Chodzi o to, żeby nie wymieniać konkretnie tych "wielu przejawów dawnej postaci Kościoła", dzięki czemu każdy będzie mógł sobie podstawić to, czego nie lubi i być zadowolonym.
@Inż powiedział(a):
Chodzi pewnie o tych letnich, dla których chodzenie do kościoła było tylko przyzwyczajeniem. Po prostu była okazja, żeby zmienić przyzwyczajenia.
To się chyba nazywało donatyzm - herezja uznająca za chrześcijan tylko tych, którzy byli gotowi umrzeć za wiarę.
Miejsce w Kościele jest zarówno dla herosów i komandosów Chrystusa jak i dla knotków tlących się i trzcin nadłamanych. Ale przy tym pamiętać należy że miejsce odpowiednie, bo jak się zamienią miejscami to i Kościół będzie stał na głowie
@Inż powiedział(a):
Chodzi pewnie o tych letnich, dla których chodzenie do kościoła było tylko przyzwyczajeniem. Po prostu była okazja, żeby zmienić przyzwyczajenia.
To się chyba nazywało donatyzm - herezja uznająca za chrześcijan tylko tych, którzy byli gotowi umrzeć za wiarę.
Ależ ja nie uprawiam donatyzmu. Nie mi oceniać, kto jest w Kościele a kto poza nim.
Po prostu, na ataki Złego bardziej narażeni są ci, którzy są w Kościele płytko. Tych, który mocniej trzymają się Krzyża Chrystusowego, trudniej od Niego oderwać.
Ktoś mi polecił tekst z pejsa niejakiego Głowackiego o abp. Galbasie. Niestety nie wiem, jakiego Głowackiego poza tym, że łódzkiego Głowackiego. Nie mam pejsa. Czy ktoś mógłby wkleić?
Znalazłam Tomasza Głowackiego z Lodzi (katolik, pisowiec), ale o abp Galbasie nic nie napisał, za to trafiłam u niego na ciekawą relację o O.Kolbe i myślę, że jest warta wklejenia: przepraszam za off, ale myślę, że warto przeczytać.
" Polski Żyd, który poznał dobrze św. Maksymiliana, kiedy był w Auschwitz (numer obozowy 52 821). Zygmunt Gorson, były pracownik jednego z programów telewizyjnych w Wilmington, wspomina:
Pochodziłem z dobrego domu, gdzie miłość była słowem-kluczem. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Moje trzy siostry, bardzo ładne, moja mama, która była adwokatem, doktorantem uniwersytetu w Paryżu, mój ojciec i moi dziadkowie, wszyscy zmarli: jedynie ja przeżyłem. Być dzieckiem wychowanym w tak cudownym środowisku i znaleźć się potem niespodziewanie zupełnie sam, w wieku trzynastu lat, w piekle Auschwitz, posiada taki efekt, że inni mogą to zrozumieć z wielkim trudem. Wielu z nas, chłopców, straciło nadzieję, szczególnie wówczas, kiedy naziści pokazywali nam zdjęcia tego, co według nich było bombardowaniem Nowego Jorku. Bez nadziei nie było możliwym przeżyć i dlatego wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Ja szukałem zawsze kogoś, kto miałby jakiś związek z moimi zamordowanymi rodzicami, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, jakiegoś sąsiada lub kogokolwiek w całym tym tłumie ludzkim, który by ich znał. To dlatego, bym nie czuł się samotnym.
To było wtedy, kiedy błąkałem się - szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami - jak Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: "Gdzie jest Bóg?" I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są żydami, katolikami lub z jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość. Na przykład rozdawał tak dużą część swoich znikomych porcji, że dla mnie było cudem to, iż pozostawał przy życiu. Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek. Mogę jednak powiedzieć, że być takim jak o. Kolbe, w tym czasie i w tym miejscu, to przekracza wszystko, co słowa mogą wyrazić.
Jestem żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. Mimo to, że pokochałem bardzo mocno Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie on okazał się moim przyjacielem, to kocham go także teraz i będę go kochał, aż do ostatniego momentu mojego życia."
Komentarz
Chodzi o to, żeby nie wymieniać konkretnie tych "wielu przejawów dawnej postaci Kościoła", dzięki czemu każdy będzie mógł sobie podstawić to, czego nie lubi i być zadowolonym.
