Kilka słów ignoranta w obronie cweli
Chciałbym się podzielić z Koleżeństwem, które mnie stąd de facto wytupało za nieprawomyślność i pobłażanie rzekomym zdrajcom i gnidom oraz cwelom, kilkoma myślami Papieża Franciszka. Podpieram się jego autorytetem w nadziei, że jego słowa, w przeciwieństwie do moich, skłonią was do refleksji nad własną postawą. To są cytaty zawarte w liscie Kregu Centralnego Kościoła Domowego w Ruchu Światło-Życie, do którego należę od lat, na nowy rok formacyjny. Dotyczą, w części którą poniżej przytaczam, wszystkich, a w szczególnosci was:
"Bądźmy we wszystkich regionach ziemi w «permanentnym stanie misji» (EG 25).
Wyjdźmy, wyjdźmy, by ofiarować wszystkim życie Jezusa Chrystusa. Powtarzam tu całemu Kościołowi to, co wielokrotnie powiedziałem kapłanom i świeckim w Buenos Aires: wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła troszczącego się o to, by stanowić centrum, który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur. Jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych siły, światła i pociechy z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty wiary, bez perspektywy sensu i życia. Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się, będziemy się kierować lękiem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas nieubłaganymi sędziami, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy: «Wy dajcie im jeść!» (Mk 6, 37) (EG 49)
Nie da się ewangelizować w sposób „sterylny”, bez ryzyka, wysiłku. Nie wolno nikogo z góry wykluczać, stawiać na nim krzyżyka, decydować, że „z niego, z niej, z nich to już nic dobrego nie będzie”.
Czasem warto odejść od poszukiwań potencjalnych członków DK tylko wśród tych, którzy wyróżniają się swoją postawą w parafii, chodzą na Eucharystię w dni powszednie, prowadzą przykładne życie.
Trzeba ciągle poszukiwać nowych dróg dotarcia do tych najbardziej poranionych, którzy się pogubili, odeszli daleko od Chrystusa. Trzeba wierzyć, że On może wyprostować najbardziej nawet poplątane drogi ludzkiego życia. Trzeba pamiętać, że służymy Mu w tym tylko jako narzędzie.
Jedną z najpoważniejszych pokus tłumiących zapał i odwagę jest poczucie przegranej, przemieniające nas w niezadowolonych i rozczarowanych pesymistów o posępnej twarzy.
Nikt nie może podjąć walki, jeśli nie wierzy w zwycięstwo. Kto zaczyna bez ufności, stracił wcześniej połowę bitwy i zakopuje własne talenty (EG 85).
Czy potrafimy podjąć ryzyko wiary i zaufania w Boże obietnice? Czy naprawdę wierzymy, że kto daje, ten otrzymuje, kto służy, ten króluje, kto traci swoje życie, ten je zyskuje? Czy mamy odwagę naruszenia naszego wygodnego, uporządkowanego, przewidywalnego życia"
Jeśli sądzicie, ze te słowa odnoszą się do ewangelizacji to macie rację. Rzecz w tym, że ewangelizacja, a w Polsce i Europie coraz częściej reewangelizacja, dotyczy wszystkich, w tym nas samych i naszych rodaków. To bardzo konkretne zadanie, którego dokonywać należy w każdej sytuacji życiowej i obszarze życiowej aktywności, w tym również w życiu publicznym. Trzeba dokonywać przede wszystkim czynem, ale i słowem które miewa moc również przez małe "s". Skoro jesteście (jestesmy?) z FF to powinniśmy w tym dziele uczestniczyć. Oceńcie sami moje z wami dyskusje i głoszone tu teorie nieodwracalnego przecwelenia Polaków w świetle wyżej cytowanych słów.
Może to pozwoli ci zrozumieć Brzoście, czemu tak mnie to mierzi i czemu zamilkłem.
Wszak też jesteś w DK.
"Bądźmy we wszystkich regionach ziemi w «permanentnym stanie misji» (EG 25).
Wyjdźmy, wyjdźmy, by ofiarować wszystkim życie Jezusa Chrystusa. Powtarzam tu całemu Kościołowi to, co wielokrotnie powiedziałem kapłanom i świeckim w Buenos Aires: wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła troszczącego się o to, by stanowić centrum, który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur. Jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych siły, światła i pociechy z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty wiary, bez perspektywy sensu i życia. Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się, będziemy się kierować lękiem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas nieubłaganymi sędziami, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy: «Wy dajcie im jeść!» (Mk 6, 37) (EG 49)
Nie da się ewangelizować w sposób „sterylny”, bez ryzyka, wysiłku. Nie wolno nikogo z góry wykluczać, stawiać na nim krzyżyka, decydować, że „z niego, z niej, z nich to już nic dobrego nie będzie”.
