Co takiego sie stalo, ze ludzi kompletnie pojebalo?
Powazni ludzie dyskutuja z pajacem o tym, co niby to nalezalo zrobic iles lat temu, a publika chce tego sluchac.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Czego ja nie rozumiem?
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Otóż, dyskutowany temat jest najżywotniejszą kwestią polską, tematem polityki najpilniejszym i najbardziej aktualnym. W zasadzie jedynym ważnym.
Jest nim:
Czy Polska może o czymkolwiek decydować? Czy też jedyne co może, to schować się w norce i przeczekać?
Pani Premier ujęła ten temat dosłownie, po męsku wzięła byka za rogi i ogłosiła program zrobienia z Polaków małego, nieważnego narodku w kąciku świata.
Ziemniakiewicz mówi to samo, ale w kostiumie historycznym, traf chciał że jest to kostium od Hugo Bossa.
Myślę, że stąd się bierze popularność Placformy - ona obiecuje, że zrobi z Polski - Słowenię i będzie taki spokój, jak w Słowenii.
Oto jak powinna wyglądać historia Polski:
https://www.youtube.com/watch
https://www.youtube.com/watch?v=yu8-V9JRX_g&feature=player_detailpage#t=1621
A Slowency sa jeszcze bardziej pojebani od Polakow.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
EDIT: I nie ma w tym (przynajmniej w pewnej części przypadków) drugiego dna?
The author has edited this post (w 16.10.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
No, macie chlopaki szczescie, bo jeden i to wcale nie najgorszy sie trafil.
Otoz - tak, kazdy podmiot, nie tylko panstwowy, powinien podejmowac i realizowac decyzje. Schowanie sie w norze i przeczekanie tez moze byc trafna decyzja pod warunkiem oczywiscie, ze jest sie mysza.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
O to też mam żal do Cenckiewicza, że niby krytykuje merytoryczną mizerię ale ogólnie metodę czy raczej podejście popiera, ze względu na wolność wypowiedzi o historii. Niby taki z niego państwowiec i WSI rozwiązał ale w sumie co szkodzi podyskutować panie Cenckiewicz co by było gdyby WSI zarządzał ktoś pokroju Kuklińskiego? Nie bójmy się trudnych tematów, skoro II RP nie była taka idealna to może i III RP nie jest taka zła?
Zegar biologiczny tyka potęgując lęk Michnika
Kopara mnię opadła do samych czeluści Szeolu. Co pewnie wielu zdziwi, znajomy to sympatyk krula. Biada nam!
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
mnie.
Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
"Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
Ksiąźka Rafała Ziemkiewicza "Jakie piękne samobójstwo" znakomita. Choć zupełnie się nie zgadzam z główną tezą....
https://twitter.com/ZdzKrasnodebski/status/520569416099328000
Swojo szoso - tezą Ziemniaka jest, że Polską w latach 30-tych rządzili idioci, i uzasadanieniu tej tezy poświęcone jest dzieło. Jak można uznać taką książkę za znakomitą z tezą się nie zgadzając?
The author has edited this post (w 16.10.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
http://niepoprawni.pl/blog/140/tak-moglo-byc-czyli-odpowiadajac-zwolennikom-sojuszu-ii-rp-iii-rzesza
Tak mogło być, czyli odpowiadając zwolennikom sojuszu II RP – III Rzesza
TLMaxwell- 18 Stycznia, 2010 - 22:54
Tak mogło być, czyli odpowiadając zwolennikom sojuszu II RP – III Rzesza
(hipotetyczna sytuacja Polski po zawarciu takiego paktu).
Wpis polemiczny
Nie ukrywam, że do napisania tej notki skłonił mnie wpis Wilre:
http://www.niepoprawni.pl/blog/132/ii-rzplita-fantasmagoria
, w którym to wpisie Autor zaprezentował punkt widzenia śp. Prof. Pawła Wieczorkiewicza, dot. sojuszu Polski i III Rzeszy w 1939 roku. Niniejsza notka jest próbą polemiki z wpisem Wilre.
