Apostazja Fejzbukowa
Wśród przymiotów argumentacji stoi, iż wszelkie argumenta można do różnych sytuacji odnieść. Nawet do takich sytuacji, co pierwotnemu twórcy argumentów mogłyby i nie odpowiadać.
Pożyteczną tą zabawę wziąłem ku zbawieniu swemu i swego czasu. Posiłkując się lekko wypowiedzią Goethego do Hegla, kiedy w kilku słowach odkrył on, że cała dialektyka służy jeno odwróceniu prawdy z fałszem.
Trafiani jesteśmy argumentami o rzekomej słabości w świecie materialnym i nieprzystawaniu do tempa przemian. Pojawiają się hasła gdzieniegdzie, a to kątem oka widziane i ucha słyszane, a to na schodach, w autach, na pasach, czy czatach. Argumenta o zwątpienie w sens bycia we wspólnocie kościoła.
Brzmią argumenta niezbicie sensownie, że wierny juz nie wierzy, bo:
brak utożsamiania
brak udzielania
brak przeżywania
Z wyższej puli abstrakcji idzie chmura wiadomości o histochryjach wilków w pasterskich skórach. Histochryje zasłyszane w miejscu, gdzie dużo można usłyszeć, w miejscu gdzie się dzieje, a kipi, a wrze.
Stwierdzając jak na wstępie, że rozum ludzki dany nam został jako narzędzie do zabaw wszelakich, a pożytecznych ku zbawieniu swemu i swego czasu, obróciłem niezbite argumenta przeciw miejscom, z których pochodzą, z miejsc rzekomego dziania się i aktualności.
Spojrzalem w ich czeluść i spytałem się sam: "Cui bono?" I usunąłem konto jedno i jeszcze kilka, tak szybko, wzium, wzium. Za szybko, ale nie zrobi się jajecznicy wegańskiej bez rozbicia kilku skał kala namak.
Jak tworzyłem tam kilkanaście lat temu konta tam ło, gdzie miało być pięknie, to szłem za sercem do kobiety, co w życiu z nią kontakt był wtedy mniejszy, a konto tam miała i chciałem być bliżej niej.
Ale przez wszystkie lata jednak nie zrozumiałem o co chodzi w tych mega soszjalach. Krocie symboli, okienek, masa znaczków wokoło głównego ekranu. Jak na jakimś bazarze. Szwarno i gwarno. Nazbyt żadnie. Nie czuję. Nie wiem kiedy należy wstawać, a kiedy się żegnać. Nie żałuję, że nie wiem jak tam działać, bo nie działam. A jeszcze inni, wilcy, tam pozyskują wiedzę o ludziach, oszukują i wykorzystują. Przeważyło to szalę. Mnie może to niezbyt dotknęło, ale niesmak jednak pozostał.
Komentarz
Osobiście uważam, że miłość to najważniejsza rzecz na świecie.
To co się zajmujesz Platonem?
Widać z miłości
Jedyna pożyteczna rzecz na fejzbuku to messenger, dzięki któremu mogę za friko pogadać z rodzinką w USA i GB, bez ograniczeń czasowych.
Gdybym gadała przez komórkę wydałabym majątek, bo rodzinka i ja- jesteśmy gadatliwi.
I tylko do tego mi służy fb.
X Muska to całkiem insza inszość.
X jest jednocześnie rozsadnikiem rosyjskiej propagandy, jednym z największych zbiorów internetowej pornografii, a wpisy-rozmowy-interakcje-polubienia użytkowników są karmą do trenowania algorytmów pana Muska (Grok w wersji 2 jest modelem multimodalnym). W połączeniu z perswazyjnym aspektem społecznościówek i chęcią Muska do wkładania ludziom implantów do głów - nie wygląda to dobrze. W sumie pewnie po to został kupiony Twitter - jako baza do trenowania LLM.
Zaglądam czasem, Twitter to jest taki TikTok dla starszaków, smaży mózg w dopaminie.
Czasem, gdy mi brakuje trochę masy na forumku wchodzę na X i faktycznie ostro przypala. Wartościowego kontentu tam jest naprawdę bardzo mało.
Pejsa, insta, pinte ani żadnych innych NK nie miałem nigdy.
A gdzie kiedyś był? Poza forum oczywiście ale forum to przecież dziesiątki lat pracy. Garbage in garbage out, ludzie nigdy nie napiszą nic lepszego niż mają w twarzoczaszce.
No to wypada na Twitterzu gnębonić, by temu Groku poprzepalały się druciki.
Chodzi o dialog międzybanieczkowy za pomocą wczucia w argumenty drugiego, które są prawdopodobnie prowokacyjnym pójściem na łatwiznę. Szczególnie u młodych "nie czuję mszy", albo u głupich "kiedy byłem chrześcijaninem". Uff.
W dopaminie? Hm. Wedle mojego oglądu to bardzo przykre miejsce, jak każde tłumne, siedlisko gniewu i zalewu frustrującej głupoty. Acz my z dopaminą mało się znamy. Ale trenowanie LLM OK.