko ten destrukcyjny proces, a od czasów mini-sterek Hall, Szumilas i Kluzikowej to ten poziom już pikuje, a nie spada. I reforma Zalewskiej z 2016 polegająca głównie na zmianie struktury szkolnictwa (wygaszenie gimbazy i odtworzenie 8-letnich podstawówek i 4-letnich LO) nic w tym procesie nie zmieniła. Teraz natomiast "ministra" Lewacka będzie przybijać tylko ostatnie gwoździe do tej trumny bugodrzanskiego szkolnictwa
Acha, do LO chodziłem w latach 1988-92, a w zawodzie uczyciela historyji pracuję nieustannie od zakończenia studiów w 1997, tak więc wszystkie powyższe obserwacje oparte są na osobistym doświadczeniu. W tym roku minie mi 27 lat ciężkiej pracy na ugorze z tłuczniami. Przerobiłem m.in
całą gimbaze. I jedyne o czym marzę to dotrwać do zasłużonej emerytury, na szczęście NSZZ Solidarność zdążyła w ubiegłym roku wywalczyć możliwość dla uczycieli na przechodzenie na emeryturę po 30 latach pracy (że to będzie głodowa emerytura, to już inna sprawa)
Szanowni, program wciąż jest psuty. Kto dziś czyta w oryginale i omawia "O wojnie Galijskiej"? Jak człowiek wykształcony może nie znać greki i łaciny? Retoryki?
Poruszające jest nie to, że program się zmienia, tylko w jakim kierunku.
Albo kto się dziś uczy fechtunku, jazdy konnej i zapinania kontusza?
Tzn. żeby było jasne - ktoś się uczy. Ale przydatność tego dla "człowieka wykształconego" w XXI wieku jest podobna.
Znowu odwołam się do osobistego przykładu - tzn. prawie osobistego, bo dotyczyło moich kolegów i koleżanek, a nie mnie. W moim tzw. elitarnym liceum była klasa, w której uczono greki (starożytnej) i łaciny. I to uczono dużo - łaciny mieli 4 godziny tygodniowo, greki 2. Z tej klasy z mojego rocznika na dzienne studia (2004 r.) dostało się ... 4 osoby (z 30 kilku). W pozostałych klasach dostali się prawie wszyscy albo przynajmniej większość. Może dlatego, że nie tracili czasu na zbędne w XXI wieku hobby, a może od razu naprzyjmowali tam debili, bo kto inny by się chciał łaciny i greki w takim wymiarze.
Potem sam zacząłem się niestety uczyć łaciny, jak krótko studiowałem filologię włoską. Był to najgłupszy, najbardziej topornie uczony i najmniej potrzebny przedmiot na tych studiach - tzn. na pierwszym roku, potem nie wiem, bo już nie studiowałem.
@Przemko powiedział(a):
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Czyli jednak liberały rozwaliły oświatę, bo te lata to rządy KLD, UD i UW. Tusk był nawet przez kilka lat przewodniczącym KLD. Co wtedy zaczęli, teraz dożynają. Ta sama szajka.
@Przemko powiedział(a):
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Czyli jednak liberały rozwaliły oświatę, bo te lata to rządy KLD, UD i UW. Tusk był nawet przez kilka lat przewodniczącym KLD. Co wtedy zaczęli, teraz dożynają. Ta sama szajka.
Liberały nie rządziły bez przerwy od 1989.
Rządzili lub współrządzili w latach 1989-1991, 1992-1993, 1997-2000, 2007-2015, w latach 1991-1992 i 2000-2001 "to skomplikowane". Łącznie wychodzi 14-16 lat na 34 (czyli 40 kilka %). Ale najbardziej szkodliwa z reform jest na ich konto.
@Przemko powiedział(a):
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Czyli jednak liberały rozwaliły oświatę, bo te lata to rządy KLD, UD i UW. Tusk był nawet przez kilka lat przewodniczącym KLD. Co wtedy zaczęli, teraz dożynają. Ta sama szajka.
