Miasto umierających
Nawiązuję do obserwacji mmarii:
"Wracałam piechotą Marszałkowską do centrum - rozpacz! Zupełnie martwe miasto. Temat na oddzielny wątek, ale jestem zdruzgotana, więc dzielę się na gorąco. Brak sklepów, jedna restauracja, jeden bar mleczny, puste witryny - miasto widmo. Aż się wierzyć nie chce, że w tych kamienicach mieszkalą ludzie:(((("
Mieszkam tuż przy pl Unii. Mam szczęście że wraz z innymi tworzymy wspólnotę i sami decydujemy o tym komu powierzamy zarządzanie naszą posiadłością i jak zarządzamy finanswami. Dzięki Bogu wspólnota jest właścicielem kilku lokali handlowo-usługowych zlokalizowanych na parterze, od Puławskiej. Jaoś dajemy radę.
Ale do rzeczy. Na ostatnim zebraniu wspólnoty rozmowa zeszła na wymierające ulice. Na Marszałkowską pomiędzy pl. Unii a pl. Zbawiciela. Na brak normalnych sklepów gdzie można za normalną cenę zrobić codzienne zakupy. Na wszechotaczający syf, marazm, bród, smród i ubóstwo.
Przyczyna jest dość prosta. Najemców brak. Dlaczego? Z powodu czynszów dyktowanych przez ratusz. Totalnie wyssane z palce i oderwane od rzeczywistości. Wokoło w większości mieszkają emeryci. Ludzie niezbyt zamożni, ba, powiedziałbym że nawet biedni. Czasem znajdzie się kilku studentów wspólnie wynajmujących mieszkanie.
To nie jest klientela skora do przesiadywania w starbuniach i siorpania kwuni za 25zł za kubek. Ledwo przędą koniec z końcem. Nie są klientami centrum handlowego w ING (polecam to miejsce jeśli mamy chęć pojeździć na wrotkach a akurat pada deszcz - pusto i przestrzennie) Niegdyś sławny Super-Sam, który się tam znajdował, był jednym z najlepiej zaopatrzonych sklepów w Warszawie i codziennie były w nim tłumy. Teraz, jego pozostałości jakie znajdują się w piwnicach ING są kpiną. Ceny o min 50% wyższe od zwykłych sklepów a idea oferowania steków z rekina po 70zł/kg czy ośmiorniczek za ponad 100zetów jest złośliwym żartem. Klientów mało a ci co sa to w większości zblazowane towarzystwo pracujące w ING i innych biurach w tym molochu. Kupią bułeczkę i jogurcik.
Idąc Marszałkowską w stronę pl. Zbawiciela na prawdę widać jak na naszych oczach umiera miasto. Opuszczone, od dawna puste sklepy. Sypiące się na głowę tynki. Marazm.
Nic to w oddali widac tencze na jaką ratusz jest stać. Lemingi są zadowolone. Widzą tenczę i jest git.
The author has edited this post (w 14.12.2014)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
"Wracałam piechotą Marszałkowską do centrum - rozpacz! Zupełnie martwe miasto. Temat na oddzielny wątek, ale jestem zdruzgotana, więc dzielę się na gorąco. Brak sklepów, jedna restauracja, jeden bar mleczny, puste witryny - miasto widmo. Aż się wierzyć nie chce, że w tych kamienicach mieszkalą ludzie:(((("
Mieszkam tuż przy pl Unii. Mam szczęście że wraz z innymi tworzymy wspólnotę i sami decydujemy o tym komu powierzamy zarządzanie naszą posiadłością i jak zarządzamy finanswami. Dzięki Bogu wspólnota jest właścicielem kilku lokali handlowo-usługowych zlokalizowanych na parterze, od Puławskiej. Jaoś dajemy radę.
Ale do rzeczy. Na ostatnim zebraniu wspólnoty rozmowa zeszła na wymierające ulice. Na Marszałkowską pomiędzy pl. Unii a pl. Zbawiciela. Na brak normalnych sklepów gdzie można za normalną cenę zrobić codzienne zakupy. Na wszechotaczający syf, marazm, bród, smród i ubóstwo.