Czasem warto odejść od poszukiwań potencjalnych członków DK tylko wśród tych, którzy wyróżniają się swoją postawą w parafii, chodzą na Eucharystię w dni powszednie, prowadzą przykładne życie.
Trzeba ciągle poszukiwać nowych dróg dotarcia do tych najbardziej poranionych, którzy się pogubili, odeszli daleko od Chrystusa. Trzeba wierzyć, że On może wyprostować najbardziej nawet poplątane drogi ludzkiego życia. Trzeba pamiętać, że służymy Mu w tym tylko jako narzędzie.
Jedną z najpoważniejszych pokus tłumiących zapał i odwagę jest poczucie przegranej, przemieniające nas w niezadowolonych i rozczarowanych pesymistów o posępnej twarzy.
Nikt nie może podjąć walki, jeśli nie wierzy w zwycięstwo. Kto zaczyna bez ufności, stracił wcześniej połowę bitwy i zakopuje własne talenty (EG 85).
Czy potrafimy podjąć ryzyko wiary i zaufania w Boże obietnice? Czy naprawdę wierzymy, że kto daje, ten otrzymuje, kto służy, ten króluje, kto traci swoje życie, ten je zyskuje? Czy mamy odwagę naruszenia naszego wygodnego, uporządkowanego, przewidywalnego życia"
Jeśli sądzicie, ze te słowa odnoszą się do ewangelizacji to macie rację. Rzecz w tym, że ewangelizacja, a w Polsce i Europie coraz częściej reewangelizacja, dotyczy wszystkich, w tym nas samych i naszych rodaków. To bardzo konkretne zadanie, którego dokonywać należy w każdej sytuacji życiowej i obszarze życiowej aktywności, w tym również w życiu publicznym. Trzeba dokonywać przede wszystkim czynem, ale i słowem które miewa moc również przez małe "s". Skoro jesteście (jestesmy?) z FF to powinniśmy w tym dziele uczestniczyć. Oceńcie sami moje z wami dyskusje i głoszone tu teorie nieodwracalnego przecwelenia Polaków w świetle wyżej cytowanych słów.
Może to pozwoli ci zrozumieć Brzoście, czemu tak mnie to mierzi i czemu zamilkłem.
Wszak też jesteś w DK.
0
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
A co do meritum, to wydaje mi się, że Twój surowy osąd tutejszego forumka opiera się na znamionach zewnętrznych. Powiedziałbym że cytowane przez Ciebie słowa Ojca Świętego te najbardziej uderzają w uśpionych estetów i czcicieli św. Spokoja. O przecweleniu trudno mi dyskutować, bo nie jestem autorem owej tezy. Ale żeby odnieść się do tytułu - "autonomia rzeczy ziemskich" nakazuje roztropność - czym innym jest ludzkie odniesienie się do bliźniego z którym nas coś dzieli, a czym innym liczenie na wspólny z nim projekt polityczny. To forum jest raczej polityczne niż ewangelizacyjne, choć są tu w znacznej części ludzie wierzący.
The author has edited this post (w 16.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Co do DK Brzoście to KWC nie jest obowiązkowa i naciskanie na nią to uzurpacja. Ja sam jestem od kilku lat w KWC, ale tez nie lubię tej rewolucyjnej przesady ( takiej jak ta polityczna tutaj, he, he ). Rekolekcje sa natomiast obowiązkowe. Jesli nie mogłeś się podporządkować temu wymogowi to dobrze, że odszedłeś. Nie mozna należeć do ruchu i nie respektować jego zasad. (to zresztą powód dla którego ja stąd wychodzę ).
Zdaje sie, ze haslo "cwel" Rafal przyjal wylacznie w sposob emocjonalny rozum wylaczajac.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
The author has edited this post (w 18.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
The author has edited this post (w 18.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
The author has edited this post (w 18.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
No ale z temi "cwelami" co to są Polakami a ścisley bugodrzanami to yednak są pewne trudności, no bo one mayą yednak "świadomość fałszywą" urobiona przez media , że sa kimś innym jak w matriksie jakim. No a cwel w węzieniu to yednak wie, że yest cwel ...
The author has edited this post (w 19.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
istnieja ludzie o wrecz niewyobrazalnej dla mnie dobroci. Gotowi nawet w najbardziej odrazajacych czynach znalezc dobre intencje czy nieswiadomosc." Dla potrzeb dalszej dyskusji poproszę o definicję dobroci.