Liberały nie rządziły bez przerwy od 1989.
Rządzili lub współrządzili w latach 1989-1991, 1992-1993, 1997-2000, 2007-2015, w latach 1991-1992 i 2000-2001 "to skomplikowane". Łącznie wychodzi 14-16 lat na 34 (czyli 40 kilka %). Ale najbardziej szkodliwa z reform jest na ich konto.
W latach 1993-1997, a zwłaszcza 2001-2005, również rządziły postkomunistyczne neoliberały (nie mylić z aferałami i lumpenliberałami z K(asy) L(ewych) D(ochodów)!). Udające lewicowców dla potrzeb propagandowych, oczywiście. Właściwe rozwinięcie skrótu tej postkomunistycznej formacji w tamtych latach rządzącej i mającej swojego prezydenta brzmi: Sojusz Liberalno-Demokratyczny (a nie żadnej lewicy demokratycznej). Coś na ten temat wiem, jako wyborca Unii Pracy w latach 90-tych ubiegłego już wieku, który głosował również na Piotra Ikonowicza w wyborach prezydenckich w 2000r.
Nieprawda. W latach 1993-97 Unia Pracy Ryszarda Bugaja mocno krytykowała postkomunistycznych neoliberałów z SLD. Z pozycji autentycznie lewicowych oczywiście, odwołujących się do idei przedwojennej PPS (właśnie dlatego na tę partię głosowałem wówczas)
Ryszard Bugaj miał taką cechę, że bardzo chętnie krytykował tych, z którymi jechał na jednym wózku. Pamiętam jak kiedyś na posiedzeniu zarządu NBP zjechał od góry do dołu raport, którego (przynajmniej formalnie) był współautorem. Dlatego facet w polityce nie zbudował nic, umiał tylko niszczyć.
i właśnie dlatego, że nowa UP pod rządami niejakiego Marka Pola poszła w alianse z SLD w 2001 przestałem popierać tę partię i zacząłem swój piwot ku "prawicy", który zaprowadził mnie ostatecznie w roku 2005 do PiS (dla mnie ta partia obecnie kontynuuje tradycje przedwojennej PPS, patriotycznych socjalistów niepodległościowych)
@Eden powiedział(a):
Nieprawda. W latach 1993-97 Unia Pracy Ryszarda Bugaja mocno krytykowała postkomunistycznych neoliberałów z SLD. Z pozycji autentycznie lewicowych oczywiście, odwołujących się do idei przedwojennej PPS (właśnie dlatego na tę partię głosowałem wówczas)
Sprawdź sobie, kto był ministrem przemysłu i handlu w rządach Oleksego i Pawlaka i w jakim był klubie parlamentarnym.
Słuchaj Rozum, dobrze pamiętam dlaczego wówczas popierałem UP. Jaką politykę i narrację prowadziła wówczas ta partia na forum sejmu i na ulicach (np. podczas pochodów 1-Majowych). Jakie mieli poglądy jej aktywiści w lokalnych strukturach. Tak więc nie ściemniaj mi pojedynczymi przypadkami pójścia w ministry, bo tutaj wiele osobliwości było w IIIRP, od lewego do prawego i na abarot zresztą
Mhm, zaplanuje badania fotosyntezy, wykona pomiar natężenia światła, policzy powierzchnię liści, określi optymalną wilgotność i zbuduje model konwekcyjny rośliny.