Przyczyna jest dość prosta. Najemców brak. Dlaczego? Z powodu czynszów dyktowanych przez ratusz. Totalnie wyssane z palce i oderwane od rzeczywistości. Wokoło w większości mieszkają emeryci. Ludzie niezbyt zamożni, ba, powiedziałbym że nawet biedni. Czasem znajdzie się kilku studentów wspólnie wynajmujących mieszkanie.
To nie jest klientela skora do przesiadywania w starbuniach i siorpania kwuni za 25zł za kubek. Ledwo przędą koniec z końcem. Nie są klientami centrum handlowego w ING (polecam to miejsce jeśli mamy chęć pojeździć na wrotkach a akurat pada deszcz - pusto i przestrzennie) Niegdyś sławny Super-Sam, który się tam znajdował, był jednym z najlepiej zaopatrzonych sklepów w Warszawie i codziennie były w nim tłumy. Teraz, jego pozostałości jakie znajdują się w piwnicach ING są kpiną. Ceny o min 50% wyższe od zwykłych sklepów a idea oferowania steków z rekina po 70zł/kg czy ośmiorniczek za ponad 100zetów jest złośliwym żartem. Klientów mało a ci co sa to w większości zblazowane towarzystwo pracujące w ING i innych biurach w tym molochu. Kupią bułeczkę i jogurcik.
Idąc Marszałkowską w stronę pl. Zbawiciela na prawdę widać jak na naszych oczach umiera miasto. Opuszczone, od dawna puste sklepy. Sypiące się na głowę tynki. Marazm.
Nic to w oddali widac tencze na jaką ratusz jest stać. Lemingi są zadowolone. Widzą tenczę i jest git.
The author has edited this post (w 14.12.2014)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ale Warszawa ? Przecież duże miasto zawsze żyje dzielnicami, niby co się zmieniło ?
JORGE>
Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
JORGE>
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Szpital przy ul. Litewskiej, właściwie powinien być znany jako przy Marszałkowskiej gdyż front i głowne wejście jest od tej arterii. Są plany by go zamknąć. I co dalej? Ano nic. Powstanie następy pustostan. Następna z czasem rudera. Pusta i nikomu nie potrzebna. Planowanie dotyczące ul. Marszałkowskiej jest znane już od dawna:
Zlikwidować ruch samochodowy i stworzyć szerokie ścieżki rowerowe. O tak. Miasto dla pedałów! Już teraz po za ścisłymi godzinami szczytu transport Marszałkowską od Placu Konstytucji do ul. Goworka oparty jest na tramwajach. Teoretycznie są to 4,18, 35 (10,14,15) zbaczają z trasy w Nowowiejską. Wychodzi na to że mając do dyspozycji 3 linie i powiedzmy ze trzy tramwaje na godzinę z każdej linii można się byłoby spodziewać iz po max 7 min oczekiwania w coś się wsiądzie. Niestety rozplanowanie częstotliwości jest dla ratusza zadaniem niewykonalnym. Mamy swięc ruch "stadny" pojawiają się przeładowane i upchane do granic mozliwości trzy tramwaje na raz, jeden za drugim (pamiętajmy że ich trasy sa bardzo długie i zbierają pasażerów przez cała Warszawę - a odcinek pl. Bankowy - Mordor to istna jatka) i jeśli się nie załapiemy należy niekiedy oddstac i 20 min. W lato moze i OK ale późną jesienią i zimą?
Metro które niby powinno rozładować tłok już dawno nie spełnia nadziei w nim pokładancyh. Kazdy kto zna przystaneki Wilanowska i WIerzbno wie jak jest. A alternatywa? Nie ma. Indolencja Gronkowca i przydupasów jest zadziwaijąca. Jeśłi doda się do tego bajki o ograniczeniu ruchu samochodów prywatnych to mamy obraz władzy która uważa że najlepszym lekartswem na korki w mieście i kulejący transport jest WYLUDNIENIE MIASTA.
