Wątek kociologiczny
Wróciłem z kolędowania pod miastem, więcej dzieci niż dorosłych, z 20 chyba, duży dom. Też jeden wielki kot przez te dzieci noszony jak pufa. Swoim spokojem odbijał. Cichy. Se pomyślisz, że stłamszony. A ten ma jakąś historię, co pod rzekomym klocem napuszonym się kryje. Na Mikołajki po wizycie u weterynarza zaginął kilka kilometrów od domu. Już myśleli że pa, pa się z nim. Jakieś tam niby kartki z poszukiwaniem. No, ale cóż, to tylko kot. Bajo!
A ten w Boże Narodzenie zaskoczył wszystkich siedząc o poranku na ogrodzeniu.
Wracając na swoje ulubione miejsce jakby nigdy nic.
Otagowano:
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Skoro jest wątek kynologiczny ten powinen być FE-LI-NO-LO-GI-CZNY
Kot się zwie FI LE MON, to może od tego.
Co tam parę kilometrów, czytałam o francuskim kocie, który przewędrował z płn. Francji do południowej, bo na południe przeprowadzili sie jego właściciele. Pytanie, skąd znał ich nowy adres?
Dziadek mój (ten od kociąt, co im lepki ukręcał) Wincenty miał kiedyś kocura (zwał go Urban) który za nim chodził jak pies. Odprowadzał go na przystanek i czekał na niego jak wracał z pracy (zawsze wiedział którym kursem będzie dziadek wracał - to był przez lata kurs o jednej godzinie ok15.30, do dziś ciężko powiedzieć z czym kot kojarzył konkretną godzinę bo niezależnie od pory roku był bezbłędny).
Chodził też z dziadkiem do lasu gdy ten wybierał się na borówki, chodził przy nodze jak pies, czasem oddalał się na kilka godzin ale nigdy się nie zgubił.
Tak samo towarzyszył mu w pracy w polu gdy dziadek obkaszał pole zboża przed koszeniem lub przy "przekonywaniu" od chwastów młodych, ledwo co wzrosłych ziemniaków czy buraków.
Babcia nigdy nie tolerowała kotów kuchni, a ten cwaniak zawsze widział kiedy jej nie ma w domu i w przeciwieństwie do innych swoich pobratymców nigdy od niej nie zaliczył miotłą przez grzbiet.
Słyszał autobus. Koty mają świetny słuch. Przestaje działać tylko wtedy, gdy się je woła.
A to był jeszcze do tego Urban!
👣
🐾
🐾
I na zegarku się znał....
Nasz kot Tygrys, razem z wilczurem Burkiem odprowadzali tatę do pracy i przyprowadzali Go do domu, kiedy kończył pracę.
(praca była niedaleko od domu - przez las)
Po odprowadzeniu Taty szybciutko wracali do domu, żeby odprowadzić Mamę - już dalej, ponad kilometr. Mamy nie przyprowadzali, bo kończyła każdego dnia o innej porze.
Takiego kota, co chodził koło nogi to widziałem pierwszy raz w Domu Seniora w Sulejówku rok temu. Mocno mi to zmieniło obraz kotów jaki miałiem do tej pory w głowie. Tam jest takie małe oczko wodne wokół którego chodzą staruszkowie z rodzinami i ten kot chodzący z tymi staruszkami, do których nikt nie przyjechał i sami człapali wokół tego oczka. No nie sami, bo z tym kotem, co zatrzymywał się kiedy oni, ruszał kiedy oni. Siadał, jak siadali na ławce.
Z tym Urbanem to jaja swego czasu były (teraz się z tego śmiejemy ale wtedy trochę jazdy z tym było, nie dla mnie czy rodzeństwa bo my gówniarzami wtedy byli ale dziadki czy wujki trochę nieprzyjemności mieli).
Jak w każdej albo większości wsi komórka partyjna była i u nich. Życzliwy sąsiad doniósł że taki a taki zwie Urbanem kota. Dziadek się gęsto tłumaczył ale koniec końców przyjęli że to na "cześć" papieża i z ulgą wpisali w papierach że obywatel G. nie dopuścił się obrazy na przedstawicielu siły przewodniej narodu.
Wcześniej miał z nimi sprawę o słuchanie radia Wolna Europa więc trochę strachu się najadł przy okazji tego kota.....