Ale tabliczkę mnożenia to wywalimy bo jeszcze komuś wyjdą nie takie wnioski jak powinny ;-)
@Eden powiedział(a):
Słuchaj Rozum, dobrze pamiętam dlaczego wówczas popierałem UP. Jaką politykę i narrację prowadziła wówczas ta partia na forum sejmu i na ulicach (np. podczas pochodów 1-Majowych). Jakie mieli poglądy jej aktywiści w lokalnych strukturach. Tak więc nie ściemniaj mi pojedynczymi przypadkami pójścia w ministry, bo tutaj wiele osobliwości było w IIIRP, od lewego do prawego i na abarot zresztą
Problemem nie jest to, że "pojedynczy przypadek" został ministrem. Sikorski też kiedyś kandydował z PiS, a potem był (i jest) ministrem u Tuska... no tylko właśnie, wtedy już więcej nie kandydował i nie kandyduje z PiS. To się zdarza, w naszej polityce jest względnie dużo takich transferów. Ale Marek Pol nie zrobił żadnego transferu. Był posłem UP, jednocześnie był ministrem w rządzie, wobec którego UP była w teoretycznej opozycji.
To tak jakby teraz Dworczyk czy Płażyński weszli do rządu Tuska, ale ciągle byli posłami PiS.
Wysoka Izbo! Klub Unii Pracy wszystkie te kwestie przedyskutował uważnie i szczegółowo. Niełatwo nam było podjąć decyzję ostateczną. Po długim namyśle doszliśmy jednak do wniosku, że jest wiele rzeczy w programie rządu, które są nam bliskie. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy rządowi Waldemara Pawlaka udzielić poparcia. (Oklaski) Nie jest to z naszej strony, Wysoka Izbo, poparcie wolne od uwarunkowań, zależności od tego, co stanie się w najbliższym czasie. Jeśli nasze wątpliwości rozstrzygną się pozytywnie, to rząd i koalicja rządowa będą mogły zdecydowanie liczyć na nasze poparcie. Jeśli jednak obawy się potwierdzą, nie będziemy, przy całej sympatii dla pana premiera, szczędzić temu rządowi krytyki. (Oklaski)
Tak, to w stylu Bugaja, nurmalnie jakbym go słyszał. Tylko na fonii to pewnie było dwa razy dłuższe, bo Bugajowi tak się podoba każde jego zdanie, że je dwa razy powtarza, by się trochę ponapawać brzmieniem. Na użytek protokołu pewnie skomasowano dwa jednobrzmiące zdania do jednego. Ech, wspomnienia...
Komentarz
Pogrom nauki szkolnej.
Losie teraz będziesz tęsknił za Czarnkiem
Pytanie czy choć propagowanie tradycyjnego TERF-owskiego feminizmu i homoseksualizmu się ostanie czy też uznane zostanie za niedostatecznie postępowe?
Będą tęsknić ci, co mają dzieci w wieku szkolnym. Ja jeszcze zobaczę, choć za komuny i leberałów pracowało mi się dużo lepiej niż za PiSu - płacili grosze (przed reformą Gowina w roku 2019 moja profesorska pensja wynosiła 3 400 zł brutto) ale się nie wtrącali. Gowin miał dobre intencje ale był nieudacznikiem a Czarnek to psychol z manią destrukcyjną.
A ja właśnie liberałów obwiniam o rozwalenie szkolnictwa. Zaczęło się w momencie założenia gimnazjów. Rodzice i dzieci otrzymali nadzwyczajne uprawnienia, a nauczyciel był traktowany jak zło konieczne, jak śmieć. Pamiętam sytuacje konfliktowe. Rodzice rządzili, a nauczyciel musiał siedzieć cicho, bo ani dyrektor, ani kuratorium nie stanęli po jego stronie.
Wtedy też zaczęli obniżać wymagania programowe. Najbardziej to było widoczne w wymaganiach egzaminacyjnych, każdego roku coś po cichutku wylatywało.
Liberałowie stali się lewakami i niszczenie oświaty ma się całkiem dobrze, a infantylna i niekompetentna Nowacka przybija gwoździe do trumny.
Coś wylatywało systematycznie rok po roku zapewne od 1990, byłem w liceum między 1995 a 1999, nauczyciel matematyki pokazywał nam zadania z matematyki z lat 70-tych - były dużo bardziej złożone niż to czym zajmowaliśmy się my wtedy.