Od mniej więcej 1990 roku toczy się w Polsce dyskusja (wśród polskich historyków na emigracji nieco dłużej), dotycząca zawarcia sojuszu pomiędzy II Rzeczpospolitą, a III Rzeszą Niemiecką, który mógłby zostać podpisany wiosną 1939 roku, po przyjęciu przez II RP propozycji niemieckich, skierowanych do strony polskiej nieoficjalnie już w październiku 1938 roku (rozmowa ministra spraw zagranicznych Rzeszy Niemieckiej Ribbentropa z ambasadorem RP w Berlinie Lipskim), potwierdzone oficjalnie w dniu 21.03.1939 roku przez kanclerza Adolfa Hitlera, a zakładające:
• przyłączenie do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska
• przeprowadzenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze (tzw. "polski Korytarz")
• przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego – czyli jawnego zadeklarowania się Polski jako politycznego partnera III Rzeszy a strategicznego przeciwnika ZSRR.
w zamian III Rzesza proponowała Polsce:
• wzajemne uznanie granicy polsko-niemieckiej (lub uznanie terytoriów obu krajów)
• przedłużenie układu o nieagresji o kolejne 25 lat
• niemiecką zgodę na zmiany terytorialne na korzyść Polski na wschodzie i wspólną granicę polsko-węgierską
• współpracę w kwestii emigracji Żydów z Polski oraz w sprawach kolonialnych
• wzajemne konsultowanie wszystkich decyzji dotyczących polityki zagranicznej.
Szczególnym zwolennikiem takiego paktu był zmarły niedawno śp. Prof. Andrzej Wieczorkiewicz.
Czy rzeczywiście w takiej sytuacji do wybuchu wojny by nie doszło? Czy w tej sytuacji nie doszłoby do zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow? Czy w razie ataku ZSSR na Polskę, III Rzesza wspomogłaby napadniętego pomocą wojskową?
Owszem, wydaje się, że w przypadku przyjęcia przez Polskę propozycji niemieckich to nie nasz kraj byłby celem pierwszego ataku ze strony Niemiec hitlerowskich, a Francja. Hitler bez osłonek poddawał krytyce Traktat Wersalski i dążył do jego obalenia. Dlatego też, moim zdaniem, jest więcej niż pewne, że Niemcy, mając tymczasowo zapewniony pokój na wschodzie, podjęłyby interwencję militarną wobec Francji. W takim przypadku rysują się dwie możliwości.
Pierwsza – Polska pozostaje lojalnym aliantem III Rzeszy. Niemcy, tak jak było w rzeczywistości, szybko pokonują rozłożoną wirusem pacyfizmu Francję. Wówczas, po pokonaniu „najsilniejszej ówcześnie armii lądowej świata”, Hitler, moim zdaniem, zaostrza żądania wobec Polski. Przykładem może być sytuacja Czechosłowacji, która na mocy układów monachijskich oddała Rzeszy, na początku października 1938 roku tereny przygraniczne, a w dniu 15 marca 1939 roku Czechy utraciły niepodległość.
Niemcy chcą dokonać rewizji granic na te sprzed I wojny światowej. Co wówczas ma do przeciwstawienia się żądaniom niemieckim Polska? Gwarancje brytyjskie, których, po przyjęciu propozycji niemieckich z wiosny 1939, po prostu by nie było. Sojusz z pokonaną Francją, czyli de facto z rządem w Vichy? Sojusz z Rumunią?
Tak więc, parafrazując słowa Churchilla, w lecie 1940 roku mamy do wyboru hańbę lub wojnę, przy czym wybierając hańbę, też wojnę byśmy mieli.
W przypadku odrzucenia przez Polskę niemieckich żądań, wojna wybuchłaby w sierpniu lub wrześniu 1940 roku. I tak jak tę w 1939, tak i tę w 1940 roku musielibyśmy przegrać. Może trwałaby ona nieco dłużej, może zakończyłaby się jedynie odebraniem Polsce terenów sprzed 1914 roku, ale Polska w tej wojnie byłaby od początku na przegranej pozycji. A co stałby się, gdyby Niemcy, jednak obawiając się nieco siły militarnej Polski, podpisali w lipcu lub sierpniu 1940 roku jakiś pakt sojuszniczy z ZSSR? Tym razem mielibyśmy powtórkę z II wojny światowej, ale bez rządu w Londynie (bo przypominam, Wielka Brytania nie byłaby wówczas aliantem Polski i nie miałaby obowiązku przyjmować na swoje terytorium jakichś polskich przegranych polityków. A Francja? Wszak rząd w Vichy był sojusznikiem Niemiec. Nawet do Gabonu nie można by było wyjechać, bo była to ówcześnie kolonia francuska).