I właśnie taka jest strategia nie-do-rozwoju centrum Warszawy. Centrum ma być bawialnią wilanowskich lemingów. Pojawiają się oni w centrum w piątkowe i sobotnie noce. Chleją, rozrabiają, srają i szczają (kto nie wierzy niech wyjdzie na ulicę około 4 rano w niedzielę lub poniedziałek) gdzie popadnie. O ich końcu aktywności świadczy kawalkada taksówek wioząca pijane towarzystwo Puławską i Goworka. Czasem gdy źle śpię stoję w oknie i obserwuję tą swoistą migrację Taksówki jedna za drugą od 2 do 4 nad ranem, pełne w stronę Piaseczna i Wilanowa. I gnające ponad 80km/h znowu do centrum po następny ładunek.
Taka jest POlytyka Gronkowca. Konsekwentnie realizowana. Dlaczego? Ja myślę że dlatego iż stara Warszawa, nie ta upstrzona deweloperskimi potworkami, lecz ta znajdująca się w kamienicach Śródmieścia i Mokotowa. Ta żyjąca w sercach dogorywającyh tam lokatorów emerytów, ta Warszawa to wróg nr 1 POstępu. Trzeba ją zniszczyć. Jak nie tenczom to brakiem niezbędnej infrastruktury. Brakie sklepów, brakiem transportu przyjaznego starszym ludziom mieszkającym wzdłuż ciągu Puławska Marszałkowska.
The author has edited this post (w 14.12.2014)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Trochę ruchu samochodowego od Świetokrzyskiej do pl Konstytucji. Pieszych ...pojedyńcze postacie przemykające chodnikiem.
Wysiadłem przy pl Zbawiciela. Pogoda paskudna. Siąpi i ogólnie nieprzyjemnie. Więc ludzi spacerujących ulicami raczej na próżno wyglądać. Ale w takim razie powinni siedzieć w domach, w kawiarniach, w knajpkach. A tu nic. Ciemno wszędzie głucho wszędzie. Pojedyńcze ledwo święcące sie światła żarówek (chyba 25W bo nikłe to było) w oknach mieszkań. W większości jednak ciemność. W kilku jeszce otwartych kawiarenkach i knajpach raczej pusto, może 2 - 3 osoby. Nawet na pl. Unii w modnej kawodajni ledwo kilka osób. Jasno rozświetlone centrum ING zaprasza pustą przestrzennością.
Nędznie to wygląda. Więcej życia jest w katakumbach, w rodzinnym grobowcu. Miasto umarłych.....
The author has edited this post (w 14.12.2014)
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
W jedności siła!
"by logika i trzeźwość sądu nie stawała się pożywką dla rozpaczy udającej realizm" - Wróg Ludu
Dlatego nie płaczę po leberalnym Grobelnym. Pełowski figurant jest... no, figurantem, ale może dzięki naciskom różnych organizacji aktywistów miejskich (dzięki którym wygrał) może coś się ruszy w temacie. A jak zechce promować pedalstwo, to się zrobi protest i tyle.
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ja już nie cierpię
Uciekłam z Wielkiego Śmierdziuchowa na mazowieckie wsiowe ugory. Tu przynajmniej nie płacę temu dziąsłośmiejnemu babsku żadnych podatków.
No ale współczuwam, współczuwam...z całej siły mej osobistej hipokryzji:)
Do wynajęcia od zaraz ponad setka lokali między 60 a 120 m2 wścisłym śródmieściu/centrum. Kamienicznicy, bozbywszy się lokatorów, przerobili kamienice na "lokale-do-wynajęcia".
Ulice puste po godz. 17 lub 18.
Życie "kwitnie" w centrach handlowych. Dosłownie kwitnie.