Swoje też zrobiła negatywna selekcja do zawodu nauczyciela. Przede wszystkim mam tu na myśli kiedyś bardzo niskie płace (i obniżane wymagania).
ALE - podkreślam - podwyżka płac dla już zatrudnionych miernot nie spowoduje, że oni zaczną lepiej pracować.
Oczywiście mam świadomość, że są nauczyciele słabi, przeciętni i dobrzy. Więc jak ktoś z forum jest nauczycielem i uważa się za dobrego - może mieć rację.
Przed dobrego nauczyciela to ja rozumiem kogoś, kto coś dodaje, a nie tylko odpytuje z zadanej książki albo powtarza, co jest w książce. Nie będę zliczał, ilu miałem nauczycieli w podstawówce i liceum, ale rząd wielkości przez 12 lat można łatwo oszacować. Jako dobrych oceniłbym z tego pięcioro (z tego jedna formalnie nawet nie była moją nauczycielką, tylko w ramach kółka przygotowywała do olimpiady). Dwie panie były już starsze i chyba szybko potem odeszły na emeryturę, młodsza dwójka w przeciągu kilku lat odeszła - jedno do szkoły prywatnej, drugie społecznej.
A to wszystko było 20 lat temu i więcej, maturę zdawałem w 2004 r. Teraz przypuszczam jest dużo gorzej.
Te zmiany w podstawie to dobry bat w publicystyce, w praktyce dobrze już jest, jak nauczyciel historii do końca szkoły dociągnie materiał do II wojny światowej, bo i z tym był duży problem. A co już powie uczniom o Wołyniu, Oświęcimiu i Pileckim to zależy od niego, nie od ministra.
A powiedzcie jak rozumiecie to o wykreśleniu z podstawy rachunków w pamięci - to oznacza w praktyce koniec nauki tabliczki mnożenia?
Tak, historię przerabiało się "od starożytności dokąd zdążymy". I tak cały tok edukacji. Najwięcej o współczesności dowiedzieliśmy się w maturalnej klasie na polskim z tego co pamiętam.
Dlatego tak należy uczyć historii
Skurwysyny
Karski tak się starał opowiadając o polskim antysemityzmie przed wojną, a i tak wyleciał z programu.
Czyli jednak liberały rozwaliły oświatę, bo te lata to rządy KLD, UD i UW. Tusk był nawet przez kilka lat przewodniczącym KLD. Co wtedy zaczęli, teraz dożynają. Ta sama szajka.
Psucie bugodrzanskiego systemu oświaty rozpoczęło się zaraz na początku tzw. transformacji ustrojowej, czyli jak mnie pamięć nie myli w 1991r. Wraz z wprowadzeniem do szkolnego obiegu oceny "mierna", która umożliwiała tłuczniom i leserom prześlizgiwanie się z klasy do klasy, a uczycielom przepychanie takowych i wypychanie ze szkół kolanem. Później przyszła "samorządność uczniowska" i coraz większy terror tłuczni względem uczycieli, a jeszcze później oświatowe reformatołki od Handke, powstanie gimbazy i sztucznie generowana moda na "bezstresowe wychowanie" (tzn. bezstresowe dla tłuczni, a coraz bardziej stresujące dla uczycieli) i "partnerstwo w szkole" (piramidalna masakracja). Od drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku trwa proces permanentnego obniżania poziomu wiedzy u tłuczni i stawianych im wymagań na poszczególne oceny przez uczycieli. Gimbaza przyspieszyła tylko ten destrukcyjny proces, a od czasów mini-sterek Hall, Szumilas i Kluzikowej to ten poziom już pikuje, a nie spada. I reforma Zalewskiej z 2016 polegająca głównie na zmianie struktury szkolnictwa (wygaszenie gimbazy i odtworzenie 8-letnich podstawówek i 4-letnich LO) nic w tym procesie nie zmieniła. Teraz natomiast "ministra" Lewacka będzie przybijać tylko ostatnie gwoździe do tej trumny bugodrzanskiego szkolnictwa
Acha, do LO chodziłem w latach 1988-92, a w zawodzie uczyciela historyji pracuję nieustannie od zakończenia studiów w 1997, tak więc wszystkie powyższe obserwacje oparte są na osobistym doświadczeniu. W tym roku minie mi 27 lat ciężkiej pracy na ugorze z tłuczniami. Przerobiłem m.in
całą gimbaze. I jedyne o czym marzę to dotrwać do zasłużonej emerytury, na szczęście NSZZ Solidarność zdążyła w ubiegłym roku wywalczyć możliwość dla uczycieli na przechodzenie na emeryturę po 30 latach pracy (że to będzie głodowa emerytura, to już inna sprawa)
Szanowni, program wciąż jest psuty. Kto dziś czyta w oryginale i omawia "O wojnie Galijskiej"? Jak człowiek wykształcony może nie znać greki i łaciny? Retoryki?