JORGE>
The author has edited this post (w 20.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
"Kierowanie się w postępowaniu życzliwością i chęcią niesienia pomocy"
A więc człowiek kierujący się w życiu dobrocią to pewna postawa. Dodajmy, że co jak co, ale taka postawa wymaga konsekwencji wobec wszystkich człowieków, całego otoczenia. Ok, nie jesteśmy święci, dla potrzeb dyskusji uznajmy, że ta dobroć może przejawiać się początkowo w intencjach. I wracmy teraz do problemu, który postawiłeś:
"Ich lagodnosc (dobroć) i poblazanie potrafia sie nagle zamienic w niegrzecznosc, agresje i zupelny brak wyrozumialosci, kiedy natkna sie na kogos, kto nazywa kmotra kmotrem a lotra lotrem."
Generalnie zmiana postawy wiąże się z niekonsekwencją. Ludzie bezgranicznie dobrotliwi, łagodni z usposobienia są tacy prawie zawsze. I do wszystkich. Niekonsekwencja zaś wynika wg mnie z tego, że to po prostu jest często postawa wyuczona, udawana, włączana wtedy kiedy jest wygodnie, albo jakieś logiczne lub wewnętrzne argumenty przemawiają, żeby takim być, albo nie. To jest tak jak z tolerancją, zdecydowana większość ludzi, którzy uważają się za wybitnie tolerancyjnych, mimo założeń, ma określone parametry tolerancji i to często właściwie wykluczające ich ze zbioru osób tolerancyjnych. Bo oni nie są tolerancyjni.
Ale najciekawsza jest faza przejścia z łagodności do agresji, w warunkach reakcji na jasne określanie przez kogoś pewnych postaw ludzkich jako złych. Ok, założmy, że po prostu taka osoba jako łagodna i dorotliwa uważa, że generalnie nie należy ostro oceniać ludzi, używac słów wyrazistych. Dobra, można się z tym zgodzić. Tyle, że wtedy znowu mamy niekonsekwencję, bo jeżeli staramy się pewnych skrajnych osądów czy wyrazistych określeń nie używać to dlaczego nie w kontekście osób, kóre właśnie ich używają ? Wychodzi więc na to, że wobec osób nie wykazujących się dobrotliwością i łagodnością zasady dobrtotliwości i łagodności nie mają zastosowania. Słowem - na chwilę wyłączamy pozę (łagodność off) i napierdalamy.
Istnieje tu jeszcze jeden aspekt, może i kluczowy. Generalnie agresja, którą opisałeś stosowana jest wobec ludzi, którzy uważani są np. za dobrych, klasycznych katoli, inaczej - ludzi którzy precyzyjnie definowani są jako ci, którzy nawołują do przestrzegania pewnych postaw (bo jasno się pozycjonują, dużo o tym mówią, podkreślają istnienie dobra/zła, prawdy, kłamstwa itd.) I do momentu kiedy są to słowa, gesty, wskazówki natury ogólnej nikt nie protestuje. Jednak kiedy dotyczą bezpośrednio innych, konkretnych ludzi wedy włącza się oburzenie i agresja. A dlaczego ? Bo to jest postrzegane jako właśnie niekonsekwencja. Po pierwsze, ma miejsce szukanie hipokryzji (oskarżasz, a sam co robisz ?), a jeżeli się jej nie znajdzie, albo niczego nie da się naciągnąć to jest przypieprzanie się do formy. Dobry chrześcijanin nie może ani ludzi oskarżać o zło ktore robią, ani zwracać im uwagi, ani upominać, ani używać klarownych zwrotów. Bo wtedy zaprzecza sam sobie, bo z definicji musi być łagodny i dobrotliwy. A takiej hipokryzji nie zniesiemy, łagodność off, lepszy jest człowiek, który jawnie robi kurewstwa niż Katol, który mu zwraca uwagę, wypisując się słowami z katolicyzmu.
Co jeszcze ciekawsze, srał pies ludzi, którzy pojęcia nie mają czym jest chrześcijaństwo i stosują różnego rodzaju uproszczenia. Ale przecież problem dotyczy różnego spojrzenia samych chrześciajan, Katoli !!!
Wniosek ? Jesteśmy wyznawcami różnych religii, a piszę tu o zbiorze ogólnym, nas Katolików. I nie w naszej mocy jest ocenić kto ma rację. Część z nas ma chociaż postawę jasną i wyrazistą, stosowaną do wszystkich - nie jesteśmy ani dobrotliwi ani łagodni. Niech ci łagodni się zastanowią nad swoją konsekwencją ...