Gdyby żądania niemieckie zostały przez Polskę przyjęte, to wg mnie, również mamy wojnę. Tym razem powtórkę z wojny północnej (1709-1711). Bo wówczas III Rzesza, tak jak Szwecja w 1709 roku, ośmielona sukcesami swojej polityki, zaatakowałaby ZSSR w czerwcu lub lipcu 1941, dążąc do powiększenia swojego Lebensraumu. I wówczas polska armia, jako sojusznicza armia Wehrmachtu, poszłaby na pasku Hitlera, rzucona w pierwszym rzucie na linię Stalina. Co wówczas, czy upokorzeni niedawną klęską Polacy chcieliby się bić za niemiecki Lebensraum i hipotetyczny dostęp do portu w Odessie (do której to Odessy pretensje zgłaszaliby Rumuni)?
No dobrze, pozostaje drugie rozwiązanie. Polska, w przypadku ataku Niemiec na Francję, wypowiada układy zawarte z III Rzeszą i atakuje Niemcy od wschodu, wkraczając do Prus Wschodnich i na Opolszczyznę. Niemcy zmuszone zostają do wojny na dwa fronty. Wojna przedłuża się. Linia frontu stabilizuje się na zachodzie gdzieś w okolicach Ardenów i ujścia Skaldy w Belgii, linia frontu na wschodzie przebiega gdzieś w okolicach Łeby i Bytowa na północy, Kluczborka – Raciborza na południu oraz w Prusach Wschodnich na linii Ostróda – Olsztyn – Pisz – Olecko. Wojna się ciągnie, żadna ze stron nie chce ustąpić, następuje powtórka z I wojny światowej. I w końcu, gdzieś na jesieni 1940, lub najpóźniej na wiosnę 1941 roku jako „rozjemca” do działań przystępuje Stalin, posługując się armią czerwoną, która ma opracowane ćwiczenia operacyjne pod nazwą „wojna obronna na terytorium wroga” (taką grę operacyjną dowództwo armii czerwonej przeprowadziło na przełomie grudnia 1939-stycznia 1940 roku, co potwierdzają W. Suworow i M. Sołonin).
W każdym, z opisanych wyżej przypadków, zwycięzcą wojny okazałby się Stalin.
A Polska? A Polska w takim przypadku, stałaby się Polską Republiką Rad (PRR), w granicach Królestwa Kongresowego, połączonego z Galicją Zachodnią. Wszak Stalin, biorąc pod uwagę żądania polskich komunistów, do Niemieckiej Republiki Rad włączyłby Górny Śląsk, Wielkopolskę i Korytarz. I również Stalin, biorąc pod uwagę „słuszne” roszczenia Ukraińców i Białorusinów, ustanowiłby wschodnią granicę Polskiej Republiki Rad na tzw. linii Curzona, czyli de facto na granicy, która została ustanowiona 28 września 1939 roku, po korekcie paktu Ribbentrop-Mołotow, z Białymstokiem, Łomżą, Lwowem i Przemyślem poza granicami PRR.
I tak, moim zdaniem, zakończyłby się dla Polski sojusz z III Rzeszą.