Chorzów - główna ulica, deptakowa. Kiedyś najdroższe, eksluzywne sklepy - dziś tylko banki i ciuchlandy. Jak wyżej.
o galeriach handlowych w miastach
Boże, użycz mi pogody ducha abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi abym zmieniał to co mogę zmienić i mądrości aby odróżniał jedno od drugiego.
No dobra zostawiam to. Ale w Polsce, ewidenetnie widać upadek centrów miast przez fakt powstania (i mody) na wielkie ośrodki handlowe. W paru miastach, średniej wielkości, obserwowałem degradację centrum w przeciągu paru lat. Na początku nie opłacało się mieć tam sklepów, bo ludzie woleli chodzić tam, gdzie to wszystko było skomasowane w kupie. Później wywiało wszystkei usługi (np. fotografów), jakieś małe knajpki skupiające się na kliencie dziennym, kwiaciarnie, bo kiedy ruch sklepowy upadł, dramatycznie spadła ilość klienów i dla nich. Pozamykano tez kina, bo nie dały rady konkurowac z nowoczesnymi multisalami typu Helios. Co zostało (albo powstało) ? Banki, suknie ślubne, sklepy non-stop, knajpy weekendowe, jakieś apteki (ale też część popadała), od gorma kancelarii prawniczych, małe hotele. W sumie to bardzo naturalne pod kątem wymagań klientów, a nie dało się pewnych interesów utrzymać, bo czynsze pozostały na wysokim poziomie. To są dla mnie nieuknione zmiany rynku, tak jak z handlem osiedlowym, Biedrona wymiotła. A Biedronę wymiotą internety. Pisarze SF się nie pomylili, będziemy mieli kiedyś blokhausy, z samoładującymi się lodówkami w każdym mieszakaniu, albo dysrybutorami żywności. i wszytskiego. A przy balkonie, albo na dachu parking dla pojazdu fruwającego. To dla połowy populacji, druga będzie mieszkała poza aglomeracją, poza systemem. Oczywiście jak to wszystko nie pierdyknie ...
JORGE>
Z tym że obszar o którym mówimy (a tak na prawdę to ciąg od ul. Dolnej róg Puławskiej do Placu Bankowego) z nikłymi wyjątkami to wzorcowy przykład zapaści umyślnie kreowanej. Piszesz o Biedronie która wymiotła małe sklepy. Mieszkańcy tego rejonu dużo by dali żeby tą Biedronę mieć, albo innego Lidla, cokolwiek.
Mamy za to 24h sklepy z wódzią, wszelakie Małpki i inne wynalazki z piwem i czipsami. Sklepy w których żywność to produkty puszkowane lub paczkowane z gigantycznym dodatkiem cukru, soli i konserwantów (czipsów skolko godno) Ale kupić jabłek w normalnej cenie już nie da rady. Dlaczego? Niewidzialna ręka rynku
Nie ma konkurencji to jak jabłka są to są po 3-4zety (a podobno mamy problem z jabłkami w Polsce)
Ratusz robi co może aby wypchnąć handel i usługi codziennego użytku z centrum miasta. Dlaczego? Może dlatego że centrum miasta ma być bawialnią dla wilanoskich lemingów? A może dla tego że za lat kilka będzie można "odzyskać" walące się kamienice za bezcen i w ich miesjce wybudować deweloperskie potworki. W "odzyskiwaniu" kamienic gronkowiec i ferajna jest dobry, jakby co.
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
Dlaczego się nie zgadzam z ekspertem do końca? Bo obok Starego Browaru - bardzo eleganckiego centrum handlowego Kulczykowej kwitnie handel w małych sklepikach przy pobliskiej ulicy a nawet na podwórkach okolicznych kamiec. Handel chińszczyzną, tanimi towarami niezbyt wysokiej jakości, albo niebanalne sklepiki różnie sprofilowane. Zapewne ten rozkwit wynika z dwóch powodów 1. Stary Browar ściąga klientów, również spoza Poznania. Dla młodszych mieszkanców okolic bliższych i dalszych jest najlepeij znanym punktem miasta. 2. okoliczne kamienice są w większości kamienicami prywatnymi. Właściciele tych kamienic są zainteresowani wynajmem kazdego skrawka, stąd w okolicy można znaleźć skepy o niewygórowanych czynszach.