To się chyba nazywało donatyzm - herezja uznająca za chrześcijan tylko tych, którzy byli gotowi umrzeć za wiarę.
Miejsce w Kościele jest zarówno dla herosów i komandosów Chrystusa jak i dla knotków tlących się i trzcin nadłamanych. Ale przy tym pamiętać należy że miejsce odpowiednie, bo jak się zamienią miejscami to i Kościół będzie stał na głowie
Ależ ja nie uprawiam donatyzmu. Nie mi oceniać, kto jest w Kościele a kto poza nim.
Po prostu, na ataki Złego bardziej narażeni są ci, którzy są w Kościele płytko. Tych, który mocniej trzymają się Krzyża Chrystusowego, trudniej od Niego oderwać.
O.Pio, pronoszcz z Ars, O.Dolindo i wielu świętych odpierali ataki Złego przez całe życie.
Tych, który mocniej trzymają się Krzyża Chrystusowego, trudniej od Niego oderwać.
Oczywista oczywistość.
Następca kard. Nycza
podoba mi się z oblicza.
Racja. Nieprecyzyjnie się wyraziłem.
Ktoś mi polecił tekst z pejsa niejakiego Głowackiego o abp. Galbasie. Niestety nie wiem, jakiego Głowackiego poza tym, że łódzkiego Głowackiego. Nie mam pejsa. Czy ktoś mógłby wkleić?
Znalazłam Tomasza Głowackiego z Lodzi (katolik, pisowiec), ale o abp Galbasie nic nie napisał, za to trafiłam u niego na ciekawą relację o O.Kolbe i myślę, że jest warta wklejenia: przepraszam za off, ale myślę, że warto przeczytać.
" Polski Żyd, który poznał dobrze św. Maksymiliana, kiedy był w Auschwitz (numer obozowy 52 821). Zygmunt Gorson, były pracownik jednego z programów telewizyjnych w Wilmington, wspomina:
Pochodziłem z dobrego domu, gdzie miłość była słowem-kluczem. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Moje trzy siostry, bardzo ładne, moja mama, która była adwokatem, doktorantem uniwersytetu w Paryżu, mój ojciec i moi dziadkowie, wszyscy zmarli: jedynie ja przeżyłem. Być dzieckiem wychowanym w tak cudownym środowisku i znaleźć się potem niespodziewanie zupełnie sam, w wieku trzynastu lat, w piekle Auschwitz, posiada taki efekt, że inni mogą to zrozumieć z wielkim trudem. Wielu z nas, chłopców, straciło nadzieję, szczególnie wówczas, kiedy naziści pokazywali nam zdjęcia tego, co według nich było bombardowaniem Nowego Jorku. Bez nadziei nie było możliwym przeżyć i dlatego wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Ja szukałem zawsze kogoś, kto miałby jakiś związek z moimi zamordowanymi rodzicami, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, jakiegoś sąsiada lub kogokolwiek w całym tym tłumie ludzkim, który by ich znał. To dlatego, bym nie czuł się samotnym.
To było wtedy, kiedy błąkałem się - szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami - jak Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: "Gdzie jest Bóg?" I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są żydami, katolikami lub z jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość. Na przykład rozdawał tak dużą część swoich znikomych porcji, że dla mnie było cudem to, iż pozostawał przy życiu. Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek. Mogę jednak powiedzieć, że być takim jak o. Kolbe, w tym czasie i w tym miejscu, to przekracza wszystko, co słowa mogą wyrazić.
Jestem żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. Mimo to, że pokochałem bardzo mocno Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie on okazał się moim przyjacielem, to kocham go także teraz i będę go kochał, aż do ostatniego momentu mojego życia."
"Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek."
O to to!
👣
🐾
🐾
Kol Ignatz
Zainspirował mnie
Największa trwoga mego życia dopadła mnie w covidzie
Wielka Noc, ranna Msza św
Ksiądz w drzwiach zakrystii
„Nie wyjdę do ołtarza dopóki nie wyjdziecie z kościoła”
Było nas 7.
Jego kolega kilka dni wcześniej w wielki Piontek zapłacił chyba 6 ooo grzywny za ludzi na cmentarzu .
Kupiłem mu nawet Szczypczyki kosmetyczne pozłacane do podawania Komunii św jak kiedyś w czasach zarazy