Co dalej? Otóż, gdyby w tej sytuacji w drugiej połowie lat osiemdziesiątych nastąpiła tzw. „pierestrojka” i „głasnost’” (w co osobiście wątpię), w efekcie której ZSSR trafiłby szlag, jaką sytuację Polska miałaby wówczas? Pomijając to, że skazani bylibyśmy na walkę o granice, wówczas prawdopodobnie w wielu większych miastach Polski, szczególnie w Warszawie, Łodzi, Krakowie oraz w Zagłębiu Dąbrowskim mielibyśmy duże skupiska ludności rosyjskojęzycznej (coś na kształt Łotwy, Estonii i Litwy, o Ukrainie nie wspominając). No, Warszawa mogłaby liczyć i 3,5 mln. mieszkańców, z czego ok. 500 – 700 tys. ludzi radzieckich (Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Tadżyków, Kazachów, może Rumunów i Bułgarów, tudzież nielicznych Niemców, Francuzów, Włochów czy Hiszpanów z Portugalczykami). Podobnie byłoby w Łodzi, Krakowie, Lublinie czy Radomiu. Polska nie posiadałaby ani Poznania ani Torunia ani Gdańska i Gdyni. O posiadaniu Wrocławia, Szczecina, Olsztyna, Gorzowa czy nawet Katowic i Opola nie byłoby co marzyć, może w jakiejś lokalnej wojence odzyskalibyśmy Białystok i Suchowolę, które i tak międzynarodowy arbitraż kazałby oddać Białorusi. Wojny o Lwów w ogóle by nie było. Poza granicami, liczącej ok. 30 mln. obywateli, III RP, pozostawałoby ok. 10 mln. Polaków.
Inteligencja polska, ta prawdziwa, o rodowodzie z II RP, w większości wymarłaby najpóźniej w latach pięćdziesiątych na Syberii, w Kazachstanie lub za kołem polarnym. Sekretarzem generalnym Polskiej Partii Komunistycznej (jako odnogi KPZR) byłby Witold Kolski lub Jan Turlejski, mający do pomocy jako zastępcę Rosjanina lub Ukraińca (jakiegoś Iwanowa, Stiepanowa czy Kowalczenkę), na podobieństwo innych republik radzieckich. Potem, po śmierci lub popadnięciu w niełaskę, tegoż Kolskiego lub Turlejskiego, następnym mianowańcem zostałby inszy Jaskiernia lub Szmajdziński tudzież Huszcza lub Świrgoń i ten również dostałby do pomocy następnego Pietrowa, Pawłowa czy Iwanienkę. I tak by to trwało….
W 1989 roku tenże Jaskiernia lub Szmajdziński podpisałby w Białowieży akt zakończenia ZSSR i jako narodowy bohater zostałby wybrany na pierwszego prezydenta III RP. Premierem mianowałby jakiegoś Oleksego lub inszego Cimoszewicza (gdyby Cimoszewicz nie został przypadkiem prezydentem odrodzonej Białorusi
), a może tzw. komunistycznego liberała Rakowskiego. Na czele odrodzonej armii stanąłby marszał Sowietskowo Sajuza Wojciech Jaruzelski, mianowany marszałkiem Polski, którego zastępcą zostałby jakiś generał Gromow lub Kluge (bo akurat generał Gromow lub Kluge stacjonował w Polsce i był bardzo dobrym znajomym Jaruzelskiego z czasów, gdy ten ostatni wykładał na Akademii im. Frunzego). Ministrem spraw wewnętrznych zostałby generał KGB Czesław Kiszczak, a szefem milicji (nie policji) pułkownik KGB Władysław Ciastoń. No, oczywiście wicepremierem i ministrem finansów zostałby prymus Akademii Ekonomicznej w Moskwie kandydat nauk Leszek Balcerowicz., a ministrem spraw zagranicznych dziekan wydziału ds. Francji i krajów francuskojęzycznych Uniwersytetu im. Patrice Lumumby akademik Bronisław Geremek. Redaktorem Naczelnym „Sztandaru” (przekształconego z „Czerwonego Sztandaru”) zostałby dotychczasowy szef Komsomołu na Polską Republikę Rad Adam Michnik, a pierwszym naczelnym polskiej edycji „Playboya”, szef organizacji bezbożników na PRR Jerzy Urban.