Poruszające jest nie to, że program się zmienia, tylko w jakim kierunku.
Albo kto się dziś uczy fechtunku, jazdy konnej i zapinania kontusza?
Tzn. żeby było jasne - ktoś się uczy. Ale przydatność tego dla "człowieka wykształconego" w XXI wieku jest podobna.
Znowu odwołam się do osobistego przykładu - tzn. prawie osobistego, bo dotyczyło moich kolegów i koleżanek, a nie mnie. W moim tzw. elitarnym liceum była klasa, w której uczono greki (starożytnej) i łaciny. I to uczono dużo - łaciny mieli 4 godziny tygodniowo, greki 2. Z tej klasy z mojego rocznika na dzienne studia (2004 r.) dostało się ... 4 osoby (z 30 kilku). W pozostałych klasach dostali się prawie wszyscy albo przynajmniej większość. Może dlatego, że nie tracili czasu na zbędne w XXI wieku hobby, a może od razu naprzyjmowali tam debili, bo kto inny by się chciał łaciny i greki w takim wymiarze.
Potem sam zacząłem się niestety uczyć łaciny, jak krótko studiowałem filologię włoską. Był to najgłupszy, najbardziej topornie uczony i najmniej potrzebny przedmiot na tych studiach - tzn. na pierwszym roku, potem nie wiem, bo już nie studiowałem.
Liberały nie rządziły bez przerwy od 1989.
Rządzili lub współrządzili w latach 1989-1991, 1992-1993, 1997-2000, 2007-2015, w latach 1991-1992 i 2000-2001 "to skomplikowane". Łącznie wychodzi 14-16 lat na 34 (czyli 40 kilka %). Ale najbardziej szkodliwa z reform jest na ich konto.
W latach 1993-1997, a zwłaszcza 2001-2005, również rządziły postkomunistyczne neoliberały (nie mylić z aferałami i lumpenliberałami z K(asy) L(ewych) D(ochodów)!). Udające lewicowców dla potrzeb propagandowych, oczywiście. Właściwe rozwinięcie skrótu tej postkomunistycznej formacji w tamtych latach rządzącej i mającej swojego prezydenta brzmi: Sojusz Liberalno-Demokratyczny (a nie żadnej lewicy demokratycznej). Coś na ten temat wiem, jako wyborca Unii Pracy w latach 90-tych ubiegłego już wieku, który głosował również na Piotra Ikonowicza w wyborach prezydenckich w 2000r.
Przecież twoja UP zawsze wspierała SLD, ministra w SLD-owskim rządzie nie mieli tylko przez 2 lata z 8.