JORGE>
The author has edited this post (w 20.09.2014)
I tu jest klu sprawy. Im mniej będzie cweli, tym bardziej ich się unieszczęśliwi, sfrustruje i skrzywdzi. Obiektywnie pożądany stan rzeczy to w oczach cwela koszmar jak z najgorszego snu.
Spójrzcie na bugodrzan, na takiego kuczyna czy na publicystów gazowni, którzy na forach dyskusyjnych tejże mogą wypowiadać się swobodnie i szczerze, bo nie pod nazwiskiem. Nienawidzę Polski, nienawidzę Polaków-katoli-pedofili-cebulaków-patridiotów, życzę Polsce wszystkiego najgorszego, niech już ruscy albo niemcy wejdą i zrobią porządek i to polskie-katolickie-patridiotyczne bydło wyślą do obozu, do gazu, na Syberię, na Madagaskar. No sorewicz, z czym tu dyskutować, co tu uświadamiać. Trzeba kopać w dupę, z miłością bliźniego patrzeć czy równo puchnie, i modlić się o to, by od tego kopania i związanej z tym traumy towarzystwu poukładały się klepki w głowach. Od dupy do głowy - taka powinna być kolejność. Taka była kolejność cwelowania i taka powinna być kolejność odcwelowania. I nie ma innej drogi - przynajmniej jeśli chodzi o metody dostępne nam śmiertelnikom.
"Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
Słówko "cwel" brzmi tak bzidko, że aż różne starsze panie (różnej płci i w różnym wieku) dostają globusa po usłyszeniu i solami czeba je cucić. Ale jeśli odpuścimy kryterium estetyczne, to zobaczymy, że jest to określenie dość łagodne i w sumie życzliwe.
Prawdziwa trzęsąca Niebem i Ziemią i otwierająca czeluście Piekieł obelga wobec Polaków padła dopiero przed chwilą. Ponieważ Szatan uwielbia przebierać słowa, nadal jej miłą pluszową formę, tym samym słówkiem określimy słodkiego ruszającego noskiem króliczka. Ale my na treść patrzymy, nie na formę.
Co znaczy nazwanie człowieka szarakiem? To, że jest i pewnie zawsze będzie bytem niższego rzędu. Jego dusza niesmiertelna jest niższej jakości i nie posiada zdolności odróżniania Dobra od Zła. Zawsze zrobi to, co jakiś TVN mu powie i nigdy nie będzie mieć winy, bo jest przecież istotą niższego rzędu. Może w ogóle nie ma duszy niesmiertelnej.
Cwel to ciągle człowiek, szarak to już zwierzę.
The author has edited this post (w 20.09.2014)
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Rafale, nazwanie człowieka szarakiem jest dla mnie straszną obelgą i nie ma żadnego znaczenia, że zajączek-szaraczek tak słodko rusza noskiem.
Jest prawdą, że jeden człowiek jest wyższy a drugi niższy, że jeden umie naprawić kran a drugi nie umie, ale pod jednym względem wszyscy są równi - w darze odróżniania dobra i zła. Za to zostaniemy osądzeni.
A w Polsce nie ma sporu między socjalistami i liberałami, w którym zawodowy ekonomista mógły mieć jakąś przewagę nad hydraulikiem, w Polsce jest spór między diablami w ludzkich skórach a ludźmi nawet i grzesznymi ale ciągle nie reprezentującymi sobą wcielonego zła.
Szarakiem może być zając ale nie człowiek.
Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Nie ma lepszego określenia na takie osoby niż cwel. Z przyczyn, o których pisałem powyżej. Można oczywiście bawić się w eufemizmy, nazywać ich szarakami, oszukanymi, zbłąkanymi owieczkami (z tymi ostatnimi mają tyle wspólnego, że jak co do czego dojdzie, sterujący nimi będą wysyłać ich na rzeź - inna sprawa czy próba będzie udana). Można, aczkolwiek oprócz poprawy samopoczucia rzeczonych cweli nie bardzo wiem co miałoby to osiągnąć. Przy czym nawet poprawa samopoczucia cwela nie będzie tak mocna i tak trwała jak świadomość, że właśnie przecwelowano szeregi nowych osób. Nazywanie cwela cwelem może natomiast uchronić przynajmniej część z tych nowych osób przed przecwelowaniem, co samo w sobie już jest rezultatem pożądanym.
"Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
“It is not necessary to understand things in order to argue about them.”
“I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”