Prezydent Ignacy Mościcki, marszałek Edward Rydz-Śmigły, premier Felicjan Sławoj-Składkowski i inni przedstawiciele władz II RP oraz ogromna większość polskich generałów z Kazimierzem Sosnkowskim i Władysławem Sikorskim na czele, oficerów, profesorów wyższych uczelni, nauczycieli, urzędników, przedstawicieli patii politycznych na czele z Wincentym Witosem, Tomaszem Arciszewskim, Tadeuszem Bieleckim, Stanisławem Cat-Mackiewiczem i Stanisławem Mikołajczykiem (poza komunistami, których większość Stalin zlikwidował w 1938 roku), a być może nawet lekarzy, prawników i inżynierów, zostałaby zamordowana strzałem w tył głowy gdzieś w głębi ZSSR (a któżby słyszał o Katyniu, Charkowie czy Miednoje). Młodsi, tacy jak: Karol Wojtyła, Wojciech Ziembiński, Stanisław Niedzielak, Jan Olszewski i Anna Walentynowicz umarliby w Magadanie lub na Kołymie jeszcze przed śmiercią Stalina w 1953 r., wyrąbując węgiel lub tajgę na chwałę ZSSR, a bracia Kaczyńscy w ogóle by się nie urodzili. Donald Tusk, Joachim Brudziński i Bronisław Komorowski zostaliby pionierami. Andrzej Gwiazda przyjechałby do Polski w 1991 roku wprost z kopalni uranu gdzieś na Syberii, w ramach kolejnej „odwilżowej” amnestii, ale zmarłby z wycieńczenia wkrótce potem. Najpóźniej, w 1965 lub 1966 roku, zadenuncjowani przez niejakiego Stefana N., zginęliby, rozstrzelani w obławie wojsk KGB, gdzieś w lasach Gór Świętokrzyskich: Kornel Morawiecki, Zbigniew Romaszewski, Andrzej Kern, Romuald Szeremietiew, Leszek Moczulski, młodziutki Antoni Macierewicz i nomen omen Jerzy Buzek wraz z Andrzejem Czumą, jako ostatni zorganizowany oddział partyzantów Wolnej Rzeczpospolitej, którym to oddziałem dowodziłby Antoni Heda, poszukiwany, jako najniebezpieczniejszy przestępca w całym ZSSR (przy okazji tej obławy spalono by całą Puszczę Jodłową oraz zniszczono połowę Kielc i całe Skarżysko-Kamienną, zaś z Ostrowca Świętokrzyskiego ocalałaby jedynie huta). Bronisław Wildstein i Ludwik Dorn zwariowaliby do reszty w psychuszce, do której skierowano by ich, z objawami tzw. schizofrenii bezobjawowej, bo obaj braliby udział w manifestacji na Placu Czerwonym w obronie wolności słowa, w której uczestniczyliby wraz z Władimirem Bukowskim, Zwiadem Gamsachurdią i Angelą Merkel. Co prawda w 1992 roku ujawniłby się ostatni walczący żołnierz Polski Podziemnej, Mariusz Kamiński, ale wkrótce okrzyknięto by go oszołomem i niedoukiem (bo gdzie miał się kształcić, skoro od osiemnastego roku życia, tj. od ukończenia dziesięciolatki, ukrywał się w lesie, a jednym z jego „kontrowersyjnych” czynów byłaby likwidacja sekretarza rejkomu Polskiej Partii Komunistycznej w Skierniewicach, niejakiego Leszka Millera) i skończyłby jako palacz w kotłowni, lub zbieracz butelek, puszek i złomu. Naczelnym dysydentem Polski zostałby obwołany Lesław Maleszka.
A potem, w ramach nowego otwarcia, powołano by Zjednoczoną Unię Państw Europy z Władimirem Putinem jako prezydentem i Egonem Krenzem jako kanclerzem. Ministrem Spraw Zagranicznych zostałby Daniel Cohn-Bendit, jako pierwszy dysydent Europy, a Aleksander Kwaśniewski zostałby skromnym urzędnikiem w tymże ministerstwie. Na pocieszenie Brukselą, stałaby się Warszawa, bo do Berlina jest dosyć blisko i leży mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Moskwą i Paryżem.
Tak więc, moim zdaniem choć II wojnę światową przegraliśmy, to jednak, jeśli popatrzymy na wyżej nakreślony scenariusz, mogło być jeszcze gorzej i o tym też powinniśmy pamiętać. Choć jeśli idzie o sytuację po 1989 roku, to nakreślony przeze mnie scenariusz prawie się zrealizował.
W jedności siła!
"by logika i trzeźwość sądu nie stawała się pożywką dla rozpaczy udającej realizm" - Wróg Ludu
Dodatkowo to paważni ludzie dyskutują że czegoś w przeszłości nie zronbiono więc teraz trzeba... inaczej to dyskusje że gdyby dzisiaj skreślić 8, 18, 27, 30, 38, 43 to byłbym milionerem.