Widzę, że ten handel na Półwiejskiej jest powaznie atakowany. Ostatnio jakieś stowarzyszenia czy inne nieformalne "ruchy miejskie" przy wspołpracy z władzami miasta zaczęły akcję ujednolicania szyldów i wystaw na tej ulicy. Ciekawe jak się sytuacja będzie rozwijać.
Żal starych dzielnic Poznania bardzo, ale one nie są takie stare, mają trochę więcj niż 100 lat. Kiedy powstawały, zabiły średniowieczne centrum Poznania - Stary Rynek i okolice. A i to centrum zastąpiło wczesniejsze, na Ostrowie Tumskim i Śródce. Świat się zmienia, można do pewnego stopnia kierować zmianami (przykład Niemiec), pytanie czy warto?
Po prostu jestem przekonany, że centra handlowe mają zdecydowanie negatywny wpływ na małe biznesy. Parę lat temu szacowano, że "promień rażenia" dla takiego centrum to ok. 8 km.
Skoro już jesteśmy przy tym temacie: przy okazji sobotniego marszu odwiedziłem warszawską giełdę komputerową na Batorego. Byłem zdumiony widząc jak nędzne ogryzki zostały z czegoś, co dawniej potrafiło zająć parę pięter szkoły, teren dookoła + pobliski parking. Internet zjadł to wszystko.
The author has edited this post (w 17.12.2014)
Mleko się już rozlało. Moim zdaniem są dwie rzeczy do zrobienia - potraktowanie dawnych centrów jako swoistych startupów - miejsc dla drobnych interesów, czasami sondażowych albo niszowych interesów (niskie czynsze, łatworozwiązywalne umowy). Chociaż przyznaję, dla Wildy czy Górczyna z kolei byłoby to zabójcze, ale one mogą pójść w kierunku rozwoju małych warsztatów.
I ochrona tych małych sklepów przed zapędami młodych trockistów, atakujących własnie ten drobny biznesik przy współudziale urzędników.
1/ U mnie na Bielanach, w okolicy generalnie ujmując: przesiadkowej, gwar, życie, a świeżo otwarty kebab notuje napływ gości (czysty, elegancki, ładne żyrandole).
2/ Ścieżki rowerowe - jestem jak najbardziej za, ale żeby to miało ręce i nogi, a nie na odwal, z licznymi punktami generującymi konflikty na linii pieszy- rowerzysta.
3/ Hienkowe czynsze - tu nie ma o czym gadać.
4/ Działalność restauracyjno-kawiarniana - dwie uwagi: Polska to zimny kraj, nie sprzyja życiu w ogródkach (choć latem Zbawix i Nowy Świat są pełne ludzi), ale do pustek przyczyniają się sami restauratorzy oferując kiepskie jedzenie/picie w cenach z kosmosu). IMO espresso nie powinno kosztować w kawiarni więcej niż 3 zł, a jedzenie winno być obłożone rozsądną marżą.
Bo to nie Biedry zabijają tam życie. To wirus gronkowca, który zdaje się działać bez żadnego sensu, ewentualnie wg doktryny Kononowicza.
Popyt spada z powodu centra handlowe? Zatem "czule pytam się, na ch*j?" horrendalne stawki, na które nikogo nie stać?
Drobny handel "z ulicy"? W 5 minut zawija taki bohaterski oddział Straszy Mięsnej. Ileż to razy widziałem sprawną rekwizycję kontrabandy (wkładki do butów czy inne sznurówki) od staruszki-spekulantki...
A w zamian - pustynia.
W jedności siła!
"by logika i trzeźwość sądu nie stawała się pożywką dla rozpaczy udającej realizm" - Wróg Ludu