Nieprawda. W latach 1993-97 Unia Pracy Ryszarda Bugaja mocno krytykowała postkomunistycznych neoliberałów z SLD. Z pozycji autentycznie lewicowych oczywiście, odwołujących się do idei przedwojennej PPS (właśnie dlatego na tę partię głosowałem wówczas)
Ryszard Bugaj miał taką cechę, że bardzo chętnie krytykował tych, z którymi jechał na jednym wózku. Pamiętam jak kiedyś na posiedzeniu zarządu NBP zjechał od góry do dołu raport, którego (przynajmniej formalnie) był współautorem. Dlatego facet w polityce nie zbudował nic, umiał tylko niszczyć.
i właśnie dlatego, że nowa UP pod rządami niejakiego Marka Pola poszła w alianse z SLD w 2001 przestałem popierać tę partię i zacząłem swój piwot ku "prawicy", który zaprowadził mnie ostatecznie w roku 2005 do PiS (dla mnie ta partia obecnie kontynuuje tradycje przedwojennej PPS, patriotycznych socjalistów niepodległościowych)
Sprawdź sobie, kto był ministrem przemysłu i handlu w rządach Oleksego i Pawlaka i w jakim był klubie parlamentarnym.
Słuchaj Rozum, dobrze pamiętam dlaczego wówczas popierałem UP. Jaką politykę i narrację prowadziła wówczas ta partia na forum sejmu i na ulicach (np. podczas pochodów 1-Majowych). Jakie mieli poglądy jej aktywiści w lokalnych strukturach. Tak więc nie ściemniaj mi pojedynczymi przypadkami pójścia w ministry, bo tutaj wiele osobliwości było w IIIRP, od lewego do prawego i na abarot zresztą
Mhm, zaplanuje badania fotosyntezy, wykona pomiar natężenia światła, policzy powierzchnię liści, określi optymalną wilgotność i zbuduje model konwekcyjny rośliny.
Ale tabliczkę mnożenia to wywalimy bo jeszcze komuś wyjdą nie takie wnioski jak powinny ;-)
Problemem nie jest to, że "pojedynczy przypadek" został ministrem. Sikorski też kiedyś kandydował z PiS, a potem był (i jest) ministrem u Tuska... no tylko właśnie, wtedy już więcej nie kandydował i nie kandyduje z PiS. To się zdarza, w naszej polityce jest względnie dużo takich transferów. Ale Marek Pol nie zrobił żadnego transferu. Był posłem UP, jednocześnie był ministrem w rządzie, wobec którego UP była w teoretycznej opozycji.
To tak jakby teraz Dworczyk czy Płażyński weszli do rządu Tuska, ale ciągle byli posłami PiS.
https://orka2.sejm.gov.pl/Debata2.nsf/main/59B22A57
Wysoka Izbo! Klub Unii Pracy wszystkie te kwestie przedyskutował uważnie i szczegółowo. Niełatwo nam było podjąć decyzję ostateczną. Po długim namyśle doszliśmy jednak do wniosku, że jest wiele rzeczy w programie rządu, które są nam bliskie. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy rządowi Waldemara Pawlaka udzielić poparcia. (Oklaski) Nie jest to z naszej strony, Wysoka Izbo, poparcie wolne od uwarunkowań, zależności od tego, co stanie się w najbliższym czasie. Jeśli nasze wątpliwości rozstrzygną się pozytywnie, to rząd i koalicja rządowa będą mogły zdecydowanie liczyć na nasze poparcie. Jeśli jednak obawy się potwierdzą, nie będziemy, przy całej sympatii dla pana premiera, szczędzić temu rządowi krytyki. (Oklaski)
Lol.
Tak, to w stylu Bugaja, nurmalnie jakbym go słyszał. Tylko na fonii to pewnie było dwa razy dłuższe, bo Bugajowi tak się podoba każde jego zdanie, że je dwa razy powtarza, by się trochę ponapawać brzmieniem. Na użytek protokołu pewnie skomasowano dwa jednobrzmiące zdania do jednego. Ech, wspomnienia...